Stać nas… albo leżymy

Opublikowano: 01.08.2013 | Kategorie: Gospodarka, Polityka, Publicystyka, Społeczeństwo

Liczba wyświetleń: 631

„Na głośne ostatnio w publicystyce politycznej pytanie, czy Polskę stać na państwo opiekuńcze, odpowiadam – Polski nie stać na rezygnację z państwa opiekuńczego” – takie słowa wypowiedział zmarły przed rokiem prof. Tadeusz Kowalik. Słowa te stały się mottem dla cyklu spotkań wokół książki „Socjaldemokratyczna Polityka Społeczna”, którą zadedykowano Profesorowi, będącemu inspiracją dla wielu dzisiejszych zwolenników budowania systemu dobrobytu przy znaczącym udziale państwa opiekuńczego.

Wspomniana publikacja za punkt wyjścia bierze wartości i cele, ale nie sposób pominąć – zwłaszcza w nieprzychylnym medialnym otoczeniu – ekonomicznego uzasadnienia dla wysiłków na rzecz rozwijania nad Wisłą państwa socjalnego, a zwłaszcza jego najbardziej dojrzałego, socjaldemokratycznego wariantu.

Państwo socjalne bywa wciąż rozpatrywane, nie tylko przez jego organicznych przeciwników, jako odziedziczony po minionym systemie balast, na który nie możemy sobie pozwolić. Szczególnie w czasie kryzysu. Czy nie czas zmienić to myślenie? Być może jest właśnie odwrotnie – nie tylko możemy i powinniśmy rozwijać politykę społeczną, także w dobie recesji, ale niewykluczone, że stanowi ona jeden z motorów przezwyciężenia kryzysu i wejścia na drogę rozwoju.

Nie jest przypadkiem, że w Europie z kryzysem radzą sobie względnie dobrze kraje skandynawskie, gdzie poziom opiekuńczości jest wysoki, a nie państwa śródziemnomorskie, w których poziom dobrobytu określa się jako jedynie elementarny (rudimentary welfare state). Casus nordycki jest wartym przemyślenia tropem, za którym podążanie rekomendował Polsce niedawno noblista Joseph Stiglitz. Jednak powołanie się na ów przykład może być o tyle nieprzekonujące, że tamtejsze instytucje dobrobytu były od lat tworzone na nieco innym fundamencie kulturowym i politycznym, a obecnie funkcjonują w kraju o innym poziomie rozwoju i ramach makroekonomicznych niż nasze. Dlatego warto pamiętać o skandynawskiej inspiracji, ale przywoływać ją w szerszym kontekście, ze wskazaniem na bardziej uniwersalne racje przemawiające za podążaniem nordyckim szlakiem rozwoju.

Otóż w najbardziej bezpośrednim wymiarze państwo interweniujące w stosunki gospodarczo-społeczne może przyczyniać się do wzrostu popytu (lub zahamowania jego spadku), a ten będzie nakręcać gospodarkę. Owo wzmacnianie popytu może się odbywać poprzez tworzenie miejsc pracy lub publiczne stymulowanie ich powstawania poza sektorem publicznym, ale także bezpośrednio przez transfery socjalne, które sprawią, że osoby znajdujące się tymczasowo poza rynkiem pracy nie znajdą się także poza rynkiem konsumpcji podstawowych dóbr i usług. Nie przypadkiem Brazylia weszła w fazę długotrwałego rozwoju właśnie dzięki wydobyciu z nędzy 20 milionów ludzi za pomocą państwowych świadczeń różnego rodzaju. Przykład Brazylii, która co prawda przeżywa tymczasowe trudności, ale – patrząc w długim horyzoncie czasowym – wykazuje tendencje rozwojowe, dowodzi, że nie tylko w wysoko rozwiniętej Skandynawii, ale także w krajach uboższych możliwy jest rozwój polityki społecznej, a nie jej zwijanie.

W Polsce głównym hamulcem wychodzenia z recesji – co przyznaje także Narodowy Bank Polski – jest właśnie bariera popytowa. Za nią stoją ubóstwo i bezrobocie, jak również niskie zarobki i niepewność ich utrzymania na coraz bardziej niestabilnym rynku pracy. Wysiłki państwa powinny zmierzać w kierunku przełamania owej bariery, a środkiem ku temu jest właśnie polityka społeczna.

Jeśli nawet przyjmiemy tezę, że od pewnego pułapu podnoszenie świadczeń może ograniczyć motywację do pracy, w Polsce jesteśmy dalecy od tego typu sytuacji. Mamy wciąż bardzo niskie i selektywne świadczenia z tytułu wystąpienia poszczególnych ryzyk socjalnych. Co więcej, ubóstwo jest także powszechne wśród osób pracujących, wobec czego świadczenia pieniężne, czy to rodzinne, czy z pomocy społecznej, są często niezbędne, aby podreperować budżety gospodarstw osób pracujących. W wielu przypadkach mogą stanowić niezbędne uzupełnienie dochodu z pracy, a nie jego „demotywującą” alternatywę.

Bardzo trudno jednak podnosić świadczenia czy płace w atmosferze „cięciobsesji”, by nawiązać do określenia, którym posługiwał się wspomniany Tadeusz Kowalik. Ten syndrom widoczny jest w myśleniu władzy w Polsce, ale także w innych krajach Europy. Bez zmiany paradygmatu w kierunku inwestycji publicznych i odejścia od fetyszyzowania takich pojęć jak dług i deficyt nie sposób rozwijać politykę społeczną, a tym samym mierzyć się z kryzysem. Można więc powiedzieć, że polityka społeczna sama warunkuje stosunki gospodarcze, z drugiej zaś strony jest zależna od polityki ekonomicznej.

Polityka społeczna widziana jako narzędzie walki z kryzysem to najbardziej bezpośredni, ale nie jedyny argument, jaki może stać za jej rozwojem. Prowzrostowy, a nawet prorozwojowy potencjał państwa dobrobytu to coś więcej niż doraźne wzmacnianie popytu. Przypomnijmy, że państwa dobrobytu to nie tylko transfery socjalne, ale także usługi publiczne – od edukacji, przez służbę zdrowia, po opiekę. Ów system instytucji widziany w całości i wewnętrznej złożoności dopiero pozwala dostrzec głębsze i długofalowe korzyści ekonomiczne płynące z rozbudowy sfery publicznego dobrobytu. Przystępnie i ze swadą na konkretnych przykładach ilustruje to w jednym z niedawnych artykułów Rafał Woś. Pokażmy pokrótce cztery zasadnicze grupy argumentów.

Po pierwsze – państwo dobrobytu umożliwia bardziej racjonalny rozkład środków w cyklu życia jednostki, pomiędzy różnymi jego fazami. Dzięki szczelnemu powszechnemu zabezpieczeniu społecznemu gromadzone są publicznie środki, tak by osoby, które dotknie jakieś z socjalnych ryzyk – np. starość, choroba czy niepełnosprawność – nadal mogły partycypować w rynku dóbr i usług i zaspokajać swoje potrzeby bytowe, co nota bene powinno być jednym z celów nadrzędnych ekonomii politycznej. Zrozumienie dla tych zasad sięga już drugiej połowy XIX wieku, natomiast dopiero wraz z rozwojem państwa opiekuńczego w okresie powojennym coraz silniej w systemach zabezpieczenia (w tym w największym jego segmencie – emerytalnym) wyraźne były wymiary solidarnościowy i redystrybucyjny. Chodzi więc nie tylko o rozkład środków między różnymi fazami życia jednostki, ale o przepływ między różnymi grupami ludzi: od tych, którzy nie doświadczają danego ryzyka, ku tym, którym się ono w danym czasie przytrafia, jak również od zamożniejszych do uboższych. Niestety w ostatnim czasie w Polsce system emerytalny coraz bardziej traci swoje solidarystyczne oblicze, a część osób wypada poza rynek usług i dóbr potrzebnych do godnego życia.

Po drugie – zabezpieczenie przed biedą, wykluczeniem czy brakiem możliwości zaspokojenia podstawowych potrzeb to nie tylko podtrzymanie rynku, ale także ograniczenie kosztów, które koniec końców i tak publicznie trzeba będzie ponieść. Wykluczenie społeczne ogranicza potencjał konsumencki, ale także możliwości jednostki w zakresie wytwarzania dóbr materialnych i kulturalnych oraz pełnienia ról społecznych. W dłuższej perspektywie osoby głęboko i długotrwale wykluczone stają się coraz mniej zdolne do wykonywania różnych czynności społecznie użytecznych i ekonomicznie produktywnych. A często wręcz wymagają dodatkowych nakładów zdrowotnych i socjalnych z uwagi na skutki swego wykluczenia. Państwo opiekuńcze chroniąc przed wykluczeniem, chroni się przed kosztami, jakie musiałoby z czasem ponieść.

Należy jednak zachować ostrożność w posługiwaniu się argumentem ekonomicznym w uzasadnianiu wsparcia dla osób wykluczonych. Nie zawsze możemy znaleźć dla niego proste ekonomiczne wytłumaczenie, natomiast i bez niego publiczna pomoc osobom w trudnej sytuacji życiowej jest wskazana.

Po trzecie – obok działań o charakterze bytowym, ważnym filarem państwa opiekuńczego (zwłaszcza socjaldemokratycznego) są rozmaite usługi opiekuńcze, socjalne i edukacyjne. Ich znaczenie, choć często ekonomicznie niedoszacowane, wydaje się najbardziej istotne z ekonomicznego punktu widzenia. Na przykład w przypadku ludzi opiekujących się osobami niesamodzielnymi możemy dzięki pomocy instytucjonalnej odblokować ich potencjał zawodowy i społeczny, którego bez tego zewnętrznego wsparcia nie mogą wykorzystać. Jeśli chcemy ich aktywizować zawodowo, musimy rozbudować żłobki i przedszkola, instytucje opieki długoterminowej (w tym także dziennej) oraz usługi środowiskowe. Wówczas praca przynajmniej w niepełnym wymiarze może stać się dla nich możliwa (choć nie w każdym przypadku), a to pozwala uniknąć całkowitego, długotrwałego wypadnięcia poza rynek pracy, na który później trudno wrócić. Poza tym uwspólnotowienie powinności opiekuńczych to również sposób na odciążenie opiekunów domowych, którzy dzięki temu będą mogli świadczyć wsparcie dłużej, a także mniejszym kosztem zdrowotnym i psychicznym.

Po czwarte – wspomniane usługi, a jeszcze bardziej te związane z edukacją, zdrowiem i podnoszeniem kwalifikacji zawodowych, to sposób na podniesienie i podtrzymywanie potencjału ludzkiego, co stanowi cenny zasób w społeczeństwie kognitywnym, wymagającym elastyczności i innowacyjności. Sam poziom bezpieczeństwa socjalnego zresztą też temu służy. Innowacje wiążą się z ludzką kreatywnością, gotowością do zachowań niestandardowych i próbowania rzeczy nowych, a do tego przydatne jest zabezpieczenie na wypadek, gdyby podczas eksperymentowania noga się powinęła. Rzecz w tym, że gdy ludziom nie zapewni się siatki bezpieczeństwa, niekoniecznie będą skłonni ryzykować, w obawie przed upadkiem. A nawet jeśli spróbują, a się nie powiedzie, mogą kolejnej szansy nie mieć, gdy siatka bezpieczeństwa jest słaba lub dziurawa. W tym sensie bezpieczeństwo sprzyja innowacyjności i kreatywności, a nie ją hamuje. E. Byrd w swych publikacjach o charakterze porównawczym znajduje dla owych zależności także empiryczne potwierdzenie.

Ponadto współczesna innowacyjność – mimo indywidualizacji życia społecznego – wymaga jednak współpracy, zaufania i miękkich kompetencji. Instytucje publiczne integrujące ludzi o różnych cechach społecznych wykształcają już na etapie przedszkolnym te umiejętności, walnie przyczyniając się do budowania społeczeństwa wiedzy. Nie przypadkiem to właśnie skandynawskie państwa dobrobytu wiodą prym w rankingach innowacyjności gospodarczej.

Powyższy zbiór argumentów ukazuje, jak wiele czynników rozwoju może zostać zaprzepaszczonych, jeśli sfera usług publicznych i świadczeń socjalnych będzie podlegała nieubłaganej logice cięć i oszczędności. Państwo opiekuńcze zdaje się bronić ekonomicznie nie tylko z punktu widzenia pobudzania wzrostu, ale także dostarcza czynników rozwoju społeczno-gospodarczego. Obranie jednak ścieżki ku budowie państwa opiekuńczego/socjalnego/dobrobytu nie usuwa dylematów względem tego, który z jego wariantów byłby najkorzystniejszy i który ma największe szanse zostać zrealizowanym w istniejących warunkach. Nie zwalnia też z ciągłego wysiłku krytycznego i przyglądania się powołanym instytucjom oraz – w razie konieczności – modyfikowania ich.

Dobrze byłoby, gdybyśmy nie musieli już dyskutować, czy w ogóle potrzebne jest nam państwo opiekuńcze, którego racje bytu wydają się bezsprzeczne, ale o tym, jak uczynić je najsprawniejszym i najbardziej wydolnym w realizacji przypisanych mu celów.

Autor: Rafał Bakalarczyk
Źródło: Nowy Obywatel


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

11 komentarzy

  1. ka10r24 01.08.2013 12:06

    Pomoc socjalną trzeba zlikwidować nie może być tak że komuś zabierają pieniądze siłą (bandytyzm), i daje się innemu niby to potrzebującemu nieważne moje pieniądze moja własność.
    I kto tego nie zrozumie ten lewak i złodziej.

  2. Janusz Korczyński 01.08.2013 13:56

    ka10r24,
    Ile masz lat? 12?
    Bandytyzmem jest okradanie pracowników przez właścicieli kapitału z ich własnej pracy i pieniędzy.

  3. utomasz14 01.08.2013 14:02

    Najwyraźniej ktoś nie zrozumiał słów Profesora Kowalika. To, że nas nie stać oznacza, że jeśli damy na opiekę socjalną to pieniędzy braknie gdzie indziej. Na państwo opiekuńcze możemy sobie pozwolić po dojściu do określonego poziomu, do którego wciąż wiele nam brakuje. Zamiast na socjal lepiej zainwestować w małe i średnie firmy, na których powinna się opierać gospodarka, a niestety ostatnio te firmy masowo upadają.
    A skutki polityki socjalnej widać dobrze po Detroit choć tam oczywiście dochodzi kwestia ludności murzyńskiej, mimo to uważam że to miasto jest świetnym przykładem jakich błędów nie należy popełniać a tam jednym z nich była właśnie polityka państwa opiekuńczego

  4. MichalR 01.08.2013 14:49

    Nie wyobrażam sobie państwa opiekuńczego w kraju który toleruje opiekowanie się osobami, którymi opiekun nie chce żeby się opiekowano. Nie chcę powielać modelu Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii, a ostatnio nawet Szwecji i Norwegii gdzie problem imigrantów trudniących się zawodowo rodzeniem dzieci nieustannie rośnie.

    Państwa opiekuńcze które widzimy mają gdzieś w swoich systemach jakiś bardzo poważny feler.

    Oczywiście zgodzę się z tym że większość dorobkiewiczów zakładających własne biznesy nie szanuje pracy tak jak i ich nie szanowano. Trudno mi się odnieść do tego czy jest to dobre czy złe… Wiem że państwo ma możliwości taniego opiekowania się ludźmi. Poprzez opiekowanie mam na myśli nie nastawione na wzrost PKB pompowanie pieniędzy w najbiedniejszych, a zagwarantowanie tym najbiedniejszym możliwości przeżycia. Zresztą nie uważam żeby problem należało ograniczyć wyłącznie do najbiedniejszych. Pomoc powinna być skierowana w równym stopniu do osób pracujących jak i najbiedniejszych – innymi słowy dla chętnych.

    Jeśli ktoś chce korzystać z darmowej komunikacji publicznej powinien mieć do tego prawo.
    Jeśli ktoś chce dostać od państwa chleb, cebulę, groch, ziemniaki i marchewki to powinien mieć szansę pozyskania tego.
    Jeśli ktoś jest zdeterminowany mieszkać w kontenerze, to państwo mogłoby mu ten kontener udostępnić.
    Nie pieniądze, a konkretna pomoc. Nigdy nie odmówiłem bezdomnemu bułki z konserwą, ale nigdy nie dałem mu złotówki.

    Takie zabiegi ograniczyłyby niedorzywienie i umożliwiły godny start w życie, więcej człowiek od państwa nie potrzebuje jak tylko możliwości odbicia się od dna. Przy okazji zapewniłyby miejsca pracy bo ktoś w PGRach musi pracować.

  5. Rozbi 01.08.2013 15:07

    Pomoc socjalna a instytucja państwa opiekuńczego to dwa inne pojęcia.

    Może istnieć pomoc socjalna bez instytucji rozbudowanego państwa opiekuńczego.

    Bo w obecnej chwili nasze państwo opiekuńcze opiekuje się hordą urzędników którzy opłacani są z pieniędzy podatników tylko po to żeby zajmowali się dystrybucją wpływów z podatków\
    Może to też jest jakaś forma pomocy – nie znam się.

  6. Aida 01.08.2013 21:08

    Rozbi
    teoria swoje a praktyka swoje. Znasz jakieś państwa z zaawansowaną pomocą socjalną, ale bez aparatu państwa opiekuńczego? Ja nie znam, jednak w samym modelu jest coś takiego, że tą pomoc mają świadczyć ludzie. A ludzi trzeba opłacić…
    Janusz Korczyński
    kolejny, który widzi gdzieś tu kapitalizm i jeszcze go okradają przebrzydli kapitaliści.
    Osobiście nie chcę być okradana przez państwo, pracę zawsze mogę zmienić, ale nie mam niestety wyboru w kwestii bycia nieokradaną przez aparat przejadająco-marnotrawiąco-nieoszczedzający typu państwo polskie.

  7. janpol 04.08.2013 14:38

    Co to jest u licha “państwo opiekuńcze”? Co to za brednie i myślotwory stworzone przez pseudointelektualistów, którzy wymyślają te różne liberalne konserwatyzmy, ateizmy religijne, akulturalna kulturę i tym podobne bzdury. Albo mamy organizację typu mafijnego (mam kasę siłę i uzbrojona bandę aby egzekwować swoje zarządzenia, włączając w to niestety sporo istniejących “państw”) albo państwo jako dobro wspólne obywateli, które broni interesów prawomyślnych obywateli i realizuje swoje zadania poprzez edukację, ochronę zdrowia i egzekwowanie przestrzegania prawa, prawa stworzonego demokratycznie przez obywateli tego państwa itd., itp… Moim zdaniem w tak rozumiane obowiązki państwa jako dobra wspólnego wchodzi pomoc dla obywateli, którzy popadli w jakieś kłopoty nie z własnej winy ale raczej przez podanie wędki a nie ryby.

  8. janpol 04.08.2013 14:58

    @realista: Bakterii też nie ma bo nikt ich nie widział… 😉

    Są i państwa, demokracja, prawo, edukacja, ochrona zdrowia i podatki. Wystarczy posiadać trochę inteligencji i się rozejrzeć. Więcej powiem – to wszystko nazywa się cywilizacja i kultura, i jest wielowiekowym osiągnięciem ludzkości. Bieda tylko w tym, że nie wszyscy umieją z tego WŁAŚCIWIE korzystać.

  9. janpol 04.08.2013 15:31

    @realista gdzie widziałeś bakterię? Mikroskopy to “ściema” i przyrządy do pokazywania tego co wymyślili zwolennicy obowiązkowych szczepień, wystarczy odrobinę inteligencji, żeby się o tym przekonać… 😉

  10. Outlaw 04.08.2013 16:13

    Najlepszym wyjściem z takiej sytuacji byłoby zlikwidowanie podatków, ZUS-u i innych bandyckich urzędów oraz danie ludziom możliwości normalnej pracy za normalne wynagrodzenie. Skończyłby się problem dodatków opiekuńczych, zasiłków itp. bo społeczeństwo byłoby stać na godziwe życie. System nie ma znaczenia – czy to będzie kapitalizm, socjalizm czy jakkolwiek hybrydy wspomnianych – ludzie byliby w stanie utrzymać siebie, rodziny, dziadków (będących w wieku poprodukcyjnym). Można by stworzyć system który sam by się napędzał. Ewentualne koszty utrzymania małej grupy “rządowej” mogłyby być pobierane od razu z wynagrodzenia. W końcu potrzebni są też tacy, którzy będą reprezentowali nas na “zewnątrz”.
    Wiem, że to co napisałem jest utopią, ale jakby było pięknie gdyby to wszystko zmienić właśnie w ten sposób.

  11. janpol 04.08.2013 18:18

    @realista no to się dałeś zrobić w … NRD-owski zestaw Optik – Cabinet 80 (też go miałem) ze zwykłymi soczewkami dał możliwość zrobienia jako-takiej przeglądarki do przeźroczy 3D (i ew. zabawy soczewkami na tzw. ławie optycznej). Reszta (mikroskop, lornetka) to chała z dużymi aberracjami (czego wymagać zresztą do kiepskich soczewek) i NA PEWNO nie można było zobaczyć w tym bakterii, co najwyżej pierwotniaki i komórki ze skórki cebuli (bo bakterie można zobaczyć i odróżnić od śmieci, tylko w mikroskopach o pow. ok 1000x pod imersją i przy użyciu specjalnych barwników). Innymi słowy nie widziałeś bakterii i wciskasz kit 😉 albo dałeś się “zrobić w konia” propagandzistom od obowiązkowych szczepień, podobnie jak tym co twierdzą, że nie ma demokracji. Tym bardziej, ze demokracji nie można “zobaczyć” tylko doświadczyć ew. a tę można np. w Szwajcarii. A państw jest w zależności od sposobu liczenia od 193 do co najmniej 204 więc trudno nie zauważyć, chyba?

    I na koniec, żeby nie było, nie czepiam się tego, ze ktoś ma “przemyślenia” bo to dowodzi, że jednak myśli i to DOBRZE ale czasem też trzeba czytać, wyciągać wnioski i ew. posłuchać mądrzejszych 🙂

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.