Umiesz liczyć – nie licz na Amerykę

Opublikowano: 03.09.2021 | Kategorie: Polityka, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 1252

„New York Times” publikuje lament Samiego Sadata – ostatniego dowódcy korpusu specjalnego afgańskiej armii pod patronatem amerykańskim, przed jej totalną klęską i przejęciem państwa przez talibów. To pouczająca lektura – zwłaszcza dla obywateli innego państwa, wiszącego u amerykańskiej klamki i liczącego na USA w sprawie swojego bezpieczeństwa.

Sadat był militarną gwiazdą Afganistanu – 36-letnim trzygwiazdkowym generałem, dowódcą 15-tysięcznego 215 Korpusu Mainwand, w ostatnich dniach starć z talibami mianowanym szefem elitarnych wojsk specjalnych. Ma za sobą 20 tysięcy followersów na Twitterze i – podobno – żelazną lojalność swoich ludzi. Tymczasem jego list w amerykańskim dzienniku brzmi jak skarga ośmiolatka, którego duże łobuzy pobiły na podwórku i nikt go nie bronił.

Zostaliśmy zdradzeni

Lament pojawia się już w tytule tekstu: „Dowodziłem afgańskimi żołnierzami. Zostaliśmy zdradzeni”. Dalej generał oświadcza, że jest „wycieńczony, sfrustrowany i rozgniewany”. Albowiem co prawda „armia afgańska straciła wolę walki”, ale nie z własnej winy: „to z powodu rosnącego poczucia opuszczenia przez naszych amerykańskich partnerów oraz braku szacunku i nielojalności odzwierciedlonych w tonie i słowach pana Bidena w ciągu ostatnich kilku miesięcy”.

Młody generał wyznaje z nietypową u oficerów wysokiego stopnia wrażliwością: „boli mnie widok pana Bidena i zachodnich urzędników, którzy obwiniają armię afgańską o klęskę, nie wspominając o jej fundamentalnych przyczynach”.

A te przyczyny oczywiście w ogóle nie leżą po stronie Afgańczyków i ich armii. Albowiem rządowa afgańska armia została „zdradzona przez polityków i prezydentów”. En passant generał Sadat wspomina tu prezydenta Afganistanu Aszrafa Ghaniego, który uciekł z kraju, ale większy żal ma do USA.

Obok Bidena – także do Trumpa: jego umowa z talibami z lutego 2020, dotycząca terminu wycofania wojsk amerykańskich „skazała na zagładę” afgańską armię, albowiem „ustanowiła datę wygaśnięcia amerykańskiego zainteresowania tym regionem”.

Okazuje się, że wojsko, w które USA wpompowały 83 miliardy dolarów, nie jest w stanie walczyć, jak wuj Sam nie trzyma go za rękę.

Z jednej strony chodzi zapewne o ogólne wrażenie, że za proamerykańską armią afgańską stoi potęga militarna USA. To temperowało nieco agresywne zapędy mudżahedinów, którzy boją się amerykańskich wojaków, tak jak wszyscy inni na świecie. Ale chodzi o coś więcej: także o to, że – przynajmniej tak wynika z narracji generała Sadata – afgańcy dowódcy w ogóle nie są zdolni do podejmowania własnych decyzji, kiedy Amerykanie im nie mówią, co robić: „Utrata bojowego wsparcia logistycznego, które Stany Zjednoczone zapewniały przez lata, nas sparaliżowała, podobnie jak brak jasnych wskazówek ze strony przywództwa USA i Afganistanu”.

Kontraktorzy odchodzą nocą

Poza kompletną niesamodzielnością decyzyjną – odejście Amerykanów spowodowało także bardzo konkretne braki rzeczowe. Wuj Sam zabrał ze sobą swoje zabawki.

Nie, to było nieprecyzyjne: swoje zostawił. Ale koledzy, którzy z nim przyszli, zabrali wszystko, co do najmniejszej kredki.

Amerykańska armia polega w wielkim stopniu na outsourcingu: gdzie nie ruszy się państwowe wojsko, w ślad, jak wrony za pługiem, idą prywatne firmy, kręcące lody na wojnie. Legendarnym przykładem użycia takich „kontraktorów” było zlecenie przez CIA zewnętrznym firmom torturowania podejrzanych w Guantanamo i innych „czarnych dziurach”, także w Polsce. Po potężnej politycznej drace, którą te rewelacje wywołały, departament obrony USA przestał podzlecać tortury. Ale nadal podzleca wszystko inne.

„Straciliśmy wsparcie logistyczne i konserwacyjne podwykonawców, którzy mają kluczowe znaczenie dla naszych działań bojowych” – zawodzi gen. Sadat.

Kontraktorzy zabrali ze sobą również autorskie oprogramowanie i systemy uzbrojenia; fizycznie usunęli nasz śmigłowcowy system obrony przeciwrakietowej. Zniknął również dostęp do oprogramowania, na którym polegaliśmy do śledzenia naszych pojazdów, broni i personelu. Skończył się dostęp do obserwacji celów w czasie rzeczywistym.

No i oczywiście, zapomnijcie o serwisie: „kontraktorzy utrzymywali sprawność naszych bombowców, samolotów szturmowych i transportowych przez całą wojnę. Do końca czerwca większość z 17 000 kontraktorów wsparcia wyjechała. Co znaczy, że jakikolwiek problem techniczny oznacza teraz, że samolot – śmigłowiec Black Hawk, transportowiec C-130, dron obserwacyjny – zostanie uziemiony”.

Jankes nie strzela z kałacha

Albowiem jednym z najważniejszych atutów w wojnie w Afganistanie – począwszy od czasów radzieckiej interwencji i wyposażenia mudżahedinów przez CIA w wyrzutnie rakietowe – jest przewaga w powietrzu. Amerykanie ją zapewniali – a teraz przestali. „Z dnia na dzień efektywnie zmieniły się amerykańskie zasady wsparcia powietrznego dla afgańskich sił bezpieczeństwa, co ośmieliło talibów. Wyczuwali zwycięstwo i wiedzieli, że to tylko kwestia przeczekania Amerykanów”.

Jednym ze źródeł problemu jest fakt, iż „siły afgańskie były szkolone przez Amerykanów przy użyciu amerykańskiego modelu wojskowego opartego na wysoce technicznych jednostkach rozpoznania specjalnego, śmigłowcach i nalotach. Straciliśmy przewagę nad talibami, gdy znikło wsparcie z powietrza i skończyła się amunicja”.

No bo na tym też polega amerykańska przyjaźń: niezwykle wyrafinowana broń, którą czasem komuś udostępniają w akcie łaskawości, wymaga równie wyrafinowanych materiałów eksploatacyjnych – kupowanych oczywiście od tych samych producentów lub ich spółek-córek. To nie jest kałasznikow, do którego można załadować każdą kulę, byleby z grubsza pasowała kalibrem. Od wielu już lat – a na pewno od czasów George’a W. Busha – jedną z podstawowych funkcji amerykańskiego przemysłu zbrojeniowego jest przepompowywanie środków budżetowych do firm zbrojeniowych, stanowiących potężne źródło funduszy kampanijnych dla obu amerykańskich partii, ale republikanów zwłaszcza. Nie wystarczy sprzedać i zarobić – lepiej raz sprzedać, ale zarabiać w nieskończoność. Stąd armie, które polegają na amerykańskim sprzęcie, są dozgonnie skazane na amerykański serwis i łańcuch dostaw. Bez tego czołg stanowi tylko bardzo duży przyrząd wsparcia drążka do suszenia prania.

Dlatego nasze kolejne zakochane w Ameryce rządy, bezrozumnie kupując nieprzytomnie drogie amerykańskie zabawki, narażają na absurdalne wydatki kolejne pokolenia. Alternatywą jest posiadanie bardzo drogiego sprzętu, który może rzeczywiście służyć do „odstraszania” – to znaczy stać na granicy i groźnie wyglądać.

Armia odchodzi, kolaboranci zostają

Ale nawet nie to jest najważniejsze z naszego, wschodnioeuropejskiego, a szczególnie polskiego punktu widzenia. Najważniejsza nauka, która płynie z afgańskiej lekcji, brzmi jak odzywka przed klasówką z matematyki w szkole podstawowej: umiesz liczyć – licz na siebie.

Afganistan, po 20 latach amerykańskiej okupacji, był jednym ze sztandarowych programów zaprowadzania demokracji i zachodnich standardów. Tymczasem dwaj najbardziej nienawidzący się prezydenci w historii zmian warty w Białym Domu podjęli tę samą decyzję i rzucili go lwom na pożarcie. Ci wszyscy wspaniali amerykańscy żołnierze, którzy mieli być dla proamerykańskich władz Afganistanu gwarancją bezpieczeństwa i znakiem zaangażowania mocarstwa – zniknęli jak sen jaki złoty, pozostawiając dziesiątki tysięcy swoich kolaborantów na łaskę talibów.

Oczywiście, opowieści gen. Sadata o tym, jak biedna rządowa armia nie była w stanie walczyć bez wsparcia Amerykanów, są tyleż infantylne, co żałosne. Jego wojsko liczyło 350 tysięcy ludzi, było przez Amerykanów uzbrojone po zęby, a nawet jakoś tam wyszkolone. Armia talibów to 60-tysięczna zgraja fanatyków w sukienkach i sandałach, posługująca się bombami domowej produkcji i resztkami zdobycznej radzieckiej broni sprzed 4 dekad. Problem polega na tym, iż to wspierane przez Amerykanów wojsko było przez wielu Afgańczyków, nie tylko talibów, postrzegane jako organizacja współpracująca z okupantem – zwłaszcza, że ofiary cywilne powodowane przez siły antytalibskiej koalicji często przekraczały liczbę ofiar talibów. Jak tłumaczą reporterzy znający Afganistan, talibowie mogą być obrzydliwi, ale to przynajmniej Afgańczycy; mogą narzucać niepopularny, opresyjny reżim – ale nie są obcą siłą okupacyjną.

To wniosek z polskiego punktu widzenia mniej istotny. Wojna domowa raczej nam nie grozi.

Bezstresowa ewakuacja z RP

Gwoli ścisłości: osobiście jestem pewna, że nie grozi nam także wojna z wrogiem zewnętrznym. Zwłaszcza, jeśli tym wrogiem miałaby być Rosja, która – w moim najgłębszym przekonaniu – nie ma żadnego interesu w najeżdżaniu kraju pozbawionego dóbr naturalnych i rosyjskiej mniejszości, za to pełnego nieprzyjaznej ludności.

Ale przecież jestem w tym przekonaniu wybitnie osamotniona. Cała narracja o wspaniałości bliskiego sojuszu z USA, żałosne żebranie o obecność w Polsce amerykańskich żołnierzy, idiotyczne wydatki na absurdalny amerykański sprzęt – oparte są na straszeniu rosyjskim najazdem. Że niby chodzi o to, żeby Putin wiedział, że atakując Polskę, zadziera z Ameryką.

Gdyby Putin zaatakował Polskę, amerykański prezydent wynegocjuje z nim dwa tygodnie zawieszenia broni, żeby bezstresowo ewakuować 5 tysięcy żołnierzy najwspanialszej armii świata.

I tyle będziemy ich widzieli.

Autorstwo: Agnieszka Wołk-Łaniewska
Źródło: pl.SputnikNews.com


TAGI: , , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

2 komentarze

  1. Tallis Keeton 05.09.2021 02:20

    typowe, przecież już 2 razy w najnowszej historii pozostawili Kurdów na rzez, wpierw obiecując im co najmniej autonomie, to teraz i tych. Nic nowego. Jankes zawsze będzie najemnikiem bez honoru.

  2. robi1906 05.09.2021 11:34

    To nie jest “idiotyczne wydatki na absurdalny amerykański sprzęt”, to jest utrzymywanie pasoży(d)a.
    My jesteśmy krajem kolonialnym, to powinno być chyba oczywiste dla osoby która tak intligentnie opisała sytuację w Afganistanie.

    Co w USA murzyńskie lub białe wytresowane nieroby mają żeby się nie buntowały i nie napadały na swoich panów: jesteś za głupi żeby czegokolwiek się nauczyć?=renta, jesteś hazardzistą i wszystko przewalasz?=renta.
    Kto sponsoruje te renty w kraju który nic nie produkuje oprócz broni?, kolonialne kacyki murzyńskie zwane Morawieckimi.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.