Urzędnicy z Niemiec utrudniają działalność URSUS-a

Unia Europejska to obszar swobodnego handlu i wymiany usług. Teoretycznie. W praktyce bowiem istnieje cały szereg możliwości blokowania ekspansji kapitału czy usług pochodzących z określonych krajów. Daleko nie musimy szukać. Prezes polskiego URSUS-a, potwierdził nie tak dawno, jak wygląda to u naszych zachodnich sąsiadów. Formalnie każdy ma prawo wejść na niemiecki rynek. Często jednak niemieccy urzędnicy, widząc, że dany produkt może stanowić realną konkurencję dla rodzimych wyrobów, żądają dostarczenia dodatkowych certyfikatów. A to może oznaczać bardzo skuteczne embargo.

Fakty są następujące – mimo istnienia wielu unijnych regulacji dotyczących swobodnego handlu, przepływu kapitału i usług na terenie Wspólnoty, Niemcy są krajem, który wyjątkowo dokładnie chroni swój rynek wewnętrzny, rynek pracy, a przede wszystkim rynek zamówień publicznych. Aby osiągać ten cel nasi zachodni sąsiedzi wykorzystują cały wachlarz możliwości. W efekcie powyższego funkcjonująca na terytorium UE swoboda przepływu ludzi i usług, wcale nie jest taka oczywista.

Przekonał się o tym prezes polskiego URSUS-a Karol Zarajczyk. Maszyny oferowane przez polskiego producenta okazały się być tańsze od maszyn produkowanych w Niemczech, a dodatkowo prezentowały porównywalną jakość. W wywiadzie dla Money.pl prezes URSUS-a stwierdził, że w takich okolicznościach niemieccy urzędnicy blokują wejście na rynek poprzez żądanie dostarczenia dodatkowych i kłopotliwych w uzyskaniu certyfikatów. Efekt? URSUS musiał znaleźć obejście. Firma zaczęła zatem rejestrować swoje maszyny w Polsce i jako używane (ale z zerowym przebiegiem) sprzedawała je na rynek niemiecki.

I pomyśleć, że jeszcze do niedawna wmawiali nam, że kapitał nie na narodowości, a gdy w to ostatecznie nie uwierzyliśmy próbowali wcisnąć kit, że kapitał, co prawda, posiada narodowość, ale nie ma to żadnego znaczenia dla współczesnych relacji gospodarczych…

Na podstawie: Money.pl, Forsal.pl
Źródło: Niewygodne.info.pl