To błąd ekipy Tuska z 2008 roku

Jeszcze do 2008 roku Polska była traktowana jako światowy lider ograniczania emisji CO2. Wszystko pozmieniało się kiedy władzę przejęła ekipa PO, która dość bezrefleksyjnie zaakceptowała unijne propozycje, aby poziom redukcji emisji CO2 liczyć nie na bazie danych z roku 1988 (wynikających z Protokołu z Kioto i stawiających Polskę w korzystnej sytuacji), ale na bazie danych z roku 2005 (korzystnych dla państw „starej UE”). Efekt? Koszty produkcji prądu w Polsce są właśnie windowane do niespotykanych poziomów.

Głównym czynnikiem, który dziś winduje koszty produkcji prądu w Polsce jest unijny „podatek” związany z emisjami CO2 do atmosfery. Tak zwane „uprawnienia do emisji” 1 tony CO2 (funkcjonujące w ramach europejskiego obszaru wspólnotowego) w ciągu ostatnich kilku miesięcy podrożały o ok. 500 proc., z poziomu 5 euro do poziomu 25 euro.

Tak drastyczny wzrost to efekt sztucznego ograniczenia podaży tych uprawnień przez brukselskich eurokratów, którzy uznali że ograniczanie emisji CO2 na terenie Unii Europejskiej idzie zbyt wolno, więc trzeba będzie jakoś w tym „dopomóc”. Podjęcie decyzji o ograniczeniu liczby uprawnień spowodowało skokowy wzrost ich cen (firmy emitujące CO2 do atmosfery muszą je kupować), a tym samym przełożyło się na koszty produkcji energii elektrycznej.

W przypadku Polski, gdzie ponad 80 proc. energii jest produkowana w elektrowniach węglowych, tak drastyczny wzrost cen prądu musi się przełożyć na konkurencyjność całej gospodarki. Problemu prawdopodobnie by nie było (albo jego skala byłaby znacznie mniejsza), gdyby nie dwie – jakże ważne, ale mało znane w publicznym dyskursie – decyzje rządu PO-PSL.

W 2008 roku, kiedy kształtowały się ramy europejskiej „polityki klimatycznej”, ekipa Tuska dość bezrefleksyjnie zaakceptowała unijne propozycje, aby poziom redukcji emisji CO2 liczyć nie na bazie danych z roku 1988 (które wynikały z Protokołu z Kioto), lecz na bazie danych dotyczących emisji z roku 2005. Ktoś zapyta – ale o co chodzi i dlaczego było to takie ważne? Już śpieszę z wyjaśnieniem. Otóż w latach 1988 – 2005 nasz kraj zanotował rekordową redukcja emisji CO2 (o 31,9 proc.). W tym samym czasie inne kraje europejskie zamiast obniżyć emisję zgodnie z protokołem z Kioto, znacząco ją podniosły. Na przykład Hiszpania aż o 48 proc., Portugalia o 41 proc., Włochy o 12,1 proc. Inne kraje zdołały zredukować swoją emisję CO2 w o wiele mniejszym stopniu niż Polska: Niemcy o 17,5 proc., Wielka Brytania o 14,5 proc., a Francja zaledwie o 0,8 proc.

Dlaczego to takie istotne? Tutaj trzeba wspomnieć o drugiej, równie ważnej decyzji ekipy Tuska, czyli zgodzie na tzw. „pakiet klimatyczny” przewidujący, że każde państwo UE ograniczy swoje emisje CO2 w latach 2013 – 2020 o 20 proc. Problem w tym, że punktem odniesienia dla tego pakietu nie był poziom emisji z 1988, lecz z 2005 roku.

Gdyby ekipa Tuska nie zgodziła się na przyjęcie unijnych propozycji, aby poziom redukcji emisji CO2 liczyć na bazie z roku 2005, to założenia do pakietu klimatycznego na rok 2020 nasz kraj spełniałby z automatu. Kłopoty miałyby natomiast państwa „starej UE”, dla których ograniczenie emisji o 20 proc. względem poziomu z roku 1988 mogłoby być nie lada wyzwaniem.

Bezprecedensowy spadek emisji CO2, który notowany był w Polsce w latach 1988 – 2005, dziś praktycznie nie ma znaczenia. Polska jest skazana na ponoszenie gigantycznych kosztów obowiązywania unijnego „podatku emisyjnego”, który powoli, acz konsekwentnie, z roku na rok będzie coraz bardziej ograniczał konkurencyjność naszej gospodarki. Produkcja energii elektrycznej w innych państwa UE będzie tańsza i bardziej opłacalna, aniżeli w Polsce. Wszystko to efektem kluczowej (z perspektywy czasu) decyzji ekipy Donalda Tuska, aby punktem odniesienia w zakresie „polityki klimatycznej” były niekorzystne dla Polski (a korzystne dla państw „starej Unii”) wolumeny emisji CO2 z 2005 r.

Zdjęcie: blickpixel (CC0)
Na podstawie: Rp.pl
Źródło: Niewygodne.info