Liczba wyświetleń: 1066
Jeśli ktoś jeszcze nie miał okazji słyszeć gorącej informacji, Rupert Murdoch, właściciel News Corp, korporacja, w skład której wchodzą takie tytuły jak The Sun, New York Post czy The Time, postanowił zakręcić kurek z darmowymi informacjami w sieci. Oczywiście mowa tutaj o zakręcaniu kurka tam, gdzie jest w stanie to zrobić, tj. na swoich stronach. Murdoch twierdzi, iż czas darmowego dostępu do informacji w internecie się skończył, dziennikarstwo nie jest tanie i jeśli czytelnicy chcą robić to co dotychczas, znaczy się czytać, muszą płacić. Murdoch idzie jednak dalej, przepowiadając wielki sukces swojego nowego modelu biznesowego i oznajmiając, iż inne korporacje pójdą w jego ślady oraz, że wkrótce nie będzie w sieci darmowej treści. Cóż… temu panu już podziękujemy.
Murdoch to osiemdziesiącioletni staruszek i nikt mi nie wmówi, że doskonale orientuje się on w funkcjonowanie internetu. Faktycznie, jest właścicielem wielu popularnych stron internetowych (w tym serwisu MySpace), lecz nie znaczy to, iż na sieci się zna – raczej ma smykałkę do interesów i wie, co kupować, by mieć z tego zyski. Ale jednak nie przewidział kryzysu, ludzie zaczęli oszczędzać i jego wielka korporacja zaczęła tracić wielkie pieniądze. Ergo, dziurę budżetową trzeba załatać – a jak? Oczywiście z naszych kieszeni. Niesamowite, manipulują ludźmi i jeszcze chcą brać za to pieniądze.
Gwoli ścisłości – w internecie od wielu lat funkcjonuje model subskrypcji i kont “premium” – użytkownicy płacą, by mieć dostęp do unikalnych treści czy dodatkowych funkcji. Systemy te funkcjonują na Flickerze czy w takiej sieci jak Envato Tuts+, funkcjonują też na małych blogach czy stronach o grach komputerowych. Sęk jednak w sformułowaniu: “unikalna treść.” Unikalne funkcje są oczywiście unikalne, unikalne poradniki z dodatkowymi plikami do ściągnięcia są unikalne, ale aktualności polityczne? To już niestety nie jest unikalna treść.
Tutaj sytuacja jest prosta – Murdoch wprowadza opłaty, 90% jego czytelników go wyśmiewa i przenosi się na inne serwisy, które są darmowe. Na tych ruch się zwiększa, tym samym zwiększa się dochód z reklam. Mijają dwa lata, papier elektroniczny staje się ogólnie dostępny, wiekszość obywateli posiada czytniki, korporacje utrzymujące się z reklam przestają wydawać drogie i niepotrzebne edycje papierowe, skupiają się na udostępnianiu jedynie wersji on-line swojej “gazety”, umożliwiając jej ściągnięcie za 10 centów sztuka (albo nawet za darmo), redakcje mają pieniądze, czytelnicy super tanią lub nawet darmową treść, a ekolodzy świadomość, iż mniej drzew się ścina. Spekulacja? Być może, ale z aktualnego punktu widzenia taka przyszłość jest wysoce prawdopodobna.
Nawet serwisy niszowe mogą strzelić sobie w głowę (już nawet nie w nogę) jeśli wprowadzą opłaty za dostep do treści, ponieważ czytelnicy takich stron są mniej skłonni do płacenia za to, co ich interesuje. Najlepiej na tym wyjdą właściciele serwisów, którzy będą zarabiać jedynie na reklamach (a do tego wprowadzą oryginalne modele biznesowe, ot choćby sekcję premium czy sklepiki online). Co więcej, ruch na tego typu stronach nawet się zwiększy wraz z popularyzacją czytników opartych o technologię papieru elektronicznego (czy choćby początkowo dzięki tabletom od Apple czy dzięki CrunchPadowi).
Oczywiście nie jestem fanatycznie nastawiony do darmowości – uważam, że pewne treści powinny być dostępne jedynie za opłatą, ot choćby wszelkie pliki do ściągnięcia (wchodzą tutaj w grę koszty utrzymania serwera), treści profesjonalne takie jak najnowsze dane z giełdy, aktualizowane co kilkanaście sekund, czy po prostu naprawdę unikalne treści, których stworzenie wymagało wielkich nakładów pracy. Należy jednak znać umiar, z tego względu jestem właśnie wielkim zwolennikiem sekcji premium, kiedy to właściciel strony potrafi znaleźć złoty środek między treścią darmową, a treścia płatną.
Niestety, fakt faktem pozostaje, wymaganie płacenia za treści, do których dostęp mogę uzyskać za darmo na stronie konkurencyjnej jest popełnianiem samobójstwa. Płacenie 10 dolarów miesięcznie za możliwość przeczytania z kim ostatnio przespała się Paris Hilton czy delektowanie się informacjami na temat głupoty polityków jest według mojej skromnej opinii największą pomyłką od czasu powstania internetu. W czasach domeny publicznej, Creative Commons i Open Source porywać się na obowiązkowe płatności w sieci jest niczym walka z wiatrakami – można walczyć, ale się nie wygra.
Lecz popatrzmy na sytuację z drugiej strony – jeśli dostęp do informacji polityczno-gospodarczo-społecznych stanie się płatny (bo w płatne treści niszowe nie uwierzę), wielu ludzi wyleczy się z uzależenienia od dostepu do informacji. W sumie więc wyjdzie nam to na dobre… W gruncie rzeczy całość sytuacji bardziej wygląda mi na próbę wywołania sztucznego zamieszania wokół przedsięwzięć Murdocha – w czasach kryzysu nie ma nic lepszego, niż darmowa reklama i trzeba przyznać, że ta Murdochowi się naprawdę udała. Szum na temat jego płatnych planów dotarł w każdy zakamarek internetu. Nawet jeśli pomysł płatnego dostępu do “plotek” na dłuższą metę się nie sprawdzi, to zyski News Corp w ogólnym rozrachunku podskoczą w górę – zawsze bowiem znajdą się ludzie, którzy będą gotowi zapłacić tylko po to, by poczuć, że należą do “elity, którą stać”…
Autor: Nathan
Źródło: Dziennikarstwo Obywatelskie
Na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Użycie niekomercyjne – Na tych samych warunkach 2.5 Polska
A są tacy głupi ludzie, którzy nie widzą problemu w tym, że media są w prywatnych rękach, bo jak mówią – media to biznes jak każdy inny. Oczywiście media państwowe to nie ideał i też można im wiele zarzucić, ale jakaś tam społeczna kontrola chociaż teoretyczna jest. Może tacy ludzie nie widzą problemu, ale śmiać mi się chcę jak później powtarzają każdą bzdet wyczytany w byle gazetce czy wysłuchany w debilnej rozgłośni. Niestety takich ludzi jest większość, a skoro to większość tworzy normalność więc biada nienormalnym – świadomym oszołomom.
niech poblokują i zrobią płatne – mniej śmiecia będzie dostępnego!!!!