Po czym poznać Polaka?

Do ciekawych społecznych rozrywek rodaków należy rozpoznawanie się nawzajem, to znaczy zgadywanie, kto z kolorowego tłumu londyńczyków jest Polakiem. „Po czym poznać Polaka?”

To częste pytanie w tutejszych mediach, a fora pełne są praktycznych wskazówek, czym Polacy rzucają się w oczy.
Dominują elementy w stylu: „plecak, wąsy, wytarte dżinsy, szara twarz, wygolona głowa, braki w uzębieniu, tlenionony blond, szeleszczący dres” itd. W tej praktyce – którą z zawodowego punktu widzenia sam musiałem opanować – jest coś głęboko atawistycznego i pierwotnego. To wyszukiwanie nie tylko współplemieńców w miejskiej dżungli, ale szukanie fizycznych, biologicznych cech wyróżniających przybyszy znad Wisły od reszty, w celu łatwiejszej kategoryzacji świata społecznego i grup ludzi. Trzeba przyznać, że w tej kategoryzacji Polacy nie grzeszą finezją (jeden z zasłyszanych komentarzy brzmiał: „w Anglii to są Polacy, Murzyni i Anglicy”, inny: „no, ten łorking klas, Polacy i czarni”) niemniej na samych siebie są wyczuleni.

Można bez końca spekulować na temat przyczyn tego zjawiska. Przede wszystkim mam wrażenie, że to rodzaj testu na wtopienie się w otoczenie.

Polaków (niektórych) poznajemy, gdyż wyróżniają się na tle odmiennego, kolorowego tłumu; osoby, na które byśmy nie zwrócili uwagi w Warszawie nagle odstają. To z kolei każe nam zadać pytanie, czy aby i my w podobny sposób nie odstajemy, czy aby przypadkiem i my nie podzielamy tych fizycznych cech z daleka zdradzających, skąd jesteśmy. Skoro on i ja to Polak to znaczy, że i mnie można tak poznać na oko.

A to już może mieć niepokojące skutki, bo Polaków zazwyczaj identyfikuje się po powierzchownych symbolach statusu. Jak wspomniałem, chodzi tutaj o ubrania, zarost, uzębienie bądź zachowanie związane ze stereotypami etnicznymi, ale które też identyfikuje pochodzenie klasowe – nadużywanie alkoholu i używanie wulgaryzmów. Ta identyfikacja dla niektórych może być niewygodna.

Jeden z moich informatorów po kilku dniach w Londynie zgolił sumiaste wąsy, zmienił dres na spodnie z GAP-u i poszedł do fryzjera. Inny uznał, że zapuści włosy, bo znajomi Anglicy go pytali, czy to religia nakazuje Polakom (mężczyznom) golić głowy na łyso. W tej grze identyfikacji jest oczywiście sporo narzucania hierarchii, oceniania z góry osób o niższej pozycji klasowej i chęci dominacji. Polacy szybko się uczą. W tak klasowym społeczeństwie typu Wielka Brytania, stan konta widać po twarzy, paznokciach, ubraniu, fryzurze, uzębieniu – zwłaszcza jeśli mamy do czynienia z kobietą.

Ktoś opalony w środku grudnia w ponurym metrze o godzinie szczytu wysyła jasny sygnał, że stać go na tydzień na Maladiwach; ktoś o szarej twarzy, zaroście i zmarszczkach daje jedynie świadectwo o niewesołym życiu 50-latka w cieniu zamkniętych kopalń na Śląsku. Łatwo zgadnąć, z kim chętniej by się identyfikował przeciętny Polak w tym samym metrze. Stąd gra „poznaj Polaka” jest stałym poszukiwaniem fizycznych markerów klasowych, nie etnicznych.

Nie chodzi o znalezienie partnera do rozmowy, ale raczej dowodu własnej wyższości, wskazówki własnego awansu lub dominacji. Może też być tak, że poznajemy się z czystej sympatii, ale jakoś w to nie chce mi się wierzyć. Podobnie trudno mi kupić przekonanie niektórych, że naprawdę jest coś w „twarzy” polskiej… Wyznawcy takiej opinii to nieświadomi rasiści przekonani, że ludzie naprawdę podzieleni są na łatwo oddzielone od siebie grupy narodowe, charakteryzujące się biologicznymi cechami.

Autor: Michał Garapich
Źródło: eLondyn.co.uk