Wejście smoka pociągiem, czyli Tusk wraca do Warszawy

Opublikowano: 20.04.2017 | Kategorie: Polityka, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 576

Polityka i historia uwielbiają wielkie wejścia. Triumfalne wkraczanie do miast i wsi dawno temu już okazało się użytecznym narzędziem w kreowaniu wizerunku osób ważnych. No a dzisiaj Tusk wrócił na moment do Warszawy. Balonik pękł.

Rolę pochodów i przemarszów doceniano zapewne od zawsze. Moje pierwsze skojarzenie to jednak defilady rzymskie pod łukami triumfalnymi, wkroczenie Jezusa do Jerozolimy (wedle tradycji w mniej widowiskowy sposób, na osiołku) i w końcu przybycie Lenina do Piotrogrodu (i niedługo potem ogłoszenie tez kwietniowych). Czy oszalałbym, porównując te sytuacje do dzisiejszego przyjazdu Donalda Tuska?

I tak i nie. Analogia jest tu dosyć prosta: przewodniczący Rady Europejskiej wraca do Warszawy, a to sprzyja manifestacji poparcia dla niego. To wygodna sytuacja, bo były premier i tak przyjechał na przesłuchanie do stołecznej prokuratury, gdzie miał zeznawać jako świadek w sprawie Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Przy okazji nadarzyła się więc szansa by pokazać, że ktoś za Tuskiem w kraju tęskni i ktoś jego politykę (polską albo europejską) popiera. Bezsensowne jest jednak przypisywanie temu zdarzeniu jakiejkolwiek większej wagi.

Być może powinienem zacytować przy tej okazji jakiegoś wielkiego myśliciela, ale przychodzi mi do głowy jedynie rymowanka dla dzieci: „Balon urósł że aż strach, przebrał miarę – no i bach!”. Takie są moje odczucia, bo nastał jeden z tych momentów, w których nasze społeczeństwo nadało ważny charakter wydarzeniu, które w zasadzie nie ma znaczenia. Kiedy tylko pojawiła się informacja, że Donald Tusk ma stawić się na przesłuchanie w kraju nad Wisłą, balonik zaczął powoli rosnąć. Pojawiła się koncepcja wielkiej ceremonii powitalnej, zaczęto „grupować się” pod odpowiednimi hashtagami, do akcji zachęcały znane twarze (np. aktorka Krystyna Janda). Media rzuciły się na ten łakomy kąsek, bo okazało się, że sprawa może ludzi zelektryzować (zwłaszcza, jeśli owe media dorzucą swoje trzy grosze).

To faktycznie się poniekąd stało. Kiedy o 10:40 na Dworzec Centralny wjechał w końcu odpowiedni pociąg, na miejscu czekała już manifestacja poparcia i kontrmanifestacja, a gdzieś pomiędzy nimi krążyli, niczym wolne elektrony, dziennikarze. Zwolennicy Tuska pojawili się z groteskowo wyglądającymi czerwonymi kartkami na których widniał wizerunek byłego premiera – to był piękny prezent dla drugiej strony, która dużo łatwiej mogła zarzucić ważnemu pasażerowi bycie „komuchem” i „zdrajcą”. Zresztą i bez tego akcentu pojawił się transparent z Donaldem Tuskiem w więziennym pasiaku.

Potem już został tylko przejazd pod prokuraturę, ostatnie wiwaty na cześć przesłuchiwanego i… koniec. Tyle. Polityk zniknął w budynku przy Nowowiejskiej, a niebawem opuści znowu kraj i powróci do swoich obowiązków. Na szczęście nie podzielił ani losu Jana Pawła II, ani Kennedy’ego, ani Franciszka Ferdynanda, nie został postrzelony (czego nie życzę nikomu), nie będzie 100 dni Tuska na miarę 100 dni Napoleona ani niczego podobnego.

Ludzie po prostu lubią powroty i nagłe nadejścia, swoiste zwroty akcji nadające kolorytu życiu społecznemu. To dobra okazja, by wykrzyczeć swoje racje i to, co nas boli i uwiera. Czasami ten najważniejszy podróżnik nie musi być nawet żywy – trumna ze szczątkami martwego wieszcza to też dobry przyczynek do zebrania tłumu ludzi.

Ci obywatele, którzy udali się dziś na Dworzec Centralny w Warszawie z jakiegoś powodu uznali przyjazd Donalda Tuska za ważny dla siebie. Jestem w stanie to zrozumieć, zresztą to w zasadzie nie moja sprawa. Męczące wydaje mi się jednak nakręcanie wokół naszej rodzimej sceny politycznej wiecznej atmosfery doniosłości, niezwykłości, przełomowości. Nie zapowiada się przecież na wybuch jakiegoś powstania, jak po przyjeździe Paderewskiego do Poznania w 1918 roku. Oczywiście ja także jestem nieco hipokrytą, bo sam wziąłem dzisiejszą sprawę na tapetę i dołożyłem własną cegiełkę do historii o wielkim, triumfalnym powrocie Donalda Tuska do stolicy, w glorii i chwale.

Prawda jest jednak taka, że za kilka dni zapomnimy o tych wydarzeniach, bo to żadne zwycięstwo czy porażka Przewodniczącego RE, a zwykła, wymuszona wizyta w kraju. O której z opisanych wyżej powodów wszyscy mówią, piszą i poświęcają jej mniejszą i większą uwagę. Ale jej ulotny charakter w świadomości społecznej się już nie zmieni, niezależnie od tego, czy się byłego premiera lubi czy nie. Dlatego polecam przy tej okazji zdrowy tryb życia: pozostać osobą świadomą i interesować się tego typu sprawami, ale jednocześnie się nimi nie emocjonować. To dobrze działa na układ nerwowy.

I na koniec jeszcze mała uwaga: faktycznie są ludzie, którzy zapamiętają podróż Tuska na dłużej. To współpasażerowie z pociągu, którzy musieli się przepychać przez komitet powitalny oraz sokiści, którzy mieli strasznie ciężki dzień w pracy.

Autorstwo: Paweł Czechowski
Źródło: Histmag.org
Licencja: CC By-SA 3.0


TAGI:

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

4 komentarze

  1. maciek 21.04.2017 00:09

    Każdy Fuhrer musi tu zostawić coś typu: zhloty pociąg ja ja gut zhlot

  2. rumcajs 21.04.2017 11:41

    Chyba …wejscie …smoczka…

  3. smerf 22.04.2017 00:35

    Tusk wszedł i zrobił swoje. W przeciwieństwie od jakiego-szczyla, który,

    http://www.tvn24.pl/piaskiem-po-oczach,31,m/jaki-o-tezach-podkomisji-smolenskiej,733823.html#autoplay

    wzywany do prokuratury na przesłuchania versus poseł Kropiwnicki (15:18, czyt. minuta piętnasta, sekunda osiemnasta), kluczył i zasłaniał się immunitetem.

    Co taki szczyl (31 lat życia) może wiedzieć o… życiu.

  4. smerf 22.04.2017 01:02

    Głupi ten mój kraj… Skoro obowiązuje w nim nadal Konstytucja z 1997 roku (na którą głosowałem) i nadal istnieje trójpodział władzy na władzę ustawodawczą (sejm), wykonawczą (rząd) i sądowniczą (sądy) to każda z tych władz jest równoważna!
    Nie może więc ani sejm, ani rząd ingerować w działanie trzeciej władzy, czyli sądownictwa. Sądownictwo ma przywilej kontrolowania tych dwóch pierwszych władz i oceniać, czy przestrzegają prawa, a zwłaszcza Konstytucji!
    Porąbany Narodzie! Suwerenie! Zrozum, że tylko sąd cię obroni przed niecnymi zakusami sejmu (lex Szyszko) lub rządu (porąbane 500+, za które zapłacą po stokroć nasze dzieci i wnuki, bo nie ma pewności, że nastąpi wyż demograficzny, ale jest pewne, że margines społeczny się obłowi hajcem na piwsko z “Biedronki”).

    Państwo sędziowie. Nie dajcie zatem ciała i stańcie na wysokości zadania. Skoro jesteście równoważną WŁADZĄ pokażcie, że i sejm i rząd mogą Wam… naskoczyć! Notabene… Prezio też…

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.