Pionowe farmy w mieście

Opublikowano: 26.11.2012 | Kategorie: Ekologia i przyroda, Gospodarka, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 1417

Perspektywa uprawy roślin w wertykalnych farmach bezpośrednio wewnątrz dużych miast jest od dłuższego czasu na szczycie listy marzeń ekologów, deweloperów i futurystów. Jak wiadomo niektóre marzenia się spełniają, czego dowodem jest fakt, iż w Singapurze powstała pierwsza komercyjna farma wertykalna o nazwie Green Sky.

Singapur – miasto-państwo, o gęstości zaludnienia przekraczającej 5 tys. osób /km kw. zajmuje powierzchnię 692,7 kilometrów kwadratowych, z których większość stanowi zwarta zabudowa miejska. To pozostawia niewiele przestrzeni na produkcję żywności. W rezultacie tylko 7 proc. lokalnej konsumpcji zaspokajają uprawiane w Singapurze warzywa, a popyt na nie zdecydowanie przewyższa podaż, co wymusza na mieszkańcach konieczność eksportu tych produktów z innych krajów.

Za sprawą pionowych farm ma to się w najbliższym czasie zmienić. Prywatna firma inżynierska D.J. Engineering we współpracy z Agri-Food and Veterinary Authority (AVA) postanowiła połączyć metody upraw roślin z technikami budowy energooszczędnych, ekologicznych budynków. Efekt? Powstała pionowa farma Sky Green, która jest w staniej wyprodukować od 5 do 10 razy więcej warzyw, niż tradycyjne farmy.

A wszystko za sprawą z 120 aluminiowych wież, na których uprawia się m. in. szpinak, sałatę i kapustę pekińską. Każda z sześciometrowych wież składa się z szeregu pnących się pionowo szczebli. Na każdym z tych szczebli znajduje się doniczka w aluminiowej ramce, która może stopniowo obracać się wokół własnej osi, aż każda z rosnących w niej roślin otrzyma odpowiednią ilość światła, nawet wówczas gdy dociera ono tylko z jednej strony. Co ciekawe, ruch obrotowy nie wymaga praktycznie wykorzystania energii elektrycznej, bowiem generowany jest przez specjalny system hydrauliczny, zasilany wodą deszczową.

Dzięki takiemu właśnie systemowi na bardzo małej powierzchni uprawiać można zaskakująco dużą ilość roślin.

Dla przykładu na 5-hektarowej działce, farma Green Sky jest w stanie wytworzyć co najmniej 2.500 ton warzyw liściastych, kiedy konwencjonalna farma o takiej samej powierzchni może wyprodukować tylko 500 ton.

Zielenina z Green Sky zbierana jest codziennie i niemal natychmiast dostarczana do sprzedaży detalicznej. Mimo, iż warzywa ze Sky Green kosztują trochę więcej niż te z importu, to cieszą się ogromną popularnością wśród konsumentów.

– Singapur importuje 90 proc. żywności z ponad 30 krajów. Dlatego tego typu konstrukcje pozwolą na rozwój lokalnego rynku produktów spożywczych – czytamy na stronie producenta.

Kolejna korzyść z tego typu konstrukcji, to fakt, iż pionowe uprawy pozwalają lepiej wykorzystać przestrzeń w miastach. Po drugie brak konieczności transportu żywności ze względu na bezpośrednią lokalizację w obszarze miejskim spowoduje ograniczenie emisji m. in. dwutlenku węgla.

Po jakimś czasie wpłynie to również na ceny produktów, do których nie będzie potrzeby doliczania kosztów związanych z transportem. Ze względu na to, że farmy znajdują są w kontrolowanym środowisku – zabezpieczone przed szkodnikami, wiatrem i powodziami – to produkują świeże warzywa przez cały rok, przy minimalnym wykorzystaniu gruntu, wody i energii – przekonują autorzy konstrukcji.

Na dzień dzisiejszy takie gospodarstwo jest w stanie wyprodukować pół tony warzyw dziennie. Jak zapowiadają twórcy konstrukcji w przyszłości ilość ta będzie oscylowała już w okolicach dwóch ton.

Eksperci przekonują, że w miastach jest dużo niezagospodarowanej przestrzeni w postaci opuszczonych budynków, które można by przekształcić w farmy produkujące żywność dla mieszczuchów. Zresztą trend ten podchwycili już architekci, bo projekty takich farm-wysokościowców powstają w pracowniach na całym świecie.

Opracowanie: JS
Źródło: Ekologia.pl


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

10 komentarzy

  1. ink 26.11.2012 12:31

    bardzo ciekawe, i to jest sposób na walkę z głodem a nie GMO

  2. XerXes 26.11.2012 15:43

    GMO to jest wyjście, niemniej jednak tak jak zwykle górę biorą interesy a nie zwiększenie produkcji żywności. TAK dla GMO, NIE dla korporacji. Niestety w życiu tak już jest, że podejmuje się realizacji jedynie przedsięwzięć przynoszących zyski. GMO, które się nam oferuje tak naprawdę jest jedynie półproduktem… Trzeba bowiem kupić odpowiedni herbicyd, na który odporne są ‘prponowane’, zmodyfikowane rośliny. Zwiększenie produktywności biomasy roślinnej jest NIE OPŁACALNE, a golden rice to tylko wersja demo… Radzę poczytać, aby mieć własne zdanie. Z drugiej strony nie potrzeba wcale zwiększać produkcji biomasy roślinnej, gdyż globalnie mamy nadprodukcję… a takie przedsięwzięcie jak to w artykule to tylko sztuka dla sztuki, która w generalnym rozrachunku nie wnosi NIC.

  3. MiB 26.11.2012 20:27

    @XerXes jakie GMO jest wyjściem? Bo jakoś nie widzę w tym wyjścia… Manipulowane na chybił trafił, tuszowe niekorzystne badania itp. Roślinki są odporne na herbicyd to fakt, ale ten “cudowny” środek chemiczny się odkłada w roślinkach pryskanych tym syfem… a te niby bardziej odporne częściej pewnie pryskane są… Chcesz GMO, to proszę bardzo możesz je sobie jeść, tudzież jechać tam gdzie nie ma zakazu upraw GMO i jeść sobie świeże z pola prosto… życzę powodzenia 🙂

  4. rych 26.11.2012 20:45

    @XerXes “(…) gdyż globalnie mamy nadprodukcję… a takie przedsięwzięcie jak to w artykule to tylko sztuka dla sztuki, która w generalnym rozrachunku nie wnosi NIC.”

    Właśnie to, że globalnie mamy nadprodukcję w generalnym rozrachunku nie wnosi NIC, bo lokalnie w wielu rejonach świata panuje głód. Wiec takie przedsięwzięcia wnoszą ogromnie dużo dla lokalnych społeczności. A sztuką dla sztuki (oraz dla napychania kabzy korporacyjnych bonzów) jest właśnie GMO, które nie rozwiązuje lokalnych problemów nigdzie na świecie, a wręcz przeciwnie jeszcze ich przysparza.

  5. XerXes 26.11.2012 21:07

    @MiB
    Słyszałeś o rzepaku Canola? otóż ‘normalny rzepak zawiera olej eruikowy, natomiast Canola go nie posiada. Nie jestem zwolennikiem GMO w takiej postaci w jakiej jest obecnie. Istnieją oczywiście poztywne przykłady. Każdy słyszał o złotym ryżu. Zmiana polega na tym, iż ten ryż posiada więcej karotenu, który stanowił deficytowy składnik ludzi dla których ryż stanowił podstawę diety. Kolejnym pomysłem niestety tylko na papierze było zwiększenie zawartości białka. Niestety takie inicjatywy nie są popierane bo nie da się na nich zarobić. Jeść GMO nie jem. Hmm każdy zna pszenice, ale mało kto wie że jest to takiej rośliny nie było. Człowiek stworzył heksaploidalną pszenicę. To też jakby GMO, bo do istniejącego garnituru chromosmów dodano nowe chromosomy pochodzące z innego gatunku. Palisz fajki? jeśli tak to zapewne tytoń GMO. Boisz się herbicydów, poczytaj o DDT, które akumuluje się w tkance tłuszczowej. Wykryto je nawet w mleku eskimosek, która nota bene nie mają nic wspólnego z DDT

    @Rych
    To że mamy nadprodukcję i głód znaczy nie mniej nie więcej niż to, że komuś się nie opłaca. Latwiej wyrzuciś żarcie do kosza niż dać tym którzy nie mają, ale to nie problem GMO czy produkcji żywności w ogóle, lecz polityki… Zywności brakuje w krajach biednych a pragnę zauważyć że rozwiązania takie jak to (w artykule) wymagają funduszy, mniej kosztuje posiadzenie ziemnika w ziemi niż konstrukcja powyższych półek. Stworzenie konkretnej linii GMO też jest cholernie drogie (zwykle to około 10 lat badań), zatem po prostu się NIE OPŁACA. To przykre ale taki jest świat a ja sam jedynie pionkiem w grze…

    Nie jestem zwolennkiem GMO o którym mowa.

  6. pasanger8 27.11.2012 01:33

    Xerxesie problem z wprowadzaniem GMO do środowiska odnosi się do żywności w niewielkim stopniu.Największym problemem jest to ,że skażenie genetyczne się kumuluje(gdyż organizmy modyfikowane się namnażają) i doprowadza to praktycznie do wyginięcia gatunku , z którym GMO się krzyżuje np.:kukurydzy pozostaną tylko mutanty pylące zmutowanym pyłkiem -nie wiadomo czy nie toksycznym.
    Wypowiedź prof Żarskiego naprawdę znającego się na rzeczy(kierownik katedry toksykologii na SGGW)

    http://www.youtube.com/watch?v=gDgRks8J5Gs

  7. Hassasin 27.11.2012 08:17

    Brawo pasanger8@ … powtórzę to jeszcze raz : zanieczyszczenie genetyczne nie znika ze środwoiska tak jak promieniowanie , wyciek ropy czy inne zagrożenie chemiczne , ono zostaje w ekosystemie bo ma zdolność ROZMNAŻANIA . I druga rzecz , nie ma badań długo okresowych , badających choćby jakiś spójny wycinek ekosystemu do którego wprowadza się obcy gen . Hektar monokultury kukurydzy to nie ekosystem ! Dla przykłady : jaki jest długofalowy pływ np genu jakiejś bakterii z głębin oceanu na na przykład otaczającą uprawy populację zwierząt np owadów . Gmo dobre ?! Nie w tej rzeczywistości , może w jakims świecie równoległym , bo w tym to Monsanto wykupiło firmę zajmującą się pszczołami : primo żeby ,,zamknąć twarz,, pszczelarzom i innym greenpeasowcom i duo : żeby wyprodukować własne pszczółki , które trzeba będzie kupować jak zdechną te naturalne , żeby nie zdechnać samemu .

  8. steba 27.11.2012 11:03

    Nie ma to jak naturalne wiejskie jedzenie. I choć trudno o nie nawet na wsi, to zdarza się, iż można kupić jeszcze jajka u babci, która hoduje kurki a które biegają u niej na podwórku. Takie jedzenie ma swój smak i wartość. Krótko mówiąc wszystko co człowiek modyfikuje i rzekomo ulepsza to nic dobrego, dlatego nie ma co poprawiać po Bogu. Natomiast wszelkie zabawy człowieka w “boga” okazują się zgubne w skutkach.

  9. XerXes 27.11.2012 11:27

    @Hassain
    Monsanto to przykład komercji o której pisałem. Nigdy tego nie poprę

    @pasanger8
    Masz rację, nie da się uniknąć przepływu genów. Niemniej jednak nie spowoduje to że ludzie zaczną chorować. Popularne insetycydy takie jak wspomniany przeze mnie DDT kumuluje się w łańcuchu pokarmowym… To jest dopiero trucizna…

    Na koniec, pragnę tylko zauważyć że wszyscy źle mnie odbieracie. Nie potrzebujemy GMO, po prostu. Nie jestem zwolennikiem spożycia modyfikowanej np. kukurydzy. Z drugiej strony biotechnologia jest i będzie się rozwijać czy się to podoba czy nie. Ciekawym przykładem GMO są rośliny, które produkują szczepionki (zjadasz nasionko), nie trzeba się kłuć. To jest ułatwienie.

    Często istnieje zapotrzebowanie na substancje organiczne produkowane przez organizmy w niewielkiej ilości, jak przezwyciężyć ten problem? Nawet nie wiecie ile takich substancji produkują zmodyfikowane organizmy w laboratoriach. Dzięki temu te związki organiczne są tańsze a ich podaż zaspokaja popyt.

    Jeśli ktoś by mnie zapytał czy chcę GMO w Polsce powiedziałbym NIE, bo wiem co to w obecnej formie może oznaczać dla kraju.

  10. Rozbi 27.11.2012 19:09

    W artykule jest : co wymusza na mieszkańcach konieczność eksportu tych produktów z innych krajów.

    Poprawcie to – nie można eksportować Z kraju.. można eksportować do innego kraju i z niego importować 🙂 Logiczne.

    Co do GMO to jak zwykle podnosi się szkodliwość/brak itp itd – a nie widzice tego że do żywności GMO prawo intelektualne ma firma… Czyli chcesz kupić, albo posadzić sałatę to nie będziesz tego mógł zrobić bo sałata nie jest Twoja. Prawo intelektualne do produkcji roślinki ma firma która zmodydikowała genetycznie roślinkę czyli wg prawa de facto stworzyła nowy gatunek i ma do niego “intelektualne” prawo własności (jak prawo autora piosenki, filmu itp itd) – i żeby produkować i sprzedawać roślinkę musisz mieć od niej pozwolenie na korzystanie z jej produktu.

    I to jest NAJGORSZE !!!

    GMO może np za 10 lat nie być szkodliwe— a prawo własności zostanie i obudzimy się z ręką w nocniku… Tymbardziej że jak ktoś wspomniał wcześniej uprawy GMO “skażają” uprawy “naturalne”. Więc po pewnym czasie WSZYSTKIE NASIONA mogą być własnością intelektualną….

    Czy to nie jest najgorsze?
    Czy nie na tym powiniśmy skupić swoją uwagę.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.