RPA – dylemat dotyczący nie tylko ziemi
Artykuł czytelnika „Wolnych Mediów” z RPA.
Jak widzę z prasy, nawet do Polski dotarły echa konfliktu RPA w sprawie ziemi. Tylko, że mało kto wie, na czym ten konflikt polega.
Po pierwsze, z punktu widzenia ekonomicznego, nie ma on w ogóle znaczenia. Udział rolnictwa w tworzeniu Dochodu Narodowego RPA spadł obecnie poniżej 3 procent. Gdyby nawet zagrabić białym pozostałe 30 000 farm (za apartheidu było ich 120 000), i oddać je czarnym – jak rozdzielić je między 39 milionów czarnych? Mówię tu o 39 milionach, bo z ponad 50 milionów czarnych w RPA, jedynie 11 milionów jest zatrudnionych; 18 milionów żyje z zasiłków socjalnych, a reszta z kradzieży, rozbojów i żebraniny.
Po drugie, rząd ma dosyć ziemi państwowej oraz wcześniej przejętej od białych farmerów; ale jedynie osiem procent tej ziemi, oddanej czarnym farmerom zostało właściwie wykorzystanych. Czarnym farmerom brak wiedzy, pieniędzy, sprzętu, itp., aby te farmy prowadzić.
Władze oczywiście zdają sobie sprawę, że odebranie ziemi białym farmerom oznaczałoby podobną klęskę gospodarczą, jaka spotkała Rodezję. Ale teraz, gdy roztrwonione i zniszczone zostało bogactwo nagromadzone przez „kolonialistów”, muszą czymś uspokoić motłoch, który stopniowo spostrzega, że nawet w czasach apartheidu lepiej mu się powodziło.
Lecz ekonomia, to tylko część tej sprawy. Wywłaszczenie białych ma stanowić przejaw sprawiedliwości historycznej – odebranie białym ziemi „ukradzionej” czarnym.
Więc może najpierw kilka liczb, według spisu powszechnego z 1904 roku:
Cape Colony | Natal | Transvaal | Orange Colony | RAZEM | |
Czarna ludność | 1 424 787 | 904 041 | 811 573 | 225 101 | 3 365 502 |
Pod koniec epoki apartheidu, biali farmerzy posiadali 89 milionów hektarów. Przyjmując, że ziemia ta ukradziona została przodkom czarnej ludności, w 1904 roku na każdego z czarnych (włączając dzieci i kobiety) przypadałoby 26,4 ha! Ale w rzeczywistości, 26 hektarów to obszar, na którym mieścił się cały kraal liczący kilkadziesięciu czarnych.
Cała Unia Południowej Afryki, stworzona w 1910 roku, liczyła 1,221,037 km2, na których mieszkało 3.4 miliona czarnych! Co więcej, w 1913 roku kolonialny rząd brytyjski przydzielił czarnym obszary przez nich zamieszkałe, liczące około 165,000 km.kwadratowych. Obszary, te obejmujące najżyźniejsze ziemie wzdłuż wybrzeża Oceanu Indyjskiego, stanowiły dziedziczną własność czarnych – białym nie wolno było tam kupować ziemi.
Choć w ciągu stu lat liczba czarnych wzrosła z 3.4 miliona do ponad 50 milionów, ziemi w RPA ciągle wystarczyłoby nawet dla większej liczby ludności.
Ale i te argumenty nie wyczerpują całości tematu. Spójrzmy na historyczną mapę Afryki:
Jak widać, kolebką plemion Bantu, zamieszkujących obecnie całą prawie Afrykę na południe od Sahary, była Nigeria. W ciągu wieków Bantu przemieszczali się coraz bardziej na południe, podbijając rdzenną ludność zwaną Khoi-san (na mapie kolor turkusowy).
W połowie XVII wieku, gdy Holendrzy zakładali Cape Town, natrafili tam na ludy Khoi-san, z którymi wiedli ciągłe utarczki – głównie o kradzież bydła. Wielu z nich zmienili w swoich niewolników i służących; z kobietami Khoi-san czasem też się żenili, jako że wśród osadników przeważała płeć męska.
W tym czasie ludy Bantu pojawiły się w granicach Rodezji; w Natalu groźny Czaka-Zulu stworzył swoje królestwo dopiero na początku XIX wieku.
Wojownicze plemiona Bantu posuwały się coraz bardziej na południe, po drodze zmiatając ludność Khoi-san, tak że tylko resztki ich przetrwały w południowo-zachodniej Afryce.
I właśnie te niedobitki postawiły teraz rządzące plemię Bantu przed dylematem: kto jest właściwym dziedzicem Afryki Południowej?
Obecny rząd RPA przejął po apartheidzie podział rasowy, nawet zwiększając ilość ustaw regulujących tą sprawę. Według tych przepisów, jedynie czarni stanowią dziedziczną kastę panów. Wydawało się, że z ludami Khoi-san nie będzie problemów – zostało ich tylko około stu tysięcy. Nie zgodzili się oni jednak, aby zaliczono ich do klasy „kolorowych”, mających niższą rangę społeczną.
Rząd próbował więc iść na ustępstwa. Zaproponowano przywódcom Khoi-san, aby podpisali tzw. Bill of Traditional Leaders, stawiający ich na równi z ludami Bantu. Tu jednak natrafili na nieoczekiwany opór: przywódca Korana Royal House w Kimberley odparł: „tego nie podpiszę, bo przecież my wcale nie jesteśmy czarni”.
Stąd wielki ambaras. Bo istotnie, wystarczy spojrzeć na fizjonomie przedstawicieli ludu Khoi-san, aby to dostrzec. Wprawdzie poprawność polityczna ignoruje ten fakt (rasy nie istnieją), ale nie da się go ukryć. Tak wyglądają przedstawicie ludu Khoi-san w Afryce Południowej:
Nawet stare malowidło, ukazujące niewolników (czy służących) z plemienia Khoi-san, przedstawia ich jako białych.
Wypadało by więc przyjąć, że rdzenna ludność Afryki Południowej nie jest pochodzenia Bantu (negroidalnego), lecz raczej biologicznie zbliżona do mieszkańców Afryki Północnej!
Zresztą nawet samo porównanie fizjonomii dwóch prezydentów RPA, uwidacznia tą różnicę. Mandela pochodzi z plemienia Khoza, które dotarło najdalej na południowe wybrzeże Oceanu Indyjskiego, gdzie przed wytrzebieniem ludu Khoi-san, otrzymało znaczną domieszkę ich krwi. Obecny prezydent Ramaphosa pochodzi z północnego plemienia Bantu – Venda i jest typowym okazem tej rasy. Na zdjęciu po lewej – Nelson Mandela, po prawej Cyril Ramaphosa.
Trudno powiedzieć, jakie szanse mają przedstawiciele ludu Kloi-san w tym dylemacie – liczy się siła, a nie fakty. Ludy Bantu mają tu wielką przewagę: liczebną i biologiczną. W ciągu kilku stuleci opanowali ponad pół Afryki; mimo niesprzyjających warunków przetrwali okres niewolnictwa i rozprzestrzenili się szybko w Ameryce Południowej, Ameryce Pólnocnej, Karaibach, a teraz ruszają też na podbój Europy.
Nawet AIDS ich nie zmógł, choć od kilkudziesięciu lat statystyki podają, że ponad 20% z nich jest zakażonych tym wirusem. Tak więc w przyszłości oczekiwać możemy dwie wiodące siły w świecie: Chińczyków i Bantu. Tylko – kto będzie dożywiał tych ostatnich, gdy białych nie stanie?
Autorstwo: Mamert Snitko
Źródło: WolneMedia.net