Pic. A za picem nic

Opublikowano: 11.03.2014 | Kategorie: Gospodarka, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 690

Wolny rynek będzie naprawdę wolny, gdy wyzwoli się od społeczeństwa. W Polsce trwają postępy realnego liberalizmu w tym kierunku. Niż demograficzny jest najlepszym przykładem. Trzeba przyznać, że ten system ma znakomite właściwości odchudzające.

W mojej okolicy są dwie poczty. Jedną z nich właśnie wyremontowano. W środku zrobiło się bardzo elegancko i nowocześnie. Jest duże, odrębne stanowisko finansowe (Bank Pocztowy), osobny regał na prasę, koperty. I tylko jeden mały kłopot: zrobiło się ciasno. Zamiast dawnych dwudziestu krzeseł, na których zwykle siedzieli staruszkowie płci obojga, postawiono – na jedynym już kawałku wolnej przestrzeni – czerwoną ławkę, której oparcie kończy się w okolicach nerek (testowałem: mało wygodne). Od biedy mieści się na niej pięć ściśniętych osób. Reszta klientów musi stać w ścisku i czekać na swoją kolej. Nie ma już stolików – został jeden krótki blat, przy którym można wypełnić druczki. Pechowo, jego okolice to właśnie ostatni skrawek poczty, gdzie da się przystanąć nikomu nie zawadzając, gdy w środku jest tych dwadzieścia osób. Najbardziej jednak bije w oczy ta krótka czerwona ławka w „miejscu użyteczności publicznej”. Choć chyba ktoś, kto to projektował, najwyraźniej nie myślał o wnętrzu budynku pocztowego w tak mało nowoczesnych kategoriach.

Trudno traktować ten przypadek inaczej, niż jako symbol przemian, jakich doznaje cała nasza przestrzeń publiczna. W Krakowie właśnie oddano do użytku podziemny dworzec kolejowy, który stanowi de facto przedłużenie pobliskiej Galerii Krakowskiej. Ledwo oznaczono dojścia na poszczególne perony. Co stanie się ze starym, zabytkowym dworcem? Jeszcze nie wiadomo. W wielu miasteczkach, jeśli dworce kolejowe nie popadły w ruinę, po prostu zamieniono je w magazyny i hurtownie. W wielkopolskim Czempiniu rok temu zatrzymałem się w małej kawiarence na rynku, prowadzonej, jak się okazało, przez lokalnego patriotę i pasjonata swojej okolicy. Rozmowa zeszła na tamtejszy dworzec kolejowy. – Tam, w poczekalni, były piękne, zabytkowe kasetony, ale nie wiadomo, co się z nimi stało, bo to wszystko przerobili na magazyny – opowiadał. Łudzę się nadzieją, że starego dworca krakowskiego nie da się ot tak, po prostu, oddać na zmarnowanie. Ale w zasadzie: dlaczego nie? Przecież większości opinii publicznej i tak nic takie sprawy nie obchodzą, a nawet jeśli jest inaczej, to ich przełożenie na „czynniki decyzyjne” jest niemal żadne.

Na polskich ulicach królują banki i apteki – jeśli ktoś źle się poczuł po terapii szokowej, zawsze może wziąć to, co Goździkowa. I ludzie biorą. Zdaniem Centrum Badania Opinii Publicznej około 70 proc. Polaków łyka leki bez recepty co najmniej raz w miesiącu. Politycy wiedzieli co robią, zezwalając na niekontrolowaną reklamę tych produktów. Lekko „przyćpany” naród mniej się buntuje. Co prawda przedłużone samoleczenie może być szkodliwe, ale co komu szkodzi wziąć kilka tabletek, gdy wiadomo, że szanse na szybkie dostanie się do specjalisty są mizerne.

„Polacy są lekomanami i biorą za dużo leków bez recepty, szczególnie tych przeciwbólowych” – mówi Wirtualnej Polsce dr Piotr Burda, konsultant krajowy w dziedzinie toksykologii klinicznej. Nieco inaczej widzi problem prof. Richard Wilkinson, współautor jednej z najważniejszych książek ostatnich lat, „Duch równości”. W rozmowie z tygodnikiem „Polityka” stwierdził m.in.: „Emocje trudno jest kontrolować. A stres statusowy bywa bardzo bolesny. Badania pokazują, że wykluczenie społeczne oddziałuje na te same obszary mózgu co fizyczny ból. Niedawno opublikowano badanie, które pokazuje, że te same lekarstwa, które zmniejszają ból – na przykład paracetamol – zmniejszają też poczucie wykluczenia. To widać po rejestrowanych przez skaner reakcjach fizjologicznych mózgu. Można to też uchwycić w badaniach ankietowych. To częściowo tłumaczy nadużywanie środków przeciwbólowych w niższych klasach i w społeczeństwach o większym rozwarstwieniu”.

Wiemy jednak, że w Polsce nie jest w dobrym tonie mówić o rozwarstwieniu i konfliktach klasowych. To „komunistyczne wymysły” – liczy się jedność narodowa, którą osiągniemy, gdy tylko zacznie rządzić prawica bardziej prawdziwa od tej mniej prawdziwej. I oczywiście jeszcze bardziej wolnorynkowa, bo tylko wolny rynek odejmie Polakom ból głowy. Niektórym najpewniej razem z głową, ale koszty transformacji są zawsze nieuniknione. Te obecne, bo nad dawnymi można już uronić łezkę: Karol Modzelewski i Marcin Król służą przykładem wzruszeń poniewczasie. Prawa realnego liberalizmu nie różnią się pod tym względem od obowiązujących w realnym socjalizmie: za okres błędów i wypaczeń można bić się w piersi wtedy, gdy dawne ofiary już trafił szlag, a system pracuje nad nowymi.

Podobnie jak problem bólu głowy rozwiązać można kwestię kolejek do publicznych ośrodków zdrowia. Można je skrócić nie inwestując ani złotówki: trzeba po prostu zlikwidować publiczną służbę zdrowia. I chodzą słuchy, że tak właśnie będzie. Dokąd pójdą ci, których nie będzie stać na komercyjne usługi zdrowotne? Umrą. Przecież i tak wszyscy umieramy. Sami widzicie, że wolny rynek medyczny może uwolnić się od społeczeństwa naprawdę skutecznie.

Jak dotąd jednak istnieje jeszcze taki byt jak polskie społeczeństwo. Stąd może nie mam racji, gdy narzekam, że na poczcie nie ma już prawie gdzie usiąść. Docelowo przecież i tak nie będzie komu siadać. Ale po co w takim razie to majestatyczne stanowisko Banku Pocztowego? Cóż, i to da się wyjaśnić: współczesny kapitalizm spekulantów i wielkich instytucji finansowych opiera się przecież na transferze środków z peryferii do centrów. Będą nas zatem bombardować usługami bankowymi do ostatniego niewyciśniętego obywatela. Będą nas wyciskać na poczcie, na dworcu kolejowym zamienionym w galerię handlową i w aptece, do której skoczymy po wyjściu z banku. A na dodatek jeszcze w pracy, która staje się „elastyczna” do granic możliwości – swojej albo naszej.

W realnym socjalizmie było biednie, a z reguły też nikczemnie, ale dzieci przybywało. Dziś na ogół też jest nikczemnie, tyle że już w inny sposób, a zamiast równo dzielonej biedy mamy rosnące rozwarstwienie. Dzieci już nie przybywa. Mentalni potomkowie Korwin-Mikkego twierdzą, że to przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych – planowo ograbiający lud pracujący miast i wsi z pieniędzy, zabierający pracodawcom środki, które ci najchętniej przeznaczyliby na wyższe pensje dla swoich ukochanych pracowników. Inni – wiążą negatywne tendencje z rozpadem więzi rodzinnych, pod wpływem nagłych zmian społecznych i kulturowych, które zachodziły w czasach terapii szokowej.

Wredna lewacka propaganda głosi z kolei, że gdyby w Polsce istniał efektywny transport publiczny, sieć żłobków i przedszkoli, gdyby nie skomercjalizowano niemal wszystkich sfer życia i nie zaniżano z premedytacją płac w skali całego kraju, to dzieci mogłoby być więcej. Trzeba jednak uznać, że to rynek ma zawsze rację. A on najwyraźniej nie potrzebuje do szczęścia aż tylu Polaków. Być może wystarczyłoby nas kilkaset tysięcy, osadzonych gdzieś w okolicach Puszczy Białowieskiej i zatrudnionych w agroturystyce? Niemieccy emeryci przyjeżdżaliby do nas ze swego koszmarnego kraju, w którym pokutują straszliwe przeżytki komunizmu, takie jak własny przemysł czy dobrze rozwinięta sieć transportu publicznego. My przemysłu i sprawnego transportu nie mamy, bo jesteśmy nowoczesnym państwem realnego liberalizmu, a nie Niemcami, które, jak niedawno słyszałem, wkrótce zbankrutują już od tego dobrobytu. Razem z krajami skandynawskimi, rzecz jasna.

A skoro jesteśmy przy Niemcach i kolei. W czas Bożego Narodzenia, spędzanego w Wielkopolsce, rozmawiałem ze znajomym. Zwyczajowo zeszło na dawno zamkniętą lokalną linię kolejową. – „I tak wrócą tu Niemcy” – powiedział. Przyznam, że pierwszy raz w swoich stronach usłyszałem taki tekst. Gorycz? Poczucie, że wszystko wokół rozłazi się jak karton w strugach deszczu? Zdroworozsądkowa konstatacja, że inaczej być nie może, skoro z polskiego państwa zostają często tylko pudełka coraz bardziej pustych domów? Skoro domy te stoją przy dziurawych ulicach, którymi coraz dalej trzeba dojeżdżać do lekarza, na pocztę, do jakiegokolwiek ośrodka kultury? Skoro po gwałtownych wichurach w okolicy przez kilka dni nie ma prądu, bo sieć energetyczna jest stara i coraz mniej wydolna?

Tymczasem czytam, że minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska zapowiada, iż za dwa lata nasz kraj zwróci się do Komisji Europejskiej o przeniesienie niewykorzystanych funduszy unijnych z projektów kolejowych na drogowe. Komisja nalega zaś, byśmy do tego czasu wydali jak najwięcej na kolej, bo dobrze wiedzą, jakie w tej materii panuje w Polsce dziadostwo. Ale przecież „rozwój regionalny” w kraju realnego liberalizmu rządzi się swoją logiką: logiką niedorozwoju i atrofii. Infrastruktura publiczna może być dziadowska, byle nie rzucała się w oczy cienkiej warstwie zasobniejszych Polaków. Nie ma sensu wydawać na kolej, gdy się ją akurat likwiduje, a to, co z niej zostaje, wystarczy akurat na obsługę kilku największych miast.

Banki, apteki, galerie handlowe, likwidowane urzędy, kiepskie drogi, zarastające tory, pustoszejące regiony, niż demograficzny. Goździkowa, sklepy pocztowo-rybne, Marcin Król załamujący ręce nad polską transformacją, niskie podatki dla bogatych, wysokie dla biednych. Dla kogo nie wystarcza miejsca na coraz krótszej ławeczce, ten frajer. Stój w drzwiach albo emigruj, względnie zrób napad na bank, a łup przeznacz na proszki od bólu głowy.

Co to jest III Rzeczpospolita? Pic. A za picem nic.

Autor: Krzysztof Wołodźko
Źródło: Nowy Obywatel


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

17 komentarzy

  1. mr_craftsman 11.03.2014 15:02

    Niech najpierw Obywatel zacznie się utrzymywać z pieniędzy które sami zarobicie, a nie z dotacji z pieniędzy ukradzionych innym ludziom.

    Jak będziecie się utrzymywać sami, to wtedy pomyślimy, czy piszecie niezależnie, czy tylko jak sprzedajne bladzie bronicie swojego alfonsa czyli tzw. “państwo”.

    Gdyby faktycznie był ten “wolny rynek”, to pismo Obywatel by nie istniało.

    Niemniej, każda populistyczna tyrada zaczyna się od wypominania, jaki to wolny rynek jest zły.

    Rynek, którym rządzą koncesje, monopole kolesi władzy rozdzielających te koncesje, czy taki, gdzie można każdą konkurencyjną firmę załatwić poprzez donos do kolegi w urzędzie Skarbowym – trudno nazwać wolnym.
    Czy na wolnym rynku prawo podatkowe działa wstecz ?

    Jak długo bladzie państwowego alfonsa będą brać kasę za pisanie swoich bredni, tak długo ich słowa nie będą warte więcej niż beczka nawozu…

  2. MichalR 11.03.2014 21:27

    Jeśli nie mogę kupić legalnie tabletek od Chińczyka na targu, to nie mamy wolnego rynku. Jak można mówić o wolnym rynku jeśli ten rynek musi spełniać unijne normy.

    Prawo patentowe jest kolejnym zaprzeczeniem wolnorynkowości. Jeśli mielibyśmy wolny rynek, to mógłbym kupić konsolę PS4 firmy PEGASUS tak jak kiedyś można było kupić PEGASUSA który imitował konsole Nintendo.

    Wolny rynek byłby wtedy gdybym mógł pójść do apteki w sygnowanej przez firmę BAYER, albo do apteki w której znalazłbym produkty firmy “od cioci Zosi”.

    Z wolnym rynkiem miałbym doczynienia wtedy gdybym patrząc na tabletkę z wytłoczonym logiem firmy BAYER nie był pewien czy ta tabletka jest oryginalnym produktem firmy BAYER, czy też jest tylko chińską podróbką.

    Ostatecznie kończąc analogię apteczną wolny rynek byłby wtedy gdyby to apteka chciała zbudować swoje zaufanie u klienta poprzez zżeszenie się w pewnej renomowanej rodzinie aptek, lub pracując samodzielnie na swoją renomę. Jeśli więc na wolnym rynku chciałbym założyć aptekę to mógłbym po prostu na drzwiach mojego domu wywiesić szyld “Apteka” – nie potrzebowałbym do tego ani uprawnień, ani prawdziwych leków.

  3. JamiroQ 12.03.2014 06:32

    @ mr_craftsman – prawda zawarta w artykule musiała Cię bardzo zaboleć skoro nie odniosłeś się do jego treści ANI RAZU merytorycznie. Atak “ad personam” jest faktycznie wyrazem Twojej bezsilności i braku argumentów (chociaż w tym wypadku personą stał się cały portal “Nowy Obywatel”). “Wolny rynek” to utopia podobna jak dwie krople wody do komunizmu. To dwie strony tego samego medalu jak miłość i nienawiść. “Rynek, którym rządzą koncesje, monopole kolesi władzy rozdzielających te koncesje, czy taki, gdzie można każdą konkurencyjną firmę załatwić poprzez donos do kolegi w urzędzie Skarbowym” jest dokładnie tym czym się różni realny rynek od utopii “wolnego rynku” i analogicznie tak samo różnił się realny socjalizm od idei komunizmu opisanych przez K.Marksa i jego uczniów. “Wolny rynek” nie jest stabilnym monolitem wykreowanym w słabych umysłach filozofów pokroju Misesa lecz dynamicznym ruchem SPOŁECZNO-gospodarczym nieuchronnie zawsze zmierzającym do MONOPOLU. Uruchom funkcję myślenia i odpowiedz na pytanie: dlaczego dobrze sytuowany kapitalista przy zdrowych zmysłach nigdy nie “rzuca na wolny rynek pracowniczy” swojego potomstwa? 🙂 Zawsze albo zatrudnia go sam (za pieniądze nieadekwatne do jego kwalifikacji), albo wspiera finansowo (i dodatkowo gratis – merytorycznie) jego pierwszą własną działalność gospodarczą (bynajmniej nie namawiając go do wzięcia kredytu na “wolnym rynku finansowym). Ludzie o poglądach wolnorynkowych nie mają pojęcia o twardej rzeczywistości, interesują ich tylko mrzonki, których nie potrafią nawet rzetelnie przemyśleć.

  4. Rozbi 12.03.2014 09:04

    Hahahahaha.

    O ile wcześniej tylko podejrzewałem że osoby piszące dla tamtego portalu tak naprawdę nie wiedzą NIC o idei wolnorynkowych – to teraz mam już pewność – a do tej pewności wystarczyło mi tylko jedno zdanie:

    “Wolny rynek będzie naprawdę wolny, gdy wyzwoli się od społeczeństwa.” – to oksymoron

    A przecież wolny rynek to WŁAŚNIE jest społeczeństwo i relacje handlowo/produkcyjne/usługowe które zachodzą w tym społeczeństwie bez ingerencji państwa.

    Więc wolny rynek będzie naprawdę wolny gdy wyzwoli się od państwa , nie może się wyzwolić od społeczeństwa – bo społeczeństwo jest wolnym rynkiem, a Państwo tylko w niego ingeruje.

  5. JamiroQ 12.03.2014 09:21

    @Rozbi – czytuję ten portal regularnie i zapewniam Cię, że wiedzą znacznie więcej niż Ci się wydaje. Wygląda na to, że to Ty nie masz pojęcia czym jest sarkazm, bo zdanie, które zacytowałeś jest właśnie sarkastyczne. Najwyraźniej nie wiesz także czym jest instytucja państwa oraz nie zastanawiałeś się RZETELNIE nad “tu i teraz” relacji społeczeństwo – wolny rynek. Przykład chorych relacji tego typu to kryzys spowodowany właśnie poluzowaniem ingerencji instytucji państwowych w rynek finansowy USA. Giganty finansowe wyrosłe z wolnego rynku tego kraju potrzebowały pieniążków od państwa, bo były “zbyt wielkie aby upaść” (to sarkazm jakbyś nie zrozumiał). Oczywiście wg wolnorynkowców mogłyby upaść, ale wówczas skutki SPOŁECZNE tego upadku byłyby o wiele większe. Tak więc “wolny rynek” USA wyhodował na własnej piersi tak wielki kapitał, że zapada się pod własnym ciężarem i pociąga za sobą SPOŁECZEŃSTWO (skutki społeczne). To dopiero oksymoron! Niestety szczerze wątpię, abyś to zrozumiał…

  6. mr_craftsman 12.03.2014 16:01

    JamiroQ – gdyby w tej agitce znalazły się jakieś merytoryczne argumenty, na pewno bym na nie odpowiedział.

    Niestety jest tylko skowyt ludzi o dwóch lewych rękach, że życie ciężkie i trzeba pracować.
    Komunały i banały.

    “dlaczego dobrze sytuowany kapitalista przy zdrowych zmysłach nigdy nie „rzuca na wolny rynek pracowniczy” swojego potomstwa”

    LOL. A dlaczego matka karmi swoje dziecko piersią, a potem troszczy się o jego byt nieraz przez całe życie ?
    Przecież mogła by rzucić dziecko psom, prawda ?
    Rodzice przy zdrowych zmysłach zawsze będą chronić dzieci, i pomagać im w życiu.
    Jeśli jakiś model okazał się dobry i zapewnia utrzymanie, to wielu rodziców będzie się starało skierować dziecko w tym samym kierunku, czy też przekazać im swoje dzieło życia.
    Zwyczajny instynkt opiekuńczy.
    Nie trzeba do tego dorabiać spiskowego pieprzenia.

    Monopol – tak, monopole są bolączką. Natomiast zdajesz się być tak oderwany od rzeczywistości, ze nie widzisz przyczyn istnienia monopolu.
    Monopole istnieją tam, gdzie łatwo je uzyskać – łatwo, czyli poprzez decyzję urzędnika, nadanie przywileju państwowego – WSZĘDZIE tam, GDZIE PAŃSTWO INGERUJE NADMIERNIE W WYMIANĘ MIĘDZY OBYWATELAMI.

    W sytuacji, kiedy brak jest ingerencji, zaś państwo jest głównie gwarantem podstawowych praw naturalnych – prawa własności oraz prawa nietykalności cielesnej – ludzie sami ustalą między sobą najbardziej optymalne rozdzielenie dóbr.
    Biznesy będą powstawały tam, gdzie będą ludzkie potrzeby.
    Albo – jeśli przedsiębiorca będzie sprytny – wytworzy te potrzeby.

    Żeby poruszać się po takim świecie, ludzie będą musieli zaangażować się społecznie – w interakcje z innymi ludźmi. W rozmowy, wspólne działania, wymianę informacji.
    Jest to przeciwieństwem komunistycznego matriksa, gdzie każdego najlepiej zamknąć w klatce i dostarczać “według potrzeb”.

  7. cetes 12.03.2014 18:24

    Wasza dyskusja tylko potwierdza stopień wmówienia ludziom określonej wizji gospodarki światowej.

    Przeczytajcie: http://www.obserwatorfinansowy.pl/tematyka/makroekonomia/bogaci-beda-coraz-bogatsi/?skad=newsletter20140310

    Później możemy podyskutować merytorycznie, a nie na poziomie gimnazjum.

  8. JamiroQ 12.03.2014 20:52

    @mr_craftsman – w artykule powyżej jest opis naszej rzeczywistości, a agitka Twoim zdaniem za czym? Za komuną? 🙂 Twoja odpowiedź na moje pytanie jest żenująca choćby dlatego, że nie “dorabiam spiskowego pieprzenia”. Jednak ująłeś to dosyć ciekawie niemal porównując rzucenie potomstwa na “wolny” rynek pracy do rzucenia dziecka psom 🙂 Dlaczegóż to wolność jest Twoim zdaniem brakiem ochrony? 🙂 Czyżby wolność rynkowa oznaczała niebezpieczeństwo? Skoro tak, to ludzie właśnie po to stworzyli instytucję państwa, aby CHRONIĆ obywateli przed “psami” 🙂
    Przyczyną istnienia monopolów jest niemal nieograniczona kumulacja kapitału. Wspomniana przez Ciebie decyzja urzędnika jest najczęściej tylko małą przeszkodą, którą można pominąć “rzucając groszem” do odpowiedniej kieszeni. Gdyby nie było urzędnika nie zmieniło by się nic poza zawartością kieszeni kapitalisty (miałby troszkę więcej pieniążków, bo nie musiałby płacić łapówki).
    Prawo własności nie jest moim zdaniem naturalne 🙂 Jest tylko częścią tezy mówiącej o wartościowaniu. W tym wypadku Twoją wartością jest prawo jednostki, moją wartością jest prawo zbiorowości. Stawiam dobro ogółu ponad dobro jednostki. Tym się różnimy.
    “ludzie sami ustalą między sobą najbardziej optymalne rozdzielenie dóbr” – jakbym Marksa czytał.
    Czytałeś kiedyś jego dzieła? 😉
    “Albo – jeśli przedsiębiorca będzie sprytny – wytworzy te potrzeby.” – to zakrawa na namawianie do przestępstwa. Najpierw Cię zatruję, potem kupisz ode mnie lekarstwo? 🙂
    Przykre jest, iż nie rozumiesz idei kapitalistycznego wolnego rynku. Jej “credo” to bogacenie się za wszelką cenę. Również za cenę społeczną niszczenia środowiska i zdrowia.
    @cetes – mógłbyś napisać jakąż to wizję gospodarki światowej mi wmówiono i dlaczego moje argumenty są na poziomie gimnazjalnym? Znam dane na które powołuje się Thomas Piketty i potwierdzają one tylko moją tezę. Cóż z tego, skoro dla wolnorynkowców a’la mr_craftsman to tylko kolejna “agitka” i “skowyt” lewaków. Jeśli jesteś zainteresowany podobną problematyką to polecam: “Globalizacja” Baumana i “Utopistyka” Wallersteina. http://poland.indymedia.org/pl/2008/11/39801.shtml

  9. lboo 12.03.2014 21:18

    @JamiroQ:
    >>”Gdyby nie było urzędnika nie zmieniło by się nic poza zawartością kieszeni kapitalisty (miałby troszkę więcej pieniążków, bo nie musiałby płacić łapówki).”

    To raczej kapitalista stworzył urzędnika żeby konkurent miał trudniej.
    Dlaczego wielkie korporacje płacą mniejsze podatki?
    Można wierzyć że z głupoty urzędników, ja natomiast twierdzę że nie jest to przypadek.

  10. JamiroQ 12.03.2014 23:29

    @Iboo – urzędnicy byli już w czasach feudalnych, ale czy to był kapitalizm? 🙂
    Korporacje czasem płacą niższe podatki, ale to decyzje polityczne podejmowane z wielu powodów (np. aby zmniejszyć bezrobocie na jakimś obszarze). W tym celu tworzy się nawet specjalne strefy ekonomiczne. Potem można się pochwalić przed wyborcami, że kraj przyciąga inwestorów 🙂

  11. cetes 13.03.2014 18:36

    @ JamiroQ

    Akurat Ciebie nie miałem na myśli, lecz tych gimnatarian rzucającym na prawo i lewo słowami, których znaczenia nie znają i o ich powtarzaniu głupich hasełek, wymyślonych dla ludzi o niskiej zdolności do myślenia abstrakcyjnego.

    Natomiast tezy Pikettego poparte różnymi danymi wskazują na coś będącego, moim zdaniem, sprawą zasadniczą.
    Chodzi mianowicie o wyraźne wskazanie, że zarówno państwa, jak i osoby fizyczne tylko sposobami bandyckimi mogą się wzbogacić.
    Pojedyncze przypadki wzbogacenia się wśród osób fizycznych tylko częściowo można tłumaczyć ich pracą, gdyż działając według obowiązujących w gospodarce bandyckich zasad, chcąc nie chcąc stają się częścią systemu.

    Zmniejszenie dysproporcji majątkowych w okresie po II WŚ były “zasługą” istnienia AC i strachu najbogatszych, ze przy jej pomocy w ich krajach można wprowadzić system radziecki, pozbawiając najbogatszych majątków, a może nawet głów.

    System radziecki, to też był kapitalizm, tyle, że państwowy, ale działał wg tych samych zasad ustalonych przed wiekami i w konsekwencji mógł doprowadzić jedynie do zmiany personalnej wśród najbogatszych, czego zresztą w “demoludach” dokonał.

    Właśnie pod wpływem strachu przekupiono ludzi pracy najemnej rezygnując częściowo z całkowitego przejmowania bogactwa wytwarzanego przez pracowników i dzieląc się z nimi częściowo efektami ich pracy.

    Świadczy to jednak o całkowitym kształcie systemu gospodarczego, w którym tylko dobra chęć ludzi posiadających duże majątki zezwala większości ludzi na godne życie.

    Wskazuje to drogę, jaką trzeba pójść, by znaleźć odpowiedni system pozbawiony wad obecnego, ale wcześniej należy znaleźć zasady, które powodują przepływ bogactwa od tych wytwarzających go, do tych już bogatych.

    Właśnie fakt, że w mediach głównego nurtu pełno jest różnego rodzaju tematów zastępczych od homoseksualizmu, do “mamy Madzi”, a nigdzie nie znajdziesz chociażby słowa o wadach systemu gospodarczego /najwyżej o niewłaściwym postępowaniu ludzi/, pokazuje, ze narzucono społeczeństwu przekonanie o idealnych rozwiązaniach obowiązującego systemu.
    Marksizm(?) do tego też się przyczynił.

  12. JamiroQ 13.03.2014 22:49

    @cetes – w pełni zgoda. Jednak w temacie systemu i Marksizmu nie wiem dlaczego ująłeś w nawiasie pytajnik 🙂 Marksizm to próba analizy systemu i propozycje rozwiązania. Nigdy nie wprowadzono ich w życie. Marks ostrzegał przed zbyt wczesnym wybuchem społecznym! Uważał, że udana rewolucja i wprowadzenie jego rozwiązań może się udać dopiero wtedy, gdy środki produkcji będą na odpowiednio wysokim poziomie technologicznym. Wydarzenia w Rosji Radzieckiej potwierdziły jego obawy (m.in. Lenin zignorował jego ostrzeżenia). Moim zdaniem, aby udały się zmiany w systemie musi być na to co najmniej przyzwolenie społeczne związane z odpowiednio wcześniej wprowadzonym wysiłkiem oświatowym. Potrzebne są zmiany mentalne. Współcześnie np. N. Chomski namawia do działań oddolnych i proponuje nowoczesny system oparty o własność pracowniczą. To wytwórcy (ludzie pracy najemnej) powinni z czasem przejąć własność środków produkcji (maszyny i infrastrukturę) i stać się ich właścicielami. Wydaje się to ciekawą alternatywą…

  13. cetes 14.03.2014 04:40

    @ JamiroQ

    Słowo “marksizm” opatrzyłem pytajnikiem w nawiasie, gdyż mam poważne wątpliwości, czy to, co jest przedstawiane jako jego wymysł, rzeczywiście nim jest.
    Marks napisał jedynie I tom “Kapitału”, natomiast 2 pozostałe napisał Engels w kilka lat po śmierci Marksa, podobno na podstawie jego notatek. Czy tak było, trudno osądzić, jak również trudno wskazać na myśli pochodzące od Marksa i te pochodzące od Engelsa oraz te “fifty fifty”.

    Sam fakt, że Marks przez 15 lat nie napisał dalszej części “Kapitału” wskazuje, że napotkał jakieś trudności w logicznym przedstawieniu kolejnych przewidywań możliwych scenariuszy rozwoju społeczno-gospodarczego.

    Ale zostawmy to na boku, lecz pamiętajmy, że wg Marksa, schyłkowy kapitalizm będą cechowały coraz szybciej po sobie następujące kryzysy.
    Tak prawdę mówiąc, to od przełomu wieków panuje permanentny kryzys.
    Każe to na marksizm spojrzeć bardziej przychylnie, niż to jest usilnie propagowane.

    Propozycje N. Chomsky’ego są jedynie powielaniem ideologii socjaldemokratycznej, która uznaje obecną zasadę dominacji kapitału w gospodarce za idealne rozwiązanie i skupia się na łagodzeniu procesu przejmowania bogactwa wytwarzanego przez ludzi pracy, czyli “nihil novi sub sole”.

    W dawnych czasach, gdy wydajność pracy była niska i niska, w porównaniu z możliwościami współczesnej gospodarki, była produkcja, efekt rozwarstwienia dochodów nie był tak rażący.
    Bogaci żyli coraz lepiej, ale część pozostawiana przez nich pracownikom, była ciągle mniej więcej na tym samym poziomie.
    Obecnie pracownicy ciągle otrzymują jedynie zwrot kosztów odtworzenia siły roboczej, lecz w związku z postępem techniczno-technologicznym, stanowi to coraz mniejszą część wartości dodanej produkcji.

    Dlatego moją uwagę zwróciła wypowiedź K. Marksa, że “winne sytuacji robotników są kapitalistyczne stosunku produkcji, a stosunki własnościowe są tylko prawnym tego wyrazem”.

    O ile mi wiadomo, a wierz mi, próbowałem się tego dowiedzieć, Marks nigdy nie zdefiniował, co pod pojęciem “kapitalistyczne stosunki produkcji” rozumie.

    W moim przekonaniu są to:
    1) Własność prywatna darów natury
    2) Zasada nie płacenia pracownikom za pracę, lecz zwracanie im tylko kosztów odtworzenia siły roboczej
    3) System finansowy, a konkretniej pieniądz jako towar i kreowanie przez banki prywatne kredytu.

    To tak na chybcika, bo jak się rozpędzę, to pewnie napiszę “kapitał II”.

  14. JamiroQ 14.03.2014 09:53

    @cetes – Marks nie napisał tylko “Kapitału” (bez względu na to, kto pisał 2 i 3 tom). Raczej nikt nie neguje autorstwa reszty jego spisanych myśli. Zresztą… czy autorstwo jest tu najważniejsze? To problem dla historyków. Dla mnie najważniejsza jest treść, próby wykreowania nowych rozwiązań i w ogóle konstruktywny spór ideowy (bez pominięcia pragmatyzmu), którego w obecnych czasach tak niewiele. Propozycje Chomskiego nie są może idealne, ale dzięki temu nie są też radykalne 🙂 Niestety wydaje się, że radykalizmy są dziś co najmniej społecznie nietolerowane. Chyba faktycznie Marks nie zdefiniował jednoznacznie kapital. stosunków pracy, ale w zbiorze wykladów “Praca najemna i kapitał” można znaleźć zdania, które pośrednio wyjaśniają to pojęcie. Są one spójne z tym co napisałeś: zasoby naturalne, płace jako zwrot kosztów wytworzenia i system finansowy. Koniecznie rozpędź się i napisz “Kapitał II” na potrzeby dzisiejszych czasów! Chętnie Ci w tym pomogę 🙂

  15. cetes 14.03.2014 14:46

    @ JamiroQ

    Nie napisałem tego jednoznacznie, ale chodziło mi o “naukowy socjalizm”, a nie o całokształt myśli Marksa. Zresztą zgadzam się z Twoim zdaniem w kwestii treści i próby znalezienia nowych rozwiązań jako najważniejszego kryterium oceny istoty marksizmu.

    “Praca najemna i kapitał” kiedyś czytałem, ale wygląda na to, ze muszę sobie przypomnieć.

    Napisać “Kapitał II”? Brzmi zachęcająco, ale to nie takie proste.

    W razie czego, to się do Ciebie zwrócę.

  16. JamiroQ 14.03.2014 22:06

    @cetes – wszyscy wiemy, że napisanie “Kapitału II” jest trudne i domyślam się, że nigdy go nie napiszesz. Chyba nikt nie ma już takiej motywacji i determinacji. W związku z tym nigdy się do mnie nie zwrócisz o pomoc, a ja Tobie nie pomogę… jakie to smutne.

  17. cetes 14.03.2014 22:27

    Ano! Smutne.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.