Uchodźcy nas ucywilizują?

Opublikowano: 12.09.2015 | Kategorie: Polityka, Publicystyka, Społeczeństwo

Liczba wyświetleń: 1084

Europejski ład się chwieje pod naporem ruchów migracyjnych i rosnącej ksenofobii. Jeśli chcemy żeby Unia przetrwała, to dominująca w Europie polityka strachu przed obcymi oraz demontaż państw dobrobytu wymagają jak najszybszej inwersji.

Po raz kolejny w historii Unia Europejska znalazła się na zakręcie. Głosy o początku końca Wspólnoty brzmią coraz głośniej. I coraz bardziej złowieszczo. Napięcie jest znacznie większe niż w 2004 roku kiedy głoszono, że rozszerzenie Unii o dziesięć biednych krajów postsocjalistycznych rozsadzi ją od środka. Wschodnioeuropejska „dzicz” (jak niektórzy nas nazywali) nie doprowadziła jednak do zawalenia się Europy. Podobnie jak kryzys finansowy z 2008 roku, ani problemy na linii Aten i Brukseli. Choć i wtedy apokaliptyczne scenariusze były chętnie rozpisywane.

Nie znaczy to wcale, że problemy, które uzewnętrzniły się przy każdym z tych wydarzeń rozwiązano. Unia raczej zamiotła je pod dywan, albo zostały one zepchnięte na bok przez kolejne kryzysy. Bo przecież ani wyraźna nierównowaga ekonomiczna między nowymi, a starymi członkami Unii nie została zasypana, ani nie naprawiono wadliwej konstrukcji eurowaluty. Nie zmieniono także szkodliwej polityki gospodarczej po krachu w 2008 roku, ani też nie znaleziono sposobu na rozwiązanie problemów Grecji. Źródła tych wszystkich problemów wciąż biją i nie zostały zasypane. Zeszły dziś jedynie na dalszy plan, bo cała uwaga skupia się na „kryzysie” uchodźców. A jednak wszystkie te problemy mają w zasadzie ten sam fundament. Bo chociaż rację mają ci, którzy mówią, że ani rozszerzenie Unii, ani kryzys z 2008 roku, ani groźba grexitu, ani też „problem z ruchami migracyjnymi” nie były i nie są początkiem końca Europy, to jednak obserwujemy zmierzch Unii Europejskiej . Tyle tylko, że zaczął się on w latach osiemdziesiątych zeszłego wieku wraz z nastaniem ery reaganomiki i thatcheryzmu. Unia odegrała ważną rolę w tryumfalnym pochodzie neoliberalizmu i degeneracji idei socjaldemokratycznego państwa dobrobytu. Dzisiejsze problemy są jedynie skutkami tej polityki. A ksenofobiczny język, który poprzez antyemigracyjną retorykę elit kilka lat temu został wprowadzony do debaty publicznej tylko te problemy potęguje.

HODOWANIE ISLAMOFOBII

Dziś europejskie elity są wstrząśnięte ksenofobicznym i rasistowskim ściekiem, który wypływa z portali społecznościowych, sączy się z blogów i bulgocze na forach pod artykułami na temat uchodźców. Ta zatrważająca fala werbalnego zdziczenia najsilniejsza jest w krajach Europy Wschodniej i Środkowej – zwłaszcza w Polsce, na Węgrzech i na Słowacji, ale płynie szerokim strumieniem również w Wielkiej Brytanii i w Niemczech. Na Wyspach wystarczy zajrzeć na strony „Daily Mail”. W Niemczech na komentarze pod artykułami z „Bilda”. Przyjazne gesty piłkarskich kibiców, humanitarne odruchy ludzi, którzy uchodźcom oferują miejsca we własnych mieszkaniach (np. 10 tys. obywateli Islandii zadeklarowało, że jest w stanie przyjąć migrantów do swoich domów), paczki z żywnością czy wpłaty na rzecz organizacji charytatywnych to działania, które są kroplą w morzu bigoterii, ksenofobii, islamofobii i nienawiści. Morzu agresji i paranoi.

Te zdziczenie nie wzięło się jednak z powietrza. Dominujący w ostatnich latach polityczny sposób na definiowanie ruchów migracyjnych jest jedną z przyczyn wybuchu dzisiejszej ksenofobii wśród części zachodnich i większości wschodnich Europejczyków. Angela Merkel, która teraz (słusznie) apeluje o europejską solidarność, humanitaryzm i altruizm kilka lat temu mówiła, że „budowanie w Niemczech wielokulturowego społeczeństwa zupełnie się nie sprawdziło”. Stwierdzenie niby niewinne, ale przełamujące obowiązującą do tamtej pory językową i polityczną ostrożność. Wtórował jej David Cameron, który ogłosił krach i kompromitację multikulturalizmu, a na przestrzeni lat jeszcze zaostrzył swoją retorykę, aby zbić kapitał polityczny na sympatykach Nigela Farage. Europejscy liderzy otworzyli butelkę z antypoprawnościowym dżinem. Krytykowana przez konserwatystów poprawność polityczna zaczęła się kruszyć. Skończyło się „wymuszanie zachowań językowych i politycznych zgodnych z wizją społeczeństwa wielokulturowego, pluralistycznego, opiekuńczego i nieosądzającego”. Rozpędu nabrał język antagonizmów, wykluczenia i dyskryminacji.

Europejska Komisja Przeciw Rasizmowi i Nietolerancji (ECRI) Rady Europy już w 2010 roku alarmowała, że debata polityczna w Europie niebezpiecznie zyskała elementy dyskursu rasistowskiego i ksenofobicznego. Te postawy elit, wyraźnie widoczne również w Holandii i we Francji, były pokłosiem nostalgii za silną, jednolitą tożsamością zbiorową i wyznawaniem tych samych wartości. W 2010 roku Europie marzyła się konsolidacja społeczeństwa na wzór Ameryki, gdzie po zamachach z 11 września polityczna poprawność została zastąpioną przez poprawność patriotyczną. Wówczas to David Cameron mówił o tym, aby Europa „umacniała swoje społeczeństwa i ich tożsamość”. Do tego jeszcze narastającym problemom socjalnym i ekonomicznym nadano paskudną, prostacką etniczną twarz. To głównie migrantów obarczono winą za trudności w znalezieniu zatrudnienia, kryzys mieszkaniowy, niewydolną służbę zdrowia czy przepełnione szkoły. Skutecznie. Społeczną niechęć do polityki rządów przemieniono na niechęć do emigrantów. Europejskie elity zastosowały niezwykle szkodliwą taktykę – zmieniono politykę z mechanizmu rozwiązywania problemów i zarządzania państwem w mechanizm omijania problemów i zarządzania emocjami ludności. Teraz te cynicznie podgrzewane przez lata emocje wychodzą na powierzchnię. I nic nie jest w stanie ich powstrzymać.

KŁAMLIWE STATYSTYKI

Angela Markel próbuje reagować na społeczną niechęć do uchodźców racjonalnością. Polscy liderzy opinii odwołują się do moralności. Obie te postawy są nieskuteczne. Pracownicy w Europie targani są niepokojem o swoje posady, płace, warunki zatrudnienia i nie chcą się dzielić z nikim (relatywnym) dobrobytem, czy też jego pozostałościami po neoliberalnej hekatombie. Te emocje są tak silne, że znów, tak jak zawsze fakty przegrywają ze strachem. Co z tego, że liczba migrantów, która przybyła w tym roku do Europy (200 tys.), jest tak nikła, że stanowi zaledwie 0,027 proc. ogółu europejskiej ludności? Jakie ma znaczenie, że np. osoba ubiegająca się o azyl w Wielkiej Brytanii otrzymuje na przeżycie 36,95 funtów, we Francji 56,62, w Niemczech 35 funtów, a w Szwecji 36,84 funtów w tygodniu, skoro rozpowszechniony jest mit o Europie jako raju socjalnym? Kto zdaje sobie sprawę z tego, że od 2010 roku Europa na repatriację imigrantów do krajów ich pochodzenia wydała 11 miliardów euro, co jest z ekonomicznego punktu widzenia absurdalne, skoro według szacunków OECD Europa żeby nie popaść w gospodarczą stagnację do 2060 roku będzie musiała przyjąć 50 milionów imigrantów?

Dla większości ludzi „statystyki kłamią”. Europejskie elity znalazły się w martwym politycznym punkcie. I podejmują chaotyczne działania. Unia, żeby nie potęgować ksenofobii, chce umiarkowanymi środkami ochronić europejski spokój – część ludzi łaskawie przyjąć, dla reszty postawić zasieki. Ta postawa opiera się na złudzeniu, że ignorowanie cierpienia uchodźców nie zmieni nas samych i będziemy mogli swobodnie wrócić do sytuacji sprzed kryzysu. Będzie odwrotnie. Brak solidarności z uchodźcami wzmocni niechęć do dzielenia się z innymi państwami w Europie. Spotęguje narodowe egoizmy. W Unii jako wspólnocie ochrony stanu posiadania nie będzie sprzyjającego klimatu dla redystrybucji, redukowania nierówności i dzielenia się. A powrót do zarzuconej w latach 80 idei państw dobrobytu to jedyna droga Europy do tego czym miała być w zamyśle swoich założycieli. Ponadnarodową wspólnotą wolności, braterstwa i równości. W tym kontekście uchodźcy są dla Europy nie tyle wyzwaniem, ani nawet nie testem, co szansą. Szansą na ucywilizowanie dzikiego wolnego rynku, ksenofobicznego języka i społecznych egoizmów. Tego lata kryzys euro splótł się z „kryzysem” uchodźców i obnażył w Unii to, co można było zaobserwować podczas finansowego kryzysu w 2008 roku – brak przywództwa, przewidywania oraz wizji. Być może teraz będzie inaczej. Tak jak konflikt, a nie sentyment do dzielenia się w obrębie własnej grupy pozwolił zbudować kiedyś państwa dobrobytu, tak dziś o jego przyszłości i przyszłości całej Unii może zadecydować spór o uchodźców.

Autorstwo: Radosław Zapałowski
Źródło: eLondyn.co.uk


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

5 komentarzy

  1. Hassasin 12.09.2015 10:17

    U Nas Multi-kulti się nie da, bo BIEDA ! 🙂
    ………………………………………………………………..
    A tak na marginesie, w imię poprawnosci politycznej marksisty Gramsciego i jago hasła nowomowy nowej kultury: ,,mniejszości łączcie się,, pytam się dlaczego stowarzyszenia LGBT (pedo, gejo, lesbo itd itp ) nie witają tęczowymi balonikami swoich mniejszościowych braci muslimów ?! 🙂
    Tacy wystrojeni jak na paradę równości…ło matko ale by sie działo 🙂
    Czemuś to nie urzeczywistniają swojej lewackiej nowo mowy genderowej na przywitanie braci muslimów ? Jakiś taki happening facetów w rajstopach, muslimy i baloniki …… hahhahahahahhahaha

  2. Kot z Cheshire 12.09.2015 23:08

    Ktoś ich w błąd wprowadził. U nas to mają maczety a nie meczety.

  3. mr_craftsman 12.09.2015 23:25

    Serio, gdyby nasi politycy mieli głowy na karku, to zaczęliby grać na zwłokę, jak inne kraje – np. Kopacz poddać się do dymisji, rekonstrukcja rządu = nie mamy czasu UE.
    Potem wybory = nie mamy czasu, sorry.
    W międzyczasie na status uchodźcy przekształcić wszystkich Ukraińców i/lub prześladowanych “Rosjan” (repatriantów o polskim pochodzeniu).
    Tak można osiągnąć szybko kwotę – nie 12 tys, a spokojnie ze 200 tys uchodźców przyjętych, i zostawić afrykańskie problemy ich twórcom (Francja, UK & co.)

  4. adambiernacki 13.09.2015 11:05

    mr_craftsman – Przyjacielu. Nie głowy na karku tylko gdyby nie byli zdrajcami:-) Działają na naszą szkodę bo to najzwyklejszy wróg czy to sprostytuowany do granic obrzydliwości czy tylko zastraszony przez razwiedkę ale wróg. Twoje pomysły są racjonalne i mądre tylko, że kto ma je realizować? Szkodniki?

    Będzie się robiło ciekawiej. Na ulicach sprzedawane są worki z kamieniami z napisem do rzucania w uchodźców.

  5. edek 13.09.2015 22:44

    @nemo
    Zgadzam się. Zbliżamy się do technologicznej ściany. A poza tym… Przy obecnym bezrobociu w unii:

    http://www.money.pl/gospodarka/unia-europejska/statystyka/bezrobocie/

    około 10% ludzi nie ma pracy… Więc logiczne, że powinno się szukać rąk do pracy wśród imigrantów, gdy będzie w tym problem.
    Albo logika przestała funkcjonować, albo ktoś bardzo okłamuje społeczeństwa…

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.