Zazdrość, która mi przeszła
Ma twarz Macierewicza, wzrost Kaczyńskiego, kształty posłanki Pawłowicz; mówi jak Ziobro, skromne jest jak Rydzyk i szczere jak Kurski.
Zawsze zazdrościłam ludziom wierzącym. Czułam, że musi być fantastycznie mieć Kogoś, Komu można bezgranicznie ufać, Kogoś, Kogo się kocha, na Kogo można liczyć. Czasami nawet dojrzewało we mnie coś na kształt wiary, ale kiedy zbliżał się „moment przełomu” — zwyciężał racjonalizm. Pewien biskup katolicki, z którym pozostaję w przyjaźni wyjaśnił mi, że świadoma wiara jest „aktem łaski”. Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej oddalała się tęsknota za wiarą. Poszła w końcu tak daleko, że nie wiem gdzie jest.
Dobrze mi bez tej tęsknoty. A i zazdrość, którą czułam do stałych bywalców kościołów prysła nagle jak dziewictwo. Krótko myślałam co było tego bezpośrednią przyczyną. Nie chodzi o katechetę w sutannie, który w trzeciej klasie liceum odbił dziewczynę mojemu kumplowi. Ani o tego, który pół roku później namawiał mnie do wsadzenia ręki w kieszeń jego sutanny i dotknięcia „kropidła”.
Najbardziej przerażały mnie te tłumy ludzi, którzy — w odróżnieniu ode mnie — doznali „łaski”. Wybrańcem Boga był zatem pan Józef, o którym wszyscy w miasteczku mojej babci wiedzieli, że dyma swoją córką. Wybrańcem doświadczonym łaską był Leszek, wikariusz w miasteczku mojej przyjaciółki Doroty, który zgwałcił swoją rodzoną siostrę. Wybrańcem był mój sąsiad — Tadek, który był najbardziej znanym w okolicy złodziejem. Był, bo w przerwach między włamami, odsiadkami i katowaniem żony — pił. I zapił się na śmierć. Mnie tylko łaska boża skutecznie omijała.
Wybrańcami Boga są dzieci moich sąsiadów. I ten parch, który podrapał mi w sierpniu samochód i ten starszy, który uderzył w twarz Pana Bronisława z pierwszej klatki, za to, że 78-mężczyzna poprosił go o nierzucanie niedopałków na chodnik. I ta 17-letnie ździra z góry też doznała łaski. Nie wiem, czy zna takie słowo (oczywiście „laska” jest jej bliższa), ale duch musiał do nieć przemówić, bo ciągnie ją do kościoła jak mnie z psem do lasu.
Patrząc więc na przywołanych wyżej wybrańców bożych, cieszę się, że nie jestem jedną z nich.
Wiarę pojmuję jako stan metafizyczny. I za cholerę nie rozumiem, dlaczego na tym polu powstały jakieś nauki, które próbują systematyzować coś, co systematyzacji nie podlega — metafizykę. Nie łapię też, dlaczego wciskano mi do głowy dowody na istnienie Boga i jego części składowej — Jezusa, skoro samo przedstawianie takich rzekomych dowodów jest zaprzeczeniem istoty wiary? (Wierzymy, albo nie).
Za nic nie pojmę jak ma się pierwsze przykazanie boże (nie będziesz miał bogów cudzych przede mną), do faktu, że sam kościół katolicki nie wie ilu ma świętych? I do każdego z nich modlą się ludzie obdarzeni łaską.
Świętych zaczął kościół ewidencjonować dopiero od czasów papieża Klemensa VIII (1592-1605). Do nastania naszego rodaka na zydlu czifa holdingu (1978 r.), było ich 302! (co daje sporą dynamikę przyrostu — 0,8 świętego rocznie). Ale kiedy nastał nasz człowiek, naprawdę pokazał, że Polak może się przebić za granicą! Przez okres 27 lat swojej kadencji, ogłosił świętymi o połowę więcej ludków niż wszyscy jego poprzednicy razem wzięci przez 300 lat. Nawet więcej — kanonizował 482 osoby! Daje to dynamikę na poziomie 19 świętych rocznie. Można? A i to nie koniec. Sam, osobiście dał kościołowi 1 338 błogosławionych! 50 rocznie!
Jeśli połączyć obie te grupy (święci + błogosławieni) z rąk naszego rodaka, otrzymamy dynamikę wzrostu na poziomie 67 rocznie. Jeden co ok. 5 dni. Trzeba przyznać, że miał rozmach.
Łączna liczba świętych i błogosławionych kościoła katolickiego i to tylko za 25 proc. okres jego istnienia (od czasów Klemensa VIII) do chwili obecnej, to ok. 2147 osób. Jeśli chcielibyśmy wymienić ich „ciurkiem” (bez przerwy na łyk wody) przeznaczając na jedną postać zaledwie 3 sekundy, to monolog ten trwałby 107 min., 35 sek.
Teraz rozumiem swoją sąsiadkę z dołu, która jak pochla z rodzonym mężem (oboje obdarzeni łaską) i zmusi go by dał jej w kolejnym akcie łaski w ryj, krzyczy coś przynajmniej ze 2 godziny. Widać, świętych swoich wzywa. Dzięki temu, że akt łaski nie spłynął na mnie jak na panią Grażynę (ta z dołu), nie muszę sobie zadawać pytania, dlaczego przy Bogu w 3 odsłonach i ponad 2 tys. wyniesionym na ołtarze — specjaliści od analizy metafizyki przekonują, że chrześcijaństwo jest religią monoteistyczną.
W czerwcu br. odwiedzili mnie Przyjaciele z Izraela, ateiści. Ale — jak każdy kumaty Żyd, otarli się o religię, poszukując swojej drogi w życiu. Nie znaleźli w niej ukojenia, bo i ich nie dotknęła łaska pańska. Znają Polskę bo bywają u nas od lat i widzieli już wszystko, co każdy kumaty Żyd zobaczyć powinien: Kraków, Wieliczkę, Oświęcim, Treblinkę, Kazimierz, Warszawę, Gdańsk, a nawet Radom.
Ich prośba o pokazanie czegoś nowego była dla mnie nie lada wyzwaniem. Postanowiłam pokazać im… Licheń. Bingo! Abstrahując od faktu, że buzie się im nie zamykały, a ja próbowałam odpowiadać na ich niekończące się pytania w trzech językach, to ubaw miałam lepszy niż w cyrku. Z 4 osób, 3 miało doktoraty (fizyka, prawo, historia sztuki). Choć wydawali się kumaci, nic już po Licheniu nie kumali. No, ale w sumienie nie musieli, bo przecież właściwa im religia jest zacofana w stosunku do naszej.
Sens tego co zobaczyli w Licheniu próbował ogarnąć swym kumatym umysłem ten z doktoratem z prawa. Pytał głupio, np. o sens budowy Golgoty, albo o znaczenie kiczu w kształtowaniu świadomości religijnej Polaków. Rozwalił mnie jednym pytaniem. O najsławniejszego w Polsce „nauczyciela” — co dla nich oznacza autorytet religijny. Odruchowo odpowiedziałam — Rydzyk.
Gdybym na to samo pytanie miała odpowiedzieć teraz, w listopadzie, pewnie wspomniałabym też o Macierewiczu, Kaczyńskim, brzozie, Szydle i Waszczykowskim i św. Tupolewie.
Cała ta wyróżniona łaską grupa zlała mi się w jedną całość. Jak magma. Jest tak naturalna, jak wierzba i staw w polskim krajobrazie. Jak pedofilia w kościele i łaska pańska, w sercach moich sąsiadów.
Ma twarz Macierewicza, wzrost Kaczyńskiego, kształty posłanki Pawłowicz; mówi jak Ziobro, skromne jest jak Rydzyk i szczere jak Kurski. Turla się toto już nie przez Polskę a przez Najjaśniejszą, i kombinuje co zrobić, żeby swoją łaską błysnąć.
Ostatni jej pomysł ziści się już niebawem. Zamierza oddać Polskę we władanie Królowi Chrystusowi, czyniąc to uroczystym aktem zawierzenia. Przeprowadzą więc intronizację wypowiadając m.in. te słowa: „Chryste Królu, z ufnością zawierzamy Twemu Miłosierdziu wszystko, co Polskę stanowi, a zwłaszcza tych członków Narodu, którzy nie podążają Twymi drogami”.
Na zapas już martwię się co odpowiedzieć Przyjaciołom z Izraela na pytania jak ma się polski antysemityzm do powierzenia kraju Żydowi i co na to chłopcy z ONR-u? Czy doznawanie łaski pańskiej będzie teraz obowiązkowe, jak modlitwa w przedszkolu przed posiłkiem i apel smoleński przed seksem z żołnierzem? I czy też zacznę przypominać magmę, bo ponoć w wideo rozmowach słychać mnie dobrze, tylko twarz mi się rozmywa. Przynajmniej jak patrzą na mnie zza granicy.
Autorstwo: Agnieszka Barbara Bednarz
Zdjęcie: tpsdave (CC0)
Źródło: pl.SputnikNews.com