W Syrii użyto broni chemicznej

Niedawno Barack Obama postraszył prezydenta Syrii – Baszira Assada, że dojdzie do interwencji militarnej, jeśli w Syrii zostanie użyta broń chemiczna. Można było to odebrać, jako niezłomną postawę przywódcy pokazującego jasno, gdzie jest limit akceptacji niegodziwości wojny albo wręcz przeciwnie, jako zachętę do tego, aby sprowokować wydarzenie, które ułatwi legitymizację napaści na Syrię.

Wkroczenie na teren Syrii wojsk USA, czy Izraela postawi przynajmniej sprawę jasno i wskaże na to, które kraje są głównymi rozgrywającymi tego konfliktu. Wiadomo też, że na wkroczeniu wojska amerykańskiego do Syrii najbardziej zależy Izraelowi. Taki rozwój wypadków, tzn. pojawienie się informacji o użyciu broni chemicznej, to prezent dla premiera Netanjahu przed spotkaniem z Barackiem Obamą. Będzie mógł mu przypomnieć jego słowa sprzed kilku miesięcy.

Wczorajszy atak miał miejsce w Aleppo. Agencje podają, że w jednej z dzielnic miasta spadł pocisk rakietowy, który musiał zawierać głowice z gazem bojowym. W powietrzu podobno rozszedł się zapach chloru. Ludzie, którzy znajdowali się w okolicy mieli bardzo poważne kłopoty oddechowe. Bilans ofiar to przynajmniej 26 osób, a 86 zostało rannych.

Syryjskie władze oficjalnie zdementowały, że mają coś wspólnego z atakiem i wskazują, że winna była rakieta średniego zasięgu wystrzelona przez terrorystów z syryjskiej opozycji. Przedstawiciele tej organizacji twierdzą z kolei, że atak wykonały wojska Assada za pomocą rakiety dalekiego zasięgu. Bez względu na to komu się wierzy, skutek jest taki, że na ulicach i w domach giną ludzie. Nadal nie wiadomo, jakiej substancji użyto do ataku. Wspomina się tylko o „trującym gazie”, a telewizje pokazują pacjentów szpitali mających najwyraźniej kłopoty z oddychaniem.

Źródło: Zmiany na Ziemi