Wrócić do Pyongyangu

Co czwarty uciekinier z KRLD mieszkający w Korei Południowej marzy o ucieczce z powrotem do domu nawet wiedząc, że czeka go tam kara – twierdzi australijska ABC News…

Trzy lata temu Kwon Chol Nam uciekł z Korei Północnej, pokonując w nocy graniczną rzekę i przeczołgując się pod płotem z drutu kolczastego. Dostał się najpierw do Chin, następnie pokonując samotnie dżunglę Laosu dostał się do Tajlandii, gdzie pozwolono mu na wylot samolotem do Korei Południowej – w której chciał rozpocząć nowy, wymarzony etap życia.

Jednak po tak długim pobycie w obcym państwie chce wracać. Mając pełną świadomość, że zapewne czeka go jakaś kara za ucieczkę. Tak czy owak, Korea Południowa nie spełniła jego oczekiwań. Ponadto, mężczyzna bardzo tęskni za swoją rodziną.

Północna Korea to mój dom. Tam mieszka mój syn, tam są groby moich rodziców – wyjaśnia mężczyzna. Mówiąc natomiast o Korei Południowej zaznacza – Życie tutaj jest pozbawione nadziei. Doświadczyłem tu tak wielu szykan, nadal traktują mnie jak obywatela drugiej kategorii.

Kwon żyje w ubóstwie i izolacji, zajmując mały pokoik na dalekim przedmieściu Seulu. Aby opłacić czynsz, musi korzystać z pomocy organizacji charytatywnej. Obecnie jest bezrobotny – wcześniej pracował, jednak wypłacano mu o wiele niższe stawki niż miejscowym. Oszukiwany przez pracodawców, czasem nawet nie dostawał żadnego wynagrodzenia.
Mężczyzna mówi, że stygmatyzowano go za to, że pochodzi z Korei Północnej – tylko z tego powodu miejscowi już na samym wstępie postrzegali go jako głupiego i zacofanego. Czuje się osamotniony, dodając, że większość uciekinierów z Korei Północnej jest w podobnej sytuacji.

Mieszkańcy Korei Południowej nie chcą z nami utrzymywać kontaktów, oni nie postrzegają nas nawet jako istot ludzkich – wyjaśnia.

Mimo iż KRLD jest biedniejsza, czułem się tam bardziej wolny. Sąsiedzi i ludzie pomagali sobie nawzajem i można było na nich liczyć. Życie jest tam prostsze, a tutaj w Korei Południowej jesteśmy tylko niewolnikami pieniądza. Oczywiście, że będę ukarany, ale jakoś to przeżyję – twierdzi.

Szacuje się, że w Korei Południowej mieszka około 25 tys. zbiegów z Północy. Ogromna większość z nich nawet po latach znajduje się na samym dole drabiny społecznej, z trudem dopasowując się do kapitalistycznej rzeczywistości Południa, opartej na ostrej konkurencji i rywalizacji, zarówno między firmami jak i jednostkami. Jedynie nieliczni – tacy jak wspomniany również w raporcie Kim Hyung Doek – po wielu latach zdołali „odbić się od dna” i osiągnąć stabilizację pozwalającą na założenie rodziny. Jednak nawet oni myślą o powrocie w rodzinne strony – choćby na chwilę, by móc zobaczyć członków rodziny i przyjaciół.

Według badań ponad połowa uciekinierów doświadcza ostrej dyskryminacji, tyle samo przyznaje się do depresji. Natomiast bezrobocie wśród nich jest aż sześciokrotnie większe niż wśród pozostałych obywateli Korei Południowej.

Szacuje się, że przynajmniej co czwarty uciekinier z KRLD poważnie myśli o powrocie w rodzinne strony. Nie wiadomo natomiast, ilu już tego dokonało. Południowokoreańskie „Ministerstwo Zjednoczenia” (tj. zjednoczenia obu Korei pod przywództwem Południa) twierdzi, iż wie o 13 takich osobach. Jednak jak twierdzą reporterzy australijskiej ABC News, liczba ta jest sporo zaniżona. Oprócz tego zauważają zamiar władz Korei Północnej, by ułatwić powrót takim osobom. Wg informacji ABC News, północnokoreańskie władze zainicjowały niedawno kampanię skłaniającą uciekinierów do powrotu, oferując im gotówkę, pracę i mieszkania. Faktycznie, lata temu w KRLD hojnie nagradzano powracających – nie omieszkując oczywiście pokazywać ich w telewizji państwowej, gdzie ich relacje miały służyć w charakterze „przestrogi” dla rozważających ucieczkę. Jednak później władze wycofały się z tego ze względów finansowych.

Ogromnym problemem dla chcących powrócić do KRLD jest panujące w Korei Południowej prawo – na mocy którego uciekinierzy z Północy, przedostając się na terytorium południowokoreańskie nabywają z automatu miejscowe obywatelstwo, tracąc poprzednie. Wskutek tego stają się podmiotem południowokoreańskiego prawa – które zakazuje swym obywatelom jakichkolwiek kontaktów z Północą, a tym bardziej wyjazdów, pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Kwon próbował wrócić do Korei Północnej, udając się nielegalnie do Chin – jednak na krótko przed przekroczeniem granic Korei Południowej został aresztowany. Za próbę ucieczki południowokoreańskie władze zamknęły go na kilka miesięcy w więzieniu. Po wyjściu na wolność zaczął organizować kampanię społeczną, w celu umożliwienia uciekinierom z KRLD legalnego powrotu w rodzinne strony. Zgromadził wokół siebie około 80 osób będących w podobnej sytuacji. Ostatnie kilka miesięcy spędził protestując, a także prosząc ONZ i parlament południowokoreański o zajęcie się tą sprawą.

W ostatnich latach Koreę Północną odwiedziło wielu obywateli państw trzecich – zarówno w celach turystycznych, jak i biznesowych. W ich relacjach nie widać tam tego straszliwego „Mordoru”, którym straszą demoliberalne media. Przeciwnie, często pojawia się wątek dobrych relacji międzyludzkich, życzliwości i atmosfery współpracy, nawet pomimo wrażenia wszechobecnej kontroli. Mało tego, wielu z odwiedzających twierdzi, że Korea Północna ma pełne prawo do własnego programu nuklearnego celem odstraszania potencjalnych agresorów – takich jak USA – gdyż sama nie jest państwem agresywnym.

Część z odwiedzających opublikowała relacje, zdjęcia i nagrania wideo na prowadzonych przez siebie stronach i blogach, a także w mediach społecznościowych. W 2017 roku szerszym echem odbiła się wizyta Evy Bartlett, kanadyjskiej aktywistki zajmującej się głównie sprawą palestyńską i syryjską. Szerokim do tego stopnia, że nawet w Polsce pewien sympatyk islamistów syryjskich (zwany „dziennikarzem”) nie omieszkał jej za to oszkalować.

Spekuluje się, że wprowadzenie przez USA zakazu podróżowania do KRLD dla swoich obywateli (tzw. travel ban) miało związek z tym, że przedostające się na Zachód informacje o Korei Północnej zbyt mocno uderzały w oficjalną wersję propagandową, wspieraną przez mass-media zachodnie. Oprócz tego, widać coraz wyraźniejsze naciski USA, by obywatele Korei Północnej nie wyjeżdżali do obcych państw w charakterze pracowników delegowanych. Może to wynikać zarówno z zamiaru zaostrzenia blokady informacyjnej, jak i pozbawienia gospodarki północnokoreańskiej dopływu waluty obcej. Co ciekawe, ostatnim celem propagandowego ataku USA padła… Polska. Tamtejsze media z bólem zauważają, że Polska „jest jednym z niewielu krajów, które wciąż przyjmują północnokoreańskich robotników mimo obiekcji Waszyngtonu”.

Autorstwo: Bogusław Jeznach
Na podstawie: ABC.net.au
Źródło: NEon24.pl