Superbakterie atakują

Opublikowano: 31.10.2013 | Kategorie: Publicystyka, Zdrowie

Liczba wyświetleń: 640

– Nadchodzi zdrowotny koszmar – ostrzegają epidemiolodzy z rządowych agencji. Zwykle ostrożni w prognozach i starający się unikać paniki ludzie mówią w ten sposób o superbakteriach, które mogą spowodować, że znów – tak jak w średniowieczu – będziemy się bać „czarnej śmierci”.

Gdy Alexander Fleming odbierał w 1945 r. Nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny, którą przyznano mu za odkrycie leczniczych właściwości penicyliny, ostrzegał, że nabranie przez bakterie odporności na antybiotyki jest kwestią czasu. Odkąd zaczęliśmy je stosować – a na dobrą sprawę i wcześniej – trwa bowiem ciągły wyścig zbrojeń pomiędzy nami i chorobotwórczymi mikrobami. Polega on na tym, że my znajdujemy coraz to nowsze metody, by się ich pozbywać, u nich za to pojawiają się nowe mutacje, które dają im odporność na stosowane przez nas lekarstwa Początkowo starano się spowolnić jego tempo i antybiotykami szafowno bardzo ostrożnie. To się jednak zmieniło i coraz częściej pojawiają się bakterie odporne na istniejące leki. Do niedawna zdarzało się to przede wszystkim w przypadku tych leków, które stosowano najszerzej. W odwodzie zostawały wtedy kolejne generacje antybiotyków, po które sięgano tylko w razie potrzeby. Dziś – coraz częściej – nie pomagają także one. Co niespecjalnie może dziwić, bo o ile nasi przeciwnicy w wyścigu przyspieszyli, my zatrzymaliśmy się kilkadziesiąt lat temu. Stosujemy leki wprowadzone na rynek jeszcze w latach 80. Nowe mogą się pojawić, ale nie muszą, bo koncerny farmaceutyczne wolą inwestować w badania nad lekarstwami na choroby przewlekłe, ponieważ najwięcej zarabia się, kiedy człowieka można leczyć, ale tak całkiem nie da się go wyleczyć lub jest to przynajmniej kosztowne i długotrwałe.

Po raz pierwszy od pojawienia się penicyliny zaczyna wyglądać na to, że możemy przegrywać wojnę z bakteriami. Specjaliści coraz głośniej mówią o tzw. superbugs, których nie da się leczyć nawet z użyciem karbapenemów, i groźbie świata bez antybiotyków. Jeszcze niedawno wydawało się to nierealne, ale dziś nabiera coraz wyraźniejszych kształtów. – To tykająca bomba zegarowa – mówiła w marcu Sally Davies, pełniąca funkcję Chief Medical Officer Wielkiej Brytanii.

ANTYBIOTYKOWA APOKALIPSA?

Mówiła zresztą dużo więcej, bo problem jest poważny. Naczelna lekarka Wielkiej Brytanii zaapelowała, by antybiotykoodporność bakterii traktować jako zagrożenie równie istotne i realne jak terroryzm. – Jako lekarz wiedziałam o rosnącej odporności mikrobów na leki, ale nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo jest źle i jak szybko problem narasta – mówiła Davies.

I rzeczywiście w Wielkiej Brytanii pod tym względem nie dzieje się najlepiej. Notuje się coraz więcej przypadków pojawienia się bakterii odpornych na leki, które dotąd stosowano w radzeniu sobie z nimi. Chodzi przede wszystkim o gruźlicę, E. coli, Klebsiella pneumoniae i… rzeżączkę, która na podstawową terapię antybiotykową nie odpowiada już w ośmiu przypadkach na 10 i jest jednym z głównych kandydatów do przekształcenia się w superbakterię.

Problemem jest jednak nie tylko to, że wiele z nich nie odpowiada na standardowe terapie, ale i to, że w coraz większej liczbie przypadków daje się odnaleźć mutację genetyczną odpowiedzialną za odporność na bardzo silne karbapenemy, za pomocą których dotąd radzono sobie w trudniejszych przypadkach. Dekadę temu roczną liczbę takich przypadków dało się policzyć na palcach jednej ręki. Dziś chodzi o kilkaset infekcji rocznie. Przy czym jeżeli te zwykle niezbyt groźne mikroby dostaną się do krwiobiegu i spowodują zakażenie krwi, śmiertelność może wynosić nawet 50 proc.

Jak na razie dotyczy to przede wszystkim szpitali oraz oddziałów intensywnej opieki medycznej, gdzie okoliczności powodują, że bakterie – które w przewodzie pokarmowym pełnią pozytywną rolę – mogą przenikać do innych narządów oraz układów, czego efektem bywa np. sepsa.

Sytuacja jest jeszcze pod kontrolą. Sally Davis problem wyostrzyła i podkreśliła, by zwrócić uwagę na konsekwencje braku reakcji i aby w ten sposób zmusić brytyjski rząd do działania wewnątrz kraju oraz na arenie międzynarodowej. Mówiła, że Wielka Brytania nie tylko nie może uciec od narastającego problemu, ale też powinna być tym krajem, który przeniesie walkę z nim na poziom międzynarodowy. Tym bardziej że jest to zagrożenie, z którym nie da się walczyć lokalnie.

Otwarte granice i ogromna mobilność dzisiejszego świata powodują, że lekooporny szczep pojawiający się w jednej części globu może szybko pojawić się też w innej. – Musimy pracować wspólnie, żeby upewnić się, że apokaliptyczny scenariusz powszechnej odporności mikrobów na dostępne leki nie stanie się rzeczywistością. To zagrożenie jest równie istotne jak zmiana klimatu – podkreślała.

BAKTERIE – OBYWATELE ŚWIATA

Jest tak, ponieważ bakterie szybko i bez trudu pokonują granice państw, co doskonale widać, gdy prześledzi się rozprzestrzenianie lekoopornych szczepów. Na przykład odporną na karbapenemy pałeczkę zapalenia płuc po raz pierwszy zauważono w Karolinie Północnej w 1996 r. Uznano wówczas, że jest to przypadek odosobniony, i nie poświęcono mu wielkiej uwagi. Przez kilka kolejnych lat o sprawie zapomniano.

Aż do 2003 r., gdy okazało się, że rzecz wcale nie jest taka rzadka i w szpitalach zaczęli umierać ludzie. – W jednym ze szpitali na Brooklynie pojawienie się choroby spowodowało, że zmarło 9 z 19 zarażonych pacjentów. W innym dwie infekcje zmieniły się w ciągu sześciu miesięcy w 30 – i to pomimo ostrej kontroli, a bakteria rozprzestrzeniła się po mieście – pisała ostatnio Maryn McKenna na łamach „Nature”. I dodawała, że cztery lata później już 20 proc. analizowanych w Nowym Jorku Klebsielli miało gen dający odporność na leki, co w przypadku np. infekcji pooperacyjnej może być powodem sporych problemów.

Do tego nowojorski szczep nie rozprzestrzeniał się tylko po Stanach. W 2005 r. bakterie zbliżone do niego odkryto u pacjenta w… Tel Awivie. Dwa kolejne lata podniosły liczbę zdiagnozowanych przypadków do ponad 1200. – Pojawiały się w całych sieciach szpitali, domów opieki, centrów dializ i rehabilitacji – pisała McKenna. Wojskowa dyscyplina Izraela pozwoliła opanować sytuację, ale podróżujący z tego kraju i do niego ludzie roznieśli szczep po całej Europie. W tym do Wielkiej Brytanii.

Jeszcze szybciej rozniósł się szczep tej bakterii, który wytwarza specjalny enzym rozkładający antybiotyki. Po raz pierwszy zaobserwowano go u 59-letniego pacjenta w Szwecji. Było to w 2008 r., a od tamtego czasu kolejne przypadki zarejestrowano też w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych oraz kilku innych krajach.

Przede wszystkim tych, które miały liczną mniejszość hinduską lub wiele kontaktów gospodarczych z Indiami, bo właśnie tam mutacja pojawiła się po raz pierwszy. Wyjątkowo odporna Klebsiella dość powszechnie występuje w ściekach niektórych regionów Indii oraz płynącej z kranów wodzie. MacKenna podkreślała też, że wskazanie na południowoazjatyckie źródło infekcji wywołało ostrą reakcję nie tylko indyjskich mediów, ale też krajowego parlamentu.

Sytuacja jest tym bardziej niepokojąca, że mutacje genetyczne pozwalające na tworzenie enzymu, który nazwano New Delhi metalo-β-laktamazem (NDM-1), przenoszą się dość swobodnie nie tylko w kolejnych pokoleniach pałeczki zapalenia płuc, ale też na inne bakterie, takie jak choćby E. coli, i także zapewniają im odporność na leki. Groźnych infekcji zaczęło przybywać, a pierwszy śmiertelny przypadek w Europie odnotowano 3 lata temu w Belgii.

PRZEZIĘBIENIE? ANTYBIOTYK

Źródło pochodzenia tych bakterii jest tutaj bardzo istotne, ale o tym za chwilę.

Dotychczas za pojawianie się antybiotykoodporności u mikrobów odpowiadał przede wszystkim bogaty Zachód, gdzie lekarze bardzo często sięgali po te leki zbyt chętnie i bardzo nieodpowiedzialnie. Były wygodne. Z czasem stały się też tanie i, co najważniejsze, działały. Do tego do lat 1980. ciągle pojawiały się kolejne rodziny leków, które pozwalały zapomnieć o wyścigu, przed jakim ostrzegał Fleming.

Jednak to zmieniło się ponad 20 lat temu. Tyle mają bowiem ostatnie wprowadzone na rynek leki i niewiele zapowiada, że możemy się rychło spodziewać kolejnych. Dziś autorytety medyczne wzywają do opamiętania, a Wielka Brytania wdraża program, którego celem ma być uczulenie lekarzy na groźbę, jaką – na poziomie systemowym – jest nierozważne używanie antybiotyków.

Szkody już zostały jednak wyrządzone i taka zmiana jest zdecydowanie niewystarczająca. Tym bardziej że nie chodzi tu tylko o jeden kraj, a Brytyjczycy nie są nawet w europejskiej czołówce pod tym względem, bo daleko w tyle zostawia ich choćby Grecja, ale też… Polska.

Do tego do Zachodu dołączyła Azja. Zwłaszcza Indie i Pakistan, gdzie stosowane na szeroką skalę antybiotykoterapie idą często w parze z fatalnymi warunkami sanitarnymi, co tworzy prawdziwy raj dla szybkiej ewolucji mikrobów. Dlatego NDM-1 rozwinął się w Indiach, ale zagraża też wszystkim innym krajom.

– Odporność na antybiotyki w niektórych częściach świata jest jak powoli nadchodzące tsunami. Od lat wiemy, że nadchodzi, ale i tak się zamoczymy – mówił niedawno o tym w BBC prof. Timothy Walsh z Cardiff University.

Jednocześnie niektórzy wskazują, że bardzo ryzykowne jest nadużywanie antybiotyków u zwierząt hodowlanych. A to akurat robi się nagminnie. W samych Stanach Zjednoczonych na farmach używa się rocznie ponad… 13 mln kilogramów leków tego rodzaju. To 80 proc. wszystkich, które trafiają do obiegu w tym kraju. Niektórzy wiążą z tym między innymi pojawienie się tam odpornego gronkowca złocistego, który ze zwierząt hodowlanych przenosił się na pracowników farm.

To udało się jak na razie opanować i nie brak takich, którzy podkreślają, że ryzyko takiego transferu groźnych bakterii jest niskie. Ale czy jest tak na pewno? Mających odmienne zdanie też nie brakuje, a kolejne kraje próbują sobie poradzić z tym, że zwierzęta są faszerowane lekami. Jednak nie jest łatwo, bo to przyspiesza wzrost i zwięszka zyski hodowców. Dlatego ci próbują obchodzić przepisy, co w Wielkiej Brytanii pokazał „Guardian”, a w Polsce TVN-owska “Uwaga”.

ZABÓJCZE SKALECZENIE?

Brytyjczycy wdrażają właśnie program, który ma stanowić wzorzec radzenia sobie z tym problemem. Oprócz ograniczeń w używaniu antybiotyków jego elementem ma być też partnerstwo publiczno-prywatne z firmami farmaceutycznymi przy opracowywaniu nowych generacji leków. Nie po raz pierwszy okazuje się bowiem, że te wolą zajmować się nie chorobami groźnymi, ale dochodowymi, bo przewlekłymi. Zwyczajnie nie widzą interesu w pracy nad antybiotykiem i nie chcą w nią inwestować.

Dlaczego jest to takie ważne? Bo świat bez antybiotyków może stać się prawdziwym koszmarem. – To rosnący problem i jeżeli sobie z nim nie poradzimy, odkryjemy za chwilę, że mamy system opieki zdrowotnej bardzo podobny do tego z początku XIX wieku – mówiła Davis. I choć trochę przesadzała, jednak nie aż tak bardzo, bo szacunki pokazują, że w takim przypadku śmiertelność prostych zabiegów mogłaby wynosić nawet 20 proc.

Poród stałby się bardzo ryzykownym momentem w życiu każdej kobiety. Stracilibyśmy też dostęp do procedur medycznych, które dziś wykonuje się rutynowo. – Wielu powszechnych infekcji nie dałoby się leczyć i, ponownie, mogłyby nas bez trudu zabijać – ostrzega WHO. Dziś jeszcze scenariusz, w którym musimy się tego bać, wydaje się odległy. Ale trzeba mieć świadomość, że nie jest niemożliwy. Zwłaszcza jeżeli szybko nie zareagujemy.

Autor: Tomasz Borejza
Źródło: eLondyn


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

18 komentarzy

  1. goldencja 31.10.2013 11:10

    Nie używam antybiotyków ani innych produktów farmacji (poza znieczuleniem u dentysty przy leczeniu zęba raz na 9 lat) i nie choruję od ok. 10 lat nawet na przysłowiową grypę. Antybiotykoodporności powinni się bać ci, którzy antybiotykami zniszczyli swoją naturalną odporność, Przyroda może być brutalna. Przetrwają najsilniejsi.

  2. agama 31.10.2013 13:07

    Antybiotyki sa w mięsie sklepowym. Przetrwaja ci, co jedzą najmniej schabowych.

  3. goldencja 31.10.2013 15:21

    @agama, jem dużo mięsa od zawsze i nie choruję, więc to chyba nie o to chodzi. Poza tym mięso przed spożyciem jest najczęściej poddawane obróbce cieplnej, a antybiotyk z opakowania, nie. Dużo bardziej szkodliwe są dla nas nawoskowane jabłka importowane, które dodatkowo są spryskiwane preparatami przeciwgrzybicznymi. 2 minuty mycia w ciepłej wodzie nie usuną tego wosku, a tym samym preparatu, który weń wniknął. Nie rozumiem czemu wszyscy atakują akurat mięso, skoro jest o wiele więcej bardziej szkodliwych produktów spożywczych jedzonych w większej ilości i częściej niż mięso. Mleko, jogurty, sałatki w sosach,przyprawy mieszane, słodycze, leki itd. Mięso to przy tym mały pikuś. A antybiotyki szkodliwe człowiekowi, to te, które oddziałują na bakterie bytujące w organizmie ludzkim, a nie te, rozkładające mięsa zwierzęce. Bakterie się różnią, antybiotyki też, a najważniejsze to stężenie… więc bez porównania.

  4. agama 31.10.2013 16:10

    aha, jesz dużo mięsa, więc inni, którzy jedzą dużo mięsa też mają nie chorować? Ale logika. Naukowa.

  5. goldencja 31.10.2013 17:56

    Widzę, że brak mięsa w Twojej diecie wpływa negatywnie na umiejętność czytania ze zrozumieniem. Przeczytaj sobie komentarze jeszcze raz, praktyka czyni mistrza.

  6. kudlaty72 31.10.2013 18:47

    @goldencja
    sukcesem jest unikanie przetworzonego żarcia z marketów.na ilość sterydów,somatotropiny i antybiotyków w miesie nie mamy wpływu niestety,a jest tego trochę.Nie wiem jak Ty ale ja dostrzegam różnicę w zachorowalności znajomych ,którzy staraja sie dbać o siebie czyli “jak najmniej przetworzonego” ,a tych ,którzy nawet kopytka kupuja w marketach.Lenistwo kulinarne niestety prowadzi do zguby w obecnym reżimie żydowskim.

  7. agama 31.10.2013 19:16

    Goldencja, a skad wiesz czym sie odzywiam? Jesteś z NSA czy co? I skąd wiesz co się dzieje w Twoim organizmie po zjedzeniu np. knurzego ozora z kauflanda? Nadmiar mięsa z marketu, przeklada sie na wieksza zachorowalność u wiekszosci ludzi i takie sa naukowe fakty. Zwierzęta sa szczepione, napakowane sterydami, karmione pasza sojowa gmo, zawierajaca dodatkowo pozostalosci po roundupie i zestresowane podczas uboju. Wierzysz, ze po takim czymś wątroba, nerki i jelita mają się ok? Chyba tylko do czasu, bo różną ludzie mają odporność.

  8. goldencja 31.10.2013 23:00

    @kudlaty, no właśnie, przetworzone to badziewie.

    @agama, widzisz ja potrafię wnioskować z czyichś komentarzy, skoro piszesz, że mięso jest takie niezdrowe to pewnie go nie jesz? Chyba nobla za to nie dostanę… Nie można uogólniać, że mięso jest złe, bo ma w sobie antybiotyki, które akurat w przypadku antybiotykoodporności bakterii atakujących ludzi, ma mniejsze znaczenie w stosunku do spożywania antybiotyków bezpośrednio przez ludzi i przepisanych przez lekarza. Ludzie z silną odpornością nie potrzebują antybiotyków, więc nie obchodzi ich jakakolwiek antybiotykoodporność bakterii.
    Ja jem mięso, nie jem za to produktów przetworzonych ani przypraw ani leków. Kilkoro moich znajomych też tak robi. Ani ja ani oni nie chorujemy zupełnie na nic. Możesz tu podciągać badania “naukowe” przeciwko diecie z mięsem ale nie znajdziesz w nich próby żywiącej się mięsem nie przyprawianym czy nie mieszanym z jakimś poważnie szkodliwym jedzeniem. Nikt tam nie sprawdza czy amator mięsa nie zapija go colą albo innym syfem. Nikt też nie sprawdzi czy amator mięsa jest również amatorem śmieciowego jedzenia. Przy tak wielu niedomówieniach i pominiętych czynnikach, nie można brać na poważnie takich badań. Jeśli znasz badania, które biorą to wszystko pod uwagę, to podziel się.
    Mój pies też je karmy oparte na mięsie, jak też resztki z mięsnych obiadów i żyje o wiele wiele dłużej niż wynosi średnia jego rasy. Gdyby mięso było aż tak szkodliwe, to pierwsze oberwałyby psy, bo one samych marchewek u mnie nie dostają. Średnia wieku u moich psów w ciągu ostatnich 20 lat znacznie się wydłużyła, chorowitość spadła, przez pierwsze kilkanaście lat życia nie dostają innych leków niż odrobaczające, szczepionkę obowiązkową i zestaw szczepień jako szczeniaki. Cud po prostu, a mięso niby coraz gorsze…

  9. agama 01.11.2013 08:10

    Oczywiście, że wszystko od czegoś zależy i różne z tego rezultaty. Skąd wniosek, że mam coś przeciwko mięsu?
    Psy są długowieczne zapewne dlatego, że je odrobaczasz. Przyczyną nr 1 90% wszystkich chorób są pasożyty i grzyby. Ponoć mięso dla zwierząt zawiera więcej składników odżywczych niż te przeznaczone dla ludzi. Jeśli człowiek się odrobacza i unika syfu, też ma szansę dożyć zaawansowanej starości.

  10. Samozwanczy Poeta 01.11.2013 11:36

    @agama
    “Przyczyną nr 1 90% wszystkich chorób są pasożyty i grzyby.”
    Co za totalna bzdura! Przyczyną są nadprogramowe toksyny w organizmie, a nie jakieś pasożyty i grzyby, które znalazły odpowiednie warunki bytowania w ludzkim organizmie. Skoro ludzie robią syf w swoim organizmie to nie ma co się dziwić, że chorują, a choroby potrafią wychodzić na wierzch nawet po wielu lat. Ale kto by tam zwracał uwagę na sygnały od organizmu np. zgagę czy niestrawność, przecież wystarczy wziąć koleją tabletkę i problem mija.

    Podłoże jest wszystkim, zarazek jest niczym!

  11. agama 01.11.2013 11:55

    Kogo obchodzą twoje ogólnikowe przekonania, jeśli fakty są jakie są poparte realnymi badaniami? Poczytaj może coś w temacie, linki na odkryju wiszą, Wartołowska dostępna w necie. Pasożyty i grzyby wytwarzają toksyny i szkodliwe metabolity. Wraz z ich usunięciem (i usunięciem martwych pasożytów po odrobaczeniu) znikają choroby.

  12. Samozwanczy Poeta 01.11.2013 12:33

    A po ich usunięciu po pewnym czasie wracają. Odrobaczanie i odgrzybianie (czyt. skupianie się tylko na tych intruzach) nie jest działaniem przyczynowym i nie likwiduje problemu na stałe. Ale medycyna ma “dar” w myleniu przyczyny ze skutkiem. I jeżeli komuś jest trudno zrozumieć, że nie liczy się pasożyt, grzyb, bakteria, wirus, tylko warunki panujące w organizmie to niech spróbuje hodować takiego tasiemca w słoiku, ciekawe ile on mu przeżyje.

  13. agama 01.11.2013 13:01

    Powracają, gdy organizm słaby i podatny na infekcje. Nie ma sensu odgraniczać jednego od drugiego, bo zarówno zaniedbany organizm, jak i zamieszkujące go robale są przyczyną chorób.

  14. Samozwanczy Poeta 01.11.2013 13:18

    To skoro do zdrowego, silnego organizmu nie wracają/nie występują w nim to znaczy, że nie znajdują w nim odpowiednich warunków do bytowania, lub są przez ten organizm niszczone już “w zarodku”. Wniosek stąd, że nie mogą być przyczyną tylko skutkiem. Bo gdyby były przyczyną to stan organizmu nie miałby nic do rzeczy.

  15. agama 01.11.2013 13:46

    90% ludzi ma robale. Więc jak to świadczy o ich odporności i działaniu szczepionek?

  16. Samozwanczy Poeta 01.11.2013 14:13

    A czy to jest dowód na to, że robale są przyczyną chorób? Nie, to tylko świadczy o tym w jakim stanie są ludzkie organizmy w dzisiejszych czasach.
    Dlaczego ludzie, którzy oczyścili swój organizm z toksyn, zatamowali drogi wnika ich w nadprogramowych ilościach (uszczelnienie nabłonków, szczególnie jelitowego) i dbają o swoje zdrowie nie mają robali oraz żadnych ich nawrotów?
    Ba!, są osoby, które doświadczyły masowego “exodusu” tychże lokatorów z organizmu bez zwalczania ich: http://www.bioslone.pl/forum/index.php?topic=6355.msg63185#msg63185

  17. agama 01.11.2013 15:10

    Świadczy, bo robale sa chorobotworcze.

  18. goldencja 01.11.2013 19:12

    Należy sobie uświadomić pewne zależności. Pomijając uwarunkowania genetyczne w odporności, wszyscy mamy jednakowy start, my ludzie i zwierzęta. Od momentu narodzin zaczyna się programowanie odporności. Dzieciaki bawiące się w błocie (połykające brud razem z larwami robaków, grzybami i innymi czynnikami potencjalnie chorobotwórczymi), mieszkające ze zwierzętami domowymi, myjące się przysłowiowe 2 razy – rano i wieczorem, mają o wiele większe szanse uniknięcia zarobaczenia, alergii, kłopotów z trawieniem w dorosłości. Układ odpornościowy uczy się całe życie, a jednym z jego elementów jest flora bakteryjna jelit. Pierwszym jej składnikiem są bakterie hodowane na mleku matki, następnie bakterie połykane wraz z jedzeniem i brudem. Dzieci małe i duże wielokrotnie mają problemy z brzuchem. Wówczas bakterie w jelitach mają nierównowagę i wydzielają zbyt wiele toksyn na raz prowadząc między sobą wojny chemiczne o pokarm. Po wyregulowaniu przez organizm tej flory (wymioty, biegunki, zakwaszenie) wszystko wraca do normy, a odporność wykształca kolejne nowe mechanizmy obrony.
    Niestety, dzieci faszerowane antybiotykami i chemią z jedzenia, mają regulowaną florę bakteryjną z zewnątrz, a ich układ odpornościowy wariuje, bo nie może wykształcić skutecznego procesu obronnego. Antybiotyki niszczą florę bakteryjną jelit (nastolatkowie i dorośli już nie babrają się w błocie, więc nie uzupełnią wytrutej flory jelit o dawne składniki), chemia zaburza procesy metaboliczne bakterii jelitowych (chemia utrudnia przetwarzanie pokarmu bakterii, a czasem po prostu je zabija lub prowadzi do ich dysfunkcji), zła dieta z pokarmów przetworzonych nie dostarczy wraz z nimi nowych bakterii, które pomogą je strawić. Można cały dzień wymieniać. W skrócie, po zniszczeniu flory bakteryjnej (odpowiadającej za 60% odporności człowieka, wytwarzającej witaminy i współuczestniczącej w projektowaniu przeciwciał), człowiek jest skazany na choroby, najpierw zakaźne – najczęściej bakterie, potem po ponownych antybiotykach, zakaźne – wirusowe i od razu grzybiczne, a po zniszczeniu zupełnie mechanizmów obronnych i zatoksynieniu chemią i toksynami drobnoustrojów chorobotwórczych, także nowotworowe. Wszystkie pozostałe choroby każdego układu organizmu ludzkiego wynikają głównie z zaburzenia flory jelit, które jest równoznaczne z głodówką organizmu (głodówką na składniki odżywcze, minerały i witaminy, których bez bakterii jelitowych nie wchłonie tyle co potrzeba na czas). Ludzie zaczynają mieć problemy z żyłami, tętnicami – ich ściany są zbyt wiotkie i łamliwe (niedożywione), z myśleniem i koncentracją (brak odpowiednich składników na wytworzenie właściwych stężeń neuroprzekaźników), z tarczycą i innymi organami wytwarzającymi hormony (które odpowiadają za pozostałą część odporności). Koło się zamyka. Lekarze przepisują kilka szczepów bakterii probiotycznych dając ostatecznego kopa odporności i uzależniając człowieka od kilku rodzajów pokarmów, które te szczepy mogą przetwarzać na naszą korzyść. W jelitach mamy miliony różnych niepowtarzalnych bakterii. Niektóre są aż tak niepowtarzalne, że nie występują nigdzie indziej na planecie, bo powstają implikując DNA człowieka do swojego DNA, by łatwiej znosić przeciwciała i środowisko wewnętrzne danej osoby. Po zgładzeniu tych bakterii antybiotykami, szanse na odtworzenie flory bakteryjnej są bardzo niskie.
    P.S. Robactwo, poza kilkoma świetnie przystosowanymi gatunkami, nie rozwinie się w organizmie z bardzo dobrą odpornością. Tak samo grzybica czy inne infekcje. Oprócz organizmu walczą z nimi nasze własne drobnoustroje. Ale gdy ich nie ma, pojawia się problem.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.