Nasza „mała Watergate”. Pegasusem w opozycję?

Mianem „małej Watergate” określił Roman Giertych fakt, że jego telefon miał być kontrolowany przez izraelski system Pegasus. Informację taką przekazała Associated Press. Według Giertycha ofiar inwigilacji może być znacznie więcej – nie tylko on, prokurator Ewa Wrzosek czy senator Krzysztof Brejza.

AP przekazała informację o podsłuchach, powołując się na firmę badawczą Citizen Lab z Kanady. 9 grudnia za namową Radosława Sikorskiego Giertych wysłał telefon do sprawdzenia Kanadyjczykom. Następnego dnia gruchnęła wiadomość o tym, że może być aresztowany. Giertych uznał, że to niekoniecznie przypadek. Jak pisze „Gazeta Wyborcza”, „Citizen Lab od listopada 2017 r. wykrywał liczne ataki hakerskie w Polsce, ale nie zidentyfikował poszczególnych ofiar”. Firma ustaliła jednak, że telefon prok. Ewy Wrzosek miał być inwigilowany 6 razy, a Romana Giertycha – aż 18, po raz pierwszy przed wyborami parlamentarnymi w 2019 r.

Badacz i ekspert Citizen Lab oraz Uniwersytetu w Toronto, John Scott-Railton, od 20 lat zajmuje się tematem ataków hakerskich i zagrożeń cyfrowych, powiedział dla TVN 24: „W wypadku pana Giertycha zauważyliśmy niesamowitą intensywność ataków pod koniec roku 2019. Zajmuję się takimi sprawami od lat i jeszcze nigdy nie widziałem telefonu, który był aż tak intensywnie atakowany w tak krótkim okresie. Jako atak mam na myśli infekowanie i ponowne reinfekowanie i reinfekowanie urządzenia. Dla mnie, spekulując, to wygląda jak sytuacja, w której służba specjalna jest naprawdę zdesperowana, by wiedzieć wszystko o każdej minucie jakiegoś człowieka. (…) Tutaj wygląda na to, że mamy przypadek w kraju unijnym, gdzie ta technologia jest używana prawdopodobnie w zakresie nadużyć. (…) Jestem zaniepokojony, dlatego że patrząc z boku, nawet pobieżnie, wygląda to bardzo źle z tym obieraniem za cel. To jest coś, co umieszcza sprawcę, kimkolwiek by nie był, w klubie dyktatorów i autokratów. To jest naprawdę fatalne towarzystwo”.

Co ciekawe, ekspert stwierdził, że Giertych miał być inwigilowany w specyficzny sposób: nie dyskretnie, tak aby nie zostać namierzonym, ale „jego urządzenie było infekowane wiele razy, bardzo intensywnie w krótkich okresach. Aż trudno sobie wyobrazić, że ten telefon w ogóle to przeżył bez problemów technicznych. Dla mnie pokazuje to, że operator tego programu szpiegowskiego był bardziej skoncentrowany na tym, by wyciągnąć te informacje i zrobić to jak najszybciej”.

Rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn opublikował na „Twitterze” obszerne wyjaśnienie: „W Polsce kontrola operacyjna jest prowadzona w uzasadnionych i opisanych prawem przypadkach, po uzyskaniu zgody Prokuratura Generalnego i wydaniu postanowienia przez sąd. Każe użycie metod kontroli operacyjnej uzyskuje wymagane prawem zgody – w tym zgodę sądu. Polskie służby działają zgodnie z prawem. Sugestie, że polskie służby wykorzystują metody pracy operacyjnej do walki politycznej, są nieprawdziwe. Z uwagi na ograniczenia prawne nie odnosimy się do pytań dotyczących tego, czy konkretne metody i formy pracy operacyjnej są stosowane w Polsce. Nie informujemy również czy wobec konkretnych osób były stosowane metody kontroli operacyjnej. Na koniec przypominam, że Pan Roman G. usłyszał poważne zarzuty w śledztwie dotyczącym przestępczości gospodarczej. Sprawa ma charakter typowo kryminalny”.

Do sprawy odnieśli się też politycy koalicji rządzącej: „Jakaś firma z Kanady stawia zarzuty niepoważne” – miał powiedzieć Ryszard Terlecki, zaś Anita Czerwińska miała zadeklarować, że „nie damy się wciągnąć w linię obrony Giertycha”.

Marszałek Senatu natomiast, podobnie jak mecenas Giertych, nie może wyzbyć się skojarzeń z aferą Watergate.

Sam Giertych podkreśla, że sądy uznały prokuratorskie zarzuty wobec niego za nieskuteczne, zaś ich działanie bezprawne, gdy usiłowano postawić mu zarzuty podczas pobytu w szpitalu. Zapowiada, że zwróci się o śledztwo we Włoszech, ponieważ jego telefon był na podsłuchu, gdy przebywał w tym kraju. Wówczas prowadził sprawy m.in. Donalda Tuska, ale zajmował się także pamiętną sprawą „dwóch wież”.

Roman Giertych udzielił „Gazecie Wyborczej” bardzo obszernego wywiadu, w którym mówi: „Jeżeli rząd stosuje wobec opozycji wysublimowane programy – myślę, że to samo dotyczyło pana senatora Brejzy, jeszcze nie ma dowodów, ale czasem trzeba mieć szczęście, żeby te dowody znaleźć. Ten telefon, który został zbadany przez uniwersytet w Toronto, to jest ten sam telefon, który mi zabrano rok temu podczas przeszukiwania osobistego i który został mi oddany w wyniku orzeczenia Sądu Apelacyjnego w Warszawie, w którym prokuratura została zmuszona do jego oddania. (…) I to jest jednoznaczny dowód na to, że mamy do czynienia z rządem, który jest na poziomie bantustanu. Dostali zabawkę w postaci Pegasusa, to co zrobić? No podsłuchiwać (…) tych, którzy mogą im jakoś zagrozić. Podejrzewam, że większość polityków opozycji była w ten czy inny sposób inwigilowana. I w takiej sytuacji przewaga informacyjna rządu nad opozycją jest ogromna”.

Krzysztof Brejza natomiast twierdzi, że był inwigilowany spoza granic państwa, gdyż w ten sposób da się ominąć sądy. „Ws. bezprawnego inwigilowania opozycji wystąpiłem w lutym z interw. do AW. Wg informacji,którymi dysponuję,f-szy AW wysłano (wysyła się?) za granicę,by http://m.in za pomocą pegasusa(nso group) słuchać opozycję. Dlaczego nie zza granicy? Omijają zgodę/kontrolę sądu” – napisał na „Twitterze”.

Autorstwo: Tomasz Dudek
Źródło: pl.SputnikNews.com