Test transportu pomarańczy elektryczną ciężarówką

Opublikowano: 28.03.2023 | Kategorie: Ekologia i przyroda, Gospodarka, Wiadomości ze świata

Liczba wyświetleń: 3463

Szwajcarska firma transportowa Krummen Kerzers postanowiła sprawdzić, jak elektromobilność wygląda w praktyce. Ciężarówka elektryczna miała przywieźć z Hiszpanii pomarańcze.

Do realizacji zadania wybrano elektryczne Volvo FH Electric o mocy 490 kW i zasięgu około 300 km. Pojazd ten jest jednym z pierwszych modeli elektrycznych ciężarówek dostępnych na rynku. Pokonanie trasy liczącej ponad 3000 km stanowiło duże wyzwanie logistyczne i techniczne. Po drodze trzeba było bowiem wykonać ok. 9-10 ładowań.

Trasa wiodła z Zurychu do Canals koło Walencji i z powrotem. W Hiszpanii załadowano 20 ton pomarańczy, które miały trafić do szwajcarskich sklepów. Przed wyruszeniem w drogę dokładnie zaplanowano punkty ładowania pojazdu oraz czas postoju – tak trzeba robić, gdy na długą trasę wybiera się elektryka. W przeciwnym razie istnieje ryzyko, że pojazd rozładuje nam się i będzie problem.

Elektryczna ciężarówka wyjechała z Zurychu i po dwóch dniach dotarła do Barcelony. Tam kierowca musiał zmienić plan podróży, ponieważ okazało się, że na ostatnim odcinku do Walencji brakuje odpowiednich stacji ładowania dla pojazdów ciężarowych. Po konsultacjach z hiszpańskimi kolegami po fachu udało się znaleźć alternatywną trasę i miejsce ładowania.

Ostatecznie ciężarówka do celu dotarła po trzech dniach. Załadowano pomarańcze i następnego dnia rozpoczęła się droga powrotna. Ta zajęła cztery dni, czyli w sumie podróż trwała tydzień.

Jak to się ma do spalinowej ciężarówki? Podróż trwała o cały dzień dłużej. Była też droższa niż gdyby tankować diesla (nie podano dokładnych danych). Tym samym upada kolejny argument aktywistów ekologicznych, którzy twierdzili, że choć pojazdy elektryczne są znacznie droższe w zakupie, to na dłuższą metę się opłaca, bo codzienna jazda będzie tańsza. Nie jest.

Podróż elektryczną ciężarówką ze Szwajcarii do Hiszpanii po pomarańcze była ciekawym eksperymentem, który pokazał ograniczenia transportu długodystansowego na baterie. Podróż była znacznie dłuższa, droższa i mniej wydajna niż tradycyjnym sposobem. Elektryczna ciężarówka mogła zabrać 20 ton pomarańczy, a samochód spalinowy dostarczyłby ładunek o 4 tony cięższy. To aż 20 proc. więcej podczas jednego kursu. Skąd taka dysproporcja? Otóż dopuszczalna masa całkowita (DMC) zestawu ciągnik-naczepa nie może przekroczyć 40 ton, a ciągnik elektryczny, ze względu na akumulator, jest cięższy od spalinowego.

Entuzjaści rzekomo ekologicznych rozwiązań cieszą się jednak, że ciężarówka nie miała po drodze awarii (wow!) oraz że nie wyemitowała dwutlenku węgla. O tym, ile dwutlenku węgla wyemitowano podczas produkcji elektrycznej ciężarówki, nie wspomniano.

Autorstwo: MK
Źródło: NCzas.com


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

4 komentarze

  1. Murphy 28.03.2023 15:44

    Entuzjaści jeszcze zapomnieli dodać, że ciężarówka się nie spaliła, tak jak to ma miejsce w przypadku wielu elektryków.

    Tańsze użytkowanie było kiedyś, jak ceny energii elektrycznej były niższe. Obecnie nie ma co mówić o ekonomiczności rozwiązań elektrycznych. Najlepszym dla środowiska, choć nie tańszym, było by przejście na wodór.

    Ponadto, jeden dzień pracy kierowcy to też dodatkowy koszt.

  2. replikant3d 28.03.2023 17:06

    Murphy, eksploatacja pojazdu wodorowego jest jeszcze droższa od elektryka. Po pierwsze, wodór jest gazem bardzo,,przenikliwym,, a w stanie płynnym bardzo higroskopijny. Same zawory i pojemnik na wodór to koszt wiekszy od akumulatorów elektryka. Bo takie pojemniki są horrendalnie drogie w produkcji, bo wymagają materiałów ściśle zaprojektowanych pod wodór. Po drugie to ,,samobieżna bomba,, Spalinówka pierdyknie, to chociaż ktoś przeżyje. Elektryk się zapali, to też można uratować gogoś. Ale jak pierdyknie wodór, to nawet nie będzie co zbierać taka jest siła eksplozji . Wodór musi być trzymany w ściśle określonej temperaturze. W pojeździe trudno to uzyskać. Zwłaszcza małym takim jak osobówka czy nawet ciężarówka. Dlatego stosuje sie go na razie tylko w pociagach a i tak tylko na krótkich trasach. No i po trzecie póki co uzyskanie płynnego wodoru jest nieopłacalne ekenomicznie. Zbyt drogi w produkcji i energochłonny. Tak więc póki co wodór odpada jako alternatywa.

  3. emigrant001 28.03.2023 23:15

    Wniosek jest prosty; UE rozpadnie się w 2034 lub 2035 roku. I to jest zasługa ekologów:)

  4. Murphy 30.03.2023 12:27

    @replikant3d: Mi bardziej chodziło o czystość wodoru a nie o koszta. W końcu o to ekologom chodzi, by czyściej było, czego nie można powiedzieć o elektrykach i zużytych bateriach. Wodór można produkować i magazynować (Toyota Mirai jakoś jeździ i nie słyszałem o wybuchach o których piszesz) w czasie nadwyżek energii (wiatr, słońce). Magazynowanie energii elektrycznej nie bardzo wychodzi, bo stacje baterii przekładają się na kolejne zanieczyszczenia w przyszłości. No chyba żeby wykorzystywać stacje gromadzenia energii kinetycznej (przenoszenie dużych mas na wysokość, by potem je opuszczając napędzać prądnice), ale to jak na razie chyba w fazie eksperymentów.

    Najlepszym rozwiązaniem było by jechanie na wodę, ale jak widać “włądcy energii” na to nie pozwalają (otrucie Stanleya Meyera i jemu podobnych). Tak samo nie pozwolili na wprowadzenie na rynek o wiele lepszych baterii (YT -> BaldTV -> Cała prawda o samochodach elektrycznych i bateriach).

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.