Życie za kratami – 3

W sumie mało kto zdaje sobie sprawę z absurdalności mojego położenia. A ono jest przecież ilustracją atmosfery politycznej w Polsce, jest ewidentnym rezultatem polityki nienawiści i podżegania do wojny konsekwentnie prowadzonej przez polskie władze.

Jednym z jej elementów jest szpiegomania, powszechna teoria spiskowa mówiąca o tym, że wszelkie porażki i niepowodzenia to skutek gry wrogich, obcych służb specjalnych.

Wyobrażanych wrogów polskie elity mają wielu, ale jednoznacznie pierwsze miejsce wśród nich zajmuje Rosja.

A to oznacza, że każdy, kto ma jakikolwiek kontakt z obywatelami rosyjskimi jest „w kręgu podejrzeń”. Za kontakty i współpracę z rosyjskimi politykami, politologami, dziennikarzami, organizacjami pozarządowymi grozi już więzienie, jak pokazuje mój przykład.

Ignorując wszelkie fakty, lekceważąc metodę naukową i elementarną logikę, doktryna polskiej rusofobii zakłada, że w Rosji tak naprawdę wszyscy związani są ze specsłużbami.

Zdaniem rządzących i obsługujących ich fobie „ekspertów”, koronnym dowodem tezy, ze Federacja Rosyjska to państwo służb jest biografia i przeszłość Władimira Putina. Skoro sam prezydent to służby, również jego administracja musi mieć, według nich, te same korzenie.

Sprawujące w Polsce władze środowiska idą dalej w odmęty paranoi: dla nich w Rosji nie ma partii politycznych i polityków, mediów i dziennikarzy, instytutów badawczych i naukowców, firm i biznesmenów, wydawnictw i pisarzy, agencji reklamowych i specjalistów PR — to wszystko są specsłużby. Każdy obywatel Federacji Rosyjskiej to potencjalny, prawdopodobny agent lub współpracownik służb.

Każdy obywatel Polski — utrzymujący kontakt i współpracujący z rosyjskimi osobami prawnymi i fizycznymi — to najpewniej szpieg. Efektem tej paranoi ma być zerwanie wszelkich relacji z Rosją i Rosjanami — politycznych, gospodarczych, społecznych, naukowych, kulturalnych.

To z kolei ma przygotować grunt do wojny, o której w swej chorej wyobraźni marzą i fantazjują polscy rusofobowie.

Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy zdają sobie oni sprawę z bycia pożytecznymi idiotami i propagandowym mięsem armatnim w konfrontacji Waszyngtonu z Moskwą. Ich stan umysłu niedawno znowu bardzo trafnie opisał prof. Bronisław Łagowski (cytuję z pamięci): „Amerykanie podciągają swoją broń bliżej Rosji, a rządzący Polską głoszą, że to oni podciągają Amerykanów. Zauważyłem u młodszych ode mnie i całkiem młodych, że jeśli o tym myślą, to z nutą nadziei, że doczekają, iż to na polskiej ziemi w części odbędzie się ta nowa, wspaniała wojna. W takim duchu są wychowani przez państwo”. Nic dodać, nic ująć.

Polscy tropiciele rosyjskich służb nie zauważają, że prawdopodobnie państwem, gdzie te służby najbardziej chyba przenikają się z sektorem cywilnym są uwielbiane przez nich Stany Zjednoczone.

Mike Pompeo —z szefa CIA na szefa Departamentu Stanu, byli prezydenci — wysoko postawieni oficerowie specsłużb, Frank Carlucci — wiceszef CIA, a później w zarządzie organizacji pozarządowej Freedom House. To tylko kilka przykładów. Polscy szpiegomani są też ślepi na sytuacje we własnym kraju.

Polityk Prawa i Sprawiedliwości Bogdan Święczkowski był szefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Dziś jest szefem Prokuratury Krajowej, tej, która przetrzymuje mnie od dwóch lat w więzieniu.

Media donoszą zaś, ze koordynatorem najważniejszych polskich polityków, częstym rozmówcą premiera i szefa partii rządzącej jest związany z wywiadem brytyjskim i izraelskim tajemniczy Jonny Daniels.

Aż chciałoby się w tej sytuacji zapytać: a może to właśnie w Polsce, a nie w Rosji, rola służb specjalnych, w tym obcych, jest zbyt duża?

Ci którzy zadają takie pytania mogą jednak albo zginąć w tajemniczych okolicznościach (jak Andrzej Lepper), albo trafić za kraty, jak ja.

Taki jest poziom ryzyka dla opozycji antysystemowej w Polsce.

Dużo wyższy od tego, któremu w Rosji poddany jest Nawalny i jemu podobni.

Im grozi najwyżej kilkanaście dni aresztu.

W Polsce siedzieliby w więzieniu.

Autorstwo: Mateusz Piskorski
Źródło: pl.SputnikNews.com