Pekin na zakręcie

Opublikowano: 17.05.2012 | Kategorie: Gospodarka, Polityka, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 1168

To Tokio, nie Pekin, na początku lutego ogłosiło tę wiadomość: w 2010 r. Chiny stały się drugim mocarstwem gospodarczym świata, wyprzedziły Japonię. Żadnego triumfalizmu ze strony Chińczyków, choć nie są raczej skłonni do skromności. Imperium Środka zależy na zachowaniu podwójnego statusu „państwa rozwijającego się i wschodzącego mocarstwa” (a developing country, a rising superpower), który pozwala mu grać na różnych poziomach instancji międzynarodowych.

Z PKB na poziomie 5,88 bln dolarów Chiny pozostają daleko za Stanami Zjednoczonymi, które produkują dwa i pół razy więcej (14,6 bln). Jeśli wziąć pod uwagę liczbę ludności, chiński PKB na jednego mieszkańca wynosi 7,4 tys. dolarów [1], 5 razy mniej niż w Japonii i dużo mniej niż w Tunezji…

Niemniej jednak Chiny mają wielką siłę przebicia – finansową (2,8 bln dolarów w rezerwie), przemysłową (14% produkcji światowej wobec 3% w 1990 r.), handlową (10% światowej wymiany) [2] i wojskową (trzecie miejsce na świecie pod względem wydatków na zbrojenia). To zmienia układ światowy.

KONFLIKT Z USA? CHIŃSCY BIZNESMENI MOGĄ SPAĆ SPOKOJNIE

Stany Zjednoczone przez długi czas widziały w Chinach tylko „manufaktury”, które pozwalały obniżyć pensje w Ameryce i zwiększyć zyski. Dziś zdają sobie sprawę, że stoi przed nimi polityczny i gospodarczy konkurent. „Miodowy miesiąc”, rozpoczęty 21 lutego 1972 r. w czasie wizyty Nixona w Pekinie, od dawna należy do przeszłości.

„Stany Zjednoczone ryzykują, tak bezceremonialnie angażując się w Azji” – pisze Financial Times, podkreślając, że „nie trzeba być paranoicznym konspiracjonistą, by zauważyć, że Stany Zjednoczone próbują zjednoczyć Azję przeciw Chinom”. Gazeta przypomina deklarację sekretarz Hilary Clinton, która w czasie podróży do Phnom Penh radziła Kambodży, by „nie uzależniała się za bardzo od Chin”. Odpowiedź chińskiego ministerstwa spraw zagranicznych: „Wyobrażacie sobie Chiny mówiące Meksykowi, by nie uzależniały się od Stanów Zjednoczonych?”[4].

W listopadzie ub. roku azjatycka podróż prezydenta Baracka Obamy objęła Japonię, pozostającą w niezbyt dobrych stosunkach z Chinami, Koreę Południową skonfliktowaną z Północną, sojusznikiem Chin, Indonezję, która kontroluje istotną dla handlu Cieśninę Malakka, oraz Indie – będące w napiętych stosunkach z chińskim sąsiadem. Wcześniej pani Clinton udała się do Kambodży, Malezji, Wietnamu i Australii, gdzie podpisała bądź wzmocniła umowy wojskowe. Później, w listopadzie i grudniu 2010 r., doszło do wspólnych, amerykańsko-południowokoreańskich manewrów wojskowych u wybrzeży Chin. Waszyngton chce panować nad regionem zdominowanym gospodarczo przez Chiny. Nie trzeba więcej, by karmić chińską paranoję. Chiny zwiększają wydatki wojskowe. Jesteśmy daleko od „Chinoameryki”, która miała charakteryzować początek XXI w. Nie ma ani serdecznego porozumienia, ani otwartej wojny, każdy idzie swoją drogą. Rozbieżne interesy nie przeszkadzają współpracy.

Kiedy w styczniu prezydenci Hu Jintao i Barack Obama dyskutowali o nierównowadze wymiany, koncern General Electric ogłosił podpisanie umów o koprodukcji i transferze technologii do Chin. Zaspokoi to rynek wewnętrzny i pozwoli reeksportować. Połowa chińskiej sprzedaży za granicę jest zarządzana przez przedsiębiorstwa, którym nie zależy na dowartościowaniu juana, gdyż eksport stałby się bardziej kosztowny. Szef General Electric Jeff Immelt został doradcą ekonomicznym Białego Domu w kwestiach zatrudnienia i konkurencji. Chińscy biznesmeni mogą spać spokojnie.

NAUKA NA PORAŻKACH JAPONII

Prezydent Hu Jintao pozwolił sobie nawet na luksus zachęcania Stanów Zjednoczonych do eksportowania do swego kraju. Chińskie ministerstwo spraw zagranicznych uważa, że „restrykcje eksportowe do Chin są – bardziej niż nasza waluta – źródłem amerykańskiego deficytu”[4]. Tylko 7% produktów wysokiej technologii kupowanych przez Chiny pochodzi z Ameryki. W 1989 r., po represjach na Placu Tienanmen, Stany Zjednoczone i Europa zadekretowały embargo na tzw. podwójne technologie (mogące służyć zarówno w przemyśle cywilnym, jak i zbrojeniowym). Pekin chciałby już je zakończyć. Mówi o tym w trakcie negocjacji handlowych, bo pragnie rozwijać wysokie technologie.

Przywódcy chińscy pozostają jednak głusi na amerykańskie i europejskie naciski na wzrost wartości juana i poluzowanie kontroli wymiany walut. Ekonomista z Uniwersytetu w Szanghaju, Tang Jiaowei, który w lutym 2011 r. przyjechał do stolicy Francji na spotkanie ministrów finansów G20, powiedział, że „Paryż nie powtórzy Nowego Jorku”, gdzie we wrześniu 1985 r. Stany Zjednoczone zmusiły Japonię do dowartościowania jena i ograniczenia eksportu. W ciągu 3 lat jen zyskał 100% wobec dolara. Japoński eksport spadł, rozpoczęły się delokalizacje (szczególnie do Chin) i cała gospodarka zachorowała. Do dziś zresztą cierpi.

Chińczycy boją się takiego scenariusza. W czasie spotkania G20 w Paryżu nie ugięli się przed Francją, Stanami Zjednoczonymi i Międzynarodowym Funduszem Walutowym (MFW), chcącym narzucić kryteria „dobrego zachowania” [5]. Wsparli ich Niemcy, których model, chwalony przez francuskie elity, opiera się na eksporcie. Berlin sprzeciwił się próbom ustanowienia górnej granicy nadwyżki handlowej, wynoszącej w Niemczech już 6,7% PKB (4,7% w Chinach).

HU POUCZA OBAMĘ… A TEN TRWA PRZY SWOIM

Pekin z zasady odrzuca wszelką ingerencję w swoje sprawy gospodarcze. Odmawia majstrowania przy juanie z obawy o wyniki eksportu i widmo bezrobocia. W czasie styczniowej wizyty w Waszyngtonie prezydent Hu odesłał prezydenta Obamę do jego własnych błędów: „Polityka walutowa Stanów Zjednoczonych ma olbrzymie znaczenie dla przepływu kapitałów na świecie, więc powinna być rozsądna i stabilna”[6]. Amerykański Bank Centralny (FED) dodrukował 600 mld dolarów, nie ponosząc żadnych kosztów społecznych. Tymczasem to niewystarczalność zarobków i nadwyżka zakumulowanego kapitału wywołały kryzys 2008 r. Waszyngton cały czas sztucznie pompuje finanse, pogłębiając nierównowagę rynków.

Pojawienie się takiej gotówki w dolarach rodzi spekulację długami publicznymi w krajach, w których stopy procentowe są wysokie. Trzeba zapłacić rachunek, więc rządy i MFW wszędzie wzywają do polityki oszczędności. Z powodu anemicznego wzrostu spekuluje się na surowcach (złoto nafta, miedź) i żywności (drożeje w oczach). Bank Światowy spodziewa się nawet zamieszek głodowych. Państwa są zmuszone interweniować, by uniknąć drożenia własnych walut, które hamuje eksport. W Azji Japonia, Malezja, Tajwan i Korea Południowa poświęciły szalone sumy na skupowanie dolara, a w Ameryce Południowej Brazylia zaczęła taksować napływ kapitału. Chińska krucjata na rzecz przywrócenia równowagi cieszy się wielkim poparciem wśród tych krajów. Na marginesie spotkania G20 w Paryżu państwa BRIC (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny) protestowały przeciw normom, które chciano im narzucić [7]. Jak dotąd Amerykanom i ich sojusznikom nie udało się zjednoczyć Południa przeciw Chinom. Jednak chińscy przywódcy wiedzą, że nie mogą stać w miejscu i będą wkrótce musieli pokonać trudny zakręt. W polityce wewnętrznej i zewnętrznej.

Chiny i Brazylia, choć zgadzają się w Paryżu, ścierają się w Brasilii na temat zalewu tamtejszego rynku chińskimi towarami – mówi się nawet o „wojnie bikini”. Jeśli Pekin chce odgrywać większą rolę w kwestii walut, musi dysponować międzynarodowo uznaną, wymienną dewizą. Wbrew temu, co twierdzą wielcy finansiści, nie potrzeba do tego zniesienia kontroli wymiany. Czyż Francja nie zachowała jej aż do 1989 r.?

CZEGO TRZEBA CHINOM?

Władze chińskie idą drogą internacjonalizacji renminbi (oficjalna nazwa juana), zniosły już niektóre zakazy. 11 stycznia rozszerzyły możliwość zawierania transakcji w juanach na kraje środkowej Azji (wcześniej z takiej możliwości korzystały już Brazylia, Rosja i kraje wschodnioazjatyckie). Pierwszy raz zezwoliły wielkim międzynarodowym koncernom, jak McDonald’s czy Caterpillar, emitować na giełdzie w Hong Kongu akcje bezpośrednio w juanach. Jednocześnie ograniczyły możliwość kupowania przez cudzoziemców powierzchni komercyjnych i mieszkaniowych, by nie ściągać funduszy spekulacyjnych. Według Den Xianhong, zastępcy szefa Państwowego Zarządu Stóp Procentowych, „jeśli nie będziemy kontrolować bańki na rynku nieruchomości i pozwolimy na powstanie bańki na rynku akcji drogą wolnego dowartościowania juana, Chiny będą zagrożone masowym napływem kapitałów zagranicznych” [8].

Zhou Xiaochuan, szef banku centralnego, zwraca uwagę, że juan wzrósł wobec dolara o 4% od lata ub. roku, co da wzrost 8-10% rocznie – nigdy wcześniej nienotowany. Jak powiedział, „będziemy polepszać stopę wymiany”[9], tyle że w chińskim rytmie. Stopniowo, by nie zaszkodzić wewnętrznemu wzrostowi – kraj musi tworzyć rocznie 9 mln miejsc pracy dla nowych pokoleń. Jednocześnie nie może doprowadzić do wybuchu wrzącego garnka gospodarki.

Rząd od razu podjął działania na rzecz walki ze wzrostem cen. Dotyczy on przede wszystkim żywności (a więc siły nabywczej ludności), ale i surowców importowanych. Dowartościowanie juana mogłoby po części go zrekompensować, więc aktualna zwyżka kursu przychodzi w dobrym momencie, nawet jeśli czyni eksport droższym. Pierwszy raz pod 10 lat chińska nadwyżka handlowa zmniejszyła się o 7% – to dowód rosnącej dynamiki wewnętrznej konsumpcji.

Największym zagrożeniem jest inflacja kredytów. Rząd chce przykręcić kurek z kredytami, by ograniczyć złe inwestycje i bańkę na rynku nieruchomości. Trzeci raz w ciągu 4 miesięcy podniósł stopy procentowe i wielkość rezerw obowiązkowych banków, wprowadził opłatę w przypadku odsprzedaży mieszkania nieprzeznaczonego do użytku osobistego. Jednak zakręt w kierunku modelu bardziej oszczędnego i skoncentrowanego na wewnętrznych potrzebach nie jest łatwy. Zmiana, jak podkreśla Zhou, „zabierze dużo czasu. Trzeba będzie radykalnie zmienić sposoby produkcji i odpowiednie wykształcenie pracowników (…). To może trwać 10 lat”[10].

PODWYŻKA PŁAC LEŻY W ŻYWOTNYM INTERESIE KRAJU

Nie wiadomo jednak, czy Chińczycy zechcą czekać tak długo. Zwiększa się niezadowolenie, jest coraz więcej protestów płacowych[11]. Nierówności dochodów zaczynają oburzać część warstwy średniej, do tej pory zainteresowanej głównie własnym bogaceniem się. Liu Junshen, uznany naukowiec instytutu należącego do Ministerstwa Zasobów Ludzkich i Bezpieczeństwa, wywołał sensację, publikując w oficjalnym China Daily artykuł „Podwyżka płac leży w żywotnym interesie kraju”. Krytykując obniżkę płac w stosunku do kosztów produkcji i wzrost nierówności, odwrócił rządowy slogan: „Te rezultaty nie są zgodne z chińskim celem budowy harmonijnego społeczeństwa”[12].

Oczywiście nie doczekał się żadnego oficjalnego komentarza. Ale prezydent Hu, mówiąc w szkole kadr partii komunistycznej w Pekinie o „drodze do harmonii i stabilności”, ostrzegał: „Żyjemy w momencie, w którym może dojść do licznych konfliktów”[13]. 12. plan gospodarczy (2011-2016) bierze te troski pod uwagę. Szczególny nacisk kładzie na konsumpcję, dostęp do mieszkań, ubezpieczenia społeczne i innowacje. Plan został przyjęty w marcu 2011 r. przez Ogólnochińskie Zgromadzenie Przedstawicieli Ludowych, ale trudno powiedzieć, czy zostanie wprowadzony w życie.

Autor: Martine Bulard
Tłumaczenie: Jerzy Szygiel
Źródło: Le Monde diplomatique – edycja polska

PRZYPISY

[1] PKB na mieszkańca w Japonii wynosi 34 tys. dolarów, a w Tunezji 9,5 tys. dolarów (2009). CIA, The World Fact Book, www.cia.gov

[2] Dane Światowej Organizacji Handlu i Banku Światowego.

[3] Geoff Dyer, „Elevated aspirations”, Financial Times, Londyn, 11 listopada 2010.

[4] Ding Qinfeng, „US high-tech sanctions curbs’cause of déficit”, China Daily, Pekin, 16 grudnia 2010.

[5] MFW, World Economic Outlook, Waszyngton, październik 2010.

[6] Richard Mc Gregor, „Hu Questions future of US dollar”, Financial Times, 16 stycznia 2011.

[7] Marie Visot, „G20: la fronde organisée des pays émergents”, Le Figaro, Paryż, 7 lutego 2011.

[8] „La Chine brouille les pistes”, Les Echos, Paryż, 17 listopada 2010.

[9] People’s Daily, Pekin, 21 lutego 2011.

[10] AFP, 18 stycznia 2011.

[11] Isabelle Thireau, „Les cahiers de doléances du peuple chinois”, Le Monde diplomatique, wrzesień 2010.

[12] „Raising workers’ pay vital for country”, China Daily , 8 listopada 2010.

[13] People’s Daily, „Hu points way to harmony, stability”, 21 lutego 2011.


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

6 komentarzy

  1. Il 17.05.2012 15:10

    uogólnianie.
    Tak jak wśród polskojęzycznej nacji tak i wśród chińskojęzycznej nacji są ludzie, którzy nienawidzą militaryzmu napędzanego kosztem zubożenia ludności (szczególnie wiejskiej).

    Dla mnie chiny kojarzą się z krajem kanibali pożerających dzieci (restauracje z daniami z płodów, tabletki na potencję z martwych dzieci). Na zabijaniu własnych bliźnich chińscy militaryści wzbogacili się aby konkurować z euro-anglo-usa-ńskimi militarnymi kanibalami, którzy również wzbogacili się na zabijaniu swoich bliźnich.
    Handlarze militariami z różnych nacji developersko kolonizują terytoria.

  2. Il 17.05.2012 18:29

    kret,
    Co ma picie mleka z maminego cyca do kanibalizmu ?
    Czyżbyś nie czytał/słyszał o tym co napisałem ?

    część chińczyków ukradła Tybet Tybetańczykom, część brytyjczyków ukradła inne terytoria, rosjanie ukradli ziemie Nieńców, a nawet część polakopodobnych ukradła inne, nie swoje terytoria.
    Do wszystkich tych kradzieży użyto militariów zwanych czasem mylnie bronią dla upozorowania rzekomej fikcyjnej konieczności obrony przed upozorowanym atakiem.

    naród “wybrany” również kolonizował i kolonizuje swoją fałszywą ideologią. Za czasów krzyżaków o terytoria walczono mieczami w kształcie krzyży, …
    o resztę historii zapytaj przodków.

    chiny, rosja, usa, indie – rządokraci i finansiści z tych sztucznych tworów administracyjnych kłamiąc i kradnąc wzbogacili się na krzywdzie swoich rodaków.
    Podobnie było z rządzą władzy na ziemiach Afrykańczyków i na ziemiach Indian.

  3. Obi-Bok 17.05.2012 19:43

    Społeczeństwo chińskie przechodzi “lekcję zachodu” w przyspieszonym tempie. za kilka, kilkanaście lat być może będą już gotowi by pójść o krok – o który zachodnie społeczeństwa teraz walczą – dalej. Wolność od Wolności Państwowej.

  4. egzopolityka 18.05.2012 06:51

    “Japonia, Malezja, Tajwan i Korea Południowa poświęciły szalone sumy na skupowanie dolara” co spowodowało wzrost jego upadającej wartości, ale zrobiły to pod wpływem szantażu! Otóż tsunami które spowodowało awarię elektrowni atomowej w Japonii nie było naturalne, tylko zostało spowodowane przez ładunek nuklearny umieszczony na dnie morza w pobliżu elektrowni. Są na to dowodu chociażby takie jak naukowe badanie fali sejsmograficznej, która nie przypomina ani trochę tsunami, tylko wybuch bomby atomowej. Działanie to zrobiono, żeby zaszantażować Japonię do skupu dolara i utrzymania jego gwałtownie upadającej wartości.

  5. 8pasanger 18.05.2012 18:01

    Chiny już przerobiły europejskie lekcje będąc kolonią mocarstw zachodnich wojny opiumowe i wiele innych rzeczy.Abstrahując od metod(nie podobających mi się)zarządzania społeczeństwem widać ,że mają dobrych fachowców ekonomicznych-widzą ,dwa największe niebezpieczeństwa1.Krach po pęknięciu baniek spekulacyjnych(czyli obawiają się zagranicznego kapitału spekulacyjnego zarabiającego na destabilizacji gospodarek)2.Zdają sobie sprawę ,że trzeba uniezależnić się od eksportu oraz trochę wyrównać nierówności społeczne(to wiedzą fachowcy)-tyle ,że zupełnie jak na zachodzie raczej nie przełoży się na praktykę-nomenklatura partyjna już się obłowiła -musiałaby trochę tego oddać-raczej nie jest na to gotowa)

  6. Il 19.05.2012 10:46

    kret,
    a co w takim Pekinie jest do gryzienia ?
    Sami siebie gryzą z powodu własnej głupoty.
    Podobnie dzieje się w innych aglomeracjach z zabetonowaną ziemią i zniszczoną przyrodą.
    Ludzie uciekając przed gryzącymi robakami ze wsi do miast gryzą i żrą się wzajemnie podobnie jak kanibale.
    Zamiast uprawiać prawdziwie zdrową żywność polują na pieniądze i myślą, że uda im się kupić za te pieniądze zaufanie okradzionych chłopów.
    200 lat, tysiące lat ?
    To że ludzie żyją świadczy o czymś co ma dużo więcej niż tysiące lat.
    Gdzie widzisz dżunglę w zabetonowanym i ukamienowanym pekinie, w warszafce, nowym jorku, … ?

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.