Skończmy z mitem American Dream

Opublikowano: 03.11.2018 | Kategorie: Publicystyka, Społeczeństwo

Liczba wyświetleń: 4608

Nie jest niczym dziwnym, że mit o American Dream wciąż trzyma się mocno. W końcu Stany Zjednoczone dominują na rynku modelowania umysłów. To z USA wciąż pochodzi większość kinowych blockbusterów oraz serialowych hitów. A mało kto tak potrafi zaprząc kino do działania dla sprawy, jak właśnie Amerykanie. Komercyjne filmy z USA nie tylko mają przynosić zyski, ale też podnosić na duchu i krzewić pozytywny obraz tego państwa, zarówno w kraju, jak i za granicą.

Przykład pierwszy z brzegu, bo akurat oglądam – w hicie serialowym stacji ABC „Sposób na morderstwo” jednym z bohaterów jest Afroamerykanin sierota, który dostał się na prestiżowy wydział prawa, a już tam znana pani adwokat daje mu szansę, by dołączył do grupy studentów, która pomaga jej przy sprawach (niczego nie spojleruję, to wszystko jest w pierwszym odcinku). W tej grupie jest również czarna dziewczyna, prymuska, której przyszła teściowa zbudowała z mężem firmę od zera, co oczywiście wygłasza podczas jednego z dialogów, a teraz pławi się w luksusach (fakt zupełnie poboczny i nieistotny dla głównego wątku). Czyli każdy ma szansę, wystarczy się starać i troszkę dopomóc swojemu szczęściu, jakkolwiek idiotycznie by to nie brzmiało. A że takie przypadki zdarzają się rzadziej niż sporadycznie? Tego widz nie musi wiedzieć – a nawet nie powinien.

Amerykanie podbijają też serca mentalnych potencjalnych milionerów setkami poradników – to z USA pochodzi większość najlepiej sprzedających się książek o tym, jak osiągnąć sukces. Żeby przypomnieć tylko legendarny poradnik „7 nawyków skutecznego działania” Stephena Coveya. Wspaniałość Ameryki promują również komiksy, muzyka i powieści. Doprawdy, przy tak zmasowanej propagandzie sukcesu, trudno się dziwić, że południową granicę USA codziennie forsują pielgrzymki migrantów z Ameryki Łacińskiej, spragnionych lepszego życia.

Amerykański styl życia

Oczywiście w tym zmasowanym przekazie płynącym zza oceanu nie chodzi tylko o przekonanie nas, że Ameryka jest fajna, a Amerykanie „cool”. Chodzi też o to, by promować tak zwany amerykański styl życia oraz amerykański model ekonomiczno-społeczny. Model, w którym sprywatyzowano niemal wszystkie usług publiczne, ze służbą zdrowia włącznie, ponieważ prywatny kapitał podobno dostarczy je sprawniej i taniej. Model, w którym ubezpieczenie zdrowotne każdy powinien opłacić sam, bo każdy ponoć sam wie, co jest dla niego najlepsze – więc jeśli ktoś nie ma ubezpieczenia, to znaczy, że go nie potrzebuje. Model, w którym uczelnie wyższe są nie tylko płatne, ale i bardzo drogie, ale za to każdy może wziąć na czesne kredyt studencki. Model, który wykształcił własne unikalne prawa człowieka, wśród których są prawo do posiadania broni, prawo do zadłużania się i prawo do jeżdżenia samochodem spalającym 20 litrów paliwa na 100 km. Model, w którym nierównościom pozwolono na niepohamowany wzrost, ponieważ najlepsi muszą być najlepiej wynagradzani, a ci na dole muszą mieć motywację, by się dorabiać.

Na usługach tego modelu jest właśnie mit American Dream, według którego w USA każdy pracowity obywatel spełni swoje marzenia. Snujące się zza oceanu narracje uwiecznione na przeróżnych nośnikach przekonują do tego mitu – a co za tym idzie: do samego modelu – marzycieli z całego świata, którzy z otwartymi szeroko ustami chłoną opowieści sukcesu w okolicznościach lśniących biurowców. Europa umiera, a Ameryka wciąż jest wielka właśnie dzięki temu, że wykształciła swój własny, mocno wolnorynkowy model. Jeśli ktoś chce powtórzyć sukces Ameryki, powinien wprowadzić podobny u siebie. Co prawda przy okazji skorzystają na tym w dużej mierze wielkie korporacje z USA, zasobne w kapitał, które tylko czekają, aż gdzieś na świecie uda się przekonać władze do prywatyzacji emerytur albo ubezpieczeń zdrowotnych. No ale to jest właśnie piękno wolnego rynku – ja zarobię, a ty będziesz miał się lepiej. Wolna konkurencja podmiotów kierowanych światłym egoizmem prowadzi do dobra i dobrobytu.

Gdyby tak rzeczywiście było, pierwszy postulowałbym przeszczepienie amerykańskiego modelu do kraju leżącego nad Wisłą. Problem w tym, że amerykański model nie sprawdza się nawet w USA – a jako że kopia zwykle jest słabsza niż oryginał, efekty w Europie byłyby zapewne jeszcze smutniejsze.

W jednym amerykański model bez wątpienia sprawdza się znakomicie – chodzi o tworzenie PKB. Z punktu widzenia PKB wytwarzanego na głowę mieszkańca USA są jednym ze zdecydowanie najzamożniejszych krajów świata. Gdybyśmy zapytali przypadkowego przechodnia o poziom PKB per capita w USA i np. we Francji, Niemczech czy Szwecji, to zapewne stwierdziłby, że jest porównywalny. Prawda jest jednak taka, że USA biją na głowę pod tym względem wszystkie kraje UE – poza Irlandią, ale mierzenie PKB w tym raju podatkowym mija się z celem. Zresztą PKB Irlandii sztucznie pompują też głównie korporacje amerykańskie – Google czy Apple. PKB na głowę w USA w 2016 r. wynosiło 58 tys. dolarów, tymczasem w Niemczech i Szwecji 49 tys. dol., w Wielkiej Brytanii 43 tys. dol., a we Francji 41 tys. W Polsce w tym czasie wyniosło 27 tys. dol. – oczywiście wszystkie te dane uwzględniają parytet siły nabywczej.

Bieda, która zabija

Jest to jednak marnym pocieszeniem dla milionów Amerykanów żyjących w biedzie. Zasięg biedy w USA porównywalny jest z krajami Ameryki Południowej, a nie z zamożnymi krajami Europy Zachodniej. Poniżej granicy ubóstwa w USA w 2016 r. żyło 18 proc. społeczeństwa, tymczasem w Wielkiej Brytanii 12 proc., w Niemczech jedynie 10 proc., w Szwecji 9 proc., a we Francji tylko 8. W niezamożnej Polsce poniżej progu ubóstwa w 2016 r. żyło 11 proc. obywateli. Oczywiście bieda jest względna – ubogi z USA ma więcej pieniędzy, niż ubogi z Polski. Tylko że bieda powoduje też wykluczenie społeczne. Milionów biednych Amerykanów średnio obchodzi, że mają więcej pieniędzy niż biedni Polacy – oni porównują się do swoich rodaków. I na własnej skórze odczuwają fakt, że przeróżne atrakcje oferowane przez amerykański model są poza ich zasięgiem – i będą takie zapewne do końca życia. Co jest tym bardziej bolesne w kraju tak nastawionym na prestiż i osobisty sukces, jak USA.

W USA nie tylko jest mnóstwo osób biednych – ubodzy w USA tracą też zdecydowanie więcej do nieubogich rodaków, niż ubodzy w większości krajów Europy. Wyrażane jest to w tak zwanym wskaźniku luki dochodowej. Przeciętne gospodarstwo domowe w USA żyjące poniżej granicy ubóstwa ma wydatki niższe od granicy ubóstwa aż o 40 proc. Tylko dwa kraje wykazywane przez OECD wyprzedzają USA pod tym względem – RPA oraz Włochy, których gospodarka przechodzi od co najmniej dekady poważne kłopoty (co ciekawe, gospodarka USA podobno ma się świetnie). W Wielkiej Brytanii luka dochodowa wynosi 36 proc., w Polsce 29 proc., w Niemczech 26 proc., we Francji 24 proc., a w Szwecji jedynie 23 proc. Inaczej mówiąc, ubodzy w Niemczech, Francji czy Szwecji żyją zaraz pod kreską, a tych z USA do pokonania granicy ubóstwa czeka długa droga.

Przy tak dużym zasięgu ubóstwa i dalekim dystansie, który dzieli ubogich w USA od reszty rodaków, w oczywisty sposób musi rosnąć łamanie prawa. W końcu działalność na czarnym rynku zaczyna się nie dlatego, że się wyssało mordercze instynkty z mlekiem matki, lecz dlatego, że nie widzi się szans na dorobienie się w legalny sposób. Ubogich w USA jest mnóstwo, ich dystans do reszty społeczeństwa jest bardzo odległy, więc i skłonność do chwytania się nielegalnych zajęć większa. Pod względem wskaźnika morderstw (liczba przypadków na 100 tys. mieszkańców) USA są wyprzedzane jedynie przez Łotwę, RPA, Rosję, Meksyk i Brazylię (spośród krajów wykazanych przez OECD). Wskaźnik zabójstw w USA to 4,9, tymczasem w Polsce 0,8, w podobno „terroryzowanej przez islamistów” Francji 0,6, w Szwecji, która ponoć „ma zaraz upaść” równe 1, w Niemczech 0,4, a w Wielkiej Brytanii 0,2. Poza krajami bałtyckimi, w żadnym kraju UE wskaźnik zabójstw nie jest wyższy od 2.

Jak sobie radzą Stany Zjednoczone z plagą przestępczości? Najprościej – masowo wsadzają ludzi do więzień. To w końcu prostsza metoda, niż żmudne reformowanie modelu ekonomiczno-społecznego. Wskaźnik inkarceracji to liczba osób w więzieniu na 100 tys. mieszkańców. Pod tym względem USA biją już na głowę wszystkich w OECD. Amerykański wskaźnik inkarceracji wynosi 655, a w drugiej pod tym względem Turcji – 287. W Polsce 199, w Wielkiej Brytanii 141, we Francji 102, w Niemczech tylko 78, a w Szwecji zaledwie 57.

Zdrowie dla nielicznych

W kraju, w którym brak powszechnej opieki zdrowotnej, miliony obywateli nie mają ubezpieczenia zdrowotnego, a usługi zdrowotne są piekielnie drogie, musi fatalnie wyglądać ogólny poziom zdrowia obywateli. Dwa najważniejsze wskaźniki badania poziomu zdrowia w społeczeństwie to przeciętna długość życia oraz umieralność niemowląt. Pod względem długości życia USA przypominają kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Średnia długość życia w USA to niecałe 79 lat, czyli dokładnie pół roku więcej niż w dużo mniej zamożnej Polsce i pół roku mniej niż w Czechach. W Niemczech i Wielkiej Brytanii długość życia to 81 lat, a we Francji i Szwecji ponad 82 lata. W Stanach Zjednoczonych umiera 6 niemowląt na tysiąc urodzeń żywych, czyli dokładnie tyle, ile w Rosji. W Polsce i Francji umierają 4 niemowlęta na tysiąc urodzeń żywych, a w Niemczech ponad 3. W Szwecji notuje się tylko 2,5 zgony noworodków na tysiąc urodzeń.

USA trapią też przeróżne problemy społeczne. Jednym z nich jest chociażby epidemia otyłości. Jak wiadomo, współcześnie na otyłość cierpią głównie ubodzy, a nie bogaci. Zamożni mogą zadbać o podniebienie i apetyt, a zarazem nie przytyć, dzięki zdrowemu i niskokalorycznemu pożywieniu. Mają też czas i pieniądze na regularne treningi oraz trenerów personalnych czy dietetyków. Ubodzy muszą się żywić jedzeniem niskiej jakości, które zwykle obfituje w tłuszcze nienasycone oraz węglowodany, za to ma niewiele białka. Prowadzą często nieregularny tryb życia, od fuchy do fuchy, co zniechęca do regularnego dbania o siebie. Oczywiście w USA otyłość nie wynika jedynie z zasięgu ubóstwa, ale przede wszystkim z amerykańskiego stylu życia, opierającego się o przesadną konsumpcję, co jest zresztą typowe dla krajów z wysokimi nierównościami, w których konsumpcja to element prestiżu oraz tłumienia stresu. Na nadwagę lub otyłość cierpi aż 71 proc. Amerykanów. Więcej jest jedynie w Meksyku i Chile. W Europie takich osób jest wyraźnie mniej – na nadwagę cierpi 53 proc. Polaków, 51 proc. Niemców, 49 proc. Szwedów i 46 proc. Francuzów.

Patologii społecznych w USA jest zresztą więcej. Nic dziwnego – na pewnym poziomie zamożności na skalę patologii społecznych wpływa już nie ogólny poziom bogactwa, lecz poziom nierówności. W USA są one wysokie, więc i patologii społecznych jest więcej, niż w krajach zachodniej UE. Kolejnym przykładem mogą być nastoletnie ciąże. W USA notuje się 21 takich przypadków na tysiąc kobiet w wieku 15-19 lat. W Wielkiej Brytanii 14, w Polsce 13, a w Niemczech zaledwie 7. Wskaźnik nastoletnich ciąż we Francji wynosi 9, a w Szwecji jedynie 5. Kogo pod tym względem USA przypominają najbardziej? Na przykład Indie (25), Jordanię (23) czy Albanię (21).

Jak widać, urodzenie się w Stanach Zjednoczonych nie jest największym szczęściem, które może w życiu spotkać. Nie wiadomo, czy gdybym urodził się w USA, nie żyłbym właśnie grubo poniżej granicy ubóstwa, albo nie siedział w więzieniu. Nietrudno też zarobić tam kulkę. Oczywiście zakładając, że nie umarłbym podczas porodu, co jest tam o połowę bardziej prawdopodobne niż w Polsce. Pomimo większego zgromadzonego bogactwa, wskaźniki dobrostanu społecznego w USA są znacznie gorsze od krajów zachodniej UE, a nawet od Polski. Pewnie należę do mniejszości, ale jeśli miałbym wybierać, czy żyć w USA, czy nad Wisłą, nie wahając się wybrałbym to drugie. W Polsce może jest skromniej, ale przynajmniej nie tak dziko.

Autorstwo: Piotr Wójcik
Zdjęcie: Sanders.senate.gov
Źródło: NowyObywatel.pl


TAGI: , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

5 komentarzy

  1. Kaczor3333 03.11.2018 13:26

    W Niemczech chodziłem do szkoły językowej, w grupie był ze mną Amerykanin. Pamiętam miał na imię Braian i przyjechał z Las Vegas. Nie mogąc uwierzyć, zastanawiałem się co facet robi w Niemczech. Przyjechał z takiego bogatego kraju jak USA. Pokazał mi dowód i naprawdę miał meldunek w Las Vegas. Wtedy jeszcze bardziej męczyły mnie myśli, dlaczego. Jeszcze Vegas, gdzie kasa leży na chodniku. Po przeczytaniu tego artykułu trochę mi się rozjaśniło… Dlaczego.

  2. agama 03.11.2018 18:59

    producenci syfu, odmóżdżaczy i wojen

  3. tikale 03.11.2018 21:39

    Liczba najbogatszych w ciągu ostatniego roku wzrosła o 13 proc., dokładnie 19,6 tysięcy osób. Tak UNHW dzielą się pod względem państw:

    USA – 72 tysiące osób posiadających ponad 50 mln dol. (+9,9 tysiąca)Chiny – 18,1 tys., wzrost o 3 tysiąceNiemcy – 7,2 tys., wzrost o 500 osóbWielka Brytania – 4,7 tys., wzrost o 400 osóbFrancja, Australia, Kanada – po 3 tys. osób

    Dalej znalazły się m.in. Szwajcaria Włochy i Korea.

  4. Aida 04.11.2018 17:31

    Jeśli mentalnie będziesz przegrywem I będziesz sobie powtarzać, że niczego nie osiągniesz to tak się stanie.

  5. Hassasin 05.11.2018 09:06

    Dobra, załóżmy że jesteś z handlowego plemienia Eskimosów, to kogo byś chciał mieć po drugiej strony lady ? Mądrego czy głupiego konsumenta ?

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.