Triumf nadludzi

Opublikowano: 30.06.2013 | Kategorie: Nauka i technika, Publicystyka, Społeczeństwo

Liczba wyświetleń: 824

„Człowiek miarą jest wszechrzeczy” – to dumne wyznanie antropocentryzmu przestaje być drogowskazem naszych czasów. Dziś Protagorasa zastępuje Nietzsche z jego rojeniami o nadczłowieczeństwie. To już nie tylko marzenia szalonego filozofa, nie tylko chałupnicze próby XIX-wiecznych eugeników i XX-wiecznych nazistów – obecnie za projektowanie i produkcję supermenów bierze się nauka z błogosławieństwem rządów i korporacji.

Cel jest – jak zawsze – szczytny: udoskonalenie człowieka. Któż nie chciałby być mądrzejszy, zdrowszy, piękniejszy? A jednak mnie, uznającego człowieka za jedyny praktyczny (bo weryfikowalny) punkt odniesienia, pomysły „przezwyciężania człowieczeństwa” poprzez modyfikacje genetyczne czy cyborgizację przerażają.

Mamy tu do czynienia z najskrajniejszym jak dotychczas projektem zmiany ludzkiej natury. Próby takie podejmowane były od dawna, dotychczas wszakże opierały się na lamarkistowskiej teorii o decydującej roli środowiska i przeświadczeniu o plastyczności ludzkiej natury. Mówiąc w skrócie: wierzono, że zmieniając otoczenie człowieka, zmieni się zasadniczo jego samego. Na ogół jednak te próby kończyły się fiaskiem. Skutki rzadko odpowiadały zamiarom. Inżynieria społeczna budzi więc uzasadnioną nieufność.

W tej sytuacji Poprawiacze Człowieka skapitulowali przed nieprzyjazną rzeczywistością, po cichu wycofując się z dogmatu o naturalnej dobroci ludzi. Postanowili pójść na skróty: po co zmieniać ustrój, kulturę, stosunki międzyludzkie – zmienimy człowieka. Zdecydowali się na „ucieczkę do przodu”, wspierając inżynierię społeczną inżynierią genetyczną. Postanowili połączyć Lamarcka z Darwinem, zasadę środowiska z zasadą genotypu, „ziemię” i „krew”. Ta synteza ma dać nam Człowieka Doskonałego.

Ale doskonałe jest wrogiem dobrego. Jak przypomina nam ludowa mądrość, dobrymi chęciami piekło wybrukowano. Projekt ten może być atrakcyjny dla ludzi, którzy za każdą cenę chcą uciec od samych siebie, problemem jest jednak właśnie ta – każda! – cena. Projekt transhumanistyczny jest najskrajniejszą formą uprzedmiotowienia człowieka, który okazuje się być nawet nie narzędziem, lecz tworzywem. Człowiek ma się wyrzec swej istoty, swego człowieczeństwa w imię… no właśnie – w imię czego? W imię jakich wartości? Kto miałby prawo narzucenia innym swojego wzoru? Jak miałby wyglądać nadczłowiek?

Kto decydowałby o kierunku transhumanistycznej ewolucji człowieka. Rodzice? Nietrudno sobie wyobrazić, że znaczna część (w Polsce pewnie większość) postanowiłaby, iż dzieci mają „umieć sobie radzić w życiu”, więc wszczepiłaby im gen „przebojowości”, tj. chamstwa, cynizmu, interesowności, egoizmu. Każdy sam, wedle swej fantazji? To doprowadziłoby do wykształcenia się wielu odmiennych – niekompatybilnych, być może wrogich – gatunków. Stanisław Lem w „Podróży XXI” Ijona Tichego opisuje w humorystyczny, acz wielce prawdopodobny sposób historię społeczeństwa sterującego swoją ewolucją biologiczną. To może państwo? Ale w myśl jakiej ideologii? W imię jakich wartości, wedle jakiego wzoru ludzkość miałaby być przekształcana? Chrześcijańskiego? Muzułmańskiego? Buddyjskiego? Faszystowskiego? Anarchistycznego? Komunistycznego? Liberalnego?

Transhumaniści lewicowi (daruję sobie dyskusję z neonazistami z Euvolution.com, śniącymi o aryjskim Homo galacticus) oczywiście mają nadzieję na stworzenie człowieka pasującego do ich wizji społeczeństwa egalitarnego. Jak to jednak osiągnąć? Czy równość totalna nie jest możliwa tylko przy jednakowości? Jeśli tak, to jest po prostu niecelowa. Społeczeństwo istnieje dlatego, że istnieje podział pracy; podział pracy wynika ze zróżnicowania ludzi. Jeśli zaś np. wyhoduje się istoty, które same siebie będą mogły zapładniać, to przestanie istnieć rodzina. Nie będzie nie tylko ludzi, ale i społeczeństwa oraz będącej jego wytworem kultury, tylko jakieś zbiorowisko monad. Równość jest ważną wartością, ale nie na tyle, żeby poświęcać dla niej swe niedoskonałe człowieczeństwo. Żadna wartość nie jest warta tego, by dla niej poświęcać inne wartości.

To jednak i tak puste rozważania. Lewica pozostaje w głębokim kryzysie, od trzech dekad znajduje się w defensywie i realnych szans na wdrożenie swego projektu nie ma. A to oznacza, że dominująca ideologia neoliberalna będzie kształtowała człowieka na wzór i podobieństwo swoje. Nietrudno się domyślić, że Człowiek Idealny ucieleśni się w postaci Idealnego Konsumenta albo Idealnego Robotnika, być może też Idealnego Żołnierza, Idealnego Błazna, Idealnej Prostytutki. Człowieczeństwo zostanie zredukowane do jednej z funkcji. Powstałoby społeczeństwo zróżnicowane na wzór termitiery. Tak wyglądałby świat, gdyby to w latach 1930. istniały możliwości inżynierii genetycznej i ludzkość została uformowana według panujących wówczas ideałów.

Być może w jakimś idealnym społeczeństwie transhumanizm miałby sens. Teraz to jest bomba atomowa. Hodowanie ludzi daje każdej władzy w ręce najpotężniejszą broń, jaką można sobie wyobrazić. Po wydarzeniach w NRD w 1953 roku Bertolt Brecht napisał wiersz, który głosił, że naród zawiódł zaufanie rządu i rząd postanowił ten naród odwołać. Była to poetycka wizja rozśmieszająca swoją absurdalnością, ale inżynieria genetyczna pozwoli ją urzeczywistnić. Bo chyba nie ulega wątpliwości, że o kierunku ewolucji decydować będzie elita finansowa, klasa polityczna, „Grupa Trzymająca Władzę”.

Na pewno nie cała ludzkość dokonałaby jednoczesnego przekształcenia: część nie chciałaby, części może nie byłoby stać. Inżynieria genetyczna – jak każda nowość – byłaby początkowo dostępna tylko dla nielicznych, dla elity. Czy elita zechciałaby poczekać na resztę? Wątpliwe. Raczej zapewniłaby swojemu potomstwu status nadludzi. Co stałoby się wówczas z nieprzekształconą częścią ludzkości? Obawiam się, że spotkałby ją los Tasmańczyków wytępionych w XIX wieku. Nie sądzę, by nadludzie traktowali ludzi lepiej niż ludzie traktują się nawzajem.

Dziś człowieczeństwo to jedyny pewny grunt, jedyny punkt odniesienia, jedyny wspólny mianownik. Wartości są zmienne, wtórne, względne. W sytuacji kryzysu humanistycznej Utopii, w sytuacji dogorywania religijnej Tradycji, ludzka natura z jej atawizmami to już naprawdę ostatni szaniec broniący świata przed zapędami inżynierii społecznej – wszystko jedno: totalitarnej czy wolnorynkowej.

Sprzeciw wobec transhumanizmu wynika więc z tych samych powodów co sprzeciw wobec totalitaryzmu. Wrogość do transhumanizmu ma też wspólny – humanistyczny – mianownik z antykapitalizmem: kapitalizm zdetronizował człowieka z pozycji wartości najwyższej, zastępując go zyskiem, transhumanizm natomiast człowieka zastępuje nadczłowiekiem.

Marzenie wszelkich totalitaryzmów – Nowy Człowiek –urzeczywistnić ma się jako człowiek GMO. Homo perfectus będzie gatunkiem odmiennym od naszego. Cieszyć się z tego mogą tylko mizantropi – tylko czy mizantropia jest do pogodzenia z lewicowością?

Na tym tle najmniej ważną jest obawa o niezaplanowane uboczne skutki nieudanych eksperymentów (jakieś epidemie, kalekie mutanty itp.)…

Oczywiście wobec tych wszystkich zastrzeżeń pozostaje jeszcze jeden, ostateczny argument – o nieuchronności transhumanistycznej ewolucji. Osobiście pozostaję sceptyczny wobec koncepcji zdeterminowanego jednokierunkowego „postępu”. Uważam to za wdrukowany w naszą świadomość Oświeceniowy schemat, któremu raz po raz zaprzeczają fakty. Nieuchronne nie znaczy dobre – wiele faktów, jak globalne ocieplenie czy wymieranie gatunków, wskazuje, że zmierzamy ku katastrofie, a ludzie Zachodu żyją wiarą w „postęp”. Poza tym dopóki coś się nie wydarzy, dopóty nieuchronność tego nie została dowiedziona.

Lewica od dekad stoi w rozkroku, który staje się coraz bardziej bolesnym szpagatem. Ma dwa zobowiązania: iść z postępem oraz bronić słabszych. U fundamentów lewicowości leży przekonanie, że te dwa cele są tożsame lub zbieżne, albo przynajmniej niesprzeczne – że postęp pomaga słabszym. Tymczasem od początku Epoki Globalizacji zmiany idą w kierunku przeciwnym do lewicowych ideałów. W swej ostatniej książce Günther Wallraff pisze, że zaczynając pracę ponad czterdzieści lat temu, miał nadzieję, iż świat zmienia się na lepsze. Obecnie zauważa tendencję odwrotną – wzrost niesprawiedliwości i pogorszenie stosunków międzyludzkich. Mamy coraz mniej bezpieczeństwa, coraz mniej solidarności, coraz większe rozpiętości majątkowe. „Postęp” jest bezlitosny dla tych, którzy za nim nie nadążają. „Postęp” gnębi słabych.

Rozwój biotechnologii te podziały pogłębi. To już nie będzie walka klas, lecz walka odmiennych biologicznie gatunków. Słabsi przegrają. Wyginą. Na tym polega „postęp”.

Wszak tak nauczał Darwin. Tako rzecze Zaratustra.

Autor: Jarosław Tomasiewicz
Źródło: Nowy Obywatel

O AUTORZE

Jarosław Tomasiewicz (ur. 1962) – doktor nauk politycznych, pracownik naukowy Instytutu Historii Uniwersytetu Śląskiego, publicysta, autor książek „Terroryzm na tle przemocy politycznej (zarys encyklopedyczny)” (2000), „Między faszyzmem a anarchizmem. Nowe idee dla nowej ery” (2000), „Ugrupowania neoendeckie w III Rzeczypospolitej” (2003) i „Zło w imię dobra. Zjawisko przemocy w polityce” (2009), a także wielu tekstów publicystycznych i naukowych. Stały współpracownik „Nowego Obywatela”.


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

3 komentarze

  1. bXXs 30.06.2013 12:38

    Nadczłowiek 😀
    Nad człowiek ,czyli co ? Ptaki 😀

    A tak serio.
    DNA jest planem/ schematem ,który jest nieustannie korygowany przez czynniki zewnętrzne . To tak jak zbudować karaibski domek wypoczynkowy i przenieść go na syberie , jeżeli szybko nie zostaną naniesione poprawki domek przepadnie.
    Ale blueprint można sprzedać 🙂
    Super . .żołnierze ,mordercy osiągali dobre wyniki do czasu kiedy naturalne procesy regulacyjne zmieniły ich w samobójców ,deprsantów czy paranoików .
    Inedia badana przez armie świata poległa wraz z nieodłącznym czynnikiem niezbędnym do tego stanu – miłością 🙂
    Nie jedzący super żołnierze ,któży byli super odporni ,wytrzymali itp nie potrafili zabić ,zranić czy nawet sie gniewać 😀
    Wszystko kończy się i zaczyna od świadomości i postrzegania a superyzm i iluzja nadludzi jest tylko fanaberią ograniczonych ,zbrodniczych naukowców.

  2. goldencja 01.07.2013 14:46

    Można wyhodować konkretną rasę zwierzęcia do konkretnego celu. Człowiek też zwierzę, więc z ludźmi to również możliwe. Co jednak powinno dać do myślenia, to czynniki uboczne. Gdy jedna cecha jest dobra, inna będzie nie dobra. Gdyby wszystkie były na plus, to organizm nie przetrwałby zbyt długo. Bo wszystko co nam wydaje się dobre czy nie dobre, w fizjologii ma swoje inne wartości. Wszystkie rasowe zwierzęta czy rośliny mają swoją specyfikę chorowania na choroby nie znane ich przodkom. Zatem w przypadku człowieka “hodowlanego” będzie trzeba wyszkolić dla niego specjalnych lekarzy i naukowców, którzy zaopiekują się nim w jego specyficznych chorobach. Jeśli więc powstanie kilka tysięcy wyjątkowych ludzi o wyjątkowych cechach (a jednak różnych pomiędzy nimi samymi), to przez ich życie medycyna i nauka nie nadążą wyprodukować leków i poznawać ich chorób, by pomóc na czas. Pierwsze “produkty” eksperymentów prawdopodobnie długo i szczęśliwie nie pożyją. Choć dzięki nim mogą powstać konkretne rasy ludzi. Jednak taka zabawa genami to loteria. Ludzie hodowani będą ze względu na wyimaginowane potrzeby społeczne, a nie faktyczne warunki zewnętrzne i wewnętrzne (bakterie odpornościowe). Będzie więcej błędów niż w doborze naturalnym, co oznacza więcej śmierci niż pożytku. Gdy ludzie hodują rośliny, to ze względu na kilka ważnych dla nich samych cech (plony, odporność na warunki pogodowe, wegetacja). Gdy hodują zwierzęta, to głównie ze względu na ich futra, mięso, mleko, użytkowość. Jakie będą pożądane cechy nowych ludzi i w jaki sposób to wpłynie na ich psychikę? Psychikę bardzo trudno przewidzieć, a jest to najważniejszy aspekt bycia człowiekiem.
    Poza tym, czy ludzie “wyjątkowi” będą trzymać się w swoich klasach i krzyżować między sobą (dobór selektywny), czy zadziała ewolucja (konkretniej dobór naturalny) i chęć powiększenia puli genów? Raczej to drugie. Osobiście ta nowinka “naukowa” mnie nie porusza. Jednak należy pamiętać, że jej królikami doświadczalnymi będą ludzie, którzy nie mają żadnego wpływu na to, a zarazem ludzie, którzy nigdy by nie powstali w naturalnych okolicznościach (każde DNA jest wyjątkowe i tworzy konkretną osobę i świadomość). Trudno więc nawet ocenić moralność.

  3. bXXs 01.07.2013 17:59

    Miarą człowieczeństwa jest człowiek wraz z jego niedoskonałościami 😀
    Człowiek to brzmi dumnie ,ale jego wartość jest zakodowana w szyszynce i w interakcjach z kosmosem a nie z kontem bankowym i kodem pocztowym .

    Ale gdyby człowiek pamiętał o tym to by niebyło problemu człowieczeństwa 😀

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.