ZNP był przeciw gimnazjom, teraz przeciw ich likwidacji

Opublikowano: 12.10.2016 | Kategorie: Edukacja, Wiadomości z kraju

Liczba wyświetleń: 701

Czy Związek Nauczycielstwa Polskiego (ZNP) zawsze będzie “przeciwko” wszelkim reformom (…)? Warto przypomnieć, że w 1999 roku grono nauczycielskie protestowało wobec planów wprowadzenia gimnazjów. ZNP udało się wówczas zebrać aż 230 tysięcy podpisów przeciwko reformie edukacji. Wydaje się zatem, że gdy rząd ogłosił plan likwidacji gimnazjów ZNP powinien się cieszyć. Nic z tych rzeczy! Grono nauczycielskie znowu wyszło na ulice protestować… Zaiste pokrętna logika.

Wprowadzenie do systemu edukacji gimnazjów (kosztem skróconej o 2 lata szkoły podstawowej oraz skróconej o 1 rok szkoły średniej) okazało się być totalną klapą. Jedyne co udało się tym osiągnąć, to stworzyć pokolenie tzw. “gimbazy”.

Co ciekawe – nauczyciele skupieni w Związku Nauczycielstwa Polskiego (ZNP) zdawali sobie sprawę z zagrożeń, jakie niosła proponowana reforma systemu edukacji. Protestowali na tyle na ile mogli. Organizowali manifestacje uliczne, zbierali podpisy (udało się ich zebrać 230 tys.), a nawet przez moment okupowali budynek Ministerstwa Edukacji Narodowej. Ich sprzeciw ostatecznie nie został jednak wysłuchany, a reformę wprowadzającą gimnazja przeforsowano.

Obecny rząd chce przywrócić stan sprzed reformy, tj. szkoły podstawowe znowu mają być 8-letnie, a szkoły średnie 4-letnie. Gimnazja mają być zlikwidowane. Spełnione będą zatem postulaty ZNP. Co jednak robią nauczyciele? Zaciekle protestują! (…)

Źródło: Niewygodne.info.pl


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

6 komentarzy

  1. MichalR 12.10.2016 10:16

    Zrzucanie winy na gimnazja za stan pokolenia gimbazy jest według mnie szukaniem kozła ofiarnego. Gimbaza to tak naprawdę pierwsze pokolenie Internetu. Jeśli mam wybierać co przyczyniło się w większym stopniu na rozwój młodego pokolenia – Internet, czy to że z jednej szkoły poszli do innej, to chyba jednak wybrałbym Internet.

  2. Pires 12.10.2016 13:33

    Kiedyś protestowali nauczyciele, a nie etatowe głąby zatrudniani na ich stanowiska. Za czasów mojej edukacji nauczyciele posiadali wiedzę i papier, a teraz jest trochę inaczej. Często są to baaardzo młodzi ludzie, niewiele starsi od swoich uczniów, którzy mają tylko papier! We łbie pusto niestety. Wiadomo, że chodzi o strach przed utratą pracy jak napisano wyżej więc nie ma się co przejmować. Powrót do starego modelu uważam za dobrą zmianę. Myślę, że sam fakt mieszania uczniów co 3 lata jest złym pomysłem bo część uwagi ucznia poświęcana jest na poznanie nowych osób i integrację klasy zamiast na naukę. Nie od dziś wiadomo, że nauka jest o wiele prostsza gdy jesteśmy wyluzowani, a w obcym otoczeniu ciężej jest się skupić.

  3. MichalR 12.10.2016 14:11

    @Pires

    Skończyłem studia nauczycielskie i przyznam, że 70% absolwentów tych studiów nie nadawała się do zawodu – w ogóle. Nie wiem co oni tam robili. Brak polotu, czy zdolności adaptacyjnych. Materiał oczywiście dla nikogo nie był trudny, bo dziwnym by było żeby na studia matematyczne szedł ktoś kto nie rozumie materiału z matury rozszerzonej. Problem oczywiście pojawiał się z matematyką wyższą, ale przecież dla nauczyciela ona co najwyżej jest narzędziem dzięki którym on sam wie że nie pieprzy farmazonów tylko na prawdę wie jak i dlaczego jest jak jest.

    Jednak jak się okazuje problemem nie jest to że 70% absolwentów nie nadaje się do przekazywania wiedzy. Dlaczego? Bo o ile oni tylko nie mają znajomości, to nie mają też szans na zdobycie pracy. Najważniejsze przy zatrudnianiu nauczycieli jest nie to jakie studia skończyli tylko co robili poza studiami. Praca w stowarzyszeniach pozarządowych, prowadzenie zajęć w domach kultury, członkostwo w kołach studenckich, wolontariaty w szkołach. Wszystko to co pokazuje, że nauczyciel ma prace społeczne we krwi. Ci którzy nie mieli czym się pochwalić poszli nie dostali pracy w szkole. Mimo że nauczyciel zarabia słabo, to jednak odsiew po studiach na szczęście jest bardzo duży.

    To dlatego kiedy z uniwersytetu trafia się do pokoju nauczycielskiego ma się wrażenie, że trafiło się pośród ludzi, których co najmniej połowa żyje z pasją i w znacznym stopniu dla swoich wychowanków. To co zabija w nauczycielach pasję, to rodzice mający w nosie własne dzieci ale mający wymagania względem szkoły i rodzice którzy są rozczarowani tym że nauczyciel równa poziom do najsłabszych.

    Według mnie w szkole (począwszy od podstawowej) powinien powstać podział na klasy o poziomie podstawowym i ogólnym rozszerzonym. To byłaby recepta na wiele bolączek systemu edukacji. Jeśli dzieci chcące się uczyć trafiałyby do klasy z materiałem rozszerzonym, to nikt nie musiałby nikogo drastycznie zaniedbywać. Jednocześnie całe przepychanie uczniów z klasy do klasy na niezasłużonych dwujach nadal możliwe byłoby w klasie bez rozszerzenia. Nawet jeśli takie rozwiązanie nie miałoby być obowiązkowym, to wystarczyłoby żeby było opcjonalnym rozwiązaniem dla dyrektorów szkół.

  4. Aida 12.10.2016 20:18

    To ja może podam przykład jak to jest z nauczycielami obecnie. Syn jest teraz w II klasie szkoły podstawowej. Do szkoły poszedł jako 6-latek. Nie mógł usiedzieć na lekcjach, ciągle rozpraszał się. Nie tylko on miał ten problem inne dzieci również. Wychowawczyni stwierdziła, że pół roku jej zajęło, żeby jakoś okiełznać klasę.

  5. Aida 12.10.2016 20:30

    cd.
    Jest w drugiej klasie, zmieniła się nauczycielka, powinno być tylko lepiej…
    Ale nie jest, dziecko przechodzi notoryczne kryzysy, nie pracuje na lekcjach, nie zdąża przepisać z tablicy, nie rozumie poleceń, nie czyta płynnie. Nadal się rozprasza, obraża, nie pracuje, kary, nagrody nic nie pomagają. Jedynym sposobem wychowawczyni, by coś z dzieckiem zrobić, by nie przeszkadzało i pracowało jest pójście z nim do poradni psych.-pedagog. Połowa klasy dostała wnioski do poradni…
    I teraz pytanie czy nauczyciel nie potrafi sobie poradzić z dziećmi, czy problem jest w dzieciach? Mam wrażenie, że nauczyciel idzie po najmniejszej linii oporu i odsyła wszystkie niepokorne dzieci z rodzicami do poradni. Żaden nauczyciel syna nie radzi sobie z dziećmi, ani wychowawca, ani nauczycielka od ang. Wszyscy uważają, że dzieci nie uważają itd.
    To w sumie moje podsumowanie umiejętności i predyspozycji nauczycieli w dzisiejszym systemie edukacji.

  6. Wujek Polonii 14.10.2016 01:11

    MichalR

    Opiszę pewną sytuację, moim zdaniem komiczną, która ukarze pewien poziom kandydatów na nauczycieli przyszłych pokoleń.
    Pierwszy rok filologii polskiej. Stan osobowy rocznika 70 (na 50 wolnych miejsc), tylko 10 mężczyzn. 30 osób z pierwszego naboru.
    Na początkowym wykładzie z literatury powszechnej, pewien dowcipny wykładowca (jeden z najlepszych jakich poznałem), podał listę lektur z większości przedmiotów i ogłosił:
    “Jest tego tyle, że trzeba czytać 700 stron dziennie, przez 9 miesięcy, aby przeczytać wszystko!”
    Na sali konsternacja. Po chwili słychać jęki, żale i prawie płacze.
    “Jak to? Tak nie można! To niemożliwe!”
    A wystarczyło wziąć tylko listę i rzucić na nią okiem. Każdy szanujący się student filologii polskiej kocha czytać. W moim przypadku ponad 75% lektur było już przeczytanych. Pozostali koledzy nie byli wcale gorsi.
    Do pierwszej sesji podeszło 55 osób, kończyło rok 46, po trzecim roku zostało 34 osoby. Magisterskie studia uzupełniające podjęło 18.

    Na całej uczelni (wtedy jeszcze WSP), tylko jeden kierunek miał przewagę płci “silniejszej i brzydszej”, tj. historia. Nawet na pedagogice i resocjalizacji kobiet było ciut więcej. Wszędzie przewaga niewiast. To od dawna już tendencja utrwalona. Wśród nauczycieli jest bardzo mały odsetek mężczyzn. Albo inaczej. Im wyższy poziom nauczania, tym więcej mężczyzn. I tylko seminaria duchowne są zdominowane przez facetów.
    Nie, no dobra. Jeżeli jeszcze są jakieś uczelnie o profilu górniczym, może hutniczym, to pewnie mają większość mężczyzn.

    Miałem przyjemność poznać aż trzy roczniki filologii polskiej. Ten pierwszy już po części opisałem. Dodam, że sześć osób na pewno podjęło pracę w szkołach, o reszcie nie wiem.
    Kolejny rocznik, który miałem okazję poznać, miał na stanie początkowo tylko trzech męskich przedstawicieli, a ja zostałem czwartym. Za to było na nim najwięcej pasjonatek. Żyły literaturą. Coś wspaniałego. Nie było nudy za grosz, na chwilę, bez celu. Nie mam pojęcia, która z nich została nauczycielką.
    Następny zaś zrzut z pierwszego rocznika, to pełne nieporozumienie. Większość tych osób nie powinna być nawet abiturientami. Co ciekawe, w tamtym roku zrobiono nabór na nowy kierunek, zupełny odjazd. Nie chcę skłamać, ale o ile pamiętam, chodziło o kulturę fizyczną i filozofię- razem. Głowy nie dam, ale było tam chyba najwięcej facetów w historii uczelni. Totalny odlot. Same subkultury- z przewagą punków. Kobiety- same “dzieci kwiaty”. Ciekawe towarzystwo! Dziś pewnie “elita” lewicy.

    Ta uczelnia, to była tak naprawdę kuźnia kadr i charakterów. Fabryka papierków i cierpiętników.
    A gdy podwoje na weekend otwierały się dla zaocznych- przyszłych magistrów, w całości nauczycieli po licencjatach- to był to burdel na sprężynach. Dwie (w porywach trzy), knajpy studenckie w akademikach, przez weekend robiły dwa tzw. robocze tygodnie. I wiem o czym mówię, bo przez dwa lata byłem “rezydentem” w akademiku i co weekend, dysponowałem 95% kluczy do wolnych pokoi. Oddasz klucze portierowi, domeldują ci na piątek i sobotę jakiś obcych ludzi. I zawsze są problemy. Co może zginąć u biednych studentów? Chyba tylko książka z biblioteki. Za to syf, zawsze jest renomą. U mnie można było zarobić 80 zł. za weekend (pokój dwuosobowy). O ile znalazłem chętnych. Prawdę pisząc, nigdy nie było problemu. Często odstępowałem nawet swoje lokum, a sam szedłem waletować u jakiejś panny. Zasady były jasne: otrzymujesz pokój i w takim samym stanie oddajesz. Nikt nie robił problemów. Też miałem renomę.
    Doszło do tego, że taki Roman miał darmowe noclegi, w zamian za swoje “złote rączki”. Ale było zdziwienie, gdy prysznic zaczął dobrze działać, gdy kibel przestał przeciekać, a raz to nawet pomogłem wytapetować pokój (zakochał się Romek).
    To były czasy!
    Niezapomniane cztery lata życia.
    Wiem, że uczelnia (sic!), na której miałem okazję pobierać nauki, to żaden poziom (sic!).
    Miałem nauczycieli w podstawówce, którzy byli jej absolwentami. Dobrzy nauczyciele. Znam takich studentów tejże WSP, którzy, jestem przekonany, zasługują, aby nazwać ich nauczycielami następnych pokoleń. Niestety to wyjątki potwierdzający co trzeba.

    Wracając do meritum. W Polsce za mało jest dyscypliny w szkołach. A raczej jej nie ma w szkołach publicznych.

    Dyskutuje się o słuszności koncepcji szkół gimnazjalnych, kobiety nauczycielki wychodzą na ulicę protestować, bo boją się o pracę. Ok?

    Nie! Nic się nie zmienia. To ci sami nauczyciele będą prowadzić lekcje. Nie ma żadnej reformy. To tylko szminka na ryju świni.
    Skończmy z tym pseudo-lewackim sztandarowym hasłem, że wykształcenie jest darmowe, sponsorowane przez państwo. Wprowadźmy prawdziwe socjalistyczne przesłanie: wolność i równość w edukacji. Do pełnoletności. Chcesz zdać maturę? Zapłać. Swoimi, pierwszymi zarobionymi pieniędzmi. Autentyczne zadanie: udowodnij, że nie jesteś darmozjadem i potrafisz zarabiać. Prawdziwy egzamin dojrzałości.
    Studia? Płatne w 100%. Płatnicy: studenci, rodzina studentów, samorządy lokalne (jako stypendia dla biednych, choć uzdolnionych).
    Pamiętam, był taki serial “Przystanek Alaska” i tam w pierwszych odcinkach mówiono wyraźnie: samorząd opłacił edukację lekarza żyda, bo wiedzieli, ze dobrze inwestują. O ile pamiętam, to cztery lata musiał odpracować. Ba! Opłacali mu gabinet, auto i mieszkanie.
    Koś sprzedał nam model poprawnego zarządzania pewną tkanką społeczną, a my, do dziś, nie potrafimy znaleźć porządnego lekarza rodzinnego. Nauka poszła w pizdu.

    Jeżeli dalej zdrowa tkanka narodu z “peryferii” polskiej cywilizacji, będzie miała pod górkę (za wszystko trzeba płacić- dojazd 150 km, to nie tramwaj za 5 zł.; akademik bądź stancja kosztuje- mieszkanie u rodziców nie; a o posiłkach nie ma co wspominać), nigdy nie wyzwolimy się z piętna złego pokolenia. To patologia, która przeżarła wszystkie formy państwowości.
    Trzeba zastosować chemioterapię. Wiem, że to koszmarny wydatek, ale coś za coś.
    Wszystko to zaszło za daleko. Bez radykalnych zmian się nie obędzie. A sprzątać, co większość powinna zrozumieć, należy od góry.
    Wiem, znam historię, że każda poważna zmiana, wiąże się z upustem krwi. A to Polacy/Słowianie, są w Europie największymi szafarzami DNA.
    Jak to wszystko się potoczy?
    Wznoszę modły, aby Polacy otrzeźwieli.

    P. S. Nie mam nic do prawdziwych nauczycieli. Jeżeli któryś poczuje się obrażony, to jest cierpiętnikiem i wyjątkiem, na które liczymy (jako naród). I oby więcej takich!
    Czasy “Siłaczki” należy wrócić.

    pOZDRAWIAM niePOPRAWNIE niePOLITYCZNIE

    Tuz z Talii

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.