Znienawidziłem życie… Ofiary reżimu gen. Augusto Pinocheta przerywają milczenie

Opublikowano: 01.05.2007 | Kategorie: Społeczeństwo

Liczba wyświetleń: 1679

Opublikowany pod koniec lat 90-tych raport międzynarodowych psychologów ujawnił, że tysiące pozostawionych przy życiu ofiar reżimu gen. Pinocheta wymagają intensywnej opieki psychiatrycznej oraz podzielenia się wspomnieniami i przeżyciami przede wszystkim z małżonkami i dziećmi.

Wystarczyło, że w listopadzie 1998 Mario Fernandez dostrzegł nagłówek prasowy “Pinochet aresztowany”, a wewnętrzne opory ustąpiły i odważył się mówić głośno o tym, co go spotkało – o biciu, elektrowstrząsach, przypalaniu papierosami i wyniszczającym od środka poczuciu osamotnienia. – Moje ciało kostniało z zimna. Do tego wystąpiła u mnie intensywa reakcja aletgiczna i nie wiedziałem już sam, czy płakać czy śmiać się – wspomina pan Fernandez. – Świadomość, że mogą mnie zabić w każdej następnej minucie uczyniła mnie psychicznym kaleką.

Opublikowany pod koniec lat 90-tych raport międzynarodowych psychologów ujawnił, że tysiące pozostawionych przy życiu ofiar reżimu gen. Pinocheta wymagają intensywnej opieki psychiatrycznej oraz podzielenia się wspomnieniami i przeżyciami przede wszystkim z małżonkami i dziećmi. Pomimo braku oficjalnych danych, ponad 40 000 mieszkańców Chile było torturowanych w okresie dyktatury ge. Augusto Pinocheta, trwającym od zamachu stanu w 1973 roku aż do roku 1990 – od członków partii lewicowych, poprzez związkowców, studentów, po pracowników administracji socjalistycznego prezydenta Salvadora Allende Gossens’a. Niektórych z nich dręczono dla informacji, jakich podejrzewano mogli udzielić, innych zmuszano w ten sposób do emigracji, ale zdecydowaną większość poddawano torturom jedynie w celu zastraszenia, by zapewnić sobie spokój na kolejne lata rządzenia krajem. W budynkach wojskowych i policyjnych zorganizowano specjalne pokoje, gdzie bito, gwałcono, rażono prądem, ogłuszano i oślepiano, odurzano, podtapiano, pozbawiano snu przeciwników ideologicznych, jak nazywano bez zastanowienia każdego niezadowolonego cywila. Wraz z nadejściem 1990 roku, ci wszyscy ludzie odeszli w zapomnienie. Do głosu doszły bowiem rodziny 4000 zaginionych Chilijczyków, których śmierć głośno wypominała odradzająca się lewica. 44-letni dziś pan Fernandez, który w czasach Allende był ślusarzem w fabryce, cierpi dziś na bezsenność, chroniczne bóle głowy i stawów, na skórze zaś pojawiają mu się czerwone plamy, co on sam określa mianem reakcji alergicznej. Ma za sobą cztery próby samobójcze.

Dyktatura upadła, ale po dziś dzień nie oskarżono, ani tym bardziej nie skazano żadnego oprawcy, nie wypłacono żadnych odszkodowań. Po 1990 roku zbyt wielu wojskowych zaangażowanych było w budowę nowego, demokratycznego państwa by poruszać kompromitujący ich wątek. – Tortury na cywilach to mroczna tajemnica mojego kraju, która powoli zaczyna wychodzić na światło dzienne – stwierdza Alfredo Joselyn. Zaś Holt Latelier, historyk pracujący na Uniwersytecie Santiago de Chile zauważa, że Chile nie jest w stanie poradzić sobie z 4000 zaginionych, a co dopiero z 40 000, 70 000 a może i nawet 100 000 żywych ofiar reżimu. – Sam fakt, że nie istnieją żadne oficjalne statystyki już źle o nas świadczy – dodaje. Od momentu aresztowania gen. Pinocheta na wniosek hiszpańskiego sędziego, w prasie zaczęło pojawiać się coraz więcej artykułów na temat torturowania cywili. Nowopowstałe grupy walczące o prawa człowieka odnajdowały ofiary reżimu i zachęcały do współpracy z brytyjskim i hisz-pańskim wymiarem sprawiedliwości. Od tamtej pory liczba torturowanych otrzymujących specjalistyczną pomoc wzrasta trzykrotnie każdego roku. Raport Programu Opieki Zdrowia Psychicznego sponsorowanego przez niektóre kościoły katolickie w Ameryce Południowej ujawnił, że jeszcze 10 lat temu średnia odwiedzających miesięcznie punkty pomocy działające w ramach programu nie przekraczała 60 osób na ośrodek. Dziś liczba ta waha się od 90 do 120 osóbi stale rośnie. W 2000 roku w małej miejscowości Rancagua, jakieś 100 km od Santiago zorganizowano spotkanie 3000 osób, które starciły pracę w czasach dyktatury gen. Pinocheta. Wybrano dwie setki osób chętnych do podróżowania po Chile, dawania świadectwa okrucieństwa reżimu i organizowania pomocy dla ofiar. – To jest jak śnieżna kula, która nabiera rozpędu – mówi Jorge Pantoja, psycholog i dyrektor Programu Opieki Zdrowia Psychicznego.

Viviana Uribe, 48-let-nia bojowniczka o prawa człowieka nie jest dziś w stanie rozpocząć dnia bez tabletek. – Miewam, co prawda wciąż bóle głowy, ale to nic w porównaniu z tym, co przeszłam w latach 80- tych. Co to była za ulga kiedy usłyszałam w radiu o aresztowaniu tego skurwysyna. Pani Uribe była tygodniami na przemian gwałcona i poddawana elektrowstrząsom. Elektrody mocowano jej na powiekach, języku i wargach. Dzięki tabletkom nie ma tików typowych dla ofiar poddawanych torturom z użyciem prądu. Od czterech lat pani Uribe pomaga ofiarom i ich rodzinom odszukać oprawców. Poszukiwania są pracochłonne i nieczęsto kończą się konfrontacją. Tortury zawsze zajmowały odległą drugą pozycję na liście zbrodni reżimu gen. Pinocheta nagłaśnianych w ostatnich latach przez opinię publiczną w Chile. Wkrótce po objęciu władzy w 1990 roku, prezydent Patricio Ayluin powołał komisję do badania zbrodni na ludności cywilnej dokonywanych w okresie dyktatury. Komisja udokumentowała ponad 3000 zaginięć w pierwszym roku działalności. Kwestii tortur nie brano w ogóle pod uwagę, jeśli te nie skończyły się śmiercią. Tysiące ofiar poczyły się opuszczone i oszukane. Powodem takiej polityki było zbyt wolne przechodzenie z systemu autorytarnego na demokratyczny i co się z tym wiązało, stopniowe oddawanie władzy przez administrację gen. Pinocheta, która nie ułatwiała prac komisji. Tortury były wrażliwym tematem z racji większej ilości oficerów biorących w nich udział niż w przypadku “zaginięć”. Kiedy aresztowano przebywającego w Wlk. Brytanii dyktatora, urzędujący prezydent Chile Eduardo Frei za wszelką ceną starał się zablokować ekstradycję generała do Hiszpanii. Popierał go Ricardo Lagos, członek partii socjalistycznej, kandydat na prezydenta koalicji socjalistów i chadecji. Ich postaw wywołała negatywne reakcje wśród ofiar tortur. Rozwój demokracji zaowocował jedynie skromnymi działaniami mającymi pomóc torturowanym powracać do normalnego życia. W tym celu utworzono przy Ministerstwie Zdrowia jednostkę organizacyjną nazwaną Program d.s. Naprawy Zdrowia i Praw Człowieka, zajmującą się ofiarami tortur, byłymi więźniami i rodzinami zaginionych. Od 1991 roku do 1998 roku, 31 102 osoby otrzymały pomoc. Później program załamał się, a kolejne rządy w ramach oszczędności ograniczały jego finanse. 13 zespołów, składających się pierwotnie z lekarza, pielęgniarki, psychologa i pracownika opieki socjalnej dziś stanowią jedynie pielęgniarki i pracownicy socjalni, działając niemalże na zasadach wolontariatu. Zagraniczne źródła finansowania z czasem wyschły w wyniku niechęci współpracy ze strony władz chilijskich. Patrcia Narvaez, pracownik Ministerstwa Zdrowia zauważa, że stale obecni w życiu politycznym ludzie reżimu skutecznie bagatelizują wydarzenia z przeszłości. Prawicowe media milczą, tak jak milczy wiele z żyjących jeszcze ofiar. Ludzie ci czują się w pewien sposób winni faktu, że przeżyli podczas kiedy inni ginęli z rąk wojskowych katów. Ciąży na nich poczucie wstydu, powodowane nieuzasadnionymi podejrzeniami otoczenia, że skoro przeżyli, to zapewne współpracowali. Wraz z aresztowaniem gen. Pinocheta ich niezadowolenie nabrało międzynarodowego wymiaru, a co najważniejsze – ofiarami torur zainteresowały się światowe organizacje walczące o prawa człowieka. Izba Lordów, zgadzając się na ekstradycję dyktatora do Hiszpanii w uzasadnieniu swojej decyzji zaznaczyła, iż proces gen. Pinocheta może dotyczyć jedynie przestępstw na ludności cywilnej dokonanych po 1988 roku, kiedy to Chile ratyfikowało międzynarodową Konwencję zakazującą stosowania tortur. Baltazar Garzon, hiszpański sędzia, który wydał nakaz aresztowania i dążył by proces odbył się w Hiszpanii, formułując zarzuty wiele uwagi poświęcił kwestii tortur. W tym samym czasie, w Chile grupa byłych więżniów politycznych wniosła pozew przeciwko gen. Pinochetowi i jego oficerom zaangażowanym w utrzymanie reżimu. Przygotowując pozew, grupa miała kontakt z 50-oma ofiarami, po miesiącu prac i poszukiwań liczba ta wzrosła do 500. – Aresztowanie Pinocheta stało się swoistym katalizatorem dla naszych działań, zmierzających do wsadzenia oprawców za kratki i wywalczenia odszkodowań. Za czasów reżimu traktowano nas jak odszczepieńców, kryminalistów, odwracały się od nas nasze rodziny. Dziś wracamy do normalności – mówi Raul Reyes, 60-letni księgarz, jeden z autorów pozwu. Mimo zmian, wiele ofiar przyznaje, że wcale nie czują się lepiej. Popadają w alkoholizm, nie pracują, znącają się nad własną rodziną często przez presję otoczenia, które, podejrzliwe izoluje się od byłych więźniów i nie chce ich zatrudniać, doprowadzając ich tym samym do ruiny finansowej. 52 -letni Antonio Ozimica, ofiara tortur, bezrobotny, cierpiący na cyklofrenię, głuchotę i niedowład górnych kończyn opowiada, że przestępstwem jakiego się dopuścił i w wyniku, którego znalazł się w rękach oficerów generała, była praca kasjera w urzędzie wiejskim w Tamuco, wiosce, w której prezydent Allende spędził dziciństwo. Po przewrocie wojskowym, z dnia na dzień stracił pracę, a w noc później żołnierze wyciągnęli go z łóżka i wlekli nagiego za ciężarówką, aż do koszar. Przez sześć dni przesłuchiwano go w wiejskim komisariacie policji. Jego odpowiedzi nie zadoliły jednak prowadzących przesłuchanie. Przez dwa dni trzymano go w całkowitych ciemnościach, by na następne dwa dni zamknąć go w celi tonącej w blasku świecących pod sufitem kilkudziesięciu lamp halogenowych. Kolejne dwa dni wisiał metr nad ziemią przywiązany za nadgarstki, w rezultacie czego stracił czucie w rękach, od barków po końce palców. Podczas kolejnej fazy przesłuchań, policjant na przemian zanurzał jego głowę w beczce lodowatej wody, a po wyciągnięciu uderzał otwartymi dłońmi w uszy. Po miesiącach tortur pozwolono mu wyjechać z kraju, z czego niezwłocznie skorzystał i przez następnych 18 lat mieszkał w wenezuelskiej indiańskiej wiosce, w blaszanym baraku. – Znienawidziłęm życie, a człowieczeństwo odnalazłem jedynie wśród indian, którzy dali mi schronienie. Oni nie używali przemocy i nie kłamali. Poza tym moje problemy ze słuchem nie odgrywały znaczenia z racji spokoju i harmonii jakie odnalazałem w buszu – mówi pan Ozimica. Gdy przywrócono demokrację odwarzył się na powrót do kraju, jednak nie zaznał spokoju. – Wciąż zbyt wielu popleczników Pinocheta jest dziś na świeczniku. Nic, tylko strzelić sobie w łeb – kończy.

Źródło: Internetowa Biblioteka Wolnościowa


Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.