G-20 na drzewo!

Opublikowano: 28.12.2008 | Kategorie: Gospodarka

Liczba wyświetleń: 603

Doroczne spotkania w klubie krajów bogatych, zainaugurowane 34 lata temu, są już anachroniczne. Klub stał się za ciasny, zbyt zachodni, za bogaty. Początkowo Azję reprezentowała tylko Japonia, która na ogół milczała; Ameryki Łacińskiej i Afryki w ogóle tam nie było. Później przyszły: upadek murów, rozchwianie świata, globalna wioska, dialog kultur. G5 z 1975 r. w rok później, wraz z przystąpieniem Włoch i Kanady, stała się G7, a po przystąpieniu Rosji, co nastąpiło w 1997 r. – G8. W 1999 r., a więc na długo przed przypisaniem sobie przez Nicolasa Sarkozy’ego zasługi wylansowania wszelkich innowacji w skali planetarnej, przekształciła się w G20.

Wraz z przystąpieniem Brazylii, Argentyny, Republiki Południowej Afryki, Indii oraz Chin G20 – tak zapewniano – miała wywrócić do góry nogami stoczony przez robaki ład międzynarodowy, udzielić głosu krajom Południa, przypieczętować upadek „konsensu waszyngtońskiego”. W listopadzie 2008 r. wydawało się, że nadeszła wymarzona okazja, aby tak się stało. Czyż krach finansowy i kryzys gospodarczy to nie okazja, aby wszystko zacząć od nowa w polifonii nowego świata?

Tymczasem okazuje się, że oderwana od ruchów społecznych G20 maskuje stare stosunki władzy i zastępuje zużytych administratorów żwawszymi udziałowcami. Jeśli chodzi o marszrutę… „W naszych pracach będziemy kierowali się”, zapowiadają państwa G20, „wspólnym przeświadczeniem, że zasady rynku, otwartych gospodarek i prawidłowo regulowanych rynków finansowych sprzyjają dynamizmowi, innowacji i duchowi przedsiębiorczości, nieodzownym do wzrostu gospodarczego, wzrostu zatrudnienia i redukcji ubóstwa.” Nie grzesząc brakiem tupetu, w komunikacie stwierdza się, że „przestrzeganie takich zasad pozwoliło milionom osób wyjść z ubóstwa i znacznie podnieść stopę życiową na świecie”. Innymi słowy, wybrana 30 lat temu strategia była dobra, a bardziej „prawidłowa” regulacja rynków finansowych pozwoli zażegnać obecny kryzys – banalny wypadek przy pracy. Pogratulujmy tu zdolności do poświęceń Argentynie, bo przecież świeże jeszcze blizny na jej ciele dobitnie świadczą o szkodliwości neoliberalnego brewiarza, który właśnie sygnowała.

Dwa miesiące po krachu na Wall Street, w tej deklaracji G20, będącej mieszanką banałów i galimatiasu słownego, ale również powtórką z dogmatów, próżno byłoby szukać jakiegokolwiek zakwestionowania nieegalitarnej polityki – i instytucji finansowych, które na przykład zachęcały dziesiątki milionów osób do zadłużania się z powodu nieustannego spadku ich dochodów.

Nie ma tam również ani słowa o rajach podatkowych – chyba że jak przed nożem gilotyny spadającym na kark mają one drżeć ze strachu słysząc zapowiedzi, że przestudiuje się kroki zmierzające do „ochrony światowego systemu finansowego przed niechętnymi do współpracy i nieprzejrzystymi jurysdykcjami, w których istnieje ryzyko nielegalnej działalności finansowej”… Jeśli chodzi o fundusze spekulacyjne, to ich amatorzy też powinni drżeć ze strachu, ponieważ państwa G20 obiecały sobie „zaostrzyć swoje wymogi przejrzystości kompleksowych produktów finansowych”. Jakże jednak G20 mogłaby wskazać winnych, gdy najważniejsi z nich nadal redagują komunikaty tej grupy?

Rzecz jasna, „nowego Bretton Woods” nie da się zmajstrować w parę tygodni; pierwotne porozumienie, zawarte w 1944 r., przygotowywano ponad dwa lata. Lecz zaimprowizowany charakter tego spotkania, dublowany przez zmianę warty w Waszyngtonie, wszystkiego nie wyjaśnia, bo G20 potrafiła jasno się wyrazić: „Podkreślamy, jak żywotne jest odrzucenie protekcjonizmu. (…) W ciągu dwunastu miesięcy powstrzymamy się od wznoszenia nowych barier przed inwestycjami i handlem dobrami i usługami. (…) W tym roku postaramy się dojść do porozumienia w sprawie zakończenia Doha Development Agency”, czyli rundy negocjacji handlowych zapoczątkowanej w 2001 r. w stolicy Kataru, „w taki sposób, aby przyniosła ona ambitne i zrównoważone rezultaty”. Poręczenie wolnego handlu i globalizacji finansowej przez rządy państw, które zamieszkuje 65% ludności świata, byłoby nader osobliwym – i z pewnością prowizorycznym… – wnioskiem wynikającym z obecnej zawieruchy gospodarczej.

Autor: Serge Halimi
Tłumaczenie: Zbigniew M. Kowalewski
Źródło: „Le Monde diplomatique” nr 12 (34) 2008

image_pdfimage_print

TAGI:

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć „Wolne Media” finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji „Wolnych Mediów”. Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.