„Stawka większa niż życie” – from Poland with love

Opublikowano: 11.10.2013 | Kategorie: Kultura i sport, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 1016

45 lat temu miała miejsce telewizyjna premiera „Stawki większej niż życie” – jednego z polskich seriali wszech czasów. Dziś trudno uwierzyć w to, że zamiast historii o J-23 Teatr Telewizji chciał zekranizować przygody radzieckiego bohatera…

W dniach 10-11 marca 2000 roku we wrocławskim Teatrze Lalek miała miejsce niezwykła impreza: niemal przez 24 godziny prawie 200 osób brało udział w Pierwszych Otwartych Mistrzostwach Polski w Nieustającym Oglądaniu „Stawki większej niż życie”. Po ostatnim odcinku, w którym generał Willmann wypowiada słowa „wszyscy jesteśmy zmęczeni”, z ust publiczności wydobyło się chóralne „My też!”.

Wydarzenie to ilustruje fenomen dzieła Andrzeja Zbycha, który pojawił się w połowie lat sześćdziesiątych i trwa do dziś. Nie ma chyba osoby, która na stwierdzenie: „Najlepsze kasztany są na placu Pigalle” nie odpowiedziałby: „Zuzanna lubi je tylko jesienią”. Każdy kojarzy cytat „Nie ze mną te numery, Brunner” choć w rzeczywistości takie sformułowanie w serialu nigdy nie padło – w odcinku 14 pt. „Edyta” Kloss wypowiada słowa „Takie sztuczki nie ze mną, Brunner” i to powiedzenie przeszło do języka potocznego.

BYĆ JAK JAMES BOND

„Należy czerpać tematykę z historii wojny i okupacji, wspólnej walki z hitleryzmem polskiego i radzieckiego żołnierza oraz partyzanta z okresu narodzin władzy ludowej” – tak brzmiał jeden z akapitów Ustawy o Kinematografii z 1960 roku – dokumentu, który miał przeszkodzić w dalszym rozwoju Polskiej Szkoły Filmowej. Słowa te twórcy filmowi wzięli sobie do serca – widać to nie tylko w filmach, ale także w serialach. „Czterej pancerni i pies” (na podstawie książki Janusza Przymanowskiego) oraz „Stawka większa niż życie” to właśnie telewizyjne dzieci tamtego okresu.

Pomysł na realizację serialu o polskim agencie działającym w strukturach III Rzeszy pojawił się w 1964 roku. Wtedy to dyrektor Teatru Telewizji zwrócił się z prośbą do Janusza Morgensterna o adaptację książki pt. „Baron von Goldstein”, napisanej przez radzieckiego pisarza Jurija Dolda-Mychajłykowa. Reżyser zgodził się zrealizować spektakl dla Teatru Sensacji, ale postawił warunki: sam wybierze autora scenariusza, a bohaterem nie będzie Rosjanin, tylko Polak.

Morgenstern zaprosił do współpracy Zbigniewa Safjana – cenionego scenarzystę, z którym współpracował w tym czasie przy filmie „Potem nastąpi cisza”. Ten z kolei poprosił o pomoc Andrzeja Szypulskiego i pod wspólnym pseudonimem „Andrzej Zbych” napisali historię agenta J-23. Szypulski, który w Londynie widział filmy o Jamesie Bondzie, zainspirował się nimi – postawił na obraz pełen sensacji i akcji, z których bohater zawsze wychodzi obronną ręką. Rolę Hansa Klossa powierzono Stanisławowi Mikulskiemu, choć początkowo przeznaczona była dla Ignacego Gogolewskiego. 28 stycznia 1965 roku o godzinie 20.15 w odcinku pt. „Wróg jest wszędzie” widzowie po raz pierwszy zobaczyli na małym ekranie agenta J-23. I od razu go pokochali.

KLOSS POD KOŁDRĄ

„Jest szlachetny, piekielnie odważny, przystojny i wszystko mu się udaje” – pisał o nowym kultowym bohaterze Jerzy Siewierski. Wtórowali mu inni recenzenci, a także publiczność. Kiedy przygody Hansa Klossa leciały w telewizji, ulice pustoszały. W wywiadzie dla radia Stanisław Mikulski zwierzył się, że dostawał listy miłosne od zakochanych fanek, w których często pojawiały się propozycje matrymonialne. Kiedy pojawiła się pogłoska, że Kloss w ostatnim odcinku ma zginąć, publiczność rozpaczała. Jak opisuje tę historię Andrzej Szypulski: “Słyszałem opowieść, że po emisji przedostatniego odcinka Włodzimierz Sokorski, szef Radiokomitetu, pojechał na spotkanie przedwyborcze na Śląsk. Zwieźli górników na mityng, a oni pytają Sokorskiego, czy to prawda, że Kloss zginie za miesiąc. Bo jak zginie, to oni na Sokorskiego nie zagłosują. No i Sokorski zaraz po powrocie dał pieniądze na cały serial.”

Warto jednak zaznaczyć, że w tym samym wywiadzie Safjan po usłyszeniu tej historii z ust kolegi dodaje: „ja bym w to nie wierzył”.

Pierwszy odcinek telewizyjnego spektaklu wyreżyserował Morgenstern, następne, po tym jak ten postanowił wrócić do prac przy filmie „Potem nastąpi cisza” – Andrzej Konic. Często podkreśla się rolę Konica, który nadał ostateczny kształt spektaklowi. „Udowodnił, że możliwa jest wersja sensacyjnych widowisk bez uciekania się do pomocy taśmy” – zaznaczyła w swojej recenzji dla czasopisma „Ekran” Janina Zdanowicz. Mimo ogólnego zachwytu zdarzały się również odcinki słabsze. Do takich należy zaliczyć epizod „Ostatnia broń Führera”, któremu w recenzjach zarzucano wtórność, a także małe prawdopodobieństwo wydarzeń przedstawionych w odcinku.

Epizody kręcone były na żywo, w efekcie czego na planie dochodziło czasem do zabawnych sytuacji. Po latach Safjan wspominał: „Stasio Mikulski w jednej scenie leżał w łóżku. Nie było czasu się przebrać, więc leżał w mundurze pod kołdrą i pilnował, żeby pierzyna sięgała pod samą brodę.”

KLOSS KONTRA “ŚWIĘTY”

Teatr Sensacji cieszył się ogromną popularnością – nic więc dziwnego, że zdecydowano się zrealizować przygody J-23 w formie serialu, jako alternatywę dla „Bonanzy”, „Dr Kildare” czy „Świętego”. Pomysł na przedstawienie przygód Klossa w taki sposób pojawił się już w 1966 roku. Epizody kręcono m.in. w Łodzi, Warszawie, Wrocławiu, Sopocie, Gdyni i Olsztynie. Okres zdjęciowy trwał od marca 1967 roku do października 1968 roku. Do pracy przy serialu powrócił Janusz Morgenstern, który zrealizował dziewięć odcinków, tyle samo nakręcił Konic. W 1969 roku dwanaście epizodów (w zestawach dwuodcinkowych) wprowadzono do kin. O tym, który odcinek zostanie przeniesiony do serialu decydował Morgenstern wspólnie ze scenarzystami: “Ustaliłem obsadę, poprosiłem Jerzego Matuszkiewicza o napisanie muzyki. Najczęściej wybierałem także scenariusze odcinków, które chciałem realizować. (…) Niektóre części teatralnych widowisk były bardzo kameralne, a kręcąc serial chcieliśmy wyjść z atelier, zwiększyć tempo opowiadania. Dlatego powstawały zupełnie nowe odcinki.”

BRUNNER I JEGO KWIATKI

To, co niewątpliwie stanowiło o sukcesie „Stawki” to niezapomniane kreacje aktorskie. Marek Hendrykowski zaznacza, że w obsadzie znaleźli się nie tylko debiutanci (Krzysztof Materna), ale także znani i cenieni wówczas aktorzy, jak chociażby Zbigniew Sawan, Jan Ciecierski, Tadeusz Białoszczyński czy Lena Wilczyńska. „Ich liczba, ale także to, iż pojawiają się zaledwie w jednym odcinku i na krótko sprawia, że widz ulega nieodpartemu wrażeniu bogactwa” – podkreśla Hendrykowski. Z kolei Mieczysław Wajnberger, kierownik produkcji serialu w wywiadzie dla „Głosu Robotniczego” z 1969 roku wypowiedział się: “W filmie wystąpiło około 700 aktorów z całej Polski. Wszyscy o znanych i cenionych nazwiskach. Szczególnie mocno „wyeksploatowaliśmy” środowisko teatralne Łodzi, Krakowa, Wrocławia, Gdańska. Podejrzewam, że nie ma chyba w Łodzi aktora, który by nie zagrał w naszym filmie.”

Zdarzały się jednak sytuacje, w których ci sami aktorzy pojawiali się w różnych rolach. Tak było chociażby w przypadku Leszka Herdegena, który w odcinku 11 pt. „Hasło” zagrał niemieckiego porucznika von Vormanna, natomiast w epizodzie 13 („Bez instrukcji”) pojawił się jako brytyjski pułkownik Nichols.

Aktorem, który – obok Mikulskiego – najczęściej kojarzony jest ze „Stawką”, jest Emil Karewicz. Początkowo miał zagrać tylko w jednym epizodzie serialu, stworzył jednak tak charakterystyczną postać, że postanowiono przedłużyć z nim kontrakt. Aktor opowiadał o swojej najsłynniejszej roli: “Już w trakcie realizacji scenariusza twórcy serialu nanosili zmiany i stopniowo Brunner wypierał różnych innych, wcześniej wymyślonych przeciwników Klossa. W końcu jako Brunner wystąpiłem w pięciu odcinkach. I gdzie tu sprawiedliwość? Tantiemy spływają tylko z pięciu epizodów, a konsekwencje ponosiłem takie same jak Kloss […] Miałem zagrać wrednego gestapowca. Ale on przecież też pewnie gdzieś miał żonę, dzieci, kwiatki w ogródku. Postanowiłem tę postać uprawdopodobnić, pokazać, że to też jest jakiś człowiek.”

Karewicz nie mógł uciec od roli Brunera. W wywiadzie udzielonym dla szczecińskiego dodatku „Gazety Wyborczej” aktor wspominał zabawną anegdotkę: “Kiedyś po przedstawieniu w Olsztynie zaproszono nasz cały zespół na uroczystą kolację odbywającą się na leśnej polanie. Las obstawiony był umyślnymi panami w czarnych melonikach. Kiedy przyjechaliśmy, towarzystwo już było bardzo „podlane”. Jeden z dygnitarzy przywitał nas słowami: „Serdecznie witamy naszych kochanych artystów, a szczególnie towarzysza Brunnera”. A ja mu na to: „Nie wiedziałem, że znajduję tu kumpli z NSDAP.”

Popularność dawała się we znaki także Stanisławowi Mikulskiemu, który przyznał, że nawet kilkanaście lat po premierze serialu nie mógł się nigdzie pokazywać, gdyż natychmiast był „demaskowany i wytykany”, zwłaszcza przez młodych wielbicieli „Stawki”, którzy biegali za nim i straszyli Brunerem. Mikulskiemu doskwierało również, że każdy reżyser widział w nim tylko agenta J-23. Po latach aktor wspomniał: “Chodziłem po reżyserach, żebrałem i nic. No, prawie nic. Dali mi zagrać Pana Samochodzika, czyli kolejną pozytywną postać typu Wujek Dobra Rada. Nie o taka rolę mi chodziło. Zagrać szmatę. Słabego faceta, który się ześwinił. Pijaka, złodzieja, cwaniaczka. Albo agenta obcego wywiadu, którego na końcu łapią […] „Panie Stanisławie, taką scenę mam, że pan wysiada z pociągu, a bohater filmu mówi do żony: «O, patrz, Kloss idzie»”. Na tej zasadzie zagrałem samego siebie u Kondratiuka w Dziewczynach do wzięcia, u Szmagiera w 07, zgłoś się, u Łomnickiego w Domu. I zacząłem zdawać sobie sprawę, że coś jest nie tak. No bo czy to normalne, że popularny aktor zamiast dostawać nowe role, ciągle wysiada z pociągu jako Kloss?”

Popularność Klossa była tak wielka, że zdecydowano się nawet na wydanie jego przygód w formie komiksu. Publikowany był w latach 1971-1973 i 1983-1988 nakładem wydawnictwa „Sport i Turystyka”. Jak zauważa Bogdan Bernacki, autor książki o „Stawce większej niż życie”, na przykładzie komiksów można pokazać wzrost inflacji w Polsce – pierwsze numery kosztowały 8 złotych (komiksy z serii pierwszej), ceny następnych zaś stale wzrastały – za pierwsze numery serii drugiej należało zapłacić 20 zł, podczas gdy za ostatnie – 110 zł. W 2001 roku wydawnictwo Muza wydało reedycję serii pierwszej, którą promował sam Stanisław Mikulski. Na fali popularności serialu pojawiły się także książki z przygodami Hansa Klossa.

TO BYŁA DOBRZE WYKONANA ROBOTA…

„Stawka większa niż życie” zdobyła popularność nie tylko w Polsce. Wyświetlana była również w Czechosłowacji (jako „Kapitán Kloss – S nasazením života”) i Szwecji (gdzie serial cieszył się większą popularnością niż transmitowane w tym samym czasie Mistrzostwa Świata w hokeju na lodzie). Widzowie pokochali „Stawkę” także na Bałkanach – w Albanii powtarzano nawet dowcip: „Wymień po kolei dni tygodnia” „Poniedziałek, wtorek, środa, Kloss, piątek…”. Safjan tak wspominał swój pobyt w Rumunii: „Pojechałem w połowie lat 1970. do Timisoary w Rumunii. Na ulicach pusto. Co się dzieje? Z jakiegoś okna usłyszałem znajomą muzyczkę – zaczyna się Stawka”. Z kolei w NRD serial puszczano pod tytułem „Sekunden entscheiden”, ale pominięto tam odcinek „Bez instrukcji”, ze względu na poruszany w nim temat alianckich nalotów bombowych. Mimo okrojenia fabuły „Stawka” cieszyła się tam ogromną popularnością, a Janusz Morgenstern wspominał, że kiedy pojechał wspólnie ze Stanisławem Mikulskim do NRD przyjęto ich jak prezydentów: „Jechaliśmy otwartym samochodem po ulicach miasta, a po bokach stał tłum z pochodniami i wiwatował na naszą cześć”.

Mimo kontrowersji wokół serialu, które narosły w latach dziewięćdziesiątych, jego fenomen trwa do dziś. Efektem są chociażby takie imprezy jak wspomniane Mistrzostwa Polski w Nieustającym Oglądaniu „Stawki większej niż życie”, podczas których odbywał się konkurs wiedzy o przygodach agenta J-23. Uczestnicy musieli odpowiedzieć na takie pytania jak: „Gdzie Skowronek schował meldunek?”, „Jak miała na imię córka prof. von Henninga?”, „Co było sygnałem dla Janka, że wszystko w porządku?” W testach podczas eliminacji rozwiązujący mieli do wyboru jedną z trzech odpowiedzi, w finale natomiast pojawiły się dwa pytania otwarte: „Podaj treść pożegnalnego listu Klossa do Stedtkego” oraz „Napisz nazwiska gestapowców, którzy skrywali się za nieistniejącym gruppenführerem Wolfem”. Zwycięzca przyznał, że do konkursu przygotowywał się ponad dwa tygodnie, a kasety ze wszystkimi odcinkami pożyczył od kolegi.

Popularność dzieła Andrzeja Zbycha będzie trwała jeszcze przed długie lata. Żadne inne produkcje o tematyce sensacyjno-wojennej nie są w stanie jej zastąpić – ani te nawiązujące do serialu bezpośrednio (jak film Vegi „Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć”) ani te oparte na nowym scenariuszu, jak chociażby „Szpiedzy w Warszawie” czy „Tajemnica twierdzy szyfrów”. Morgenstern, Konic oraz duet Safjan-Szypulski stworzyli bohatera, który nie był postacią martyrologiczną, ale mężczyzną, któremu zawsze wszystko się udaje, mimo wielu przeszkód pokonuje wrogów, a kobiety (i publiczność) go kochają. Taki sukces trudno powtórzyć. Z pewnością jeszcze wiele pokoleń będzie powtarzało: „Najlepsze kasztany są na placu Pigalle”.

Autor: Agata Łysakowska
Źródło: Histmag.org
Licencja: CC BY-SA 3.0

BIBLIOGRAFIA

1. Bernacki Bogdan, Stawka większa niż życie. Serial wszech czasów, wyd. Adamantan, Warszawa 2003;

2. Hendrykowski Marek, Morgenstern, Wydawnictwo Naukowe UAM, Poznań 2012;

3. Lubelski Tadeusz, Historia filmu polskiego. Twórcy, filmy, konteksty, wyd. Videograf II, Katowice 2009;

4. Klub Miłośników Stawki większej niż życie, [dostęp:28.09.2013 r.]

5. Marszałek Rafał, Film fabularny, [w:] Historia filmu polskiego, tom VI: 1968-1972, red. Rafał Marszałek, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1994;

6. Podgajna Ewa, Przesłuchanie Brunnera. Rozmowa z Emilem Karewiczem, „Gazeta Wyborcza Szczecin” 2004, nr 159 (9.07), s.6;

7. Serial fabularny Stawka większa niż życie w bazie Filmpolski.pl, [dostęp: 28.09.2013 rok];

8. Spektakl telewizyjny Stawka większa niż życie w bazie Filmpolski.pl, [dostęp: 29.09.2013 r.];

9. Śmiałowski Piotr, Opowiadałem zawsze o wydarzeniach z mojej biografii. Z Januszem Morgensternem rozmawia Piotr Śmiałowski, „Kino” 2007, nr 11, s.48-52;

10. Talko Leszek K., Kloss to nie Jagiełło, „Gazeta Wyborcza” 2000, nr 47 (25.02), s.17-18;

11. Zdanowicz Janina, Szansa porucznika Klossa, „Ekran” 1965, nr 25, s.15.


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

7 komentarzy

  1. robi1906 12.10.2013 10:38

    Moim zdaniem byłoby bardzo łatwo powtórzyć ten sukces gdyby nie dwie rzeczy .
    Po pierwsze ,gdyby polskim filmem nie trzęśli takie niedojdy filmowe ,jak Wajda,Zanussi,Holland i im podobni

    I po drugie, gdyby nie było pokazywania paluchem który polak to prawdziwy polak a który nie , z takim nachalnym zacietrzeźwieniem (wybitnym takim przykładem jest 2 część serialu “Dom”)
    Czyli powróciło to co było przed 56′ rokiem ,tylko że tym razem w drugą stronę.

    I tak jak kolega wyżej napisał o filmie rosyjskim ,dla porównania podam kilka filmów i seriali jak współcześni rosjanie pokazują , swoją dużo bardziej okrutną historię .

    seriale – Batalion karny, Ostatni pociąg pancerny,Bezimienne wzgórze,

    filmy -Spaleni słońcem 2 i 3 , Skazani na wojnę, Swoi , Swołocz, Twierdza Brzeska, Jesteśmy z przyszłości 1 i 2 , Leningrad , Przeprawa , Dnieprowska rubież , Szpieg , Mgła .

    Jak to pisałem to jest jeszcze jedna rzecz która przyszła mi do głowy a mianowicie przedstawianie ogólnie polaków w takim negatywnym sensie w takich filmach jak Westerplatte (nowa wersja), Pokłosie i im podopbnych

  2. robi1906 12.10.2013 19:01

    Przepraszam , że przy okazji , w tekście ” Ci ludzie dźwigali na plecach straszne brzemię”
    Janpol
    To co napisałeś w poście 12 – stym , jest bardzo dobre .

    To że nas skłócili ,
    to jest celowo robota , naród który jest skłócony jest bardzo łatwo sterowalny.
    (według nich polak ,polaka ma nienawidzieć ,a nie pomagać )

  3. pablitto 12.10.2013 19:20

    PS. a co było takiego wielce negatywnego w nowej wersji Westerplatte? – że nieco wybielono wszelkie epizody mogące być skazą dla tego mitu? – np. nerwowe załamanie Sucharskiego (wskutek wiedzy, którą dźwigał samotnie), niby “przypadkowe” zastrzelenie dezerterów (które oczywiście zdarzyło się “przypadkiem”)?

    Nie rozumiem ludzi za wszelką cenę próbujących budować świętsze ołtarzyki jakimś wydadrzeniom, niż ich bohaterzy.

    Dla informacji – nie czuję nic negatywnego do legendy Westerplatte. Po prostu interesuję się trochę historią i wojskowością.

    PS. I każdy, kto choć trochę zna się na rzeczy, wystarczy że spojrzy na liczby, podstawowe fakty, by stwierdzić, że to, co zrobili tamci ludzie (i to nie członkowie jakiś mega-elitarnych formacji) to była super profesjonalna żołnierska robota najwyższych lotów. Zapewne jedna z większych tej wojny (a na pewno do jej, powiedzmy, połowy). Tymczasem to, czy ktoś tam się upił, czy nawet narobił w gacie widząc X-razy więcej wrogów przed sobą, bądź nie mogąc nic zrobić nurkującym sztukasom… – to akurat jest najmniej istotny detal całej sprawy, nie mający wpływu na to, co ci ludzie zrobili tam razem.

    Moim zdaniem współczesna wersja Westerplatte wybiela/usprawiedliwia nieco kilku polskich bohaterów tych wydarzeń. Ale nie ma się czemu dziwić – wystarczy spojrzeć na jakieś hollywódzkie produkcje – filmów krytycznych o jakimś navy seals jak kot napłakał ;] Każdy kraj z reguły produkuje takie historyczno-propagandowe dzieła – nie po to rzuca na nie przecież kasę. Dotyczy to większości filmów wojennych.

    PSS. Wyobraź sobie teraz współczesnych “chłopaków z wojska” – co tam siędzieje dziś w tych koszarach? I teraz wyobraź sobie, że jutro wybucha tu wojna – i co? Nagle ci zwykli, czasem nadużywający trochę alku 😉 (coż można robić wieczorami na jednostce) chłopcy wdziewają uniformy supermenów i stają się krystalicznie czytymi bohaterami, gotowymi tworzyć nowe krystaliczne militarne legendy???

    Trochę zdrowego dystansu do siebie nam potrzeba 😉
    pozdro!

  4. robi1906 13.10.2013 09:30

    Zanim napiszę co jest negatywnego ,opiszę jak powstał scenariusz tego filmu , otóż powstał na zasadzie ,co nagadała jedna baba drugiej babie ,na podobnej zasadzie ponad 20 lat temu jeden szmaciarz (i to jest delikatne słowo dla tego …) z platerówek ,dzielnych dziewczyn które walczyły za ojczyznę chciał zrobić burdel dla politruków.

    W Rocie 9-tej jest jedna scenka kiedy to jeden z chłopaków miał rzucić granat na przejeżdzający czołg ,zsikał się przy tym w spodnie i stąd rechot jego kolegów , pokazanie tego w tamtym filmie miało sens ponieważ pokazało reakcję dowódcę tej dryżyny ,który na to zareagował na to ,a jak zareagował to każdy powinien wiedzieć ,a jeśli nie wie , to niech obejrzy bo to jeden z lepszych antywojennych filmów.

    A jaki jest sens pokazywania tego w naszym filmie ?

    Czy nasi chłopcy wykonali zadanie ? .Według reżysera chyba za mało.

    A teraz 3 scenki które mi utkwiły w pamięci .
    Ucieczka dziołonu.
    Niemcy atakują ,kilku żołnierzy strzela przez otwór strzelecki a reszta siedzi sobie pod ścianą i popija (chyba ) wodę z manierek (największa nielogiczność jaką widziałem ostatnio w filmach).

    I trzecia scena ,niemiecki atak ,bieganina po korytarzu ktoś otwiera jakieś drzwi i co widzimi ,siedzącego jak kurczak majora Sucharskiego i kilkunastu żółnierzy . Ilu nie policzyłem ,bo już miałem dość tego filmu .

    Parafrazując jednego klasyka “w każdej perfumerii można znaleźć odrobinę szamba” ,ale czy naprawdę trzeba go szukać na Westerplatte ?.

    Dlaczego nie ma odważnego który by odbrązowił Sikorskiego,Andersa,JP2,Piastów,
    tylko sie czepiają chłopaków którzy ginęli za ojczyznę ,niedługo pewnie będziemy oglądać ,sranie w gacie u obrońców Wizny,Helu,w Modlinie ,pod Mokrą i w setkach innych miejsc,
    bo jak napisał pablitto to detal .

    A co do Neavy Seals na ponad 200 wojen które prowadziły Stany tylko 3 miały jakieś usprawiedliwienie moralne ,Goebbells powinien był się uczyć pijaru od Białego Domu

  5. robi1906 13.10.2013 10:21

    P.s.
    dopiszę

    niedługo pewnie będziemy oglądać ,sranie w gacie u obrońców Wizny,Helu,w Modlinie ,pod Mokrą i w setkach innych miejsc, bo jak napisał pablitto to detal ,

    ale sumując to wszystko jaki obraz polskiego żołnierza ,widzimy ?

  6. pablitto 13.10.2013 11:12

    PS. a jaki obraz polskiego żołnierza widzimy dzisiaj? – naprawdę znam kilku szwejów zawodowych/kontraktowych, i rzekłbym – są zwykłymi ludzmi z krwi i kości, ze swoimi przywarami, ba – nałogami również. Nawet – nieobrażając niestety – nie są jakimiś “wybitnymi jednostkami” mentalnie, że tak to niewinnie nazwę.
    Nie sądzę, że np. wtedy na Westerplatte stanowiska bojowe obsadzały jakieś anioły bez skazy, podobnie jak stałoby się to dzisiaj.

    PS. Słynny Hubal był niezłym hulajduszą (i miał największy kredyt w kantynie 😉 – a jednak stał się symbolem niezłomności.

    Nowa wersja filmowa “Westerplatte” średnio mi się podobała, bo była średnio zrobiona (no trochę widać, że jest to film niskonakładowy -jak na duże produkcje oczywiście). Ujęcia momentami rodem z “Teatru Telewizji” (z całym szacunkiem oczywiście) i grafika 3d/kompozycja – “widoczna” i średniej jakości.

    Tymczasem mi osobiście bardziej niż sceny, które opisałeś, zapadła w pamięć próba wybielenia za wszelką cenę “niewygodnych epizodów” obrony Westerplatte – i to, podobnie jak efekty – dość “tanio”.

    Przy czym zaznaczam, że można filmowi zarzucić to i owo, ale osobiście ton pomyj bym nań nie wylewał – nasza kinematografia zrobiła tyle co kot napłakał poważnych, dużych, dających się oglądać (tym bardziej dla człowieka ze świata) produkcji. A jak już zrobi, to zapewne ręką jednego z wciaż żyjących wielkich reżyserów obsadzających Polski Komitet Kinematorgafii… i jeszcze można byćpewnym, że gdzieś tam w tle -niezależnie od tematyki filmu- musi być wątek katolicki, ehhh.
    Tymczasem, co do efektów specjalnych – polska firma jest w stanie robić w tym czasie niezłe dla np. Larsa von Triera w “Melancholii”, a takie “Westerplatte” jak na warunki zachodnie/amerykańskie – to chyba prawie jak niezależna amatorska produkcja – i nie chodzi mi tu broń boszsz o jakiś “filmowy nacjonalizm” – wręcz przeciwnie – praktycznie w każdym kraju da się dziś zrobić niezły film, więc także i u nas – wszak technologię współcześni reżyserzy mają (z kasą gorzej) – ale jest to sztuka, w całej dwuznaczności tego słowa 😉

  7. robi1906 16.10.2013 16:24

    pablitto
    jeśli to przecztasz
    film to ma “być” film , a nie dokument rozrachunkowy .
    Zapodałem wyżej film Twierdza Brzeska (oba filmy o podobnej tematyce, “osamotniona placówka”)
    pooglądaj i porównaj ,tam również jest strach ,panika ,tchórzostwo ,ale jak pooglądasz oba filmy zobaczysz jaka przepaść dzieli nasze narody w patrzeniu na swoją historię (o filmowej robocie to już nawet nie będę wspominał).

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.