Prawa gejów i lesbijek – własność jest lepsza niż polityka

Opublikowano: 17.11.2010 | Kategorie: Prawo, Seks i płeć

Liczba wyświetleń: 789

Wolnościowy pogląd na prawa gejów i lesbijek można łatwo streścić. Geje i lesbijki powinni mieć dokładnie te same prawa, co każdy inny. Nie mniejsze ani nie większe.

WOLNOŚĆ

Dla wolnościowców kluczem do tego jest zgoda. W stosunek seksualny, na który zgadzają się obie strony nie powinno się przymusowo ingerować.

Ci, którzy sprzeciwiają się prawom gejów i lesbijek często pytają mnie, co myślę o byciu gejem czy lesbijką. Jak to bywa, myśl o seksie gejowskim czy lesbijskim budzi we mnie delikatną niechęć. Nie tak dawno temu robiłem wykład o libertarianizmie grupie gejowsko-lesbijskiej i oni również chcieli znać moje skłonności seksualne. No dobrze, jestem heteroseksualistą, choć niezbyt aktywnym. Nie mogę wyobrazić sobie żadnych okoliczności, w których zgodziłbym się na jakiś homoseksualny akt. Lesbijstwo jest dla mnie, jak dla każdego mężczyzny, niemożliwe.

Wszystko to nie ma nic do rzeczy, jeśli chodzi o mój pogląd na temat praw tych, którzy zgadzają się robić takie rzeczy. Nie mam ochoty zostać gejem, tym bardziej lesbijką. Mówię tylko, że powinno się szanować preferencje oraz chronić osoby i słuszne prawa tych, którzy są gejami czy lesbijkami. Prześladowanie gejów i lesbijek jest dla mnie niezwykle wstrętne, a ten tekst jest moim wkładem w wysiłek, który nieustannie trzeba wkładać w zapobieżenie temu.

POTRZEBA SPECJALNYCH DZIAŁAŃ POLICYJNYCH

Antygejowskie prześladowania przychodzą i odchodzą. W moim kraju właśnie teraz przydarzyło się, że są one nieco złośliwe. Wyższe klasy w Brytanii zachowują się w stosunku do gejów i lesbijek, według swych własnych nadmiernie zmiennych standardów, całkiem dobrze. Ale niższe klasy mają jeden ze swych napadów antygejowskiej samosłuszności [1]. Być może jest to spowodowane tym, że ich zwykłe źródła samodowartościowania, takie jak praca i pieniądze, okazują się niepewne i dlatego chcą oni ogłosić światu, że są co najmniej jeden szczebel na drabinie stworzenia wyżej od homoseksualistów. Niewątpliwie sprawę pogorszyła panika na tle AIDS [2]. Ale jakakolwiek by nie była tego przyczyna, jednym z najbardziej podstawowych praw gejów i lesbijek, przy którym trzeba się teraz upierać, jest prawo do bycia nie mordowanymi i nie napadanymi przez złośliwych bigotów. W praktyce oznacza to, że jeśli gej lub lesbijka zostanie zamordowana lub napadnięta, policja powinna szukać sprawców tak samo gorliwie, jak jakichkolwiek innych morderców czy brutalnych przestępców.

Skoro antygejowskie i antylesbijskie uczucia popychają ludzi do atakowania gejów i lesbijek, policja powinna badać takie przestępstwa przy użyciu specjalistycznych metod. Ktoś może powiedzieć, że oznacza to dyskryminację na korzyść gejów i lesbijek, uznając ich sprawy za specjalne przypadki. Że są już prawa przeciwko zabijaniu i napadaniu ludzi. Że nie potrzebujemy żadnych specjalnych praw dotyczących tej szczególnej okoliczności, że pobitymi są geje czy lesbijki.

Rzeczywiście nie ma potrzeby zmieniać tu prawa. Morderstwo jest morderstwem. Napaść jest napaścią. Ale byłoby czymś oburzającym, gdyby policja pozostawała w ignorancji co do tej szczególnej klasy morderstw i napaści, które są motywowane wrogością do gejów i lesbijek, odmawiając traktowania tych przestępstw jako odrębnego typu ludzkiego działania. Jeśli zdarzyłaby się nieoczekiwana „eksplozja” podpaleń katolickich kościołów, policja próbowałaby dowiedzieć się, czy istnieje jakiś wzorzec tych przestępstw, zakładając jakąś specjalną grupę do ich rozpatrywania i próbując dojść, co też jest takiego w katolicyzmie lub jego kościołach, co tak denerwuje podpalaczy, tak, że w stosownym czasie mogliby oni zostać aresztowani. Gdyby policja tego nie robiła zasłaniając się tym, że byłaby to „dyskryminacja na korzyść katolików”, byłoby to absurdalne zaniedbanie jej obowiązków. To, że już istnieje prawo zabraniające podkładania ognia pod budynki jakiegokolwiek rodzaju, nie ma nic do rzeczy. Ci działacze ze środowiska gejów i lesbijek, którzy nastają na to, by policja traktowała antygejowskie i antylesbijskie przestępstwa jako odrębną rzecz mają tu całkowitą rację. Zdawkowe oglądanie telewizji daje mi podstawy przypuszczać, że co najmniej część policji to rozumie [3].

PRAWO DO DYSKRYMINACJI

Ale, powtarzam, prawo nie powinno od nikogo wymagać, by lubił gejów czy lesbijki, ogólnie czy w szczególności. Złą – w obliczu tego – nowiną o libertarianizmie, z gejowskiego i lesbijskiego punktu widzenia, jest to, że popieramy prawo każdego do tego, by w granicach swego majątku, korzystając ze swych własnych zasobów, był tak niegrzeczny w stosunku do gejów i lesbijek, jak tylko chce. Pracodawcom powinno być wolno dyskryminować gejów i lesbijki, jeśli im się tak podoba, bo to oni płacą za pracę swych pracowników i to są ich pieniądze. Dokładnie ta sama reguła, mówiąca, że geje i lesbijki mogą robić ze swym majątkiem to, co im się podoba, powinna stosować się również do tych, którzy nie akceptują gejów czy lesbijek.

Ujmując to w najbardziej prowokacyjny sposób, ludzie powinni mieć prawo zwalniać swych pracowników, jeśli nabiorą odrazy do koloru ich oczu. Jedynym ograniczeniem powinno być to, że nie mogą się w ten sposób zachowywać, jeśli zobowiążą się tego nie robić, jak to często pracodawcy czynią.

Tak jak powiedziałem, brzmi to jak bardzo złe nowiny dla gejów i lesbijek. Ale przypuśćmy, że niektórzy geje zechcą otworzyć biznes i zatrudniać jedynie innych gejów, to jest dyskryminować na korzyść gejów. Czy powinni mieć do tego prawo? Wolnościowcy odpowiadają głośnym i kategorycznym tak. Wolnościowy pogląd na takich gejów raz jeszcze brzmi: to są ich pieniądze. Jeśli upierają się, by zadawać się tylko z innymi gejami, lub powiedzmy tylko z jednookimi albinosami lubiącymi muzykę country, w porządku. Jeśli są głupi, niegustowni lub nietaktowni, to ich problem.

Najbardziej popularną metodą, jaką myślący i życzliwi ludzie rekomendują do ochrony praw szeroko nielubianych mniejszości takich, jak geje i lesbijki jest ustanowienie prawa, które zmuszałoby nas wszystkich do bycia pełnymi szacunku i prawymi. Jeśli my, wolnościowcy, argumentujemy za skromniejszą rolą prawa, to nie dlatego, że jesteśmy bezmyślni czy nieczuli, ale dlatego, że rozumiemy prawo i jego ograniczenia lepiej, niż to się innym wydaje. Jeśli prawo będzie dążyć do wymuszenia „tolerancji” wymagając spełnienia nawet najwymyślniejszej listy elementów zachowania uznanych przez prawodawców za oznaki tolerancji jako warunku robienia innych rzeczy, takich, jak wynajmowanie pokoi, podawanie alkoholu lub posiłków czy zatrudnianie ludzi, to bigoci (czy też ludzie, którzy po prostu nie zgadzają się z prawodawcami co do definicji bigoterii) dostarczą mniej tych rozmaitych usług, zatrudnią mniej ludzi i pogrążą się w bezczynności. Co gorsze, nie-bigoci także będą zniechęcani do przedsiębiorczości przez uboczne efekty państwowej regulacji, a niektórzy z nich, tacy jak ja, będą sprzeciwiać się temu, że nie mają prawa być bigotami, nawet jeśli nie chcą nimi być.

W Brytanii mówienie o prawach, które zmuszałyby niegejowską i nielesbijską większość do zachowywania się miło wobec gejów i lesbijek jest ciągle tylko mówieniem. Ale było ostatnio u nas małe poruszenie działalności politycznej związane z dostarczaniem gejom i lesbijkom specjalnych udogodnień na publiczny koszt i małe poruszenie publicznie finansowanej propagandy na korzyść gejowskiego i lesbijskiego sposobu życia. Również niektóre organizacje sektora publicznego narzuciły na swoim terytorium politykę progejowskiej i prolesbijskiej poprawności. Rezultat? Inni polityczni przedsiębiorcy z innymi poglądami na przyzwoitość odwzajemnili się uregulowaniami dyskryminującymi na niekorzyść gejów i lesbijek. Polityka jest polityką. Demokracja jest demokracją. Geje i lesbijki będąc w mniejszości wychodzą na takich wymianach najgorzej. Jeśli nastrajasz polityczną maszynę na swoją korzyść, nie zdziw się, jeśli ktoś inny przyjdzie i nastroi ją na korzyść kogoś lub czegoś innego, i zaszkodzi tobie. Jeśli jesteś małą i raczej niepopularną mniejszością, powinieneś się tego spodziewać.

Wolnościowe stanowisko zezwalania na wszystko, co nie jest agresywne i popierania całkowicie wolnego rynku, niehamowanemu prawami przeciwko byciu niegrzecznym i dyskryminatorskim, może wydawać się okrutne dla gejów i lesbijek, i dla ludzi w ogóle. Ale nie jest takie. Konsekwencją tego wolnościowego stanowiska jest społeczeństwo, w którym bigoci mogą być bigotami, ale stoją w obliczu kosztów swej bigoterii. Wolne społeczeństwo tworzy obfitość okazji dla każdego, w tym dla gejów i lesbijek. Wielu pracodawców będzie w stosunku do nich nietolerancyjnych (przypuśćmy, że będą wiedzieli, kto jest gejem, a kto lesbijką), ale inni nie będą na to zwracać uwagi, bądź nawet będą rekompensować istniejącą bigoterię swoją wspaniałomyślnością dla nich i przedstawicieli innych mniejszości (i ciągnąć z tego zyski). Wielu pracodawców będzie gejami lub lesbijkami.

Wolność gospodarcza rozsiewa w społeczeństwie władzę i bogactwo. „Wzmacnia” ludzi wszystkich rodzajów, wszelkich gustów i preferencji. Nagradza ludzi nie według tego, kim oni po prostu są, tylko według tego, co wnoszą do życia innych. Rozpowszechnia naokoło pieniądze, a wszyscy kupcy, z wyjątkiem najbardziej nietolerancyjnych, witają chętnie pieniądze jakiegokolwiek klienta. Kiedy ostatnio słyszeliście o sklepikarzu odmawiającym obsłużenia klienta, bo ten był gejem?

PRAWO DO PUBLICZNEGO WYCHWALANIA GEJOWSKICH I LESBIJSKICH PREFERENCJI

Wielu gejów i lesbijek jest gotowych uznać, że jeśli tylko chcą być dyskretni co do swych skłonności seksualnych, pozostać w ukryciu, to ich życie rzeczywiście przebiega zgodnie z założonym wzorem. Ale wielu gejów i lesbijek nie zadowala się po prostu byciem gejami czy lesbijkami; chcą oni to ogłaszać i wychwalać swe skłonności seksualne publicznie, tak jak robią to heteroseksualiści, w demonstracjach i uczuciach, w plakatach oraz pokazach artystycznych gloryfikujących ich skłonności seksualne. Prawo robienia co się chce zaledwie w prywatności im nie wystarcza.

My, wolnościowcy, dalecy od tego, by być zażenowani tym całkiem rozsądnym żądaniem, jesteśmy faktycznie jedyną grupą polityczną, która nie jest tym zażenowana.

Uważam, że opowiadając się za prawem gejów i lesbijek do robienia w prywatności tego, co się im podoba, przedstawiam pogląd istotnej części, o ile nie przeważającej większości moich rodaków, w tym także tych, których niechęć do homoseksualnych skłonności jest dużo większa od mojej. Wielu z nich mogłoby wyrazić swoją akceptację tej zasady w dużo bardziej ordynarnych słowach niż ja. Mogą oni powiedzieć, że „cioty, pedały i lesby mogą robić między sobą te wszystkie obrzydliwe i zboczone rzeczy, które chcą, dopóki trzymają się razem i dają mi spokój”, ale istota takiego nietaktownego oświadczenia jest identyczna z tym, co ja powiedziałem. Nawet jeśli zauważenie istnienia takiego języka bez całkowitego potępienia go spowoduje pewną obrazę.

Ale to właśnie jest to, o co mi chodzi. Sama nieprzyjemność ludzi, którzy nigdy nie popierali praw „zgadzających się ze sobą dorosłych osób w prywatności” jest dowodem na siłę i polityczną użyteczność tej koncepcji. Skontrastujmy ją ze zdumiewającą wrogością wzniecaną wśród tych samych ludzi wskutek otwierania jakiegoś znikomo mało kosztownego, ale pomimo to finansowanego z publicznych pieniędzy „centrum gejowsko-lesbijskiego” przez jakieś lewicowe lokalne władze. Jak podobny cud może zadziałać na korzyść gejów i lesbijek chcących wyjść z ukrycia i żyć niezakłamanym życiem bez żadnych oszustw i uników?

POLITYKA KONTRA WŁASNOŚĆ

Przyczyną, dla której ludzie są tak tolerancyjni w stosunku do tego, co dzieje się „prywatnie” jest to, że „prywatne” miejsca są zazwyczaj także posiadanymi miejscami. Dlatego zasada, że każdy może prywatnie robić to, co chce w żaden sposób nie narzuca jakichkolwiek niechcianych porządków osobom trzecim, chcącym, by ich majątek był inaczej używany czy zarządzany. To, że jesteś gejem w swoim domu w żaden sposób nie zmienia życia w moim domu, o ile sam nie chcę go zmienić. Nie muszę być gejem w swoim domu. Nie muszę nawet oglądać w swoim domu kogokolwiek będącego gejem, chyba, że zgodzę się na taki porządek. Mogę nadal dyskryminować gejostwo w swoim majątku.

Skontrastujmy to ze sporami dotyczącymi miejsc „publicznych”. Jeśli parlament zmieni reguły określające, co może dziać się „publicznie”, dotyka to nas wszystkich. Jeśli gejom i lesbijkom pozwoli się lub zabroni trzymać się za ręce na ulicy, albo jeśli heteroseksualistom pozwoli się lub zabroni całowania, albo jeśli prostytutkom pozwoli się działać bardziej publicznie lub zmusi, by działały mniej publicznie, jeśli kobiece piersi mogą lub nie mogą być pokazywane, to wszyscy jesteśmy w to wciągnięci, choćby tylko jako potencjalnie niezadowoleni bądź obrażeni widzowie. Spory dotyczące miejsc „publicznych” są sporami politycznymi, inaczej niż spory dotyczące tego, co może zdarzyć się w moim lub twoim domu. Stąd nadzwyczajny i skrajny kontrast w sposobie prowadzenia tych dwóch dyskusji, mimo że biorą w nich udział ci sami ludzie.

Wnioskiem, którym my, wolnościowcy, wyciągamy z tego kontrastu jest to, że „publiczne” miejsca powinny być posiadane „prywatnie”. Jeśli pomyśleć, jest już sporo takich miejsc. Są to sklepy, kluby, bary, stadiony i puby. Dzięki instytucji „prywatnego” majątku geje mogą chodzić w „publiczne” miejsca, gdzie publiczne okazywanie uczuć gejowskich jest prawie wymogiem, a ja, jeśli chcę, mogę iść w inne miejsca, gdzie takie rzeczy są w większości nie do przyjęcia. Nie czuję się bardziej zagrożony przez bary gejowskie, niż przez fakt, że geje mają domy i robią w nich gejowskie rzeczy. (Cudzysłów, w który biorę słowa „prywatny” i „publiczny” jest spowodowany tym, że słowa te mają dwojakie znaczenie, dotycząc z jednej strony tego, kto posiada dane miejsce, a z drugiej strony tego, kto tam regularnie chodzi).

Wolnościowcy mówią, że powinno być dużo więcej takich miejsc, gdzie reguły zachowania są negocjowane między właścicielami majątku a ich gośćmi lub klientami, a nie narzucane z góry przez polityków. Zamiast szaleńczo kontrowersyjnej jednolitości polityki, byłoby więcej przyzwoitej i tolerancyjnej różnorodności wolnego społeczeństwa. Powtórzę ulubione wolnościowe hasło: sprzedać ulice!

Jeśli geje i lesbijki żądają prawa do publicznego okazywania uczuć na wszystkich ulicach, to według mnie żądają za dużo. Pani Dulska i jej młodzieńczo złośliwi zwolennicy powinni mieć pewne ulice, które dawałyby im pełne zadowolenie, gdzie mogliby skarżyć się na wszystkich innych i bić każdego innego ku pokrzepieniu swych serc. Ta sama reguła powinna stosować się do gejów, lesbijek, prostytutek, klientów prostytutek, itp., itd. Jeśli ulice byłyby własnością prywatną, prawie każdy z nas dostałby trochę tego, co najbardziej chce, tak jak już cieszymy się prywatnie oferowanymi napojami chłodzącymi. Większość ulic byłaby dla mnie tylko nieco lepsza niż obecnie. Niektóre byłyby dla mnie nieznośne (i unikałbym ich), a kilka byłoby dla mnie siódmym niebem (i stale je odwiedzałbym). To samo stosowałoby się do gejów i lesbijek, do ciebie i do twojej ciotki. Prawie każdy z nas, z wyjątkiem morderców, gwałcicieli i rabusiów (co jest dodatkowym argumentem za taką zmianą) dostałby ulice, które lubiłby bardziej niż obecnie.

Ja osobiście i masa ludzi generalnie będziemy popierać każdą mniejszość w domaganiu się pewnego publicznego wyrażania jej punktu widzenia czy skłonności, ale staniemy po stronie większościowych bigotów, jeśli mniejszość ta zażąda prawa do niewybrednego obrażania innych. Celem wszystkich działaczy gejowskich i lesbijskich powinno być izolowanie swych bigoteryjnych wrogów i unikanie jednoczenia się bigotów z większością. Intelektualnym narzędziem do osiągnięcia tego jest instytucja prywatnego majątku.

Politycznie aktywni mają niestety tendencję do kierowania się w przeciwną stronę. Zarówno klan pani Dulskiej, jak i klan Politycznej Poprawności, głodne narzucania innym swych poglądów nawet w bardziej natrętny sposób, chcą w imię swych poglądów na cnotę zlekceważyć prawa własności, w takich miejscach jak prywatne restauracje, kluby, puby i nawet prywatne salony, bardziej niż dotychczas. Wszystkie te miejsca są uczęszczane przez „ogół” (nawet salony) i tym usprawiedliwia się czynienie każdego aspektu zachowania w nich sprawą „publiczną”, to jest polityczną.

Jest o wiele prawdopodobniejsze, że takie rozszerzenie politycznej ingerencji na prywatnie posiadane miejsca zostanie użyte właśnie do stłumienia gejowskich i lesbijskich preferencji seksualnych, aniżeli do wymuszenia pełnej szacunku postawy w stosunku do tych rzeczy.

PRAWO DO SWOBODNEJ WYPOWIEDZI

Wolnościowcy popierają prawo do wolności słowa. Niektóre grupy gejowskie i lesbijskie argumentują, że powinny mieć prawo do szerzenia entuzjazmu dla swych seksualnych upodobań i pomysłów, i tu się z nimi zgadzam. Niektóre grupy gejowskie i lesbijskie argumentują też, że tym, którzy sprzeciwiają się prawom gejów i lesbijek prawo powinno zabronić szerzenia ich idei.

Myślę, że tacy geje i lesbijki nie mają racji. Byłoby to naprawdę nadzwyczaj niemądrą rzeczą dla gejów i lesbijek żądać prawnego ograniczenia czegoś tylko dlatego, że się przeciw temu buntują. Oznacza to uzbrojenie ich wrogów w broń, którą ci użyją – już używają – przeciwko nim samym.

OUTING

Szczególnie kontrowersyjną taktyką gejów w ostatnich latach, zwłaszcza w Ameryce, jest praktykowanie ujawniania gejostwa tych gejów, których publiczne stanowisko uznawane jest przez gejowskich działaczy za niewłaściwe. Osobiście uważam, że jest rozsądnym, nawet jeśli cokolwiek okrutnym, ujawnienie skłonności antygejowskiej osobistości, która sama jest po cichu gejem. Z drugiej strony jednak obnażanie kogoś, kto tylko odmawia przyjęcia pewnego rodzaju stanowiska, mimo iż jest gejem, uderza mnie jako kompletna złośliwość.

Mam wrażenie, że wolnościowcy, jako wolnościowcy, nie mają żadnego przewidywalnego stanowiska co do „outingu”. Co do mnie, upierałbym się generalnie, że nie jest się właścicielem swej reputacji. To inni tworzą twoją reputację, reagując na twoje życie, poglądy, wypowiedzi i działania, tak, że twoja reputacja jest ich łączną własnością, a nie twoim wyłącznym majątkiem, który możesz wedle woli zachowywać lub zmieniać. Byłbym skłonny zezwolić na „outing” na tej prostej podstawie, że jest to również kwestia wolności słowa. Jeśli ludzie chcą mówić o tobie rzeczy, które mogą zrobić cię niepopularnym i spowodować twój smutek oraz zażenowanie, powinno być im wolno to robić. (I tobie powinno być wolno się odwzajemnić w ten sam sposób).

Inni wolnościowcy mogą odczuwać „outing” tak, jak ja odczuwam aborcję. Jest to ohydne, ale próbowanie zabronienia tego jest głupie. A jeszcze inni mogliby odczuwać „outing” tak, jak antyaborcyjni wolnościowcy odczuwają aborcję, która dla nich jest nie tylko wstrętna, ale powinna być także nielegalna.

W Brytanii dzięki Bogu ten spór wydaje się być bez znaczenia, bo nawet te grupy gejowskie, które omawiały tę taktykę były surowo krytykowane. (Musiały zrozumieć wpływ takiej złośliwości na swoją reputację). Jestem regularnym konsumentem wiadomości i nie znam żadnego prominentnego brytyjskiego geja, który zostałby ujawniony w ten sposób, choć być może odzwierciedla to moją ignorancję w politycznej scenie gejowskiej, a nie prawdziwy stan rzeczy.

DZIECI I PRAWA DZIECI

Niektórzy wolnościowcy, w tym ja, mają takie poglądy na temat praw dzieci, które w istotny sposób się wiążą ze sporem o to, czy geje i lesbijki powinni mieć prawo do posiadania bądź adoptowania dzieci. Ja mówię: to zależy od tych dzieci. O ile dzieci są niemowlętami, są one praktycznie rzecz biorąc majątkiem. Nie mają żadnych praw, bo nie są w stanie ich żądać. Wszystko, co mogą zrobić, to zawyć z widoczną wściekłością lub zabulgotać z widoczną przyjemnością, a reszta z nas ustala, co może zrobić z tymi hałasami i robi, co może najlepszego. Zarządzanie niemowlęctwem jest nieuleczalnie kontrowersyjne.

Z dziećmi jest zupełnie inna sprawa. Są one zdolne do preferowania tego dorosłego nad tamtym i wyrażania tej preferencji. I tak samo, jak uważam, że seksualne zachowanie dorosłych powinno być regulowane na zasadach wzajemnej zgody, uważam też, że zgoda powinna rozstrzygnąć spory dotyczące współżycia rodzinnego. Przypuśćmy, że jakieś lesbijki chcą trzymać u siebie w domu pewne dziecko, z dala od jego naturalnych rodziców. I przypuśćmy, że dziecko również myśli, że to dobry pomysł, bo według niego jego naturalni rodzice mają skłonność go bić. Świetnie. To powinno rozstrzygnąć sprawę. Jeśli to dziecko i te lesbijki chcą wspólnie zamieszkać, kto jeszcze potrzebuje się narzucać? Jeśli to dziecko nienawidzi życia ze swymi rodzicami, dlaczego ma być z nimi uwięzione?

Ta sama reguła pozwalałaby dzieciom opuszczać domy prowadzone przez gejów i lesbijki, jeśli kiedykolwiek zdecydowałyby, że tego chcą. Osobiście nie widziałbym tu żadnego problemu dla gejów i lesbijek zdobywających czy adoptujących niemowlęta i dbających o nie. Oczywiście nie myślę, że niemowlęta, które urodzą się gejom czy lesbijkom powinny być im porywane tylko dlatego, że mogą być wychowane w nieortodoksyjnych opiniach i gustach, i na szczęście nie myśli tak też większość innych ludzi.

LUDZIE PRZETRWAJĄ

Generalnie nie boję się, że jak tylko najbardziej entuzjastycznym gejowskim i lesbijskim misjonarzom pozwoli się na próby realizacji tego dziwacznego projektu, świat nagle będzie składał się jedynie z gejów i lesbijek. Ci antygejowscy i antylesbijscy misjonarze, którzy boją się, że pozwolenie gejom i lesbijkom na niepohamowane szerzenie ich idei i gustów i co gorsza na faktyczne wzrastanie dzieci z tymi samymi ideami i gustami „otworzy śluzy”, są, jak uważam, po prostu w błędzie.

Błąd tych antygejów i antylesbijek jest bardzo prosty. Bierze się on z faktu, że oni sami mają silne skłonności do bycia gejami i lesbijkami. Nie ma w tym nic złego. Jednak oni dedukują następnie, że tak jest z każdym innym. Zatem, mówią sobie, muszą być straszliwe prawa przeciwko szerzeniu gejostwa i lesbijstwa, albo inaczej cały świat stanie się gejowski i lesbijski i całkowicie porzuci rozmnażanie. Błąd, jaki ci nieszczęśnicy popełniają polega na zakładaniu, że wszyscy inni pozornie normalni ludzie usiłują kontrolować tę samą „wewnętrzną bestię”, którą oni zauważają w sobie. Na amerykańskiej moralno-większościowej scenie powstał komunał, że najżarliwsi antygeje nieuchronnie prędzej czy później zostaną aresztowani za składanie propozycji chłopcom w publicznych toaletach.

Co do mnie, przypatruję się pismom erotycznym w kioskach. Oglądam plakaty. Nie boję się o biologiczną przyszłość mojego gatunku. Śluzy heteroseksualizmu są dobrze i prawdziwie otwarte, i mała myśl o tych linijkach u Darwina, które dotyczą tendencji heteroseksualistów do wypierania homoseksualistów powinna jeszcze bardziej rozproszyć nam wątpliwości.

WIEK PRZYZWOLENIA

Obecnie w Brytanii mówi się o obniżeniu wieku przyzwolenia dla gejów i lesbijek [4]). Popieram to zarówno z punktu widzenia praw dzieci, jak i dlatego, bo nie boję się o przyszłość naszej rasy. Jeśli to się stanie, i jeśli wynikiem tego będzie nagła fala entuzjazmu dla gejowskiego i lesbijskiego seksu, to ci normalni, którzy będą nad tym ubolewać, będą musieli podwoić swój i tak już szaleńczy wysiłek propagandowy na rzecz swoich skłonności seksualnych, choć nie wiem, jak mogliby robić więcej, niż teraz.

O liberalizacji tego prawa mówi się często jako o „wysyłaniu złego sygnału”. Ale prawo dotyczy przestępstw i ich karania, a nie „sygnałów”. Jeśli rząd zezwoliłby na stosunki homoseksualne pomiędzy szesnastolatkami, nie oznaczałoby to, że to popiera. Byłoby to po prostu powstrzymanie się od prawnego prześladowania tych, którzy to popierają. (To samo dotyczy innego tradycyjnego tematu wolnościowego, rekreacyjnych narkotyków).

IMPERIUM RZYMSKIE NIE UPADŁO PRZEZ GEJÓW I LESBIJKI

Czasami, zwłaszcza wśród starszych ludzi z pozostałościami klasycznej edukacji, spotyka się pogląd, że skłonności homoseksualne były w jakiś nieokreślony sposób związane z upadkami cywilizacji w ogólności i z upadkiem imperium rzymskiego w szczególności. Nie sądzę, że homoseksualizm spowodował upadek wielkości Rzymu i przekonany też jestem, że gejostwo i lesbijstwo nie stanowi groźby dla naszej cywilizacji.

W moim przekonaniu wielkie osłabienie imperium rzymskiego było związane z tym, że jego siła zależała od jego całkowitej kontroli nad rejonem Morza Śródziemnego. Ustąpienie części wybrzeża tego morza było jak ustąpienie części muru obronnego przez oblężone miasto, nie do pomyślenia, dopóki było to nieuniknione. Rzym zatem był wciągnięty w nieznośnie wielkie zaangażowanie militarne w celu jego utrzymania, zaangażowanie, które ostatecznie okazało się fiskalnie i politycznie katastrofalne. Rzymskie pojęcia o gospodarce, kształtowane raczej przez względy wojskowe niż handlowe były nawet bardziej samobójczo galbraithowskie i keynesowskie [5]) niż te, które kwitną obecnie. Częściowo z tej przyczyny imperium rzymskiemu brakowało także tradycji radykalnie postępowej techniki, takiej, jaką mimo wszystkich swych braków wyraźnie posiada nasza cywilizacja. Dlatego Rzym upadł. Gejostwo i lesbijstwo nie ma z tym nic wspólnego.

PRAWA GEJÓW I LESBIJEK DOTYCZĄ TEGO, JAK JA SAM MAM SIĘ ZACHOWYWAĆ, DLATEGO SĄ MOJĄ SPRAWĄ

Jedna rzecz na koniec. Wracając do tych gejów, którzy chcieli dowiedzieć się, czy ja też jestem gejem, doznałem wrażenia, że niektórzy z nich myślą, iż skoro nie jestem członkiem danej mniejszości, to rozprawianie o prawach tych, którzy są jej członkami nie jest dla mnie. Absolutnie odrzucam taki pogląd. Prawa gejów i lesbijek dotyczą najdokładniej mnie, gdyż chodzi w nich o zachowanie, które ja muszę okazywać i którego muszę w szczególności unikać w swoim traktowaniu gejów i lesbijek. Prawa gejów i lesbijek dotyczą mojego zachowania, nie tylko zachowania gejów i lesbijek. Jedynie jeśli niegejowska i nielesbijska większość będzie zdolna do swobodnego omawiania praw gejów i lesbijek i dzielenia włosa na czworo przy dyskutowaniu o tym, gdzie takie prawa powinny się zaczynać, a gdzie kończyć, przekonamy się do popierania i szanowania takich praw, i mam nadzieję, że to nastąpi.

Autor: Brian Micklethwait
Tłumaczenie: Jacek Sierpiński
Artykuł opublikowany za zgodą Libertarian Alliance
Źródła: “Mać Pariadka” nr 2/1996 i Libertarianizm

PRZYPISY

[1] Ci, którzy mają w zwyczaju stawać zawsze po stronie niższych klas przeciwko wyższym sprzeciwią się temu twierdzeniu. Opieram je z jednej strony na zawartości „poważnych” gazet, a z drugiej na zawartości brukowców. Nie ma wątpliwości, gdzie można znaleźć antygejowskie drwiny i wrzaski. Poważna prasa jest całkowicie grzeczna. Brukowce są grzeczne jedynie czasami, a często są obrzydliwe. Oczywiście odbija to opinie czytelników.

[2] Większość heteroseksualistów, w tym ja, nie uważa AIDS za znaczącą groźbę, choć początkowo tak się mogło im wydawać. AIDS jest i pozostanie, jak myśli teraz większość, ograniczone do „grup ryzyka”. Wielu działaczy gejowskich nazywa tę opinię „homofobiczną”. Ale jeśli AIDS, będąc początkowo problemem jedynie gejów i biorących narkotyki uczyniłaby następnie spustoszenie wśród niegejowskiej i niebiorącej narkotyków większości, to wynikła stąd „homofobia” byłaby straszna i niemożliwa do opanowania. Dlaczego „Moralna Większość” powitała AIDS taką radością? To wczesny strach przed tym, że geje rozpętali nową Czarną Śmierć, a nie późniejsze uświadomienie sobie (wbrew nadzwyczajnemu propagandowemu ogniowi zaporowemu rządu i „nauczycieli zdrowia”), że geje pozostają grupą o wiele większego ryzyka niż nie-geje rozniecił płomienie antygejowskiej złośliwości. „Działacze AIDS” wciąż próbują, ale na szczęście bezskutecznie, szerzyć „homofobię”, wyolbrzymiając groźbę AIDS dla nie-gejów w celu otrzymania politycznego poparcia i funduszy na badania AIDS. Patrz: Sean Gabb, What To Do About AIDS, Pamphlet No. 12, Libertarian Alliance, London, 1989 i Michael Fumento, The Myth of Heterosexual AIDS, New Republic Books, New York, 1990.

[3] Ta kwestia została dla mnie bardzo przekonywująco przedstawiona przez Petera Tatchella, który był jednym z mówców na spotkaniu Libertarian Alliance poświęconym prawom gejów 11 kwietnia 1992 r.

[4] Wiek przyzwolenia (wiek, poniżej którego stosunki seksualne są zabronione) dla stosunków homoseksualnych jest w Wielkiej Brytanii wyższy niż wiek przyzwolenia dla stosunków heteroseksualnych (przyp. tłum.).

[5] Galbraith i Keynes – ekonomiści, zwolennicy interwencjonizmu państwa w gospodarce (przyp. tłum.).


TAGI: , , , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

19 komentarzy

  1. Yezior 17.11.2010 11:33

    Nigdy nic nie miałem do gejów czy lesbijek. Jedyne co zauwazyłem to że ładne lesbijki są tylko w filamch porno. W realu to najcześciej mniej atrakcyjne babochłopy. Co do gejów to niech sobie robią co chcą w ramach własnej sypialni. Środki na hemoroidy są stosunkowo tanie.

    Moją tolerancję zmniejsza jednak gwałtownie ciągłe wałkowanie tematu.
    Mdli mnie od tego. Bywałem w różnych środowiskach i nigdy nie widziałem żeby ktoś nie akceptował tej odmienności. Chyba że owy gej był typową ciotą. Zmanierowaną, zbabiałom kreskówką, karykaturą samego siebie. Takich niestety sporo. Heteryczny mężczyzna też ma przerąbane w środowisku jeśli zachowuje się jak baba. Więc nie ma tutaj podziału na my czy oni.

    Co się tyczy równych praw to nie widzę podstaw aby traktować związek homoseksualny na równi z heteroseksualnym. Bowiem podstawą społeczeńst zachodnich cywilizacji jest rodzina. Rodzina to cykl. I o ile do momentu wspólnego płacenia podatków jest podobnie, tak pozostaje problem wymiany pokoleniowej. Ktoś się musi nastarać, zapłodnić, wychować…ten młody potem będzie płacił podatki na utrzymanie tych starszych. To naturalna kolej rzeczy. I biorąc pod uwagę ogromny trud związany z wychowaniem potomstwa Państwa przynajmniej z zasady starają się to w różnoraki sposób ułatwić i poprzeć. Związki homoseksualne nie mają takiej możliwości.

    Jeśli chodzi o zapłodnienie inwitro związków lesbijskich lub adopcję dzieci przez związki homoseksualne to powiem tak: jeśli do tego dojdzie jako pierwszy podniosę kamień i wyceluję go w tą mniejszość.
    I nie będę tutaj przytaczał argumentów dlaczego się nie zgadzam.
    NIE bo NIE.

  2. Yezior 17.11.2010 11:36

    Dodam, że mimo że pochodze ze środowiska laickiegoo, grupy ludzi wykształconych, pracujących, otwartych na świat na wielu różnych płaszczyznach – absolutnie NIKT nie akceptuje możliwości wychowywania dzieci przez związki homoseksualne. NIKT.

  3. Trinollan 17.11.2010 12:50

    “Ja mówię: to zależy od tych dzieci. O ile dzieci są niemowlętami, są one praktycznie rzecz biorąc majątkiem. Nie mają żadnych praw, bo nie są w stanie ich żądać. Wszystko, co mogą zrobić, to zawyć z widoczną wściekłością lub zabulgotać z widoczną przyjemnością, a reszta z nas ustala, co może zrobić z tymi hałasami i robi, co może najlepszego. Zarządzanie niemowlęctwem jest nieuleczalnie kontrowersyjne.”
    Taki fragment tekstu wyciągnąłem z artykułu Briana Micklethwaita i automatycznie odechciało mi się dalej czytać. Co to za wierutne bzdury?
    .
    Powinno się przestać mówić o prawach gejów i lesbijek do posiadania dzieci, a zacząć mówić o prawach dzieci do właściwego i zdrowego rozwoju oraz bycia wychowywanym. Jeśli ktoś porównuje dzieci do majątku, do którego prawa posiadania za wszelką cenę chce mieć (nie bacząc na choćby ostracyzm społeczny dziecka wychowywanego przez parę homoseksualną), to zasługuje na najwyższą wzgardę i splunięcie w twarz.

  4. W. 17.11.2010 12:57

    Może nam się coś podobać albo nie, ale wg mnie w sprawach życiowych decydować powinny osoby, których sprawa bezpośrednio dotyczy a nie tłum obserwatorów, który z powodów ideologicznych lubi narzucać innym własną wolę. Więc popieram autora artykułu.

    Związki partnerskie – niech osoby same decydują, czy chcą założyć związek czy nie. Obojętnie, czy będzie homoseksualny czy heteroseksualny. To sprawa tych osób, niech sobie żyją jak chcą i będą szczęśliwe. Nikt heteroseksualistów nie zmusza do życia w związkach homoseksualnych i tak smao powinno być na odwrót.

    Małżeństwa – udzielanie ślubu i praw małżeńskich przez urzędnika lub księdza nie jest procesem naturalnym. Zwierzęta żyją w stadach lub parach i nikt im nie “błogosławi” lub nie “zakazuje”. Są ze sobą bo chcą. Ludzie wymyślili ceremonię małżeństwa i rodziny monogamiczne (które nie są naturalne, w naturze człowieka leży wielogamia). Dawniej jak dwie osoby (czy więcej) dorosłych chciało ze sobą żyć, to żyło i nikt się nie wtrącał (przynajmniej do chwili, gdy ludzie nie byli ograniczani przez wymyślone prawa).

    Sprawa adopcji – jeśli dziecko ma świadomość i zdaje sobie sprawę kim są homoseksualiści, niech samo podejmie decyzję, czy chce z nimi mieszkać. To jedyne ograniczenie, jakie bym wprowadził, by decyzja była świadoma. W świecie zwierząt zdarzają się i homoseksualizm i adopcje – nawet w obrębie różnych gatunków (np. tygrys wychowujący szympansa – widziałem to na filmie przyrodniczym – to nie jest naturalne, a zdarza się i obie strony są zadowolone). To nie preferencja seksualna decyduje, czy ktoś może się opiekować dzieckiem, ale jego charakter i osobowość. Mogą być rodziny heteroseksualne w których dzieci nie są szczęśliwe, mogą też być takie homoseksualne, jak również dzieci doświadczające szczęśliwego dzieciństwa w związkach homoseksualnych i heteroseksualnych. Nie preferencja decyduje, czy ktoś nadaje się na rodzica/opiekuna, ale jego osobowość i psychika. Wg mnie w tym wypadku powinno się liczyć dobro, szczęście i wolna wola samych zainteresowanych a nie poglądy ludzi, których sprawa nie dotyczy i którzy palcem nie kiwną, by pomóc dziecku znaleźć nowy dom albo samemu zaadoptować (bo procedura trudna, bo dzieci z problemami psychicznymi, traumami i chorobami).

    Podsumowując – żyjcie jak chcecie i dajcie innym też żyć jak chcą.

  5. W. 17.11.2010 13:31

    Na serio. O wychowywaniu dzieci i problemach dzieci w domach dziecka i ich punkcie widzenia, wiem sporo. Pomagałem kiedyś coś tam organizować, gdy miałem jeszcze czas i sporo się nasłuchałem i rozmawiałem. Mam więc ogląd sytuacji (w odróżnieniu od ludzi, którzy domu dziecka nigdy nie odwiedzili). Nie mają szczęśliwego dzieciństwa, wiecznie ze sobą rywalizują o uwagę dorosłych, chorują na dziwaczne choroby (pasożyty, chorobę sierocą, traumy) i są samotne. Podlizują się wszystkim dorosłym, bo są spragnione posiadania “opiekuna” na wyłączność, uczuć, bycia w centrum uwagi i wyrwania się z domu dziecka.

    Jeżeli dziecko ma np. 8-16 lat (dzieci w tym wieku mają nikłe szanse na adopcję) to doskonale zdaje sobie sprawę co się dzieje, a w razie czego zostanie poinformowane co i jak. To nie jest mały dzidziuś. Pali papierosy, pije alkohol. Wg mnie powinny mieć prawo powrotu, jeśli będzie im w rodzinach adopcyjnych źle (obojętnie homo- czy hetero-).

    Liczy się szczęście ludzi a nie głos opinii publicznej. Ja bym sam nie zaadoptował, bo nie mam do dzieci siły i cierpliwości (trzeba mieć sporą odporność psychiczną, zwłaszcza gdy dzieci są z patologicznych rodzin), ale nie zabraniałbym nikomu, kto ma siłę i zadatki na dobrego opiekuna zakazywać opieki z powodu rozbieżności światopoglądowej.

    Problemy jakie dziecko może mieć, to dyskryminacja ze strony dzieci z tzw.. “rodzin normalnych”, które będą znęcać się nad nimi (w wielu wypadkach teraz też się znęcają nad dziećmi z domów dziecka). Choć teraz, jako dorośli temu zaprzeczycie, to wielu z was na pewno tak postępowałoby w dzieciństwie, gdyby kolega czy koleżanka z klasy była wychowywana przez gejów lub lesbijki. Dzieci są okrutne, ale okrucieństwo to biorą od swoich rodziców, którzy są dla nich wzorcem i mówią im “homoseksualizm jest zły bo to zgnilizna moralna” a “chrześcijańskie wartości dobre”.

    Powtórzę – o losie ludzi powinni decydować oni sami, a w przypadku dzieci z domów dziecka – one same (w obecności psychologa i z prawem powrotu, jeśli zobaczy, że jest inaczej niż sądziło).

    Wiesz, w odróżnieniu od ciebie jestem wolnościowcem i uważam, że każdy człowiek powinien sam o sobie decydować, jeśli potrafi świadomie wyrazić wolę. Czy chce uczestniczyć w systemie podatkowym, czy działać na własną rękę, z kim chce mieszkać, jak się odżywiać, jak leczyć, itd.

  6. mgmg 17.11.2010 13:33

    A ja sie cieszę, że kleje i linijki nie wystepują w mojej miejscowości. Z tego powodu nikt tu sztucznie nie skacze sobie do gardła.
    A tak pozatym pamięta ktoś jak sie nazywał ten kabaret co użył słów o paradzie klejów i linijek?

  7. W. 17.11.2010 13:52

    To znaczy, że nie jesteś wolnościowcem. Każdy kto używa słowa “wolność” a zaraz potem dodaje “za wyjątkiem sytuacji, gdy…” nie jest wolnościowcem. To nie jest prawdziwa wolność.

    Prosta zasada, którą wyznaję, brzmi: “prawa jednego człowieka kończą się tam, gdzie zaczynają prawa drugiego człowieka”. I sprawa jasna – żyj jak chcesz, mieszkaj z kim chcesz, opuszczaj go gdy chcesz, itd. To jest prawdziwa wolność, a nie zakazywanie innym życia jak chcą, by pochlebiał twojemu światopoglądowi moralnemu.

    Nie mówię, że należy oddawać dzieci homoseksualistom na “hura” i tak samo nie należy oddawać ich heteroseksualistom na “hura”. Dopiero, jak przejdą procedurę i udowodnią, że są odpowiedzialnymi osobami i mają predyspozycje psychiczne do opieki nad dziećmi, dopiero wtedy powinna pojawić się opcja adopcji. Bez zmuszania dziecka do życia w domu dorosłego, którego nie lubi. Powtórzę, to czy ktoś ma zadatki na dobrego ojca lub matkę nie wynika z preferencji seksualnych, ale z predyspozycji psychicznych. A decyzję finalną powinny podjąć obie strony w pełni świadome konsekwencji.

  8. Trinollan 17.11.2010 14:08

    @W.
    Stwierdziłbym inaczej: każdy kto używa słowa ‘wolność’, a zaraz potem dodaje ‘nieograniczona dla wszystkich’, nie ma zielonego pojęcia o tym, gdzie egoistyczne i aroganckie jednostki mogą granice swojej wolności wytyczyć, jeśli zdejmie się z nich jakiekolwiek jarzmo.
    Prosta zasada, którą przytoczyłeś, jest prosta, a zarazem niekoniecznie przestrzegana przez wszystkich – a tylko taka rzeczywistość, w której wszyscy przestrzegają zasad, byłaby wolna od degeneracji etyki. Wystarczy, że kilka osób się wyłamie i stawi się prawu… za nimi pójdą kolejni.
    .
    Twoje słowa są według mnie nieprzemyślane. Jeśli chcesz dać dzieciom do rąk prawo do całkowitego samostanowienia, to daj rodzicom do rąk prawo do natychmiastowego wyrzucenia swoich pociech z domu – w ramach wolności, oczywiście. Tylko co tu ustali granice wolności? Konflikt pokoleń? Który umysł – rodzica czy dziecka – jest mądrzejszy i powinien mieć wpływ na drugi? To nie byłaby wolność, to byłby chaos…
    .
    Można być wolnościowcem i jednocześnie kierować się rozsądkiem w wyznaczaniu tej wolności. Nie można dawać jednostkom, których rozwój mentalny i społeczny jeszcze się nie ustabilizował, praw do samostanowienia o sobie – ba, nie można oczekiwać od takich jednostek rozsądku w takich kwestiach.
    .
    W mojej opinii prawem związków homoseksualnych (i pojedynczych homoseksualistów również) powinni zainteresować się wszyscy psychologowie i każdy z nich z pojedyncza. Zdanie rodziców nie jest tu najważniejsze (a wręcz: nie jest ważne), zdanie dzieci jako czynnik ustalający dyskusję (która powinna mieć miejsce) nie powinno być brane pod uwagę*, natomiast decyzja powinna pozostać w gestii osób, które są ponad uczuciami i emocjami; osób, które potrafią sobie wyobrazić życie zarówno dziecka, jak i rodzica w takiej sytuacji.
    .
    * zdanie dziecka często jest nieprzemyślane i wygłaszane pod wpływem chwili – dlatego nie powinno być brane pod uwagę jak czynnik decydujący – jednakże, co powinno zostać uwzględnione, to wpływ homoseksualnych rodziców na rozwój psychiczny i psycho-seksualny dziecka, wpływ społeczeństwa (w którym, notabene, ‘gej’ i ‘lesbijka’ funkcjonują jako zwroty obraźliwe) i mniejszych grup społecznych, takich jak grupa w przedszkolu, klasa w szkole podstawowej; etc.

  9. W. 17.11.2010 14:12

    Nie piszę o wolności absolutnej, bo taka nie istnieje, ale o wolności do swobodnego podejmowania samodzielnych decyzji życiowych przez zainteresowane osoby bez ingerencji osób twojego pokroju. Wyobraź sobie, że np. nie przyznaję ci prawa do posiadania domu z łazienką. Bo uważam, że łazienka powinna przysługiwać tylko osobom mającym mój światopogląd i moją moralność, bo inne poglądy według mnie są niewłaściwe, i by zachęcić do zmiany tych poglądów, nie daję prawa do łazienki. Pewnie się sprzeciwisz? Jakże to, mój dom – moja sprawa! Dlaczego ktoś mi tego zabrania, nie daje prawa do posiadania łazienki?!

    Chciałbyś, by ktoś kontrolował jak żyjesz? Pewnie nie. Więc dlaczego chcesz, by ktoś kontrolował życie innych osób, których nie lubisz, a chcą żyć szczęśliwie w zgodzie z własnymi zasadami moralnymi (a nie twoimi). Każde środowisko może być “podejrzane”, także twoje, bo wchodzisz na Wolne Media a nie na TVN. A to jest nienormalne, bo większość ludzi woli TVN.

    Każdy kij ma dwa końce. Albo dajemy wszystkim ludziom prawo do samodecydowania o sobie, albo mamy większy lub mniejszy totalitaryzm.

  10. W. 17.11.2010 14:20

    @Trinollan

    Masz rację, wolność ma różne oblicza – prawo wyboru dotyczy wszystkich. Także gdy rodzic nie chce wychowywać więcej dziecka, ma prawo oddać go do domu dziecka, lub znaleźć mu inny dom. W wielu przypadkach dałoby to pozytywne efekty, bo w takich domach dzieci nie są szczęśliwe, są wiecznie awantury, wyzwiska, poniżanie. To nie jest dla dzieci dobre. Lepiej, by znaleźć im inny dom, by mogły odejść tam, gdzie będą szczęśliwsze. Każdy kij ma dwa końce.

    “zdanie dziecka często jest nieprzemyślane i wygłaszane pod wpływem chwili”

    Zgadzam się z tym, dlatego powinien wolę dziecka ocenić biegły psycholog, który potwierdzi jego wolę, uprzedzi o konsekwencjach, da czas do namysłu (a nie w 5 minut – proces powinien potrwać z miesiąc czy dwa, pomieszkać “na próbę”, itd.) i powinno mieć dziecko prawo powrotu, gdy mu się nie spodoba nowy dom. Z resztą twoich argumentów się nie zgadzam – bo jestem przeciwny temu, by decyzję podejmowali inni ludzie (posiadający zazwyczaj uprzedzenia np. wobec homoseksualistów, osób religijnych, ateistów, itd.).

    @ Jadzia

    Nie mówię o malutkich dzieciach w wieku przedszkolnym ale o dzieciach w wieku 8-17 lat. Dzieci z domów dziecka w tym wieku są bardziej dojrzałe od wielu z nas. Pogadaj z jakimiś. To dzieci ciężko doświadczone życiowo, które musiały szybciej dorosnąć. Wiedzą więcej o życiu od niektórych z nas, bo doświadczały wielu okropieństw. Trzeba też pamiętać o intuicji, dzieci potrafią wyczuwać “dobrych dorosłych” i “złych dorosłych”. Robią to instynktownie.

    Powtórzę ostatni raz, bo wielu z was czyta i nie rozumie co piszę – o tym, kto powinien wychowywać dzieci z domów dziecka powinna decydować zdolność osoby dorosłej do opieki nad dzieckiem, a nie światopogląd czy orientacja seksualna. Powinno to zostać sprawdzone na drodze procedury. Gej czy lesbijka może być lepszym opiekunem od heteroseksualisty, może też być na odwrót. Nie orientacja decyduje, czy ktoś jest dobrym człowiekiem i ma zadatki na “dobrego ojca” czy “dobrą matkę”, ale ich osobowość i psychika. Ma ktoś “talent wychowawczy”? Niech wychowuje. A orientacji nic do tego. Dziecko powinno jednak – po przejściu procedury przez kandydatów/ki – mieć prawo powiedzieć “tak” lub “nie” i żadna komisja nie powinna podejmować ostatecznej decyzji. Czy teraz dotarło? Czy dalej nie rozumiecie co napisałem?

  11. Trinollan 17.11.2010 14:41

    @W.
    Nigdzie nie stwierdziłem, że wolność pewnych jednostek, które potrafią same o sobie stanowić, ma być ograniczana przez osoby postronne, niezwiązane z tematem. Twój przykład o domu z łazienką z komentarza 14. jest pozbawiony celu i oderwany od rzeczywistości. Mówimy o prawach do adopcji dzieci, a ja wspomniałem o potrzebie rozmowy o prawach dzieci do właściwego rozwoju i bycia wychowywanymi na wartościowych ludzi. Twój przykład merytorycznie nie ma z tym nic wspólnego.

    @Jadzia
    Homoseksualizm nie ma w sobie niczego niezdrowego, a o normalności można dyskutować bardzo szeroko. Jeśli ktoś chce w taki a nie inny sposób spełniać się seksualnie i/lub angażować do tego inną osobę, co do której zaznaczyć należy, że również jest chętna, to jest to tylko i wyłącznie ich sprawa i dopóki nie czynią szkody nikomu innemu swoim działaniem, to nikt, absolutnie nikt nie ma prawa się wtrącać. Ale proszę nie zrozumieć moich słów nieopatrznie i zastanowić się nad każdym słowem – szczególnie gdy zaznaczam pewne okoliczności.

    @W.
    Domy dziecka są bardzo podobne do domów poprawczych i do więzień. Nie wynika z nich nic dobrego dla więźnia (termin znakomicie odnosi się również do tych dwóch pierwszych).
    Nie zgodzę się z tym, że osoby, które doświadczyły trudów życia znają się na nim lepiej. To dwie różne sprawy i nie potrafię zrozumieć jak wiele razy można przytaczać taką myśl. Zrozumienie życia i wiedza ogólna to efekt myślenia i zastanawiania się, a nie doświadczania. To efekt wyciągania wniosków, a nie cierpienia.
    Drogi W., nie stawiaj się w opozycji do ‘nas’, gdyż Ci ‘my’ to trzy różne osoby, w swoich komentarzach prezentujące różne poglądy i traktujące o różnych rzeczach. To raczej Ty staraj się wczytać i przykładowo nie wmawiaj mi faszyzmu oraz niezrozumienia dla ‘dwukońcowej’ natury kija. 😉

  12. W. 17.11.2010 14:45

    @Jadzia

    Dlatego inne osoby powinny je uświadomić o konsekwencjach. Wyjaśnić wszystkie “za” i “przeciw”, a przede wszystkim traktować z należytą powagą i szacunkiem. Pamiętaj też, że dzieci powyżej 7-8 roku życia mają nikłe szanse na adopcję, a im dłużej żyją w domu dziecka tym gorzej z ich psychiką. W tym wypadku – z punktu widzenia osób sprzeciwiających się adopcji dzieci przez homoseksualistów – można rozważać opcję “mniejszego zła”. Co jest lepsze – życie dziecka w samotności do pełnoletności, czy danie mu szansy na nowy, może nieidealny, ale jednak dom, w którym będzie ktoś o nie dbać.

    Warto wiedzieć, że ponad 90% (nawet 95%) dzieci w domach dziecka nie jest sierotami i nie można ich adoptować, bo sądy nie odebrały ich rodzicom pełni praw rodzicielskich. Tutaj też trzeba byłoby jakoś temu zaradzić – że jeśli się nie interesują dzieckiem (bo często tak jest), straciliby prawa, aby można było dać dziecku szansę adopcji zanim będą “zbyt stare”.

  13. W. 17.11.2010 14:53

    @realista

    Chodzi mi ogólnie. Wszyscy kandydaci (homo czy hetero) powinni zostać sprawdzeni, czy mają odpowiednie predyspozycje do opieki nad dziećmi. Piszesz, że to podejrzane, że 12-latka chcą zaadoptować 2 geje. Ale dla mnie równie podejrzane jest, że heteroseksualna para chce zaadoptować 12-latka. Masz 100% pewności, że nie mają zamiarów, o które podejrzewasz gejów? Procedura powinna wykluczyć takie rzeczy. Po drugie, dziecko powinno mieć wentyl bezpieczeństwa – jeśli stanie się mu krzywda, powinno mieć prawo odejść. W chwili obecnej dzieci nie mają takiego prawa.

    Zgadzam się z tobą, prawo do adopcji powinny mieć też osoby samotne, o ile mają odpowiednie predyspozycje psychiczne i są w stanie zapewnić dziecku odpowiednie warunki bytowe. Te standardy powinny dotyczyć wszystkich kandydatów, a nie tylko wąskiej grupy. Możliwe, że wtedy wyludniłyby się domy dziecka i homoseksualistom “nic by nie pozostało”. Inna sprawa, że teraz homoseksualiści też mogą mieć dzieci – albo płacą kobietom w ciąży, które nie chcą mieć dziecka, za wskazanie ich jako opiekunów, albo lesbijki wstrzykują sobie spermę i rodzą dzieci, a geje zapładniają za pieniądze kobiety (także wstrzykując spermę strzykawką) i potem są biologicznymi ojcami.

    Geje i lesbijki sobie poradzą.

    @trinollan

    W którym miejscu oskarżyłem cię o faszyzm? Nic mi nie wiadomo, bym użył podobnego słowa.

  14. W. 17.11.2010 15:17

    Masz prawo wyrazić swoje zdanie, bo na tym polega wolność słowa i nikt cię nie zmusza do jego zmiany. Nie przekonałaś mnie do zmiany mojego stanowiska i nadal uważam, że decyzje życiowe powinny podejmować osoby, których dotyczą, a nie obce osoby postronne w oparciu o swoje przekonania i światopogląd. Z całym szacunkiem, ale zdania nie zmienię, bo jestem wolnościowcem i uważam, że każdy przypadek chęci adopcji powinien być oceniany jednostkowo, a nie hurtem w oparciu o ideologię i uprzedzenia.

  15. Trinollan 17.11.2010 15:23

    @W.
    Powiedz mi kto i gdzie wyraził chęć oceniania przysługującego (bądź nie) prawa do adopcji przez pryzmat ideologii i uprzedzeń? Ciągle jest mowa o dobru dziecka… jeśli ktoś widzi nieszczęście i cierpienie innej osoby, to powinien (w zdrowym społeczeństwie) jej pomóc. Jeżeli ktoś widzi, że adopcja dziecka przyczyni się do pogorszenia jego statusu, to powinien zareagować. Tutaj kończy się wolność jednych i zaczyna wolność drugich. Tutaj jest sedno całej sprawy.

  16. W. 17.11.2010 16:43

    Jeżeli ktoś uważa, że homoseksualiści, którzy wykażą, że mają odpowiednie predyspozycje psychiczne do opieki nad dziećmi, nie powinni mieć prawa do ich adopcji bo są homoseksualistami, to jest to ideologia uwarunkowana przez wasze uprzedzenia. Przeciwstawnym poglądem jest twierdzenie, że wszyscy homoseksualiści, bez wyjątku, nadają się na opiekunów dzieci i dlatego powinni mieć zagwarantowane prawo do adopcji, nawet gdy zostanie stwierdzone, że nie nadają się na rodziców. Nie lubicie homoseksualistów, bo uważacie homoseksualizm za coś złego i dlatego uważacie, że nie powinni mieć prawa do adopcji. Taka argumentacja dowodzi ideologicznego wydźwięku waszych słów, a nie obiektywnego podejścia do konkretnego przypadku adopcji.

    Piszecie o dobru dziecka, a rozpatrujecie problem hurtowo, a nie jednostkowo. A co powiecie o przypadkach, gdzie po adopcji dziecko natychmiast jest chrzczone, a potem zmuszane do rozmodlenia się i pierze mu się mózg? Nie mam na myśli przeciętnej rodziny katolickiej, tylko ultrakatolików. Czy powinni mieć prawo do adopcji, skoro będzie jasne, że będą karać dziecko za odmowę modlitwy, odmowę codziennego czytania Biblii lub pójścia do kościoła?

    Problemu nie należy rozpatrywać hurtowo dając wiarę stereotypom, fobiom i uprzedzeniom społecznym, lecz jednostkowo rozpatrując każdy przypadek wnikliwie, indywidualnie i bez uprzedzeń. Fakt, że ktoś jest homoseksualistą nie jest równoznaczny, że wychowa dziecko na geja czy lesbijkę. Znam rodziny, w których dzieci mają całkowicie odmienny światopogląd od swoich rodziców. Ja sam pochodzę z takiej rodziny a moje poglądy są sprzeczne z poglądami moich rodziców. Tak samo jest z dziećmi heteroseksualistów, które mogą stać się homoseksualistami, i dziećmi wychowywanymi przez homoseksualistów, które mogą być heteroseksualne.

    Wiecie, że są geje, którzy nie popierają parad równości i manifestowania swojej orientacji? Nie twórzcie obrazu sytuacji na bazie niesmacznych balang na ulicach, które również dla mnie są ohydne (mimo to, nie zamierzam ich zakazywać). Zresztą, każda forma seksu wydaje mi się obrzydliwa (także heteroseksualna).

    Sam gejem nie jestem i być nie zamierzam. Uważam homoseksualizm za dewiację a nie orientację, a mimo to wrzucanie ich do jednego worka i przyklejanie jednej metki uważam za niesprawiedliwe. Każdy człowiek zasługuje na indywidualną ocenę a nie hurtową. A każde dziecko, które ma szansę na rodzica, który zapewni mu lepsze warunki do życia i rozwoju niż w domu dziecka, powinno mieć szansę z niej skorzystać z prawem natychmiastowego powrotu, gdy stwierdzi, że źle się czuje w nowej rodzinie.

  17. Trinollan 17.11.2010 17:45

    “Nie lubicie”, “uważacie”, “piszecie”… powiedział przeciwstawiający się ‘wrzucaniu do worka’. 😉

  18. W. 20.11.2010 06:46

    @Trinollan
    Mylisz się, nie wrzucam wszystkich do jednego worka i nie uogólniam, tylko odnoszę się do wszystkich powyższych użytkowników, którzy jak jeden mąż, mają identyczne zdanie, co nie znaczy, że mają rację. Gdyby wśród rozmówców pojawiły się osoby o innym poglądzie, wówczas wynotowałbym nicki osób, do których wypowiedzi się odnoszę. Nie było takich, więc mogłem pisać do was zbiorczo.

    @Tomy M.
    Ilu znasz homoseksualistów z prywatnego życia, którzy wychowują dzieci (bo są tacy)? Myślę, że twoje zdanie zmieniłoby się, gdybyś poznał ich “na codzień” i zobaczył, jak traktują wychowywane dzieci. Wiesz, że podobną nienawiść do transwestytów żywi wiele osób, jak do homoseksualistów? Dlatego, że ich nie znają. Ty poznałeś i widzisz jak to jest naprawdę, a nie w chorej wyobraźni ludzi. Zaskoczyłeś mnie natomiast swoim odniesieniem do “singli”. Nie sądziłem, że można czuć do nich taką samą niechęć jak do homoseksualistów (skoro piszesz z dużych liter pewne zdania w takim kontekście, oznacza to, że żywisz wielką urazę). Czy to oznacza, że na równi z homoseksualistami, alkoholikami, bezdomnymi, itd., stawiasz osoby samotne (z wyboru lub w wyniku zrządzeń losu)? Jesteś niekonsekwentny – alkoholicy, homoseksualiści, single i bezdomni to dla ciebie kaleki, a transwestyta już nie, chociaż na pierwszy rzut oka widać, że “natura się pomyliła” (tak, jak w przypadku homoseksualistów, którzy wg mnie zatrzymali się na etapie rozwoju seksualnego – uważam, że najpierw w życiu człowieka pojawia się homoseksualizm, który widać np. u dzieci do ok. 14 roku życia, która woli bawić się z osobami tej samej płci, a potem heteroseksualizm, który widać już w wieku ok. 14-18 lat w okresie dojrzewania).

  19. W. 21.11.2010 06:17

    @Tomy M.

    Podsumowując:

    1. ZNASZ transwestytę mającego rodzinę i wiesz, że nadaje się na rodzica.

    2. ZNASZ biseksualistów wychowujących dzieci, ale nie piszesz, czy nadają się na rodziców czy nie, bo “to temat na inną dyskusję”.

    3. NIE ZNASZ homoseksualistów wychowujących dzieci, ale wiesz, że nie nadają się na rodziców. NIE ZNASZ dzieci wychowanych przez homoseksualistów, ale wiesz, że mają niedorozwój.

    W odróżnieniu od Ciebie nie znam żadnego transwestyty ani biseksualisty, za to miałem okazję pracować kiedyś w firmie z homoseksualistą-gejem wychowującym w związku dziecko partnera. Mówił, że dzięki dziecku związek umocnił się. Wcześniej prowadził niestabilne życie, miał kilku partnerów a związki były kruche i po kilku miesiącach rozpadały się. Od czasu jak trafił na partnera z dzieckiem, zaczął czuć się rodzicem i stał się bardziej odpowiedzialny. Jak go poznałem, był od prawie 3 lat w związku. Jego dziecko widziałem tylko raz, jak kluczy zapomniało i do firmy przyszło. Dziewczynka (na oko 8-9 lat) zachowywała się normalnie i sprawiała pozytywne wrażenie. Nie zachowywała się jak upośledzona, lecz jak normalne dziecko w jej wieku. Nie wiem, jak teraz żyją, czy jego związek z partnerem przetrwał, bo ostatnio widziałem go w 2005 r., jak przestałem tam pracować, ale wtedy nie wyczuwałem niczego złego. Nie wiem, czy tak samo wyglądałaby sytuacja, gdyby opiekowali się chłopcem, ale myślę, że z wychowywaniem córki partnera radził sobie całkiem dobrze. Jedyne co mnie drażniło i do czego nie mogłem się przyzwyczaić, to słowo “kochanie”, które nadużywał w rozmowach telefonicznych ze swoim partnerem. No, ale tak samo drażniłoby mnie, gdyby nadużywał tego słowa mąż rozmawiający z żoną, czy żona rozmawiająca z mężem.

    Tyle w temacie.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.