Przekleństwo rządowych pralek

Opublikowano: 08.03.2013 | Kategorie: Gospodarka, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 777

Wielu ludzi nigdy nie przestaje rozmyślać nad wpływem, jaki rząd ma na każdy aspekt naszego życia codziennego. Weźmy choćby jeden przykład, którym jest niekończący się łańcuch rządowych rozporządzeń ekologicznych i powstałe w ich skutek reperkusje w życiu codziennym zwykłych osób.

Ten interesujący artykuł na Epinions zajmuje się wpływem federalnych standardów energetycznych na pralki, uwzględniając: (1) mity o oszczędnościach energii; (2) szkodliwość pralek o wysokiej wydajności na środowisko w długim okresie; oraz (3) koszty, jakie ponoszą konsumenci w związku z użytkowaniem wysoce wydajnych, szybko psujących się pralek spełniających rządowe regulacje. Autor zauważa:

“Zbyt wiele dużych urządzeń jest obecnie konstruowanych tak, aby sprostać wymogom, które nie zawierają rozsądnych relacji między długością życia i kosztami napraw a ceną. (…) Wszystkie wysoce wydajne pralki z szybkim wirowaniem (zarówno ładowane od góry, jak i od przodu) niezmiennie posiadają płytę główną i zastęp części elektronicznych. Według ludzi zajmujących się ich naprawą, pralki naszpikowane wieloma elektronicznymi sensorami, panelami dotykowymi, wyświetlaczami cyfrowymi i zminiaturyzowanymi układami scalonymi zazwyczaj wymagają częstszych napraw lub wymiany. Muszą być ciągle podłączone do sieci elektrycznej zabezpieczonej przed przepięciami, ponieważ ich wrażliwe i kosztowne komponenty elektroniczne łatwo niszczeją lub przepalają się w przypadku przepięć.”

Autor wskazuje na to, że rządowe standardy Energy Star z 2007 roku w większości wyeliminowały tradycyjne rodzaje pralek, ponieważ nie mogły one uzyskać rządowych certyfikatów – w przeciwieństwie do nowszych urządzeń, zaprojektowanych przez producentów tak, aby spełniły federalne wymagania. Nigdy nie przekonałam się do koncepcji wysokiej wydajności (WW) i właściwie zawsze gardziłam nowomodnymi ładowanymi od przodu modelami. Miałam rację, przypuszczając, że te ohydy nie były niczym więcej jak chwytem marketingowym odwołującym się do ochrony środowiska i marketingowym oszustwem wspieranym przez polityków i grupy interesów. Konsumenci zostali zmanipulowani do ich kupna poprzez nadany im szałowy wygląd i ładne kolory. Niemal wszyscy, których znam, posiadają pralkę ładowaną od przodu.

Do listopada 2009 r. nadal miałam starą pralkę mojej mamy, która miała 20 lat i świetnie działała przez kolejne lata, zanim zaczęła powoli wysiadać. Gdy suszarka przestała suszyć w jednym cyklu, a mieszadło zaczęło robić dziury w moich ubraniach, nadszedł czas na zakup nowego urządzenia. Kupiłam za pół ceny pralko-suszarkę Kenmore WW na wyprzedaży w Sears w Czarny Piątek. Nie chciałam ani nie szukałam pralki o wysokiej wydajności, ale spodobała mi się pralka bez mieszadła ze względu na moją dwuletnią walkę ze starą pralką o uchronienie moich ubrań przed dziurami. Zostałam wciągnięta do obozu przeciwników mieszadeł. Zatem pragnęłam pralki bez mieszadła ładowanej od góry, ale ponieważ wszystkie takie modele były WW, wyszłam ze sklepu, zakupiwszy nową pralkę ładowaną z góry typu WW z odpowiednią suszarką. Powinnam była posłuchać sprzedawcy z Sears, który powiedział mi: „Naprawdę nie powinnaś obwiniać mieszadeł”. Z perspektywy czasu stało się dla mnie jasne, że to był kiepski zakup. I strasznie mnie to wzburza!

To niewydajne, „wysoce wydajne” urządzenie od momentu zakupu jedynie się psuło. Pewnego razu pożarło i rozszarpało na kawałki cały koc, po czym zapchało się nim i przeklęta woda nie mogła odpłynąć. Serwis. Woda stała w niej dwa dni, cała piwnica wypełniła się odorem, zanim zrezygnowałam z prób jej opróżnienia. Serwisant wyjaśnił mi, że te wysoce wydajne pralki często połykają delikatniejsze rzeczy ze względu na dużą szybkość wirowania. Powiedział mi też: „Nie można też w nich prać dywaników. Są zbyt ciężkie i kręcąc się zbyt szybko swoją masą uszkadzają bębny i pozostałe części. Trzeba je prać w pralniach samoobsługowych”. Prałam swoje dywaniki ze względu na trwające nieprzerwanie w moim domu święto psiej sierści. Byłabym sakramencko wściekła, gdybym posiadała pralkę zmuszającą mnie do odwiedzania pralni samoobsługowej.

Zatem ten rzęch bez przerwy się psuje (posiadam pięcioletnią, przedłużoną gwarancję), pożera delikatniejsze rzeczy, nie może wirować dywaników, wymaga użycia specjalnego proszku i zawiera tak wiele części elektronicznych i komputerów, że psuje się szybciej, niż zdążyłbyś powiedzieć: „Mój komputer znowu się tnie…”. Musiałam też wirować i odwirowywać ubrania wielokrotnie, ponieważ pralka nie odwirowuje ich wystarczająco. Zatem konieczne było wrzucanie do suszarki 40 kilogramów nasączonych wodą ubrań i zużywanie jeszcze większej ilości energii na powtórne ich suszenie, co grozi uszkodzeniem suszarki przez zbytnie obciążenie. Ustawiałam suszarkę na 70-minutowe cykle suszenia, żeby dosuszyć wilgotne ubrania. W rzeczy samej oszczędność energii! Jest tak, jak z wymuszonymi przez rząd ubikacjami o małym przepływie, w których przepływ jest tak mały, że nie da się skutecznie spuścić wody.

Cóż, moja pralka zepsuła się znów przed dwoma tygodniami i gdybym mogła ją unieść tak, jak mogę unieść laptopa, z pewnością cisnęłabym nią na drugi koniec piwnicy. Ostatecznie, gdy trochę przy niej pogmerałam, znowu zadziałała. Wytrzymała kilka kolejnych prań, a ja wstrzymywałam oddech, czekając na jej ostateczną złośliwość. W istocie, zepsuła się znowu w zeszłym tygodniu i zajęło mi wieczność zanim otworzyłam zamek pokrywy (!) i wydobyłam z wnętrza moje ubrania, aby zanieść je do pralni. Musiałam wymyślić całą gamę magicznych sztuczek, aby otworzyć szczęki blokady i dostać się do moich ubrań. Wówczas urządzenie bezwstydnie zasyczało na mnie i zabuczało, błyskając cyframi i literami z wyświetlacza w ataku obsesyjno-kompulsywnej furii. Co za bezużyteczny złom!

Nie powinniśmy winić głównie producenta – winę ponosi raczej rząd i politykę dotykającą każdego aspektu naszego życia. Oto inny fragment artykułu:

“Rząd zakłada, że posiadacze wysoce wydajnych pralek z szybkim wirowaniem – niezależnie od marki i modelu – są zadowoleni z większej czystości ich ubrań i nie piorą ich kilkukrotnie, ani nie używają wody o wyższej temperaturze dla zwiększenia skuteczności prania (albo zmniejszenia powszechnie zgłaszanego problemu z odorem). Ci z was, którzy nie pasujecie do rządowych założeń (czyli nie pierzecie głównie w zimnej wodzie, nie suszycie na sznurku lub stojaku, używając wysoce wydajnej grzałki słonecznej do wody lub pompy ciepła lub nie robicie mniej niż osiem „rodzinnych” prań na tydzień): nie liczcie na to, że zaoszczędzicie na tej pralce, zanim będziecie musieli ją wymienić!”

Jestem zmęczona brakiem pralki i oczekiwaniem na przybycie serwisanta w sobotę lub braniem wolnego, aby przyjąć go w ciągu tygodnia. A gdy czekam cały tydzień na naprawę, zawożę ubrania do pralni, spalając przy tym paliwo za cztery dolary. Gdy tam docieram, używam wiekowej pralki z lat 80. Te „nieefektywne” pralki marnują wodę, którą miałam zaoszczędzić, dzięki mojej nowoczesnej, marnującej prąd, czas, pieniądze, części, przestrzeń użytkową i ludzką energię.

Serwisant z Sears, który, jak zauważyłam, uwielbia mówić, przybył i podczas rozmowy w kuchni przyparł mnie do kąta tą informacją: „Przykro mi, nie mam części, której Pani potrzebuje. Zajmie kilka dni, zanim ją zdobędziemy”. Zapytałam go, dlaczego te nowsze pralki to taki złom, mając nadzieję, że wciągnę go w kolejną dysydencką dyskusję.

Lecz ten człowiek nie potrzebował tego impulsu – brnął i brnął w temat. Mówił o tym, jak rząd stworzył te dysfunkcjonalne okropności, o tym dlaczego nigdy nie kupi nowoczesnej pralki, oraz dlaczego każdy powinien poszukać bardziej niezawodnie skonstruowanych reliktów z przeszłości. Przyznał, że wszyscy w jego branży – producenci, sprzedawcy, serwisanci itd. – wiedzą, że te rządowe, niewydajne ustrojstwa są kiepskie, a wymagania „wysokiej wydajności” oznaczają, że muszą być droższe w produkcji, co odbije się na konsumencie. W ten sposób, aby produkować pralki w cenie akceptowalnej dla konsumentów, producenci są zmuszeni projektować i wytwarzać dysfunkcjonalne badziewie, które „ratuje planetę”. Tymczasem klienci są obciążani ekologiczną utylizacją tego sprzętu.

Podsumowując, rządowy totalitaryzm ekologiczny stał się źródłem ogromnej nieefektywności gospodarczej, poprzez marnujące pieniądze i energię „wysoce wydajne” pralki.

– Na poziomie makro zmianie uległo wykorzystanie surowców, gdyż producenci zmuszeni są do „dobrowolnego” przyjęcia rządowych standardów. Zmusza ich to do wypuszczania na rynek tandetnych projektów, aby wypełnić wymagania rządu, zamiast odkrywać i projektować rozwiązania, jakich wymagają konsumenci.

– Użytkownicy tych urządzeń ponoszą koszty energii zmarnowanej przy wielokrotnie powtarzanych cyklach prania, wirowania, suszenia itd., aby utrzymać dotychczasowy poziom czystości swoich ubrań.

– Wzrost kosztów utrzymania i napraw w czasie eksploatacji pralek wynikający z regulacji wymuszających na producentach stosowanie poślednich projektów spada na konsumentów.

– Krótszy okres eksploatacji pralek skutkuje ekonomiczną nieopłacalnością dla konsumentów.

– Powstają duże złomowiska nienaprawialnych urządzeń wyrzuconych, gdyż koszt ich reperacji jest zbyt wysoki.

Gdy w 2014 r. skończy mi się gwarancja, to maleństwo trafi na Craigslist (serwis ogłoszeniowy – przyp. red.) jako „tanie, uszkodzone dobro”. Jeśli nie znajdzie żadnego kupca, wyląduje przy krawężniku, jako łup dla zbieraczy złomu. Kupię sobie używaną, brzydką, staroświecką, pochłaniającą mnóstwo wody, odremontowaną pralkę z czasów babcinych, jakie sprzedawane są przez sąsiadów naprawiających je na bieżąco i sprzedających. Dopóki to się nie stanie, będę prać moje dywaniki, psując to ustrojstwo, a Sears będzie je wciąż naprawiać na swój koszt.

Autor: Karen De Coster
Tłumaczenie: Rafał Trabski
Źródło oryginalne: lewrockwell.com
Źródło polskie: Instytut Misesa


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

8 komentarzy

  1. jj44 08.03.2013 10:27

    Wina w takim razie jest też po stronie producentów pralek, bo tną koszty za wszelką cenę a to odbija się na jakości. Wiadomo że po wdrożeniu nowych rozwiązań na początku ceny są wyższe ale z czasem spadają. Wiadomo o też że korporacje robią awaryjne sprzęty żeby zarobić na serwisie i sprzedaży nowych po upływie gwarancji starych sprzętów. Nie mówię że regulacje rządowe nie są czyste, ale ktoś tu zapomniał o tym że produkuje się sprzęt z zaplanowaną awaryjnością.

  2. MilleniumWinter 08.03.2013 12:43

    @jj44
    Idąc twoim tokiem rozumowania to klienci są winni że nie chcą kupować horrendalnie drogich sprzętów żeby spełnić widzi misie pseudoekologów.

  3. jj44 08.03.2013 14:04

    W Pekinie nie ma problemów z pseudoekologami, powietrze może zaobserwować każdy, więc nie ma problemów ze spiskową teorią dziejów w tej materii, a że niewolnicy umierają na raka to nie jest problemem i tak jest ich za dużo. W Europie sytuacja trochę inaczej wygląda.

  4. Jedr02 08.03.2013 15:35

    Klienci są jak najbardziej winni, z punktu widzenia kapitalizmu właściwie to tylko oni, ale z wielu innych etycznych punktów widzenia to bardziej producent bo on zdaje sobie lepiej sprawe z konsekwencji takiej sytuacji. Jakby zamiast kupować pralke co 5 lat, kupowali jedną droższą na 20 lat to byłoby lepiej z punktu widzenia ekologii, jak i ekonomicznie w kontekśćie wykorzystywania dóbr ziemskich. Wymienianie pralki co 5 lat to robienie 4-krotnie większej liczby odpadów, nie wszystko jest do odzyskania z tego, a odsyskiwanie też niesie ze sobą koszty. Ale zawsze można być ignorantem, uważać że ekologia to tylko chronienie owadów, ropuch oraz przywiązywanie się do drzew a świat zanieszczyszczać ile wlezie. Ale potem właśnie jak tu wyżej jj44 pisze zaczynają się problemy jak w Chinach. A tam starczyło kilkadziesiąt lat. Ciekawe co by było po kilkuset latach takiej bezmyślności.

  5. MilleniumWinter 08.03.2013 21:29

    @jj44
    Po tym tekście rodem z TVN odechciało mi się dalszej dyskusji.
    Dziękuję.

    PS. Jeszcze tylko jedno. W “cywilizowanym świecie” obecnie na raka umiera więcej (procentowo) osób niż w 19-wieku i latach PRL, kiedy zanieczyszczenie środowiska było wielokrotnie większe.
    EOT

  6. Szaman 08.03.2013 23:19

    Nie zgodzę się z tym artykułem do końca. gdyby producentom zależało na produkcji dobrych pralek to by je produkowali nawet w oparciu o wytyczne rządu. Tu w grę wchodzi inna kwestia a mianowicie tworzenie sztucznych miejsc pracy oraz ekonomia oparta na zarobku. Wielkie korporacje specjalnie produkują szmelc żeby więcej sprzedawać a większa sprzedaż oznacza większe zyski! Szmelc sie psuje a ludzie mają pracę na tym zyskuje rząd bo ma spadek bezrobocia wzrost pkb i punkty wyborcze że niby działa proekologicznie.. do tego dochodzi jeszcze wzrost w podatkach bo jest więcej sprzedaży i sklepów oferujących sprzęt a obywatele nie strajkują i sie nie rzucają bo po ciężkiej harówce na kolejne wadliwe pralki nie maja na to siły ochoty ani czasu żeby nawet to dostrzec. Niema to nic wspólnego z ekologią i zielonymi którzy domagają się oszczędności ani nigdy ale to prze nigdy nie miało na celu żadnych oszczędności. To tak jak z żarówkami energożernotrującymi!!

  7. Jedr02 09.03.2013 01:21

    MW, w jaki to sposób te zanieczyszczenie było większe? Raczej nie odpadami 😛 W PRL pralka czy lodówka trzymały całe lata, do dziś niektózy ludzie mają działajace lodówki z czasów PRL-u. Nie były powszechne plastikowe opakowania. Butelki zwrotne nie tylko na niektóre piwa. W PRL może z mięsem były problemy, ale było dużo wyższej jakości niż dziś, nie było takiej masy chemii dodawanych do tego, świnie nie były rozpasione hormonami i antybiotykami, nie było GMO też. PRL był bardziej “eko” pod wieloma względami. Ale Tobie chyba chodzi o to żeby dopasować fakty do poglądów, więc niektóre rodzaje zanieczyszczeń stawiasz ponad inne i dopasowujesz jak będzie pasować. A zanieczyszczenia są różnego typu i cechują się różną szkodliwością. Zresztą To wygląda jakbyś sugerował że współczesny świat jest czysty i spełnieniem wizji ekologicznej, skoro zestawiasz go z rzekomo “bardziej zanieczyszczonymi” okresami.

    Ciekawe też podejście do dyskusji, musisz sobie wmawiać ze to co on pisze jest jak przekaz TVN bo jeszcze przypadkiem zwątpisz że robienie burdelu na ziemi jest w porządku i zostaniesz lewackim ekologiem.

  8. Il 09.03.2013 19:01

    Niektorzy ludzie sa psychicznie chorzy bo traktuja przedmioty jakby były ludzmi.
    “długosc zycia pralki” itp

    Jako przykładny Tato gówniane pieluchy i inne rzeczy mojego bardzo młodego Dziecka prałem ręcznie bez pralki i bez pralek.

    Pralki zabiły bardzo dużo górników zapierniczajacych przy weglu na prad.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.