Nienasycony Londyn

Opublikowano: 23.02.2014 | Kategorie: Polityka, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 675

Nabierająca rozpędu debata na temat niepodległości Szkocji przy okazji uzewnętrznia i podkreśla dominującą pozycję Londynu na ekonomicznej mapie Wielkiej Brytanii. Dzięki Szkotom reszta Zjednoczonego Królestwa dowiaduje się, że zarówno publiczne pieniądze, jak i prywatne bogactwo są konsumowane głównie przez stolicę.

Przez długi czas w sprawie niepodległości Szkocji angielscy politycy wykazywali się daleko idącą powściągliwością. W kwestii sporów z liderem Szkockiej Partii Narodowej (SNP) Alexem Salmondem dominował polityczny letarg. Okładający siebie nawzajem retorycznymi piorunami londyńscy politycy w słowne szranki ze szkockimi nacjonalistami nie wchodzili w ogóle. Kampanie nawołujące Szkotów do głosowania we wrześniowym referendum za pozostaniem w Zjednoczonym Królestwie były apatyczne.

Brytyjskie media, które w większości swoje siedziby mają w stolicy, również niespecjalnie zajmowały się szkockimi aspiracjami. Wyglądało to wszystko, jakby znużony Londyn patrzył na rozjuszony Edynburg z pobłażaniem i bez większego zainteresowania. Angielskie elity zachowywały się jak mąż, któremu żona od trzydziestu lat grozi rozwodem i dopiero kiedy zauważył spakowane w przedpokoju walizki, z wyraźną niechęcią zdecydował się na dialog. Dopiero teraz, zaledwie siedem miesięcy przed głosowaniem w sprawie odłączenia się Szkocji od Wielkiej Brytanii, premier postanowił się uaktywnić. Jednak ten długo trwający brak zainteresowania sąsiadami z północy skutkuje dziś nietrafionymi symbolami oraz błędnymi politycznymi gestami wykonywanymi przez 10 Downing Street. Bo w Szkocji panują nie tyle nacjonalistyczne nastroje, co niechęć do polityki prowadzonej przez gabinet Davida Camerona i pasożytniczej postawy Londynu wobec pozostałej części Wielkiej Brytanii.

SZKOLIMPIJCZYCY

David Cameron swoją referendalną ofensywę postanowił zainaugurować na olimpijskim welodromie. Wybór otoczenia był nieprzypadkowy. W końcu zorganizowane 2 lata temu przez Wielką Brytanię letnie igrzyska olimpijskie miały promować „brytyjskość”. Polityczny cel na użytek wewnętrzny był prosty: przedstawienie wyspiarzom jedności Zjednoczonego Królestwa targanego politycznymi i separatystycznymi sporami. A także rozbudzenie poczucia narodowej dumy. I patrząc z perspektywy Londynu oraz państwowej telewizji, to się rzeczywiście udało. Wielka Brytania znów poczuła się wielka. Kraj sześćdziesięciomilionowy zdobył trzecie miejsce w klasyfikacji medalowej zaraz po światowych gigantach: Stanach Zjednoczonych i Chinach. Sukces sportowy kraju o liczbie ludności niemal dokładnie takiej samej jak Włochy czy Francja, znacznie mniejszego od Rosji, mniejszego i słabszego ekonomicznie od Niemiec, a na dodatek ogarniętego kryzysem i cierpiącego z powodu drastycznych cięć budżetowych wprawił w zdumienie świat. Zdumieli się także sami Brytyjczycy. Gorączka olimpijskiego złota rozpaliła przygasły wyspiarski patriotyzm, który do tej pory kojarzono z nacjonalizmem. Na Wyspach przez lata machanie flagą, śpiewanie hymnu i podkreślanie miłości do ojczyzny budziły podejrzenie o dziwactwo i były zarezerwowane dla członków BNP. Igrzyska olimpijskie to zmieniły. Fraza: „Jestem dumny z bycia Brytyjczykiem” na dobre zagościła w głównym nurcie społecznej debaty, tracąc, przynajmniej na chwilę, szowinistyczne zabarwienie. Ale ten optymistyczny, patriotyczny obraz przykrył odmienną rzeczywistość w innych regionach Wysp. Zwłaszcza w Szkocji. Szkoci na igrzyskach w Londynie zdobyli 11 z 48 medali Wielkiej Brytanii. Ich siedem złotych medali to tyle, ile mają Włosi i Niemcy. Dla lidera rządzących w Holyrood narodowców Alexa Salmonda sukces „Scolimpians” to powód do dumy. Dumy z bycia Szkotem, a nie Brytyjczykiem. Ten pogląd wplatał i wplata się idealnie w nastroje ulicy.

PORAŻKA PROPAGANDOWA

Pogrążony w samozadowoleniu i powszechnym aplauzie całego świata Londyn nie zauważył, że paradoksalnie sukces szkockich sportowców na igrzyskach olimpijskich stał się świetnym argumentem dla polityków w Holyrood, marzących o odłączeniu Szkocji od Zjednoczonego Królestwa. Impreza, która w zamyśle rządzących Wielką Brytanią konserwatystów miała być pokazem jedności Wysp, wzmocniła nastroje separatystyczne w Szkocji.

Igrzyska powszechnie uznane zostały tam za formę „dyktatury Londynu” i dalszego promowania „szkodliwej brytyjskości”. Według badań YouGov flaga brytyjska, czyli „Union Jack”, widniejąca na wszystkich koszulkach brytyjskich sportowców dla 44 proc. Szkotów symbolizuje angielski „ekstremizm i rasizm”. Trzy czwarte biletów na mecze piłki nożnej organizowane w ramach igrzysk na stadionie Hampden Park nie zostały sprzedane. Na wycieczki z okazji olimpiady do Londynu nie wybrał się prawie nikt. Do stacji radiowych masowo dzwonili słuchacze, prześcigając się w krytyce igrzysk, pomstując na astronomiczne wydatki rządowe i ironizując z samozadowolenia „snobów z południa”. Olimpiadę powszechnie oceniono jako elitarną, drogą i niepotrzebną zabawę dla garstki wybrańców. Trafnie podsumował to jeden z najbardziej elokwentnych republikanów i felietonista „The Herald” Ian Bell, pisząc: „Igrzyska nie mają żadnego znaczenia. To fikcja i eskapizm. Masowa społeczna halucynacja i propagandowe tańce nad brytyjskością”. I kiedy 2 tygodnie temu David Cameron na scenografię do swojego wystąpienia wybrał olimpijski obiekt w Londynie, Alex Salmond i szkoccy nacjonaliści zacierali z zadowolenia ręce. Cameron dał bowiem wszystkim zwolennikom odłączenia Szkocji od Wielkiej Brytanii kolejną porcję propagandowych pocisków, przypominając o tym, że całe Zjednoczone Królestwo złożyło się na zabawę w stolicy, dając zarobić fortunę londyńskim firmom budowlanym, zwiększając zyski londyńskich deweloperów i lokalnych agentów nieruchomości.

LONDYN – FINANSOWY WAMPIR

Politycy w Szkocji, jak i ci z północy Anglii właśnie od olimpiady próbują się dostać do głównego nurtu brytyjskiej debaty z przekazem mówiącym o tym, że Londyn absorbuje większość narodowego, finansowego tortu Wielkiej Brytanii. Żerując nie tylko na Szkocji, ale także na Newcastle, Midlands, Yorkshire i innych niezliczonych miejscach znajdujących się na północ od Tamizy. Według tej narracji cały współczesny model biznesowy Wielkiej Brytanii opiera się na absorbowaniu krajowego bogactwa przez wąską grupę finansistów i biznesmenów w City.

Tę tezę wspierają również niezależne ośrodki badawcze. W 2011 r. IPPR North – Institute for Public Policy Research, think tank zajmujący się Północną Anglią, opublikował raport, w którym przedstawił rządowe wydatki na brytyjską infrastrukturę do 2015 r. Nierównowaga jest dramatyczna. Londyn i Południowa Anglia otrzymały 84 proc. przewidzianych w budżecie środków, podczas gdy północ jako całość tylko 6 proc., a północno-wschodnia część Anglii jedynie 0,4 proc. Pisząc nieco inaczej: statystyczny londyńczyk otrzymał wsparcie państwa w wysokości 2731 funtów na głowę, podczas gdy mieszkaniec północno-wschodniej części kraju zaledwie 5 funtów.

Kiepsko wygląda także program PFI/PPP – partnerstwa państwowo-prywatnego, którego celem jest budowa szpitali, szkół i inwestycje w transport na terenie całej Wielkiej Brytanii. Adam Leaver z Manchester Business School wziął pod lupę 657 firm uczestniczących w programie w latach 2004-2012 i stwierdził, że 75 proc. z nich ma swoje siedziby w Londynie. Do Londynu trafiło też 83 proc. państwowych dotacji. Firmy z północy dostały jedynie ochłapy. Ten mechanizm najlepiej obrazuje przypadek przebudowy i modernizacji obiektów służby zdrowia w Manchesterze, wart 500 mln funtów. Biznesmeni, prawnicy, architekci – wszyscy z Londynu. Z pięciu firm budowlanych tylko jedna z Manchesteru. Podobny trend można zaobserwować w kwestii budowy lotnisk czy modernizacji kolei. Państwowe pieniądze połyka głównie Londyn.

To już nie jest stale obecny na Wyspach podział na bogate południe i biedującą północ. To podział na nienasyconą stolicę i niedożywioną całą resztę kraju. Alex Salmond i szkoccy nacjonaliści, wytaczając działa przeciwko Anglii, przy okazji uświadamiają, że separacja – głównie finansowa – z Londynem to dobre rozwiązanie nie tylko dla Szkocji.

Autor: Radosław Zapałowski
Źródło: elondyn


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

3 komentarze

  1. MichalR 23.02.2014 17:23

    Nam też by się to przydało. Więcej decydowania o swoim podwórku i swoich pieniądzach, a mniej przekazywania odpowiedzialności za swoje pieniądze Warszawce.

  2. Murphy 24.02.2014 12:06

    “Dzięki Szkotom reszta Zjednoczonego Królestwa dowiaduje się, że zarówno publiczne pieniądze, jak i prywatne bogactwo są konsumowane głównie przez stolicę.”

    Hunger Games?

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.