Witek Muzyk Ulicy nie żyje
Nie zgadzam się. Nie wierzę. Nie przyjmuję do wiadomości. Grajmy jego utwory gdziekolwiek to możliwe. Witek to bard naszych strasznych czasów. „Jeśli nie może już żyć z nami, żyjmy z nim” – taki wpis pojawił się pod informacją o śmierci Witka Muzyka Ulicy, czyli Witolda Mikołajczuka. Zmarł 4 stycznia w wieku 42 lat.
Był muzykiem-samoukiem. Miał plany koncertowe, był w pełni sił i wiedział, co nam chce przekazać, bo rozumiał i czuł ten świat jak większość z nas. Jego bose stopy były manifestem i dowodem na to, jak dalece i do bólu sprawdziły się obietnice o „puszczeniu w skarpetkach” niby tych, którzy nas krzywdzili, gdy tymczasem oni stworzyli bezwzględną oligarchię naszym kosztem.
Kłamliwy efekt odwróconych obietnic Witek doskonale potrafił przekazać całym sobą. Nie da się porównać z kimkolwiek, bo osobowość i charakter Witka przenikająca jego twórczość jest w każdym z nas.
Wszystko, co zmilczane na co dzień przez znękanych ludzi, on wyśpiewywał, zdzierając gardło — o harówce ponad siły, która i tak nie zapewnia minimum, a wypełnia życie. Przypominał, że wszędzie trzeba żyć i walczyć, nie poddając się.
Teksty i zadziorna muzyka miały budzić ducha. Powinny teraz rozbrzmiewać jak spełniona nadzieja i wykonany testament Witka Muzyka Ulicy w słowach „Pamiętaj, pamiętaj – masz serce wolności, nie kupi cię nikt”.
Odrodzimy się, bo musimy jak w pełnym nadziei tekście pt. „Mamo, mamo”, podsumowującym tymczasowo uśpioną, jakby w letargu, Ojczyznę.
Autorstwo: Jola
Źródło: WolneMedia.net