Z kamerą wśród ludzi

Opublikowano: 03.03.2012 | Kategorie: Prawo, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 1548

Wszędobylskie kamery, prawo antyterrorystyczne, permanentna inwigilacja aktywistów, olbrzymie uprawnienia policji, potężny aparat bezpieczeństwa, podsłuchy telefonów na masową skalę i największy zbiór DNA. Czy Wielka Brytania zmierza w kierunku państwa policyjnego, czy też może już dawno przekroczyła antydemokratyczny i antyobywatelski rubikon?

Wyspy Brytyjskie przemieniają się w schizofreniczny sen miłośników teorii spiskowych węszących wszędzie powszechną kontrolę, inwigilację i łamanie praw obywatelskich. Tyle tylko, że to już nie sen paranoika, a rzeczywistość. W kraju policyjnym nikt nie kontroluje zasadności stosowania inwigilacji, a zebrana w sposób tajny wiedza służy do wymuszania posłuszeństwa wobec władzy.

W państwie prawa środki techniki operacyjnej – niezbędne z punktu widzenia bezpieczeństwa – pozostają pod ścisłą kontrolą, a informacje uzyskane z podsłuchów służą przede wszystkim potrzebom procesowym. W Wielkiej Brytanii ta machina powoli wymyka się spod demokratycznej kontroli. W samym 2011 roku ponad 800 różnej maści organizacji, instytucji rządowych, policji, firm ochroniarskich, samorządów lokalnych itp. otrzymało prywatne dane ponad 250 tys. osób. Liczbę niewidzianą w jakimkolwiek innym, demokratycznym państwie prawa.

UK-RAINA PERMANENTNEJ INWIGILACJI

W Londynie pod Piccaddilly Circus znajduje się potężne centrum monitoringu. To tutaj bije serce systemu Westminster, dzięki któremu mieszkańcy stolicy mają się czuć bezpiecznie. Na kilkudziesięciu monitorach grupa ochroniarzy ogląda obrazy ze 10 tys. ukrytych kamer umieszczonych w każdym zakątku Londynu. Według Home Office które za 1,25 miliona funtów dziesięć lat temu zafundowało zabawkę do podglądania londyńczyków, Westminster jest najlepszym praktycznym przykładem na to, jak w przyszłości będzie wyglądał państwowy system bezpieczeństwa.

W ciągu ostatnich dziewięciu lat centrum odwiedziło 6 tysięcy oficjeli z 30 krajów. Wpadli z wizytą policjanci z najniebezpieczniejszych miast na świecie (Sao Paulo, Baltimore) jak również miłośnicy osobliwych wersji demokracji np. z Chin. Londyński monitoring to cud nowoczesnej techniki. Kamery są dobrze ukryte, potrafią obracać się na wszystkie strony (rotacja 360 stopni) oraz zarejestrować datę urodzenia na dowodzie tożsamości z odległości 75 metrów. Pracownicy centrum mają za zadanie zwracać uwagę na wszelkie podejrzane zachowania, czyli w praktyce na wszystko, co im wpadnie w kadr. Dzięki Home Office każdy kręcący się w strefie podglądu mieszkaniec Londynu łapany jest przez kamery nawet 300 razy dziennie.

PODGLĄDANIE NA EKRANIE

Brytyjska obsesja na punkcie monitorowania obywateli pogłębia się z każdym rokiem. Nie wiadomo, ile dokładnie kamer śledzi każdy krok mieszkańców Wysp. Ostatnie dane pochodzą sprzed sześciu lat i mówią o liczbie 4,8 milionów zainstalowanych kamer w całym królestwie. CCTV (Closed Circuit Television) ma w teorii pomagać w zwalczaniu przestępstw.

W rzeczywistości kamery nadają się jedynie do podglądania. I to w dodatku niewyraźnego. Według raportu policji z 2009 roku aż 80 proc. zdjęć wykonanych przez wszędobylskie kamery, inaczej niż w Londynie, jest tak kiepskiej jakości, że nie nadaje się na materiał dowodowy. W roku 2008 w Wielkiej Brytanii zaledwie 3 proc. spraw zostało rozwiązanych za pomocą monitoringu. Od niedawna do grona podglądaczy dołączają również dyrektorzy szkół. Już ponad osiemdziesiąt brytyjskich podstawówek i gimnazjów zakupiło sobie monitoring.

Kamery wraz z mikrofonami pojawiają się na szkolnych boiskach, korytarzach i w klasach. Jednak inwigilacja w Wielkiej Brytanii to nie tylko kamery na ulicach i w szkołach. Już były rząd Browna marzył o stworzeniu bazy danych dotyczącej tego kto, jak, gdzie i po co korzysta z telefonu komórkowego i internetu. Idea sprowadza się do tego, aby policja za pośrednictwem sieci mogła dokonywać tajnych przeszukiwań komputerów bez konieczności uzyskiwania zgody sądu. Dzisiaj na Wyspach dane z prywatnych rozmów przez telefon i e-maili chroni ustawa, a rządowe instytucje i policja mogą ubiegać się o dostęp do nich w szczególnych okolicznościach. W praktyce ustawa jest martwa, gdyż takich szczególnych przypadków jest około tysiąca dziennie.

WALKA Z TERRORYZMEM

Wszystkie te pomysły wyrastają z antyterrorystycznej psychozy. Teza byłego premiera Tonyego Blaira, że „11 września zmienia wszystko” dała zielone światło dla antydemokratycznych idei. Podstawowe zasady demokracji zostają, więc zawieszone lub porzucone w imię walki z terrorem. Tyle tylko, że to nie jest zwycięstwo wolnego społeczeństwa i bezpieczeństwa narodowego. To zwycięstwo terroryzmu. W tym przypadku policyjnego. Zwłaszcza, że definicja terrorysty jest dość płynna. Co roku na Wyspach wybuchają afery brytyjska policją w roli głównej, która zbiera fotografie, pliki wideo, zeznania podatkowe oraz billingi politycznych aktywistów, którym zdarza się demonstrować na ulicach. Na przestrzeni ostatnich paru lat czujną obserwacją znaleźli się m.in. ekolodzy sprzeciwiający się rozbudowania lotniska Heathrow.

Przygotowani policjanci jeszcze przed planowanymi demonstracjami prewencyjnie wyłapują tych, którzy wcześniej podpadli, np. liderów strajków. Podobna akcja miała miejsce niewielkiej szkole w Sneiton, gdzie 114 ekologów zostało aresztowanych zanim zdążyli wyruszyć na demonstrację przeciwko elektrowni węglowej w Ratcliffe-on-Soar w Nottinghamshire. Przeciwko ekologom zastosowano antyterrorystyczne ustawodawstwo. Brytyjska policja korzystała z pomocy płatnych informatorów, podsłuchów, oraz monitorowała pocztę elektroniczną i smsy aktywistów. Miłośnicy przyrody, którzy wcześniej nie mieli żadnego zatargu z prawem zostali potraktowani jak terroryści i prewencyjnie zamknięci z podejrzeniem „spisku zmierzającego do nielegalnego wtargnięcia na teren zakładu i sprowokowania działań kryminalnych. Za przykładem rządu idą prywatne firmy. Richard Thomas były pełnomocnik rządu ds. informacji opublikował listę 40. największych brytyjskich przedsiębiorstw, które kupowały prywatne dane tysięcy pracowników. Brytyjskie molochy płaciły także za wszelkie sekrety o ludziach, którzy starali się o zatrudnienie, dzięki czemu jeszcze podczas rekrutacji odstrzeliwano pracowników, którzy mogą być kłopotliwi, głównie członków związków zawodowych i borykających się z problemami zdrowotnymi.

DNA DO KONTROLI

Na argumenty zaniepokojonego społeczeństwa i organizacji praw człowieka rządzący wydają się głusi. Mimo, że społeczeństwo, ani rząd nie wierzą już w żadne zagrożenie, terroryści nadają się do wszystkiego. To ze względu na nich brytyjska policja może zatrzymać podejrzanego na 42 dni, rząd wprowadza do obiegu obowiązkowe dowody tożsamości oraz z zapałem filatelisty kolekcjonuje próbki DNA obywateli.

Brytyjski katalog DNA jest największy na świecie. Specsłużby Jej Królewskiej Mości oglądają pod mikroskopem 4,5 miliona genetycznych próbek obywateli. Nic dziwnego, że Wielka Brytania stała się jedynym, obok Rosji, krajem w Europie, który Privacy International (organizacja zajmująca się lobowaniem na rzecz jak najmniejszego ograniczania swobód obywatelskich) określa w swoim raporcie jako państwo o głęboko zakorzenionym nadzorze. Wielka Brytania, przez wieki wzór swobód, dzięki walce z terroryzmem zajęła w wolnościowym rankingu godne miejsce zaraz obok Chin i Singapuru.

Autor: Radosław Zapałowski
Źródło: eLondyn


TAGI: , , , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

9 komentarzy

  1. J-23 03.03.2012 08:20

    ciekawe jak statystyki zachowują się w czasie takiego inwigilowania tzn rosną czy maleją? Jeśli rosną to znaczy że system jest potrzebny ale nieskuteczny, jeśli zaś maleją to na odwrót.

  2. Martinus 03.03.2012 18:54

    Wielka Brytania nie ma konstytucji, więc w tym kraju można uchwalić dowolne prawo zwykłą większością…

  3. Hanah 03.03.2012 19:11

    My się nie zastanawiajmy nad Wielką Brytanią, ale nad naszym krajem bo w “drodze” jest już INDECT – gówno o wiele razy gorsze niż ACTA.
    Podaję linka do kolejnego filmiku o INCET (jeden już jest z TV wolne media):
    http://www.youtube.com/watch?v=gcrFt7z4080&feature=related

    To dziadostwo ma być u nas na EURO 2012 a potem w całej Unii! Już teraz zaczynajmy się wyposażać w dużo słoneczne okulary! Teraz może w końcu niektórzy zrozumieją po co tak naprawdę był facebook!

    Pozdrawiam

  4. Pires 03.03.2012 21:22

    Szkoda mi mieszkańców wysp. Jak oni mogą się na to godzić? A no właśnie, nie godzą się, tylko co mają teraz zrobić?. Chyba jest juz za późno by to wszystko odkręcić. My pomimo nacisków na organizatorów możemy jeszcze wyjść na ulicę. Oni już za bardzo się boją. W Polsce też tak się stanie jak nic nie zrobimy. Nie wiem jak u was, ale w Radomiu już jest kupa kamer, policja przypierdala się o wszystko. Idąc ulicą można sobie narobić kłopotów i dostać gazem w imię prawa. Sama obserwacja jest chora i powoduje, że czuję się nieswojo zamiast bezpiecznie. Jak to wygląda u was?

    21 marca wychodzimy wszyscy na ulicę, bez wyjątków. Nie ma że boli i że 1 osoba nie robi różnicy. Musimy działać.

  5. S. 03.03.2012 23:05

    @Pires, a ta akcja jest jakoś organizowana w Radomiu? Na blogu fiatowca nic o tym nie ma, a dobrze byłoby wiedzieć na którą ulicę wyjść 🙂

  6. Pires 03.03.2012 23:34

    Z tego co wiem to o Radomiu nic nie wspominają narazie organizatorzy, ale spokojnie. Napewno ktoś się znajdzie bo Radom to nie takie małe miasto. Zachęcam wszystkich do wyjścia na ulicę już teraz bo jak się znajdzie ktoś na ostatnią chwilę to zbyt wielu nas nie będzie. Im wcześniej tym lepiej dlatego informuj znajomych i zbieraj ekipę:) Jeśli nic nie zorganizują i będzie za co to się pokuszę na wyjazd do Wawy.
    Pozdrawiam

  7. Hanah 04.03.2012 13:25

    @ Pires
    Możesz sam zorganizować taką akcję, a nie czekać aż ktoś to zrobi. Problem w społeczeństwie polega właśnie na tym, że każdy czeka aż ktoś inny coś zrobi!
    Do dzieła, trzymamy kciuki!

  8. Pires 04.03.2012 14:23

    Hanah nie mam doświadczenia w tych sprawach, a poza tym mam wyrok w zawiasach. Nie oglądam się na innych. Działam na różne sposoby, ale np mogę pomóc w organizacji. Chętnie pomogę jak tylko coś będzie się działo.

  9. Hanah 04.03.2012 14:27

    @Pires
    No to trochę zmienia postać rzeczy – w Twojej sytuacji faktycznie lepiej się “nie wychylać”.
    Nie jestem z Radomia więc też nie mam tam jak pomóc, ale życzę powodzenia.

    Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.