Prywatne miasto w dżungli

Opublikowano: 09.08.2011 | Kategorie: Gospodarka

Liczba wyświetleń: 579

Zapraszam mój naród do marzeń i życia w idealnym miejscu, bez przestępczości, na autonomicznym terytorium zaopatrzonym w najlepszy system edukacji i ochrony zdrowia” – mówił uroczyście prezydent Porfirio Lobo na konferencji prasowej 18 stycznia. Paul Romer może być usatysfakcjonowany.

„Błyskotliwy ekonomista” (to nie nasze określenie), wykładowca Stanford University, od lat przemierza świat, a szczególnie Afrykę, poszukując kraju, który zechce zastosować w praktyce jego teorię: „Główną przeszkodą w rozwoju biednych krajów są ‘złe normy’ narzucane inwestorom przez państwa. To ich zniechęca”. Należy więc zakładać na dziewiczych terenach „Charter cities” – miasta-modele, gdzie krajowi i zagraniczni inwestorzy zbudują fabryki i warsztaty, lecz również całą infrastrukturę – mieszkania, sklepy, szkoły, szpitale i inne usługi dla dotąd bezrobotnej siły roboczej. Taka enklawa musi mieć własne prawa, własne sądy, policję, samorząd i oczywiście nie będzie płacić podatków państwu.

Romer wzbudzał tylko kurtuazyjne zainteresowanie aż do stycznia 2011 r., kiedy Xavier Arguello, honduraski szef amerykańskiego koncernu handlu nieruchomościami Inter-Mac International spotkał się w Waszyngtonie z Juanem Orlando Hernandezem, przewodniczącym honduraskiego parlamentu. Ten ostatni zorganizował z kolei spotkanie Romera z prezydentem Lobo i jego współpracownikami w Miami.

Romer mówił o sukcesach w Hongkongu, Singapurze i specjalnych strefach ekonomicznych w Chinach. Istnieje wielka różnica w warunkach historycznych, geograficznych, gospodarczych i kulturowych między wschodnią Azją a Hondurasem, ale prezydent Lobo był zachwycony. 17 stycznia Rigoberto Chang Castillo, sekretarz generalny Kongresu, chwalił w telewizji model chiński, który „wyciągnął z biedy 400 mln osób. Inwestor poszukuje miejsca, gdzie nie obowiązują krajowe prawa”.

Miesiąc później Kongres zmienił artykuł 304 konstytucji, na użytek przyszłego „modelowego miasta” o powierzchni 1000 kilometrów kw. (33 km na 33 km): do zdania „Tworzenie wyjątkowych organów prawnych jest zabronione” dodano „z wyjątkiem (sic!) przywilejów jurysdykcji Specjalnych Regionów Rozwoju (REDs)”.

Według dekretu, który reguluje funkcjonowanie „miast modelowych”, prawo Hondurasu, w tym prawo pracy, nie będzie w nim stosowane, poza dziedzinami dotyczącymi suwerenności (!), stosunków zagranicznych (choć REDs będą mogły podpisywać umowy i traktaty międzynarodowe), wyborów i wydawania dokumentów tożsamości. Na wypadek gdyby jakiś przyszły rząd zechciał to wszystko zmienić przewidziano, że „Systemy prawne w REDs muszą być (…) zatwierdzone przez większość dwóch trzecich Kongresu. Ten status konstytucyjny może być zmieniony czy zniesiony tylko decyzją takiej samej większości, po referendum wśród mieszkańców REDs”. Innymi słowy, reszta kraju nie będzie miała nic do powiedzenia!

Honduras jest związany ze Stanami Zjednoczonymi i Kanadą traktatem o wolnym handlu (TLC). Produkcja i eksport w kierunku tych krajów nie musi korzystać ani z Kanału Sueskiego, ani nawet Panamskiego. 2 marca w czasie wizyty w Tegucigalpie przewodniczący Interamerykańskiego Banku Rozwoju (BID) Luis Moreno gratulował prezydentowi Lobo: „BID wesprze te nowatorskie wysiłki, pierwszorzędnej wagi dla przyszłości Hondurasu.”

Ale jakiej przyszłości? Zakładając (ze sceptycznym uśmiechem), że praca, mieszkania, edukacja, ochrona zdrowia i bezpieczeństwo będą tam stały powyżej średniej, można być pewnym, że taka wyspa przywilejów przyciągnie setki tysięcy biedaków, którzy zechcą tam znaleźć pracę. Czy w takiej sytuacji trzeba będzie ochraniać to getto otaczając je wieżami strażniczymi i podłączonym do prądu drutem kolczastym? Kiedy Lobo twierdzi, że „miasta-modele” stworzą „styl życia klasy A”, rozumie przez to konstytucyjne wprowadzenie dwóch kategorii obywateli?

Również druga, bardziej realistyczna hipoteza, nie wygląda optymistycznie. Przewodniczący Kongresu Hernandez mówił, że modelowe miasta „będą jak wielkie maquila (…) – będziemy przeżywać american dream w Hondurasie.” Problem w tym, że maquilas (fabryki podwykonawcze) nie bardzo przypominają marzenie, o którym mowa. Od początku lat 1990. w Tegucigalpie i San Pedro Sula są przede wszystkim znane z morderczej eksploatacji siły roboczej i przeszkód stawianym związkom zawodowym. Dzisiaj te przedsiębiorstwa masowo zwalniają pracowników zatrudnionych na stałe ogłaszając, że mogą być z powrotem zatrudnieni „na godziny” – stracą więc dotychczasowe, skromne prawa socjalne.

Celem „Chater City” nie jest oczywiście produkcja tekstyliów, jak w pierwszych maquilas, tylko wysoka technologia. Na pytanie czy Honduras dysponuje wysoko kwalifikowaną siłą roboczą, deputowany Rene Silvestri odpowiada z uśmiechem: „Będę uczciwy, nie mamy jej. Ale kiedy maquilas zaczynały, też nikt nie był przygotowany. Dziś pracuje tam 150 tys. ludzi”. Była deputowana Elvia Argentyna Valle wykazuje więcej realizmu – „Skoro REDs będą miały swoje prawa i biorąc pod uwagę wielkość inwestycji, Chińczycy sprowadzą Chińczyków, Koreańczycy Koreańczyków… niewiele stanowisk zostanie dla mieszkańców Hondurasu.”

Romer przewiduje, że ewentualni niezadowoleni będą mogli protestować nogami – odchodząc. A jeśli zechcą bronić swoich praw? „Miasto-model” wyklucza obecność związków zawodowych. A jeśli się zbuntują? Prywatna policja zaprowadzi porządek, wyjątkowy wymiar sprawiedliwości utnie dyskusje. A jeśli bunt się rozszerzy? Dlaczego nie sprowadzić korpusu ekspedycyjnego z Azji czy skądinąd, skoro ten kawałek terytorium nie podlega władzy państwowej?

Silvestri, z pewnością nie całkiem świadom znaczenia swojej wypowiedzi, głośno myśli podczas naszego spotkania 3 marca: „Oczywiście Singapur działa dobrze, bo jest państwem totalitarnym. Prezydent rządził 24 lata, teraz rządzi jego syn… Jest tam wiele struktur, których nie mamy. Adaptowanie tego modelu do naszej rzeczywistości stanowi wielkie wyzwanie.”

Autor: Maurice Lemoine
Tłumaczenie: Jerzy Szygiel
Źródło: Le Monde diplomatique


TAGI:

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

6 komentarzy

  1. Aru 09.08.2011 14:50

    Przecież takie miasto byłoby to “Raj-więzienie”. Odcięte od świata murami by nie tylko nie wpuszczać imigrantów,ale by i nie wypuścić żadnego mieszkańca.

  2. Aru 09.08.2011 14:51

    Był by to twór niczym z jakiegoś mrocznego sci-fi czy cyberpunku. Miasto-ul w którym niczym mrówki zapieprzają ludziki, nawet nie koniecznie zapracowując się, żyjąc może nawet na dobrym poziomie,ale za cenę jakiejkolwiek wolności.

  3. Raptor 09.08.2011 14:59

    “Miasto-ul”
    Kojarzy się tylko z Racoon City w Resident Evil 😉

  4. Raptor 09.08.2011 15:00

    Zresztą sam pomysł z gry jest niezłą metaforą.

  5. Aru 09.08.2011 15:08

    Nie grałem Raptor więc nie wiem jak to miasto się tam prezentuje ;] Mnie tego typu miasto kojarzy się z tym co możemy zobaczyć w np: Ergo Proxy, anime sci-fi. Tam miasto było po prostu kopułą w “zatrutym” środowisku, gdzie wewnątrz żyli ludzie. Pracowali, jedli, bawili się,ale wyjść nie mogli, pozwolenie na dzieci z rzadka mieli, a imigranci byli ograniczani prawnie i byli wysyłani do niebiezpiecznych i ciężkich prac. I tak samo widzę tego typu prywatne miasta. Więzienia, gdzie jeśli już kogoś wpuszczą to albo go omamią “pracuj 10 lat zostaniesz obywatelem i inną pracę” i jeśli nawet przeżyje najpodlejszą robotę, może się okazać w finale, że to bujda. Aczkolwiek w imię większego zróżnicowania genetycznego, najbardziej wytrzymali czy mający najwięcej szczęścia imigranci, może i by zostali pełnoprawnymi mieszkańcami mającymi wstęp do “raju”. I pomyśleć, że większość filmów sci-fi czy cuberpunkowych, oraz książek tak trafnie przewidziało to co nasz czeka. Teraz tylko czekam na masowy boom na cybernetyzację i będziemy mieć nie przymierzając “Ghost in the Shell”

  6. adambiernacki 10.08.2011 09:15

    Ale dlaczego tym miastem rządzą żydzi…?

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.