Wszystkie problemy z „Idą”

Opublikowano: 24.02.2015 | Kategorie: Kultura i sport, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 988

Pierwszy raz w historii polski film fabularny sięgnął po Oskara. Zwycięstwo „Idy” w kategorii filmów nieangielskojęzycznych jest jednocześnie powodem do radości jak i wyzwaniem dla naszego spojrzenia na kulturę i historię.

„Ida” zdobywając Oskara przebija szklany sufit, który od początku istnienia tej nagrody zdawał się być dla Polaków nie do rozkruszenia. I choć trudno jednoznacznie przekładać fakt sięgnięcia po nagrodę amerykańskiej Akademii Filmowej na jakość kina, to nie można kwestionować jej prestiżu i siły jaką dysponuje w kreowaniu trendów sztuki filmowej i wskazywaniu tego, co jest godne obejrzenia. Złorzeczenie, że waga Oskara jest świadectwem skolonizowania kina przez amerykańską wrażliwość i styl jest oczywiście zasadne, tyle że najpewniej jest równocześnie głosem wołającego na puszczy.

Dla widowni masowej ta 35-centymetrowa statuetka rycerza opartego na dwuręcznym mieczu jest najbardziej namacalnym dowodem, że nagrodzony film góruje nad innymi. Nie jest więc dziwne, że polska kinematografia dusiła się w kompleksie, że pomimo wielu prób żaden z naszych obrazów nigdy po niego nie sięgnął. Ani Złote Palmy w Cannes, ani berlińskie Złote Niedźwiedzie, ani inne równie cenne nagrody, którymi zasypywano polskie filmy, nie zaspokoiły głodu Oskara, którego brak przez ponad 80 lat mógł być argumentem za prowincjonalnością naszej kinematografii.

I wreszcie stało się. Sakramentalne „and the Oscar goes to…”, wypowiedziane tym razem przez Nicole Kidman, zakończone zostało tytułem rodzimego filmu. Powód do świętowania? Z pewnością. Problem w tym, że „Ida” to produkt pełen paradoksów. Po pierwsze, po oskarowy laur sięgnął obraz, który w momencie wejścia na ekrany nie zgromadził gigantycznej widowni, nie rozbił w pył rekordów na box office, a dla większości widzów długo był zupełnie anonimowy. Po drugie nie spełnia też żadnych warunków, które Polakom wydawały się być wyróżnikiem kina doskonałego. Do bólu surowy i ascetyczny, daleki jest od taniego efekciarstwa, coraz częstszego w sztuce filmowej. „Idę” – do czasu kiedy zaczęła odnosić zagraniczne sukcesy – mało kto w kraju zauważył, nie mówiąc już o tym, aby wzbudzała jakiekolwiek kontrowersje. Był to film dla koneserów i smakoszy, podany prosto, choć wykonany z najlepszych składników.

Dopiero po blisko roku od premiery okazało się, że wnikliwi „znawcy kina”, obudzeni z przydługiego letargu, dostrzegli w nim antypolską wymowę. Zresztą „Idę” obkładali też publicyści lewicowi, twierdząc, że ożywia antysemickie duchy i szerzy katolicką propagandę. Sprzeczność goniła sprzeczność. Obraz z jednej strony był nagradzany, z drugiej tonął niestety w bezpodstawnych dyskusjach historycznych, które mają się nijak do jego treści. Ulegał kolejnemu dyskursowi tożsamościowemu, dla którego historia to wyłącznie budowanie zbiorowego ego, bez pierwiastka refleksji nad człowiekiem jako takim. Po trzecie więc film nie odpowiedział na żadne nasze potrzeby, nie wyrósł z oczekiwań, nie zaleczył ran, a niektóre rozdrapał.

Sukces „Idy” przewrócił więc nasz świat do góry nogami. Pokazał, że film nie musi miażdżyć efektami, aby był efektowny. Że prosta i banalna w gruncie rzeczy historia może być dużo ciekawsza od najbardziej przegadanego tworu. Wreszcie jej sukces jest dowodem na to, że historia nie musi być jedynie elementem wielkich narracji, ale także pełna jest ludzkich dylematów i problemów w skali mikro. Film Pawlikowskiego to coś więcej niż podejmowanie po raz kolejny problematyki polsko-żydowskiej. To obraz o poszukiwaniu tożsamości, o jej odzyskiwaniu i traceniu, o winie i karze, o zemście prowadzącej do obłędu, o bezwzględności wynikającej z bezsilności. Jest wreszcie filmem o poszukiwaniu spokoju w świecie zgiełku, wzajemnych oskarżeń, pretensji i teatralnych wzburzeń. Ot, film o naszej codzienności.

Jeśli tylko będziemy chcieli to dostrzec, to Oskar dla „Idy” wyda nam się zupełnie naturalny, a radość z niego oczywista i inspirująca, zachęcająca do szerszej dyskusji o człowieku w historii i historii w człowieku. Tylko czy umiemy zrewidować nasze dotychczasowe spojrzenie na rolę sztuki i przeszłości w naszym życiu? Jeśli ten film taką dyskusję rozpocznie, to dla niej samej warto było tę nagrodę dostać. Obawiam się jednak, że pozostaniemy w okopach. Szkoda.

Autorstwo: Sebastian Adamkiewicz
Źródło: Histmag.org
Licencja: CC BY-SA 3.0


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

5 komentarzy

  1. hashi 24.02.2015 20:12

    Obejrzałem 40 min i nie dałem rady dłużej, nie rozumiem fenomenu. Może dla nas to zwyczajne a dla amerykańskiego widza znudzonego efekciarstwem się podoba. Zero emocji, zero akcji, monotonia, bez fabuły, bez morału, zero myślenia. Suche, szare i proste aż do bólu.

  2. hashi 24.02.2015 20:19

    Zapomniałem dodać, że śmierdzi propaganda żydowską, demonizujący nasz kraj. Do tego umiejscowiony w czarnym okresie PRLu, który nie był wcale taki tragiczny jak na tym filmie.

  3. MistrzSwojejIstoty 25.02.2015 02:12

    Brawo Panie Sebastianie.Świetny artykuł.Póki co jesteśmy w okopach ale kierunek jest słuszny.
    Pozdrawiam

  4. tramp 25.02.2015 18:57

    “Ot, film o naszej codzienności.” denucjacja ludzi pochodzenia żydowskiego w czasie wojny była na porządku dziennym ? Gratuluję znajomości historii, tylko pytanie dlaczego najwięcej jest Polaków odznaczonych odznaczeniem “Sprawiedliwy wśród narodów świata” ?

  5. bXXs 26.02.2015 10:40

    Oto przepis na kolejnego Oskara;
    Dwa super składniki. Ukłon dla korporacji “Holocaust ltd” i ukłon do korporacji “Wojna terrorem”.
    A teraz należy to wymieszać i zamieszać.
    Przykład?

    Pokłosie 2
    Wściekli i prości antysemiccy potomkowie antysemitów, dopadają bogu ducha winnego syjonistę, który przyjechał na wakacje z rodzina zwiedzając obozy POLSKIE koncentracyjne.
    Wściekli i prości osaczają ich ale dzielny amerykański komandos obserwuje cale zdarzenie z drona i podsłuchuje rozmowy wściekłych i prostych przy pomocy technologi NSA.
    Calemu zdarzeniu przygląda się Obama, Clintonowna i Cheney…są wstrząśnięci.

    W ostatniej chwili jednostka specjalna CIA i Mossadu przerzucona z Iraku, ratuje biednych Syjonistów a wściekli i prości ponieśli kare.
    Niedoszłe ofiary wracają do domu wzbogaceni o wiedzę jak budować obozy koncentracyjne dla Palestyńczyków.
    Dzielny operator drona zmarł po udławieniu sie chipsami ale dostał medal za odwagę i honor.
    Dzielni komandosi CIA i Mossadu działający pod egida zwana ISIL wracają do kolejnych bohaterskich działań na rzecz pokoju i demokracji na świecie.

    OWACJE na STOJĄCO….łzy wzruszenia, jakiś starszy pan chwyta się za serce i przytakuje….do reżysera podchodzi nieletnia w kusej sukience i wręcza mu polne maki….maki z Monte Casino. Na dole ekranu pojawia sie informacja: Monte Casino nie jest w Newadzie, tam nie rosną maki tylko prostytutki.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.