Płaczę po gimnazjach (bo bardzo mi ich żal)

Opublikowano: 13.07.2016 | Kategorie: Edukacja, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 861

Nie brak w naszym kraju ekspertów od edukacji. Większość z Nas chodziła kiedyś do jakiejś szkoły i przez to czuje się upoważniona do zabierania głosu w tej sprawie. Osobiste doświadczenia nie mogą jednak zastąpić merytorycznej wiedzy.

Niedawno pojawił się artykuł pana Pawła Rzewuskiego pod tytułem “Nie płaczę po gimnazjach (chociaż trochę żal)”. W tymże materiale (jak i w wypowiedzi Autora na oficjalnym profilu Facebookowym Histmaga) pojawiło się kilka wątków, których – w moim odczuciu – nie można pozostawić bez komentarza. Mój tekst nie jest bezpośrednią polemiką z materiałem pana Rzewuskiego, a raczej zbiorem myśli powstałych za jego inspiracją.

GIMBAZA OKIEM BELFRA

Pan Rzewuski w swych wypowiedziach poruszył kilka największych i najbardziej rozpowszechnionych mitów dotyczących gimnazjów. Tak się składa, że sam mam przyjemność pracować w gimnazjum od 5 lat jako nauczyciel historii i WOS. Oprócz tego, od 8 lat pracuję z dziećmi w szkole podstawowej jako nauczyciel przedmiotu „historia i społeczeństwo”, miałem także okazję dwa lata pracować w liceum jako nauczyciel WOS-u. W żadnej mierze nie uważam się za eksperta w kwestiach edukacji, niemniej w mej (być może wyolbrzymionej) ocenie moje doświadczenie zawodowe uprawnia mnie do zabrania głosu w tej sprawie. Poza tym, pan Rzewuski opisując współczesne gimnazja powołał się wyłącznie na swoje osobiste doświadczenia, więc czuję się niejako upoważniony do podążenia w jego ślady.

CZY GIMNAZJALIŚCI TO ROZRABIAKI?

Jednym z głównych tematów przewijających się w sporach o sens istnienia gimnazjów jest kwestia zachowania uczniów i uczennic. Jak ujął to pan Rzewuski, „Gimnazja w obecnej formie destylowały ludzi w najtrudniejszym wieku, kiedy buzujące hormony nie pozwalają się skupić na czymś innymi niż na sobie, swoich problemach i płci przeciwnej”. Nie sposób zaprzeczyć temu twierdzeniu – w młodych ludziach w wieku gimnazjalnym hormony odzywają się ze zwiększoną mocą. Tyle, że proces ten nie ma nic wspólnego z gimnazjum jako takim, ale z naturalnie zachodzącym procesem dojrzewania. Ciała i psychika chłopców i dziewcząt ulegają pewnym zmianom, przez co chłopcy zaczynają latać na siłownię, a dziewczyny coraz uważniej przeglądają się w lustrze. Każdy pojawiający się problem jest „tym” problemem mającym zrujnować całe życie, każda miłość ma być „tą jedyną”, są wielkie sukcesy i wielkie dramaty. Tak było, jest i będzie, niezależnie od treści napisu na tabliczce znajdującej się na budynku szkoły.

Kolejna kwestią nierozerwalnie z istnieniem gimnazjów jest bardzo często podnoszona kwestia wyrywania dzieci z „bezpiecznego” środowiska szkoły podstawowej i wrzucania dzieci w okresie dojrzewania do zupełnie nowych klas. Sam pan Rzewuski określił ten proces mianem „destylacji”. Można tu zasadniczo podnieść tyle samo argumentów „za” co „przeciw”, a wiele zależy od osobistych doświadczeń czy nastawienia dyskutantów. Pozwolę sobie jednak zwrócić uwagę na kilka innych aspektów.

Przede wszystkim, jeżeli dana podstawówkowa klasa jest naprawdę zgrana, to nic nie stoi na przeszkodzie by dzieci szły do tego samego gimnazjum, oczywiście biorąc pod uwagę określone kwestie związane z rejonizacją. Zgrane „paczki” mogą trzymać się razem i przechodzić bez większej trudności z jednej szkoły do drugiej. Idąc dalej, wprowadzenie gimnazjów umożliwiło wielu rodzicom zmienienie otoczenia swoich pociech na korzystniejsze dla nich w naturalny i nie wywołujący zaburzeń sposób. Życie pisze różne scenariusze. Czasami dziecko jest prześladowane z różnych powodów przez rówieśników czy starszych kolegów, a niekiedy dana rodzina po prostu chce (lub musi) zmienić miejsce zamieszkania, co wiąże się nieuchronnie ze zmianą szkoły do której uczęszcza dane dziecko.

W „starym” systemie dziecko przenoszone przez rodziców ze szkoły do szkoły w trakcie trwania roku szkolnego lub też pomiędzy poszczególnymi klasami „starej” podstawówki wchodziło niejako jako intruz do istniejącej już klasy. Dzięki gimnazjom i wywołanym przez nie naturalnym przetasowaniu młodzieży, takie przejście do nowej grupy rówieśników może odbyć się w znacznie płynniejszy i naturalny sposób. I nie jest to coś wymyślone przeze mnie na poczekaniu, tylko wniosek z wielu rozmów z rodzicami dzieci z różnych roczników. Przejście do gimnazjum nie raz postrzegali jako sposób na wyrwanie dziecka z toksycznego lokalnego środowiska i poprawę jego sytuacji. Warto też pamiętać o tym, że system edukacyjny ma przygotowywać dzieci do życia w „dorosłym” świecie, więc przyzwyczajenie naszych pociech do mobilności życiowej nie jest czymś „od rzeczy”.

W tym temacie trzeba również napomknąć o drobnej rzeczy pomijanej niestety w wielu edukacyjnych rozmowach. Mówiąc wprost – szkoła nie jest od wychowywania dzieci. Od tego jest rodzina[1]. Szkoła jest przede wszystkim od nauczania i dopilnowania, by dzieciom podczas nauki i innych zajęć szkolnych nie stała się krzywda[2]. Zanim ktoś spróbuje oskarżyć mnie o znieczulicę czy brak wrażliwości, prosiłbym o zapoznanie się z rozkładem godzinowym nauczyciela historii i WOS w gimnazjum. Średnio wychodzi po 3 godziny na przynajmniej kilkunastoosobową klasę. Przyjmując, że w klasie mamy 18 uczniów i uczennic, to gdyby ten czas w całości przeznaczyć na wychowywanie dzieci (czyli nie sprawdzać obecności i nie prowadzić zajęć dydaktycznych), na jedną osobę przypadało by 7,5 minuty. Niecałe osiem minut w tygodniu. Pełnienie obowiązków wychowawcy klasy wiąże się z prowadzeniem tzw. „godziny wychowawczej”, czyli na jedną osobę w „naszej” klasie dostajemy dodatkowe 2,5 minuty, uzyskując łącznie 10 minut tygodniowo na ucznia bądź uczennicę. Myślę, że każda dorosła osoba opiekująca się dziećmi jest w stanie ocenić, jak można w takim wymiarze czasowym wychowywać młodą osobę.

Jeżeli ktoś natomiast uważa gimnazja za siedzibę tzw. „patologii”, powinien zapoznać się z wynikami niedawnego badania przeprowadzonego przez Instytut Badań Edukacyjnych[3]. Cytując:

“Wyniki badania pokazują, że większość uczniów w polskich szkołach przynajmniej od czasu do czasu doświadcza szeroko rozumianych agresywnych zachowań ze strony kolegów i koleżanek, przy czym częściej są to działania w sferze słownej i relacyjnej, niż agresja fizyczna. Najwyższe natężenie takich zachowań notujemy dla klas IV-VI szkół podstawowych, niższe dla gimnazjów i znacznie niższe dla szkół ponadpodstawowych, w szczególności liceum” (J. Przewłocka, Bezpieczeństwo uczniów i klimat społeczny w polskich szkołach. Raport z badania, Warszawa 2015, s. 23)[4].

Te proporcje dotyczące wieku nie ulegną zmianie poprzez wymianę tabliczek czy przeniesienie dzieci z jednego budynku do drugiego. A przy okazji – ci Czytelnicy i Czytelniczki którzy mieli okazję uczęszczać do „starej” podstawówki niech sobie przypomną, czy byli zawsze grzeczni w szkole nie znającej „gimbazy”.

KTO I CZEGO UCZY W GIMNAZJACH?

W dyskusji na FB pan Rzewuski zamieścił następujące zdanie: „Nie mówiąc już o dublowaniu materiału z liceum”. Choć brzmi to absurdalnie, w rozmaitych dyskusjach często podnosi się problem rzekomego powtarzania w gimnazjach materiału z szkoły podstawowej bądź liceum. Tymczasem by przekonać się o stanie faktycznym, wystarczy zajrzeć do ogólnodostępnej podstawy programowej. W racji wykonywanego zawodu, odniosę się do historii.[5]

W szkole podstawowej przerabia się całą historię od czasów najdawniejszych do współczesności. Podopieczni mają przyswoić sobie podstawowe pojęcia i daty. Tylko tyle i aż tyle. Każdy wiek ma w końcu swoje prawa i ograniczenia, a zrozumienie w młodym wieku czemu na osi czasu może być tylko jedna strzałka jest często kwestią bardzo trudną i złożoną, zajmującą niekiedy kilka godzin lekcyjnych. Nie ma w tym nic dziwnego – taka jest po prostu kolej losów szkolnej edukacji historycznej. Kiedy dziecko przechodzi do gimnazjum, znowu rozpoczyna edukację historyczną od czasów najdawniejszych, dochodząc tym razem do końca Wielkiej Wojny. Nie ma tu jednak nic a nic z powtarzania materiału ze szkoły podstawowej. Tak, podstawowe nazwiska i daty są te same, jednak to co w podstawówce zajmuje jedną lekcję (albo i pół), w gimnazjum rozłożone jest na kilka godzin lekcyjnych. Warto też zauważyć, że w gimnazjum historia występuje w formie „czystej”, a w podstawówce jest ona „wymieszana” z WOS, występującym w gimnazjum jako samodzielny przedmiot. Ci, którzy trafią do liceum, uczą się historii od XX-lecia po czasy współczesne. I na tym kończy się edukacja historyczna na poziomie podstawowym w szkole podstawowej, gimnazjum i liceum. O żadnym „dublowaniu materiału” nie ma więc mowy.

Dla pełności obrazu wypada powiedzieć choć dwa słowa o gimnazjalnych kadrach nauczających. Nie jestem tu w stanie wypowiedzieć się merytorycznie o sytuacji mającej miejsce w momencie wprowadzania gimnazjów w 1999 roku, jako że byłem wtedy „po drugiej stronie biurka”, zaczynając swą edukację w liceum. Zrozumiałym jest, iż wprowadzanie gimnazjów musiało wiązać się ze sporym zamieszaniem. Dziś jednak, po 17 latach funkcjonowania gimnazjów, istnieje wyszkolona kadra dysponująca odpowiednimi narzędziami badawczymi i dydaktycznymi, specjalnie przygotowana pod kątem pracy z młodzieżą gimnazjalną. Przez te lata rzesze nauczycieli tworzyły odpowiednie metody pracy, jak również same podręczniki i materiały dydaktyczne dostosowane do potrzeb gimnazjalistów. Likwidacja gimnazjum to zaprzepaszczenie tego wysiłku. Owszem, trafiają się lepsze i gorsze szkoły, jednak to twierdzenie jest prawdziwe niezależnie od tego o jakim etapie edukacyjnym mówimy i jaką nazwę zastosujemy na określenie danej placówki oświatowej.

DWA SŁOWA O EKONOMII

„Chór obrońców odwołuje się raczej do kwestii ekonomicznych, argumentując, że zmiana spowoduje niemało zamieszania, nie zaś do samej idei”. Choć sama idea gimnazjów jako etapu edukacyjnego nie jest mi obca, jako jeden z chórzystów czuję się niejako zobowiązany przez pana Rzewuskiego do odniesienia się do kwestii pomijanej zazwyczaj przez gentlemanów, czyli finansów. Mam nadzieję, że to co napisałem wyżej pokazuje bezsensowność likwidacji gimnazjów z przyczyn wychowawczych czy dydaktycznych. Zapowiadana reforma ma jednak także swój wymiar finansowy. Na przemiał pójdą nie tylko wszystkie obecnie wykorzystywane podręczniki gimnazjalne, ale i te użytkowane w szkole podstawowej. Do kosza trafią pomocniki metodyczne, ćwiczenia, druki, pieczęcie, dzienniki i wiele innych rzeczy. W wielu wypadkach w błoto pójdą pieniądze wydane przez samorządy na budynki gimnazjalne, a równocześnie obciąży się je kosztami modernizacji podstawówek i dostosowania ich do przyjęcia dodatkowych klas[6][7].

Reforma połączona jest również nieuchronnie z całkiem wymiernymi kosztami ludzkimi. W samym Gdańsku[8] „likwidujemy 46 gimnazjów: w tych placówkach pracuje 951 pracowników administracji i obsługi, w sumie 838 etatów oraz 3405 nauczycieli w wymiarze 1249 etatów. Te zmiany oznaczają także pożegnanie 46 dyrektorów”. Mówiąc wprost – planowana reforma przyczyni się do zwolnienia wielu dobrych nauczycieli, których nie wchłoną ani szkoły podstawowe ani licea, posiadające już przecież własne zespoły pedagogiczne.

Czego będzie uczyła ta „nowa”, zreformowana szkoła w obrębie nauczanych przeze mnie przedmiotów? Pod względem merytorycznym jestem pewien, ze będzie to dokładnie to samo co dziś. Historii się przecież nie zmieni, choćby nawet niektórzy politycy stawali na głowie by wcisnąć do szkół treści odpowiadające bieżącym potrzebom partyjnym. Kosztem olbrzymich nakładów finansowych, zburzenia spokojniej przyszłości kilku rocznikom uczniów przekonanych że pójdą do tej samej szkoły co ich starsze rodzeństwo, posłania dwóch roczników na raz (!) do liceów osiągnie się tylko to, że dzieci będą uczyły się tego samego w szkole ze zmienioną tabliczką[9]. Warto[10]?

PODSUMOWANIE

Reforma MEN wydaje się już być kwestią przesądzoną. Znikną małe szkoły, na bruk trafi wielu uzdolnionych pedagogów, a cały system pochłonie miliony złotych. Cały ten proces ruszy w oparciu o przesłanki nie usprawiedliwiające, w mojej ocenie, rozpoczęcia burzenia gimnazjów i tworzenia większych podstawówek. Tak, „burzenia” i „tworzenia”, jako że bezbolesne przywrócenie systemu edukacyjnego w ramach sprzed 1999 roku jest po prostu niemożliwe. Cała operacja nie przyniesie żadnego zysku, a straty mierzone ludzkim stresem jak i w złotówkach są niemożliwe do pełnego i wyczerpującego oszacowania. Pozostaje więc wyrazić żal, że MEN po raz kolejny zdecydował się na przeprowadzenie tak poważnego eksperymentu na naszych dzieciach.

Autorstwo: Łukasz Męczykowski
Źródło: Histmag.org.pl
Licencja: CC BY-SA 3.0

O AUTORZE

Łukasz Męczykowski – doktor nauk humanistycznych, specjalizacja historia najnowsza powszechna. Absolwent Instytutu Historii Uniwersytetu Gdańskiego. Miłośnik narzędzi do rozbijania czołgów i brytyjskiej Home Guard. Z zawodu i powołania dręczyciel młodzieży szkolnej na różnych poziomach edukacji. Obecnie poszukuje śladów Polaków służących w Home Guard.

PRZYPISY

[1] „Rodzina” rozumiana w najszerszym tego słowa znaczeniu. Nie ważne kim jest osoba dostarczająca dziecku pozytywnych wzorców – ojciec, matka, partner/partnerka matki/ojca, rodzina zastępcza, wujek, babcia etc., najważniejsze by taka osoba była.

[2] W szkołach są obecni pedagodzy szkolni, specjalnie przygotowani do poruszania kwestii wychowawczych czy też zajmujący się prowadzeniem różnego rodzaju profilaktyk. Nie zmienia to jednak faktu, iż szkoła jako taka ma przede wszystkim przekazywać wiedzę.

[3] http://serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja/artykuly/895726,polska-szkola-przemocy-w-podstawowce-najwiecej-patologii.html

[4] http://eduentuzjasci.pl/images/stories/publikacje/IBE-raport-Przemoc-Klimat-w-szkole.pdf

[5] https://womgorz.edu.pl/files/File/Doradztwo_metodyczne/Podstawa%20programowa%20z%20komentarzami.%20Edukacja%20historyczna%20i%20obywatelska.pdf

[6] 3 „Klasy 7 i 8, nawet w odrębnym budynku, będą jednak funkcjonować w ramach jednej szkoły, zwanej “szkołą powszechną”. Etap szkoły powszechnej w dwóch budynkach ma być przejściowy i zakończyć się po trzech latach.” (“Gimnazja do likwidacji, zamiast tego 8-letnia podstawówka i 4-letnie liceum. Minister Zalewska zdradza swoje plany”, dostęp 10.07.2016, http://wyborcza.pl/1,75398,20309870,4-letnie-licea-juz-pewne-ale-co-z-gimnazjami-minister-zalewska.html).

[7] „Zasadą będzie prowadzenie procesu edukacyjnego w ramach 8 klas w jednym budynku szkolnym. W przypadkach uzasadnionych (szczególnie na terenach wiejskich) poziom podstawowy będzie mógł być odłączony lokalizacyjnie od głównej siedziby szkoły powszechnej, która będzie obejmowała 8 klas (dwa poziomy edukacyjne) lub w szczególnie uzasadnionych przypadkach tylko poziom gimnazjalny. Jednak nadal będzie to jedna szkoła powszechna. Możliwość rozłączenia lokalizacyjnego poziomów szkoły powszechnej nie może zakłócić integralności oddziałów szkolnych” (“Podsumowanie Ogólnopolskiej Debaty o Edukacji”, dostęp 10.07.2016, https://men.gov.pl/ministerstwo/informacje/podsumowanie-ogolnopolskiej-debaty-o-edukacji.html).

[8] http://www.gdansk.pl/wiadomosci/Piotr-Kowalczuk-PiS-chce-wymiany-40-tysiecy-dyrektorow-szkol,a,56627

[9] Ta kumulacja będzie miała miejsce we wrześniu 2019. W całym kraju będzie miało miejsce oblężenie wszelkiego rodzaju szkół średnich. Wielu młodych ludzi nie dostanie się do wymarzonych szkół, a z powodu nadmiaru chętnych progi zostaną zapewne podwyższone, czyli osoby które dostały by się rok wcześniej już nie będą miały takiego szczęścia, i być może będą zmuszone do wyboru gorszej placówki oświatowej, nie odpowiadającej ich uzdolnieniom czy ambicjom. Żeby było tego mało, ze względu na umożliwienie rodzicom odsunięcia w czasie posłania swych pociech do szkoły, tegoroczne (2016/17) pierwsze klasy będą mniejsze niż zazwyczaj. Te 6 latki które nie pójdą do szkoły we wrześniu 2016, pójdą już obligatoryjnie jako 7 latki we wrześniu 2017, powodując kolejne spiętrzenie, które będzie się stopniowo przesuwać przez wszystkie stopnie edukacji. Czasami można odnieść wrażenie, że MEN zatracił zdolność przewidywania.

[10] Mało zauważanym problemem związanym z reformą jest wprowadzenie kompletnego chaosu w różnego rodzaju turniejach szkolnych, zarówno tych naukowych jak i sportowych.


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

16 komentarzy

  1. janpol 13.07.2016 14:21

    Cieszę się, że miałem okazje zapoznać się z poglądami młodszego kolegi (ja z “nauczycielowaniem” skończyłem ponad 30 lat temu, w “starym systemie”, czyli 8+4/5, głównie z tego powodu, że jako młody nauczyciel nie miałem żadnego wpływu na program, sposób nauczania a w ostatecznym rozrachunku na oceny (bo mi je zmieniała “konferencja” i dyrektor z dziwnych i niedopuszczalnych dla mnie powodów). Wtedy odniosłem wrażenie że szkoły (w tym LO w którym uczyłem) to nie miejsce, gdzie młodzież zdobywa wiedzę tylko przede wszystkim – miejsce pracy dla nauczycieli, tym lepsze im bardziej “zasłużony” był nauczyciel. Dlatego reforma, która nie tylko zmieniła system na 6+3+3/4 (a tak naprawdę na 6(3+3)+3+3/4) z diagnozami/egzaminami państwowymi co 3 lata (co dla mnie jest PODSTAWĄ tego systemu i powinno zostać!!!), które dawały jakiś obraz postępów w zdobywaniu wiedzy przez młodzież (może ew. forma tych egzaminów była niedoskonała ale to można zmienić łatwiej, szybciej i taniej niż cały system edukacji) ale też “wpuściła trochę świeżego powietrza” w skostniały system szkolnictwa, była krokiem w dobrym kierunku. Zgadzam się z autorem, że powrót do “starego” systemu nie zmieni “biologii” i zachowania młodzieży a argumenty z “powtarzaniem” programu to totalna bzdura i nie ma nic wspólnego z poddziałem na klasy, szkoły czy częstotliwością diagnoz/egzaminów. Uważam, że reforma powinna być dokończona i ocena, za pomocą regularnych diagnoz/egzaminów państwowych (czyli zewnętrznych w stosunku do danej szkoły) ucznia, która daje rodzicom i nauczycielom informacje o jego postępach, powinna być dokończona i powinno się też oceniać NAUCZYCIELA. Pozwoliło by to na eliminacje z zawodu tych, którzy pomimo kursów dokształcających itp. trwale nie wykazują postępów w nauczaniu (tj. np. regularnie, przez wiele lat “wypuszczają” uczniów np. na średnim poziomie 35% a “dostają” na poziomie 40%) a z czasem na podniesienie poziomu szkolnictwa w ogóle. A o to by nam chodziło, bo szkolnictwo TO PODSTAWA nowoczesnego społeczeństwa i państwa.

    Powrót do “starego” systemu z rezygnacją z egzaminów to nie tylko szkodnictwo gospodarcze i w edukacji ale też powrót do szkół, jako “miejsca pracy dla nauczyciela”, powrót do czasów gdy polska młodzież “wyróżniała” się w Europie brakiem podstawowej wiedzy i umiejętności czytania ze zrozumieniem. Autorzy tej “reformy” powinni trafić przed trybunał stanu! A zmiany w programach nauczania i ew. formach egzaminów to temat otwarty i można nad nim dyskutować.

  2. sandvinik 13.07.2016 20:57

    zgadzam się z south windem-też kończyłem szkołe jako jeden z ostatnich roczników 8+4/5 i poziom jaki my mieliśmy był dużo większy niż potem w gimnazjach. a testy co 3 lata to śmiech na sali-trzeba się było uczyć na oceny i żeby móc zdać wstępne do liceum. i do dobrych liceów na jeden wakat było po 5-6 chętnych na miejsce.

    a teraz co? magister czegoś tam który bez google i szkolenia nic sam nie umie? ale 12pln na godzine to jak najbardziej…

  3. sandvinik 13.07.2016 20:59

    płakać to można że sporo nauczycieli z magistrem na słabe 3 nie wie co robić… taaaka zmiana

  4. Szurnięty Mędrzec 13.07.2016 21:06

    W ciągu dnia miałem 5-6-7 przedmiotów 45 minutowych, na których kilka minut trwały przygotowania do rozpoczęcia lekcji i ogarnięcia chaosu w klasie, gdyby tak były 2-3 przedmioty jednego dnia po 2,5 godziny każdy z jedną godziną przerwy nauczyciel mógłby poświęcić więcej czasu na jednego ucznia, nauczył by go więcej, pod koniec każdej lekcji 15-30 minutowa kartkówka sprawdzająca wiedzę nabytą przez te 2 godziny, nie było by wkuwania na ostatnią godzinę.

  5. agama 13.07.2016 22:04

    rodzice durni, to i dzieci

  6. Wujek Polonii 13.07.2016 23:02

    Chciałbym się przyłączyć do dyskusji. Mam własne doświadczenia i uwagi.
    Kiedyś pewien prof., na pierwszych zajęciach, wygłosił takie motto: “Nauczyciel powinien się wiecznie… kształcić.” To była uczelnia pedagogiczna. Gdy tam się kszt… doskonaliłem, to był chyba najgorszy okres w dziejach tej placówki dydaktycznej. Walka o byt w dżungli systemu wyższej edukacji końca XX w. Koncepcji więcej, niż klik walczących o stołki.
    Uczelnia zmieniła nazwę…status niekoniecznie. Kto wygrał, to widać po tym, kto dalej pracuje i robi następne stopnie naukowe.
    Nie śmiem oceniać dzisiejszej kadry na tej uczelni, tak jak nie chcę wspominać jej nazwy, z szacunku dla kilku osób i swych własnych wspomnień. Wszak nie kala się własnego gniazda.
    Ale ileż można wysiadywać wciąż kolejne kukułcze jaja???
    Panowie nauczyciele mają wiele racji, tylko jakoś nie w pełni naświetlają sytuację.
    Problemy nie zamykają się w kwestii gimnazja czy nie? A gdzie reforma szkolnictwa wyższego? Jesteśmy zawieszeni… po całości zresztą. Między kapitalistycznym wolnym rynkiem, liberalizacjom i “postępem”, a między socjalistycznym dorobkom społecznym, które zdegenerowana nomenklatura post-PRL-owska, bezczelnie sobie zawłaszczyła.
    A w tym konkretnym przypadku, chodzi mi o bezpłatne nauczanie na uczelniach państwowych.
    Panowie nauczyciele! O ile więcej zarabia od “belfra” w szkole podstawowej, “belfer”l w gimnazjum, a ile w liceum? A ile zarabia kadra kształtująca na wyższych uczelniach? Wiem, a inni także powinni wiedzieć, że was “belfrów” jest więcej, ale środki są przyznawane nierównomiernie do potrzeb. Za to zdolny korepetytor przebiera w ofertach i narzuca ceny.
    Poza tym, to jest wielki skandal, że wciąż jeszcze całe społeczeństwo składa się i płaci, na darmowe studia dla nielicznych pełnoletnich, w pełni sprawnych umysłowo, których atutem nierzadko jest tylko to, że uczelnia jest w ich mieście lub w bliskiej okolicy, bądź mają zasobnych rodziców, utrzymujących ich poza domem.
    Dopóki nie zrozumiemy, że państwowy sponsoring możliwości kształcenia powyżej 18 roku życia, to jeden wielki wałek (tych co mają, przeciw tym, co jeszcze nigdy nie mieli), dopóki nie pojmiemy, że to uzdolnionych trzeba wspierać, a biednych i uzdolnionych przede wszystkim… to nigdy nie będziemy mieli swojego kraju- Polski.
    I walka o gimnazja niewiele zmieni.
    Co może zrobić dzieciak, który ma nieszczęście pochodzić z ubogiej rodziny? Ambitnie dobija się do “elity”. Pracuje po godzinach, a po tych następnych, przeznacza zarobione pieniądze na opłaty za studia. To złodziejstwo podwójne?! Pracujesz- płacisz podatki na innych niepracujących, a studiujących; studiujesz zaocznie- płacisz na tych, co nie chcą by się taki układ zmienił. Każdy ma jakieś wnuki, siostrzeńców, kuzynów i innych pociotków.
    A mafia uczelniana? To większy beton niż sądownictwo, medycyna i farmakologia. Wszak to “oni”, elita kadry uczelni wyższych (strach nazwać to polskimi- sic!), kształci kolejne roczniki…
    Jeżeli system zakłada, że maturę zdają dziewiętnastolatkowie, to niech to będzie prawdziwy sprawdzian dojrzałości. Uczmy następne pokolenia potrzebnej wiedzy. Zamiast korzystania z darmowej edukacji przyszłym lekarzom i prawnikom, dzieciom lekarzy i prawników, może wprowadźmy im

  7. janpol 14.07.2016 01:45

    Jest oczywiste, mam nadzieje, że zły system edukacji nie zniechęci tego, który chce się uczyć (ja kończyłem szkoły w “starym” i komunistycznym systemie i ne czuję się “niedouczony” 😉 chociaż mam świadomość, że w normalnym systemie i czasach, zdobycie wiedzy kosztowało by mnie mniej nerwów i czasu) a dobry nie zmusi lenia do nauki. Nie o to tu chodzi. Nie ruszamy też tematu edukacji na poziomie wyższym bo to osobny temat (a że bagno to się zgadzam i wymaga naprawy – dla mnie to oczywiste) i nie da się go rozwiązać bez większych zmian systemowych wraz z rozwojem i wdrażaniem wynalazków i osiągnięć naukowych i technicznych. Chodzi o to, że system edukacji w Polsce (ten w zakresie obowiązku konstytucyjnego państwa, czyli dla młodzieży w wieku 6/7 lat do 18/19 lat) trzeba zmienić bo jest niedobry a od niemal pół-tysiąclecia wiadomo, że “Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie” a tu, rząd niby obywatelski, stosuje metodę “zawracania Wisły kijem”, marnuje środki finansowe i to co udało się zrobić dobrze (powtarzam: niezależną i zewnętrzną w stosunku do szkół metodę badania postępów w nauce, przez system diagnoz/egzaminów co 3 lata, dając zdolnej młodzieży możliwość kontynuowania nauki w lepszych szkołach – czy to będą szkoły podstawowe, gimnazja, licea czy montesoria, chedery i szkoły realne czy cokolwiek innego, z możliwością kształcenia dzieci przez rodziców ale z obowiązkiem zaliczania egzaminów co 3 lata co najmniej, włącznie – to jest mi to obojętne. System: “szkoła podstawowa (3+3), gimnazjum, liceum” jest tylko takim ramowym rozwiązaniem, które powinni wybierać ci, którzy nie mają innych pomysłów i możliwości ale powinien gwarantować możliwie wysoki poziom edukacji a programy nauczania i ilość materiału to zupełnie inny temat. “Stary” system, 8+4/5 z konkursami świadectw tego nie umożliwiał, umożliwiał za to patologie i gwarantował niski poziom) i stosując metodę “ja mam rację i koniec dyskusji” zawraca nas do czasów kiedy kończąca edukację młodzież nie potrafiła nawet czytać tekstów ze zrozumieniem (na co mamy dowody i tu).

  8. sandvinik 14.07.2016 06:29

    to może porównać wyniki z matur z matematyki roczników przed i po wprowadzeniu gimnazjów? albo poziom zadań z matematyki/fizyki z lat ’80, ’90 i obecnie? kanion kolorado.

  9. janpol 14.07.2016 12:50

    @sandvinik 14.07.2016 06:29 : trzeba porównywać to co się da porównać a nie np.autobus Jelcz z Mercedesem (faktycznie Jelcz jest większy). Radzę przeanalizować raczej tabelę pod tym linkiem i wyciągnąć wnioski:

    http://www.imo-official.org/results.aspx

    Niby nic z tego nie wynika (pozom jest przez ok. 40 lat wstecz porównywalny – czyli na pewno nie niższy) ale jak się przyjrzy uważnie to widać, że w ostatnich latach przybywa lawinowo uczestników i większość krajów (w tym europejskich) ma tendencję zniżkową (czyli osiąga niby niższe wyniki, no może z wyjątkiem Chin i Korei południowej ale to trochę inna sprawa). Analizując też inne dane można wyciągnąć wniosek, że w ostatnich latach średni poziom nauczania matematyki w RP jest coraz lepszy (i nie tylko matematyki). Ale widać komuś to przeszkadza i szybko musi to ukrócić!

  10. smerf 15.07.2016 01:30

    Reforma edukacji J. Handkego (rząd AWS) to była paranoja, czyli ukrócenie podstawówki do 6 lat i wprowadzenie 3-leniego gimnazjum.
    Gimnazja stały się powszechną wylęgarnią wszelakiego zła, na zasadzie, “swój swojego znajdzie”. Przez lata to obserwowałem, więc wiem, co piszę.
    Szkoda tylko, że potrzeby powrotu do 8-mio klasowych podstawówek nie dostrzegli SLD-owcy ani PO-wcy.

    DZISIAJ ZATEM, KU MOJEJ ROZPACZY, PROFITY OSIĄGA, POMIOT KACZY!

    P.S. A że niekumata minister Zalewska, jak w sprawie sprawców mordów na Polakach przez Polaków w Kielcach i Jedwabnem, przeprowadzi takowąż reformę, to niestety chichot historii i podwójny blamaż…

    Pytanie podstawowe: Czy Bóg jakowyś istnieje??????
    Jeśli tak, to dlaczego nie wyje. A jeśli nie istnieje to po co się na niego powoływać (Bóg, Honor, Ojczyzna).

  11. sandvinik 15.07.2016 11:29

    @janpol
    w sumie zgoda-w ostatnich latach minimalnie wzrósł poziom nauczania w szkole-ale nadal mam swoje stare podręczniki i jak porównuję zadania ze starych zbiorów z tym co siostrzeniec miał w liceum to poziom matematyki/fizyki/chemii poszedł tak w dół że skrzypi o dno.
    poza tym jak konczyłem studia to na pytanie czy ktoś chce uczyć połowa grupy powiedziała nigdy, a druga połowa że jak nic lepszego sobie nie znajdzie…
    nauczyciel bez autorytetu nie jest nauczycielem…

  12. sandvinik 15.07.2016 11:32

    @janpol
    a poza tym wyniki olimpiady międzynarodowej nie są miarodajne bo wystarczy jeden Małysz i masz dobre wyniki
    albo kilka szkół o super wysokim poziomie-tylko że kilka szkół w Warszawie, Krakowie czy Gdańsku nie oznacza jaki jest ogólny poziom całego kraju.

  13. janpol 16.07.2016 00:17

    Na szczęście nie mam jeszcze sklerozy i pamiętam, że w zbiorach zadań były takie zadania, że w mojej klasie gdzie było kilkunastu uczestników i 6 laureatów regionalnej olimpiady matematycznej potrafiły rozwiązać je 2-3 osoby (sorki nie podam bliższych szczegółów bo zależy mi na incognito) a dziś są zadania, które powinien rozwiązać każdy a te trudniejsze są oznaczane jakimiś gwiazdkami itp. znakami (a rozwiązuje je większość). Po porostu inne podejście a olimpijczycy mają swoje zadania w ramach przygotowań, np. liga 44 w Delcie. Nie zgadzam się, że wyniki olimpiad nie są miarodajne, bo jednak pokazują jaki jest poziom zespołów a nie pojedynczych osób i to w przekroju kilkudziesięciu lat a jest wielu laureatów z mniejszych miejscowości, choć faktycznie jest kilka szkół w kraju (faktycznie z dużych miast), które maja wielu olimpijczyków ale to chyba też dobrze, że są w RP szkoły, które utrzymują stale wysoki poziom pomimo, że w ciągu tylu lat musieli się zmieniać tam nauczyciele. Co do autorytetu nauczycieli to mam takie rozwiązanie (tez już gdzieś wcześniej opisane): po dokończeniu reformy (czyli wprowadzeniu oceny ucznia i NAUCZYCIELA) awanse powinny być zależne od osiągnięć a nie stażu pracy czy układów. Co oczywiście nie będzie możliwe w “starym” systemie a autorytetu nie da się zadekretować, trzeba go zdobyć np. wiedzą i osiągnięciami ale to niestety za sprawą “nierządów” PiS oddala się w jakąś nieokreśloną przyszłość.

  14. sandvinik 16.07.2016 18:48

    w zasadzie sama prawda-co nie zmienia faktu że ja w obecnym systemie widze tyle samo kumoterstwa co w starym, nigdy nie było oceny nauczyciela względem dokonań-na out szli ci z wiekiem emerytalnym a nie ci najgłupsi,
    no i najlepsze gimnazja jakie znam to te które są w ramach zespołów szkół przy liceach więc dla mnie nadal najlepsze byłby system 6 podstawówka+ 6liceum/technikum, ostatecznie 8+4/5, ale nie 6+3+3 bo liceum to wtedy farsa.
    to nie liceum a kurs do matury.

    a co do zadań których nikt nie umiał ruszyć z nauczycielem włącznie-to uczyło troche pokory i kombinowania-prawda?

  15. janpol 17.07.2016 01:12

    Nie wiem czy uczyło pokory, czy był to fragment większej całości pt. “nikt nie jest za mądry, dlatego jest potrzebna siła przewodnia – nasza partia, jedyna największa, najmądrzejsza i w ogóle naj…” 😉

    A w temacie: właśnie o to chodzi autorowi artykułu i mi (od czasu jak usłyszałem o tej “pseudoreformie” PiS). Są to działania pozorne, podjęte na podstawie fałszywych i błędnych przesłanek i nic nie dadzą! Reformę trzeba kontynuować w dobrze rozpoczętym kierunku a nie zawracać Wisłę kijem, bo to nic nie da. Szkoda czasu i pieniędzy, które mogłyby się przydać np na 500+.

  16. sandvinik 17.07.2016 08:04

    pewnie obaj ocenimy to sobie sami po 5-10 latach o ile następna ekipa nie zrobi kolejnej reformy na zasadzie “bo mogę”.

    zawsze jest jakaś siła przewodnia-obecna nazywa się kredyt :)))

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.