Pomysł „wrażliwych dzielnic”

Opublikowano: 19.01.2012 | Kategorie: Publicystyka, Społeczeństwo

Liczba wyświetleń: 2461

Od mniej więcej dwudziestu lat, „osiedla-getta”, „dzielnice wrażliwe” i inne „dzielnice wygnania” stanowią przedmiot dramatyzujących, czasem żądnych sensacji reportaży [1]. Ale czy tylko to powinno nas zastanawiać lub martwić? Przecież kategorie terytorialne, tworzone we Francji w latach 1985-1995, nie są po prostu zdeformowanym „odbiciem” rzeczywistości społecznej; nie chodzi wyłącznie o wyolbrzymienie lub kłamstwa. Mamy tu do czynienia przede wszystkim z nowym sposobem pojmowania i analizowania kwestii biedy społecznej, który, kładąc co prawda nacisk na wagę „problemu”, pozostawia w cieniu pytania o źródło dominacji społecznej, ekonomicznej i rasowej.

Aby zrozumieć, jak do tego doszło, należy choćby na chwilę odwrócić uwagę od nieustannie powracającego przedmiotu analiz: „wrażliwych dzielnic” i ich mieszkańców, by skierować ją na sposób, w jaki „problem przedmieść” definiowany był w latach 1985-1995. W istocie, to właśnie w tym okresie, w 500 dzielnicach mieszkalnictwa społecznego, wprowadzona została nowa polityka publiczna. Z jednej strony, narzędzia polityki, zwanej polityką miejską, umożliwiły renowację licznych budynków mieszkalnych, oferując także lokalną opiekę, zapewnioną przez specjalistów w zakresie rozwoju społecznego. Równocześnie jednak spożytkowanie dodatkowych środków finansowych nigdy nie odbyło się na zasadach redystrybucji społecznej czy przestrzennej, która mogłaby powstrzymać pogłębianie nierówności ekonomicznych. Mimo licznych apeli o stworzenie „Planu Marschalla dla przedmieść”, zostały one ograniczone. Z drugiej strony, w tym samym czasie, w tych samych dzielnicach, wprowadzono ostre cięcia w zakresie polityki prawa ogólnego, dotyczące edukacji i opieki zdrowotnej. Poza tym, wspomniane ukierunkowanie na „dzielnice wrażliwe” objęło tylko niektóre problemy.

Diagnoza stanowiąca podstawę polityki miejskiej nie ograniczyła się do budynków; renowacja zniszczonych bloków mieszkalnych przeprowadzona została pod nowym hasłem: udziału mieszkańców. Z inicjatywy lokalnych działaczy rozwinęły się wówczas zjawiska takie jak zebrania w sprawie renowacji budynków, wspólne pikniki oraz rady dzielnicowe, umożliwiające mieszkańcom przedstawienie potrzeb, dla lepszego uwzględnienia ich w planach. Takie procedury są oczywiście niezbędne. Tymczasem jednak na drugi plan spychano fakty ekonomiczne, jak choćby bezrobocie dotykające mieszkańców tych dzielnic, w większości robotników i/lub imigrantów. To prawda, że „dzielnice” przyciągnęły uwagę władz publicznych. Niestety, odbyło się to za cenę nowego ujęcia „problemów”.

Masowo stosowana do analizy biedy siatka terytorialna odegrała paradoksalną rolę: stała się eufemistyczną figurą pozwalającą opisywać mieszkańców bez odniesienia do statusu społecznego, ale w zależności od ich „pochodzenia narodowego”, „kulturowego” lub „etnicznego”. Ta etnicyzacja kwestii społecznej, mająca swe źródła na długo przed pojawieniem się polityki miejskiej, doprowadziła do uznawania samego pochodzenia, nazywanego etnicznym, jako problemu czy wręcz zagrożenia dla reszty społeczeństwa, a nie jako równoległego problemu osób, które poddane były rasizmowi. „Obywatelstwo”, „udział mieszkańców”, „projekty”, wartościowanie „bliskości” i „charakteru lokalnego”, „porozumienie” i „zgoda” między „partnerami” – trudno kwestionować te znane hasła, które w kontekście politycznym, gdzie przeważa retoryka braku bezpieczeństwa, „hołoty” i „stref bezprawia”, wydają się humanitarne i postępowe. Tymczasem udział mieszkańców, to cudowne lekarstwo na „choroby przedmieść”, zdefiniowany został w sposób zadziwiająco restrykcyjny, przysłaniając kwestię warunków życia na rzecz „dialogu” i „komunikacji” między mieszkańcami; psychologizację, a przez to depolityzację problemów społecznych, zasilaną przez reprezentowanie dzielnicy jako przestrzeni neutralnej i pokojowej; wartościowanie dobrej woli jednostki oraz umiarkowanych i punktowych rozwiązań przy równoległej dewaloryzacji postaw konfliktowych i zbyt „politycznych” roszczeń.

Zbiór książek i podręczników dla nowych specjalistów w zakresie rozwoju społecznego wyjaśnia np., jak „przekształcić roszczenia w propozycje”, a „prośby o opiekę – w projekt rozwoju”, oraz podaje uświęconą formułę, w jaki sposób „dać mieszkańcom wędkę i nauczyć ich łowić”, zamiast dawać „gotową rybę”. Widać tu, że „polityka miejska” przyczyniła się do redefinicji poszczególnych polityk społecznych i przekształcenia ich w interwencje izolujące konkretne przypadki ze społecznego kontekstu i „przerzucające odpowiedzialność”, poprzez zobowiązanie mieszkańców do „wzięcia własnych spraw w swoje ręce”. Skądinąd, represyjny zwrot, który dokonuje się począwszy od 1997 r., nie jest bez związku ze sposobem, w jaki problem dzielnic został zdefiniowany w latach 1985-1995. Oparty na tych samych kategoriach terytorialnych, wydaje się o tyle bardziej prawomocny, że już od dziesięciu lat bieda przedstawiana jest jako kwestia przede wszystkim psychologiczna i lokalna, a od jednostek nią dotkniętych oczekuje się autoreformy, zamiast wskazywać mechanizmy strukturalne, które determinują ich sytuację. Historia tej depolityzacji posiada jednakże kilka zaskakujących aspektów. W istocie, bierze ona swój początek w szczególnie silnym ruchu kontestacyjnym.

W latach 1960. urbaniści, pracownicy społeczni, działacze i naukowcy rozpoczęli krytykę autorytarnego i technokratycznego sposobu działania Państwa planującego, aby promować, w imię „środowiska życia”, akcję nazywaną globalną rehabilitacją osiedli, włączającą wspólnoty lokalne i funkcjonującą na bazie większego porozumienia z mieszkańcami. We Francji, podobnie jak w innych krajach Europy i Ameryki, rozwinął się szczególnie ważny ruch przeciwko budowie wież, tam i autostrad oraz brutalnym operacjom renowacji w centrach miast. Na określone po wojnie podstawowe zasady polityki mieszkaniowej (planowanie urbanistyczne i wymóg zatwierdzenia tychże planów przez Państwo, reprezentujące i wspierające interes społeczny), w latach 1970. nakłada się dodatkowe obciążenie wraz ze wzmocnieniem doktryn neoliberalnych (nawet jeśli inspiracja ideologiczna jest zupełnie inna). Głęboki kryzys, który z tego wynika, otwiera w tym czasie drogę innym sposobom rozwiązywania i analizowania problemów miejskich. Polityka miejska jest wynikiem działań tych ruchów reformatorskich, ale jej konkretne przejawy można zrozumieć wyłącznie w kontekście instytucjonalizacji. W latach 1980. będąca u władzy lewica decyduje się na zwrot, nazywany ostatecznym.

Zwolennicy rozwoju społecznego dzielnic, wywodzący się w większości ze stowarzyszeń i kręgów para-społecznych, jak również z całego krytycznego i kontestatorskiego ruchu z okresu po Maju ’68 roku, zajmują marginalne pozycje w administracji. Polityka miejska, za pomocą której próbować będą konsolidować doświadczenia prowadzone w dzielnicach mieszkalnictwa społecznego staje się dla nich okazją na reklasyfikację zawodową i powrót do walki społecznej [2]. Będzie to jednak możliwe wyłącznie kosztem pogodzenia się ze zmianami ram budżetowych i z redefinicją polityki społecznej, rozumianej już nie jako polityka redystrybucji, ale jako zapewnienie lokalnej i minimalnej „liny ratowniczej” dla najuboższych. „Dzielnica” – początkowo „mieszkalnictwa społecznego”, potem „z trudnościami”, a w końcu „wrażliwa” – nabiera negatywnych konotacji: obszary te opisuje się jako wymagające nie tyle rozwoju autonomicznych działań, co interwencji terapeutów. Do tego stopnia, że wymiar kontestatorski, tak bardzo obecny w nawoływaniach do mobilizacji mieszkańców, zaciera się, by dać miejsce publicznym, racjonalnym i wyspecjalizowanym akcjom, którym towarzyszy produkcja statystyczna i powstanie nowej dziedziny zawodowej: miejskiego rozwoju społecznego.

Nie tylko działacze w zakresie polityki miejskiej dostosowują się do nowych ram politycznych. Również niektóre osoby, pragnące reformować Państwo, a nie tylko zaniedbane dzielnice, przechwycą tematykę „modernizacji służb publicznych”, które, w dominujących wizjach liberalnych, zredukowane są do prostego wycofania [3].

Tak oto widzimy dawnych działaczy (wywodzących się na przykład z ruchu maoistowskiego), siejących coraz większą nieufność wobec mieszkańców, których oskarża się o pasywne wykorzystywanie opieki, oraz, w szczególności, wobec państwa jako takiego, podejrzewanego o popieranie tejże opieki oraz o działania prowadzące jedynie do dysfunkcji i usztywnień społecznych. Pomijając losy zwolenników akcji dla „dzielnic” i wybory dokonywane przez rządzącą lewicę, wspomnieć należy również intelektualistów, którzy odegrali kluczową rolę. Zarówno na uniwersytetach, jak i w ministerstwach kwestia przedmieść zrodziła obszerną literaturę, która nie ogranicza się do analizy problemów społecznych i ekonomicznych. Kilku intelektualistów rozwinęło myśl, że obszary te były znakiem lub ucieleśnieniem powstającej nowej kwestii społecznej. Tymczasem, według takiego schematu analizy, przejętego przez media i używanego równocześnie przez działaczy polityki miejskiej, problemy społeczne sprowadzają się do ponownego wprowadzenia do gry „wykluczonych” i „wyłączonych”, oraz związane są wyłącznie z miastem. Pewna liczba opracowań, ściśle związanych z pojęciem wykluczenia, wsparła prawomocność odrzucenia kwestii dotyczących pracy, przypisując je do okresu uznawanego za zamknięty. Wedle tego ujęcia, należy zwrócić się w stronę przedmieść, obszarów nazywanych „odciętymi” lub „wykluczonymi”, i przyjść z pomocą ludności opisywanej jako „zapomniana” (a nie „eksploatowana” lub „zdominowana”) [4].

Ostatni kluczowy element: postawa władz miejskich, w pierwszym rzędzie tych, które opanowane są przez lewicę i w których rękach znajduje się większość dzielnic mieszkalnictwa społecznego. Od końca lat 1980., owe władze miejskie przyjęły tematykę „wykluczenia” w „dzielnicach”, przemilczając jej depolityzujący wymiar. Polityka miejska dostarczyła środki, a przede wszystkim, na początku lat 90., pojawiła się jako źródło nowych rozwiązań w zakresie opieki nad młodzieżą robotniczą (co oznaczało również uniknięcie „zamieszek”). Nade wszystko jednak, „demokracja lokalna” wzbudziła nadzieję na zasypanie przepaści między klasą polityczną i obywatelami, w szczególności klasami robotniczymi [5]. „Uprzestrzennienie problemów społecznych” [6] czyni niewidocznym wszystko to, co sytuacja najbiedniejszych dzielnic zawdzięcza sytuacji innych miejsc, takich jak „piękne dzielnice”, rzadziej pokazywanych w mediach, lecz o nie mniejszej obecnej tam segregacji, lub środowisku pracy, gdzie naprzemiennie ulega rozpadowi i ponownie odbudowuje się „kondycja robotnicza” [7]. Nacisk należy jednak położyć na decydujące dla efektów symbolicznych batalie, toczone w ministerstwach, biurach ekspertów, mediach, a nawet wśród intelektualistów. Od kilku dziesięcioleci prowadzą one do ignorowania wpływu polityki makro-ekonomicznej, kwestionowania funkcji redystrybucji i ochronnej roli państwa socjalnego oraz rozmiaru i bezkarności dyskryminacji.

Autor: Sylvie Tissot
Tłumaczenie: Michał Obszyński
Źródło: Le Monde diplomatique – edycja polska

O AUTORZE

Sylvie Tissot – adiunkt na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Marc-Bloch w Strasburgu, autorka L’Etat et les quartiers. Genèse d’une catégorie d’action publique („Państwo a dzielnice. Geneza kategorii akcji społecznej”), Seuil, Paryż 2007.

PRZYPISY

[1] Loïc Wacquant, Parias urbains, Ghetto. Banlieues. Etat, La Découverte, Pary? 2006.

[2] Sylvie Tissot, Christophe Gaubert i Marie-Hélène Lechien, Reconversions militantes, PULIM, Limoges 2006.

[3] Yasmine Siblot, Faire valoir ses droits au quotidien: Les services publics dans les quartiers populaires, Presses de la Fondation nationale des sciences politiques, Pary? 2006.

[4] François Dubet i Didier Lapeyronnie, Les quartiers d’exil, Seuil, Pary? 1992.

[5] Michel Koebel, Le Pouvoir local ou la Démocratie improbable, Editions du Croquant, Broissieux, 2006.

[6] Sylvie Tissot i Franck Poupeau, La spatialisation des problèmes sociaux, _Actes de la recherche en sciences sociales_, Pary|, wrzesien 2005, nr 159, str. 5-9.

[7] Michel Pinçon i Monique Pinçon-Charlot, Grandes fortunes: dynasties familiales et formes de richesse en France, Payot, Paryż, 2006; Stéphane Beaud i Michel Pialoux, Retour sur la condition ouvrière: enquête aux usines Peugeot de Sochaux, Fayard, Pary? 2005.


TAGI: , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.