Google, piraci i tajemnicza UŚUDE

Opublikowano: 28.02.2013 | Kategorie: Prawo, Publicystyka, Telekomunikacja i komputery

Liczba wyświetleń: 1045

„Cenzura Internetu”, „Polska rajem dla piratów”… Takie skrajne stanowiska dotyczące ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną (UŚUDE) przewinęły się w ostatnich dniach przez media. Sprawa jest jednak zdecydowanie bardziej złożona niż opinie niektórych środowisk. Projekt nowelizacji ustawy, w wersji z początku lutego, trafił w tym tygodniu na posiedzenie Rady Ministrów. Wywołało to spore zamieszanie i co najmniej parę „nieścisłości” w mediach, które warto wyjaśnić. Nie ma wątpliwości, że pewne zmiany w UŚUDE są potrzebne. Ale jaki kształt powinny przybrać? Co do tego, jak zwykle, zdania są podzielone – swój punkt widzenia mają hostingodawcy, właściciele wyszukiwarek i serwisów publikujących linki do cudzych treści, politycy, twórcy i sami użytkownicy Internetu.

Ważną zmianą w ustawie było uregulowanie w art. 12a kwestii odpowiedzialności wyszukiwarek za wyświetlane treści – dostawcy mieli nie ponosić odpowiedzialności, jeśli nie są inicjatorami danych, nie wybierają odbiorcy danych i nie modyfikują informacji zawartych w przekazie. Wczoraj okazało się jednak, że proponowane wyłączenie nie znajdzie się w ustawie. Stało się tak wskutek apelu twórców, skierowanego wcześniej na ręce premiera Donalda Tuska. Wśród ich argumentów znalazło się stwierdzenie, że art. 12a zamieni Polskę w „piracki raj”.

Właśnie ten element regulacji zdominował wczorajsze doniesienia ze spotkania rządu. W tej chwili ustawa nie formułuje wprost podstawy odpowiedzialności wyszukiwarek za prezentowane treści. A sprawa jest dość skomplikowana, nawet biorąc pod uwagę same aspekty techniczne – trudno przecież oczekiwać od dostawców wyszukiwarek ponoszenia odpowiedzialności za wszystkie treści, jakie indeksują, na takich samych zasadach jak hostingodawcy. Wyszukiwarka działa w oparciu o algorytm, który nie ocenia indeksowanych stron pod kątem ich merytorycznej zawartości. Nie ma też żadnej kontroli nad tym, co znajduje się na źródłowym serwerze. Jej rola w internetowym ekosystemie jest zupełnie inna, niż hostingodawcy, a wyłączenie jej odpowiedzialności za treść – logicznym rozwiązaniem.

Choć i tu mogą zdarzyć się wyjątki, np. wtedy, gdy sporna treść została już usunięta z pierwotnego serwera, a mimo to nadal jest widoczna w wynikach wyszukiwania. Jeśli wyszukiwarka udostępnia użytkownikowi archiwalną kopię strony z własnego serwera, przejmuje rolę hostingodawcy, a tym samym ponosi większą odpowiedzialność. Warto się też zastanowić nad sytuacją, kiedy treść w oczywisty sposób naruszająca prawo znajduje się na zagranicznym serwerze i nie można zastosować do niej polskich przepisów ani uzyskać pomocy prawnej – czy wtedy wyjątkowo nie powinna istnieć możliwość wnioskowania o usunięcie treści z wyszukiwarki? I co z wyszukiwarkami „selektywnymi”, które uwzględniają np. tylko strony z kopiami filmów czy muzyką? To realne problemy, o których warto dyskutować. Niestety, debata publiczna wokół UŚUDE takich niuansów nie uwzględnia, koncentrując się na niebezpiecznie uproszczonym i skrzywionym przekazie.

Co w praktyce oznacza wykreślenie art 12a z projektu ustawy? Bardzo niewiele, można wręcz powiedzieć: “wiele hałasu o nic”. Nie tylko dlatego, że żadna z popularnych wyszukiwarek nie podlega polskiemu prawu, a zatem nie będą jej dotyczyły nawet najbardziej rewolucyjne zmiany w UŚUDE. Przede wszystkim dlatego, że wykreślenie oprotestowanego przez twórców przepisu oznacza pozostawienie stanu obecnego, a więc swoistej luki w przepisach, które nie precyzują zasad odpowiedzialności wyszukiwarek. Powiedzieć, że te podmioty „odpowiadają na zasadach ogólnych”, w świetle orzecznictwa Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości (min. sprawy Louis Vuitton) raczej się nie da. Wracamy więc do sporu, w jakim stopniu wyszukiwarki podpadają pod wyłączenia przewidziane dla różnego typu pośredników: przekazujących treści (mere conduit), generujących ich tymczasowe kopie (caching) lub przechowujących je na własnych serwerach (hosting).

Rezygnacja z art. 12a budzi wątpliwości również ze względu na okoliczności, w jakich do niej doszło. Argumenty użyte przez autorów apelu wydają się mocno przesadzone i niepoparte faktami. Ten nagły zwrot dziwi jeszcze bardziej w świetle zarzutów o „uleganie lobbingowi zagranicznych koncernów”, jakie twórcy postawili Ministerstwu Administracji i Cyfryzacji. Warto podkreślić, że prace nad UŚUDE trwają już trzy lata i w tym czasie ustawę wielokrotnie konsultowano zarówno z organizacjami pozarządowymi, jak i zrzeszającymi twórców. Ten proces, jak mało który, cechował się bardzo dużą transparentnością.

Wczorajsze zamieszanie wokół UŚUDE zbiegło się z pierwszą rozprawą przed Trybunałem Sprawiedliwości UE w precedensowej sprawie Google przeciwko Hiszpanii (a konkretnie hiszpańskiemu inspektorowi ochrony danych osobowych). Dotyczy ona tzw. prawa do bycia zapomnianym, a wszczął ją obywatel Hiszpanii, któremu nie podoba się to, że po wpisaniu do wyszukiwarki jego nazwiska pojawia się odesłanie do strony internetowej gazety z ogłoszeniem o (już nieaktualnej) licytacji jego nieruchomości. Według prawa jego kraju, publikacja w gazecie jest jednak w pełni legalna i nie ma podstawy do jej usunięcia.

Zapewne z tej bezradności wziął się pomysł wykorzystania internetowego giganta do faktycznego ocenzurowania treści, która wciąż byłaby dostępna na stronach gazety. Sprawa ma bardzo luźny związek z polskim sporem o UŚUDE, ponieważ nie dotyczy ogólnych zasad odpowiedzialności wyszukiwarek za indeksowane treści, a jedynie ich statusu w świetle reżimu ochrony danych osobowych (tego, czy wyszukiwarkę można uznać za administratora danych w zakresie tego, co indeksuje). To zupełnie inny problem, ale w mediach notorycznie jest łączony z ogólnymi zasadami odpowiedzialności wyszukiwarek za treści, w szczególności te „pirackie”. Takie pomieszanie pojęć i języków nie służy rzetelnej debacie publicznej.

Znaczenie orzeczenia w tej sprawie podkreśla Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych, Wojciech Wiewiórowski, w wypowiedzi dla Polskiego Radia. „Widzę tu poważny problem – dla przyszłości i tego, w jaki sposób dane o nas będą zbierane w Internecie, w jaki sposób informacje będą ujawniane w Internecie, jak długo będą się w nim znajdowały”. Dodał przy tym, że zrzucenie obowiązku usuwania danych na wyszukiwarkę może być trudne w realizacji: „To jest jakaś idea filtrowania Internetu, technicznie wykonalna, ale pytanie jest szersze: co, jeżeli 6 miliardów obywateli ziemi postanowi, że jakieś informacje ich dotyczące powinny zostać wycofane z wyszukiwarki? Czy to oznacza, że powstanie 6 miliardów filtrów? To jest pytanie o to, jak Internet będzie wyglądał w przyszłości”.

Na orzeczenie trzeba będzie jeszcze trochę poczekać – 25 czerwca opinię przedstawi rzecznik generalny Trybunału, a kilka tygodni później wyrok wydadzą sędziowie. Tymczasem sprawa UŚUDE powróci na posiedzenie polskiego rządu w najbliższy wtorek.

Autorzy: Barbara Gubernat, Katarzyna Szymielewicz
Źródło: Fundacja Panoptykon


TAGI: , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

4 komentarze

  1. przemex 28.02.2013 15:06

    A czy nie było by prościej odpowiedzialnością za wyświetlane treści obarczyć producentów monitorów ???

  2. cetes 28.02.2013 15:14

    He! he! he! he! Pomysł świetny, ale producent monitorów do biednych nie należy, więc jak z niego ściągać forsę?

  3. erazm55 28.02.2013 18:55

    @cetes
    I o to chodzi!

  4. jestemtu 28.02.2013 22:53

    To tworzenie sztucznych problemów.
    Skoro ustawodawcy określili okres przez jaki usługodawcy (ISP) mają przechowywać dane. Mogą też określić przez jaki czas wyszukiwarka może upubliczniać archiwalne ogłoszenia.
    Google serwuje nam reklamy na podstawie stron/sklepów jakie oglądamy. Jeśli wejdziemy na jakąś stronę to za chwilę zobaczymy reklamę która oferuje to co na tej stronie oglądaliśmy.
    Przecież w ustawie można określić że informacje (bo chyba nikt nie jest na tyle naiwny i nie wierzy że ich nie zbierają) na temat np. odwiedzanych stron lub opublikowanych treści powinny być usuwane po np. 6 miesiącach.
    Ustawa powinna chronić obywateli (wiem , wiem śmiesznie to brzmi), ale określając czas publikacji danych przez wyszukiwarkę, nie narażając się korporacji możne wspomóc obywateli. Przecież ogłoszenie nie aktualne nie jest nikomu potrzebne – po za firmą która na podstawie odwiedzin serwuje internautom relkamy o odpowiedniej treści.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.