Świat bez yeti

Opublikowano: 12.10.2007 | Kategorie: Nauka i technika

Liczba wyświetleń: 720

Najzupełniej przypadkowo na jednym z portali internetowych znalazłem krótką wzmiankę. Wynikało z niej, że po latach domysłów i podejrzeń, snucia teorii i tworzenia hipotez, ścierania się przeróżnych opinii – rozwiązano zagadkę yeti. Dokonał tego japoński himalaista, który ponad dekadę swego życia poświęcił na wyjaśnienie, kim jest ów tajemniczy stwór.

Piękna sprawa – powie ktoś. Już nie musimy się domyślać, teraz wreszcie wiemy. To nie byle co, bowiem pierwsze wzmianki o yeti pojawiły się w XIX wieku, a popularność owego stworzenia wzrosła gwałtownie w latach pięćdziesiątych wieku następnego, gdy na jednym z himalajskich lodowców odkryto ślady wielkich stóp. Wtedy to nabrała mocy legenda o tajemniczym śnieżnym człowieku, który zamieszkuje odległe partie gór, z dala od swych cywilizowanych braci. Mnożyły się doniesienia świadków, ten i ów widział ponoć, jak yeti znika w śnieżno-lodowych pustkowiach, inny tylko słyszał o nim od starych mieszkańców okolicy – „kiedyś, panie, to yeti często można było spotkać, nie to co teraz”.

Ale konkretów było mało – a nasza cywilizacja bez konkretów się nie obejdzie. Chciałaby takiego yeti zobaczyć, zmierzyć, zważyć, zrobić mu fotografię en face i z profilu, pobrać odciski palców, prześwietlić promieniami rentgenowskimi, umieścić w izolatce, podać zestaw odżywek i witamin, a następnie obserwować, jak osobnik rośnie tudzież maleje. A to dopiero początek – później byłyby kongresy naukowe o yeti, dziennikarskie dywagacje („Co yeti sądzi o wojnie w Iraku?”), muzea i szkolne wycieczki. Tymczasem yeti ani myślał się ujawnić. Przez wiele lat sprytnie unikał kontaktu z ludźmi, kpiąc w żywe oczy z naszej ciekawskiej cywilizacji. Pozostał bliżej nieokreślonym zwierzoczłekoupiorem, że pozwolę sobie zapożyczyć termin od Tadeusza Konwickiego.

Dopiero dzielny Japończyk przerwał ten marazm w dziedzinie naukowych po(d)stępów. Zbadał, sprawdził, zasięgnął języka, pomyszkował po górach – i wyszło mu, że yeti to po prostu niedźwiedź. To nie pomyłka: najzwyklejszy w świecie niedźwiedź. Żaden tam śnieżny człowiek, żaden stwór dziwaczny, lecz poczciwy miś, znany światowej nauce od dawien dawna, opisany w tysiącach rozpraw. Jak stwierdził wścibski Japończyk, słówko yeti to fonetyczna deformacja tybetańskiego określenia meti, oznaczającego niedźwiedzia brunatnego. W dodatku w chacie pewnego Szerpy natknął się nasz badacz na zasuszone łapy i głowę owego meti, zachowane jako talizman – nie muszę już dodawać, że były to szczątki zwykłego niedźwiedzia.

Choć w tym miejscu historia mogłaby się skończyć, to dla mnie nie jest to takie proste. Albowiem „skończyły się żarty, a zaczęły się schody” – jak mawiał generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski (wieloletni adiutant marszałka Piłsudskiego) opuszczając nad ranem warszawski lokal restauracyjno-rozrywkowy „Adria”. Powiem krótko i bez zbędnych ceregieli: szkoda mi yeti. Szkoda mi kolejnego ubytku w zbiorowej wyobraźni, szkoda aury tajemnicy związanej z tym – pardon – niedźwiedziem. Gdy jedni mówią o triumfie nauki i myślenia racjonalnego, ja żałuję, iż padł kolejny bastion przyrodniczej tajemnicy. Wydarto Naturze następny sekret i rozmieniono go na drobne – zamiast owianego legendą śnieżnego człowieka mamy już tylko zwykłego niedźwiedzia, po łacinie Ursus arctos. Mędrca szkiełko i oko znów góruje nad ciemnotą, zabobonem i gminną fantazją.

Już niedługo nie ostanie się ani jeden nierozpoznany gatunek, ani jeden skrawek lądu nienaznaczony stopą badacza. Wszystko pomierzą, wyliczą, sklasyfikują i nadadzą łacińskie nazwy. Opublikują monografie, utworzą katedry i instytuty, będą się doktoryzować i habilitować. I jak to bywa w przypowieściach z happy endem, wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie. W sterylnej, jałowej i nudnej jak flaki z olejem gablotce, zwanej cywilizacją naukowo-techniczną.

I tylko yeti żal…

Autor: Remigiusz Okraska
Źródło drukowane: „Dzikie Życie” nr 12/2003
Źródło internetowe: Obywatel

image_pdfimage_print

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.