O Krym może wybuchnąć wojna nuklearna

Opublikowano: 18.02.2023 | Kategorie: Polityka, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 4026

„To, czy wojna na Ukrainie doprowadzi do globalnej katastrofy, będzie w dużej mierze zależeć od tego, czy Waszyngton zdecyduje się poprzeć ukraińskie starania o odzyskanie Półwyspu Krymskiego” – pisze 10 lutego 2023 r. Anatol Lieven a łamach amerykańskiego czasopisma „Jacobin”. Autor jest brytyjskim dziennikarzem i politologiem, jednym z najlepszych zachodnich znawców konfliktów w przestrzeni poradzieckiej.

Kwestia krymska stanowi największe zagrożenie katastrofą nuklearną, przed jaką kiedykolwiek stanęła ludzkość. W ostatnich miesiącach ukraiński rząd i wojsko wielokrotnie obiecywały odzyskanie terytorium, które Rosja przejęła i anektowała w 2014 roku. Rosyjski establishment, podobnie jak większość zwykłych Rosjan, uważa, że utrzymanie Krymu ma kluczowe znaczenie dla rosyjskiej tożsamości i pozycji Rosji jako wielkiej siły. Pewien Rosjanin, liberał, który nie jest fanem Putina, powiedział: „W ostateczności Ameryka użyła broni nuklearnej, by ocalić Hawaje i Pearl Harbor, a my, jeśli trzeba, powinniśmy jej użyć, by ocalić Krym”.

Dla ukraińskich władz odzyskanie Krymu i bazy morskiej w Sewastopolu oznaczałoby całkowitą klęskę rosyjskiej agresji. W ten sposób uniemożliwiono by Rosji blokowanie ukraińskich portów Morza Czarnego, a jakakolwiek przyszła rosyjska inwazja na Ukrainę byłaby znacznie trudniejsza.

Zawalono most Antonowski po wycofaniu się Rosji z Chersoniu, aby uniemożliwić przejście sił ukraińskich. Most był jedyną trasą transportową z Chersoniu na Krym.

To drugie stanowisko na pierwszy rzut oka wydaje się błędne, ponieważ Rosja utrzymałaby 1200-kilometrową granicę z Ukrainą na wschodzie i północy. Opinia taka wiąże się jednak z przekonaniem, że utrata Krymu przez Rosję oznaczałaby zwycięstwo nad Rosją w tej wojnie, a upokorzenie Rosji doprowadziłoby do upadku Putina, a następnie do drastycznego osłabienia, a nawet całkowitego upadku Federacji Rosyjskiej.

Takiego wyniku pragną także rządy Polski i krajów bałtyckich oraz twardogłowi w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych. Chcą wyeliminowania Rosji jako istotnego czynnika w stosunkach globalnych, co doprowadziłoby do izolacji Chin i wzmocnienia światowego prymatu USA. Stąd coraz częstsze stosowanie retoryki (cynicznie zapożyczonej z lewicy) o „dekolonizacji” Rosji – co jest nieskrywanym zamiarem zniszczenia istniejącego państwa rosyjskiego.

Amerykańscy stratedzy mają bardziej konkretny powód, by mieć nadzieję, że Rosję da się wyprzeć z Krymu. Sewastopol to jedyny rosyjski port głębokowodny na Morzu Czarnym. Przekształcenie innych rosyjskich portów w opłacalne bazy morskie wymagałoby ogromnego wysiłku, czasu i kosztów. Utrata Sewastopola praktycznie wyeliminowałaby więc Rosję jako znaczącą potęgę nie tylko na Morzu Czarnym, ale także na sąsiednim Morzu Śródziemnym.

Być może jednak ci amerykańscy stratedzy powinni bardziej uważać na swoje życzenia. Pobieżne spojrzenie na mapę i politykę rządu Erdogana w Turcji powinno wyjaśnić amerykańskim strategom, że to Turcja, a nie Stany Zjednoczone, prawdopodobnie najbardziej skorzystałaby na utracie Krymu przez Rosję. Nagły wzrost potęgi Turcji niekoniecznie byłby korzystny dla Zachodu.

Należy również zauważyć, że wiele celów Rosji na Bliskim Wschodzie i w basenie Morza Śródziemnego nie było w rzeczywistości sprzecznych z interesami Stanów Zjednoczonych. Gdyby administracja Busha posłuchała Rosji (oraz Francji i Niemiec) i nie dokonała inwazji na Irak, uratowano by życie tysięcy Amerykanów, a Stany Zjednoczone nie straciłyby bilionów dolarów. Narodom Bliskiego Wschodu oszczędzono by nieskończenie większych strat i cierpień.

Gdyby administracja Obamy posłuchała Rosji i nie obaliła państwa Kaddafiego w Libii, można by uniknąć wojny domowej w tym kraju oraz rozprzestrzeniania się wojen domowych i islamskiego ekstremizmu w większości Afryki Zachodniej i Środkowej. Nie byłoby też dużej fali nielegalnej migracji do Europy. Gdyby administracji Obamy udało się zniszczyć reżim Assada w Syrii, prawie na pewno pogrążyłaby się w kolejnej katastrofie, takiej jak ta w Iraku, ale bez szyickiej większości w Iraku, która zapewniłaby jakąś podstawę do odbudowy państwa. Wszystkie te rzeczywiste lub potencjalne katastrofy były dziełem Waszyngtonu, a nie Moskwy.

Jeśli chodzi o administrację Bidena, wydaje się, że jest ona podzielona co do stopnia pokonania Rosji. Według informacji, które wyciekły z Białego Domu, opublikowanych przez New York Times i inne media, administracja Bidena chce wzmocnić Ukrainę na tyle, aby mogła wiarygodnie zagrozić Krymowi. Ale, podobnie jak w Pentagonie, Biały Dom nie wierzy, że Ukraina mogłaby odzyskać Krym i tym samym ryzykować wojnę nuklearną.

Administracja Bidena wydaje się wierzyć, że gdyby ukraińskie wojsko zdołało przedrzeć się na Morze Azowskie, Moskwa przestraszyłaby się na tyle, by zgodzić się na układ (który prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski zaoferował już w marcu), który umożliwiłby Rosji wrócić do swoich stanowisk, które zajmowała od 2014 roku do lutego 2022 r., a kwestie formalnego statusu Krymu i Donbasu odłożyć do przyszłych negocjacji.

Strategia ta jest jednak niezwykle ryzykowna, ponieważ wymaga wysokiego stopnia wojskowej i politycznej kontroli nad działaniami Ukrainy – żadna z tych kontroli nie jest gwarantowana. Co więcej, bez pełnego uznania zwierzchnictwa Rosji nad Krymem Rosji byłoby bardzo trudno całkowicie wycofać się z „pomostu lądowego” na Krym, gdyż stawiałoby to Ukrainę w znacznie korzystniejszej pozycji do rozpoczęcia nową wojnę o zajęcie półwyspu w pewnym momencie w przyszłości. Utrata „pomostu lądowego” na rzecz Krymu oznaczałaby pozostawienie mostu przez Cieśninę Kerczeńską jako jedynej rosyjskiej opcji zaopatrzenia Krymu drogą lądową – a Ukraina już zademonstrowała swoją zdolność do zniszczenia tego mostu.

Co więcej, jednym z powodów rosyjskiej inwazji na Ukrainę w zeszłym roku było to, że Ukraina zablokowała kanał od Dniepru do Krymu, powodując poważne szkody w rolnictwie półwyspu. Jeśli Rosja chce zachować Krym, musi walczyć o utrzymanie lub odzyskanie „mostu lądowego”.

Znaczenie Krymu dla Rosjan można w dużej mierze zrozumieć, jeśli weźmie się pod uwagę wyżej wymienione cele zachodnich twardogłowych. Rosyjski establishment i większość zwykłych Rosjan jest zdeterminowana, by utrzymać pozycję Rosji jako wielkiego mocarstwa. Istnieją jednak trzy inne czynniki. Pierwszym z nich jest emocjonalne znaczenie Krymu, które wynika z pamięci o bohaterskiej obronie Sewastopola przed Francuzami, Brytyjczykami i Turkami w latach 1854–55 oraz Niemcami i Rumunami w latach 1941–1942. Armia Czerwona straciła na Krymie więcej ludzi, niż armia amerykańska straciła na wszystkich frontach II wojny światowej razem wziętych. Po drugie, między podbojem Krymu w 1783 r. przez Katarzynę Wielką z Imperium Osmańskiego (i jej sojuszników Tatarów krymskich) a aneksją Krymu dekretem sowieckim w 1954 r. Krym był częścią Rosji. Aż do ostatniej daty, w żadnym momencie w historii Krym nie był częścią Ukrainy. Rosjanie twierdzą – nie bez powodu – że gdyby sytuacja się odwróciła i Krym został przeniesiony z Ukrainy do Rosji, większość zachodniej opinii publicznej sympatyzowałaby z ukraińskimi żądaniami jego zwrotu. Po trzecie, Krym ma etniczną większość rosyjską. W styczniu 1991 roku przytłaczająca większość (94 procent) Krymian głosowała za utworzeniem odrębnej „republiki federalnej” ZSRR, co oznaczałoby, że Krym stałby się niepodległym państwem wraz z Ukrainą i Rosją po upadku Związku Radzieckiego. W grudniu tego roku niewielka większość (54 proc.) Krymian opowiedziała się za niepodległą Ukrainą, ale pod warunkiem autonomii Krymu, którą ukraiński rząd jednostronnie unieważnił cztery lata później.

Nie można z całą pewnością stwierdzić, czy Rosja użyłaby broni nuklearnej w ostateczności, by utrzymać Krym. Wydaje się prawdopodobne, że Rosjanie zaczną od mniej niebezpiecznego, niekonwencjonalnego ataku – takiego jak wyłączenie amerykańskich satelitów – który mógłby doprowadzić do eskalacji w kierunku wojny nuklearnej.

Jednak nie ma absolutnie żadnych powodów, by wątpić, że państwo rosyjskie byłoby skłonne podjąć kolosalne ryzyko, dla siebie i dla ludzkości. W związku z tym powinniśmy pamiętać słowa Prezydenta Johna F. Kennedy’ego w jego „Przemówieniu pokojowym” na Uniwersytecie Amerykańskim w czerwcu 1963 r., odzwierciedlającym lekcje, jakie wyciągnął podczas kryzysu kubańskiego: „Przede wszystkim, broniąc naszych żywotnych interesów, mocarstwa nuklearne muszą zapobiegać konfliktom, które prowadzą przeciwnika do wyboru między upokarzającym wycofanie się lub wojna nuklearna. Obranie takiego kursu w dobie nuklearnej byłoby dowodem bankructwa naszej polityki – lub zbiorowym pragnieniem zniszczenia świata”.

Autorstwo: Anatol Lieven
Tłumaczenie: Jacek Mędrzycki
Źródło zagraniczne: „Jacobin”
Źródło polskie: MyslPolska.info


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

4 komentarze

  1. emigrant001 19.02.2023 11:35

    Nie wiem czy ignorancja społeczeństw europejskich mnie bawi czy smuci ale jest przerażająca. Żyjemy w najniebezpieczniejszym momencie od czasów kryzysu kubańskiego, gdy Rosjanie próbowali zainstalować na Kubie głowice nuklearne. Reakcja Amerykanów było błyskawiczna i zrozumiała. Dziś Amerykanie chcą zainstalować NATO na Ukrainie a was dziwi reakcja Rosjan, która jest niezrozumiała? To nie jest komputerowa gra, którą sobie restartujesz bez końca. To się dzieje naprawdę. Nie ma różnicy między ukrami a kacapami. Tam wojna domowa trwa od 2014 roku a sprowokowali ją Amerykanie. Jeśli robili pomarańczowe rewolucje gdzieś na zadupiach świata to jakoś to przechodziło. Teraz przekroczyli czerwoną linie robiąc kolejną przy granicy z Rosją, która przyparta do muru nie ma już nic do stracenia. Szkoda, że tylu idiotów żyje na świecie, którzy tego nie widzą i wojnę popierają ale na szczęście już niedługo.
    To brak wyobraźni wyginie ludzkość i może dobrze się stanie, bo absurdy w jakich żyjemy przybierają coraz większe rozmiary. Rosja jest potrzebna Europie tak jak Europa Rosji. Kto myśli inaczej jest niedouczonym ignorantem. Po tym jak Amerykanie wysadzili rurociąg Nord Stream została odcięta możliwość jakiejkolwiek rozmowy o pokoju. Co ciekawe Rosjanie mieli 51% udziałów w jego kosztach a pozostałe 49% należało do firm niemieckich francuskich i holenderskich, więc Amerykanie pośrednio uderzyli w swoich sojuszników po to żeby sprzedawać im 4x droższy gaz. Czy to nie jest zabawne? Dziś już nie jest ważne czy wojna zakończy się w tym roku czy nie. Ukraina to preludium ostatniej wojny światowej, więc popieranie banderowskiej Ukrainy to największy błąd XXI wieku.

  2. MasaKalambura 19.02.2023 13:38

    Dowodów na to, że niewspieranie Ukrainy byłoby błędem znacznie poważniejszym również nie brakuje. Niestety elity wymyśliły sobie reset. I Putin ze swoimi ambicjami wpisał się w to idealnie.

    Ale jeszcze nie otworzył się drugi front. Izrael bombarduje Damaszek. Chiny napierają na Taiwan. A jeszcze trzeba dodać element niespodziewany. Afryka może…

  3. akami 19.02.2023 20:20

    Globalne elity toczą grę. Generalnie gra jest sensem ich życia. Jeśli jesteś multimilionerem/multimiliarderem to potrzebujesz czegoś co cię napędza do życia. To może być albo dobra albo zła energia. Niestety zdecydowana większość uległa złej energii. Globalne elity wciągają w tę pułapkę. Zaczyna się delikatnie od stowarzyszeń masońskich. Potem idzie dalsza selekcja. Najbardziej podatni na zepsucie dochodzą do wyższych poziomów zdeprawowania. Pedofilia, picie ludzkiej krwi, adenochrom, ludzkie mięso, polowania na ludzi, satanizm, ofiary z ludzi. Takie pseudo elity potrzebują do życia złej energii. Wojna jest dla nich naturalnym pokarmem. Pojawiają się najgorsze instynkty u ludzi którzy są na niższym poziomie rozwoju duchowego. Łatwo ich zwieść i namówić do mordowania pod byle pretekstem. Problemem tego co się dzieje jest niodwracalnośc tego procesu. Nie ma szans aby tak wpłynąc na świadomość większości aby stała się bardziej wrażliwa i uduchowiona. Bardziej świadoma. Zło jest atrakcyjne dla wielu. Ponieważ nie rozumieją co się wokół nich dzieje. Nie rozumieją jaki jest prawdziwy sens ich istnienia. Stają się marionetkami dla satanistycznych elit. Tańczą jak zahipnotyzowani wokół topora uniesionego nad ich głowami.

  4. MasaKalambura 20.02.2023 01:20

    Wedle Księgi w ostatnim wydaniu Życie to rzeczywiście Gra. Nie zmarnuj jej. Są wygrane. Są i przegrani.
    To interaktywna gra kosmiczna naszymi ciałami. Gwiazdy, planety i przestrzeń niosą Plan. I istnieje też Cel.

    Cel Światła. I cel ciemności.
    Najpierw była ciemność. Światłość nastała potem. Tak upłynął pierwszy czas.
    Ale Światły nie został stworzony.
    I nie urodził Się.
    I nie zasypia.
    Jest

    On Czas Myśli Utkał.
    I tak utkał Nas.

    Jest Który Jest

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.