Narodziny nowego kalifatu islamskiego

Opublikowano: 14.07.2014 | Kategorie: Polityka, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 676

W ostatnich latach, analizowałem wielokrotnie na tych łamach jeden z najważniejszych procesów dziejowych współczesności, jakim są rewolucje islamskie. W mojej ocenie, za ich pierwszy pionierski etap należy uznać rewolucję irańską, z 1979 r., kiedy proamerykańska monarchia szachinszacha Mohammada Rezy Pahlaviego została obalona przez narodowe siły islamskie pod przewodem najwyższego ajatollaha Ruhollaha Chomeiniego. Mimo wielu trudności i dywersji zachodniej (sankcje, dyskryminacja itp.), rządy islamskie w Iranie utrzymują się z powodzeniem do tej pory, modyfikując elastycznie i realistycznie swą politykę wewnętrzną i zagraniczną. Natomiast, w reszcie świata islamskiego, proces rewolucyjny znajdował się w stanie pewnej hibernacji aż do grudnia roku 2010. Wtedy to zapoczątkowany został drugi etap tego procesu – w wyniku wybuchu niezadowolenia społecznego w Tunezji. Miarka i krytyczna masa gniewu mas muzułmańskich się przebrała. Wkrótce potem fala rewolucyjna rozlała się na liczne inne kraje islamskie/arabskie, szczególnie w Afryce Północnej oraz na Bliskim i na Środkowym Wschodzie.

Była (i jest) to fala niezwykle wzburzona i krwawa, np. w Libii, w Egipcie, w Iraku, w Afganistanie czy w Syrii. Jeden za drugim – padali marionetkowi i absolutni władcy proamerykańscy (i proizraelscy), obalani przez społeczeństwo (np. Egipt); bądź też władcy antyamerykańscy – obalani przez samych Amerykanów (np. Irak czy Libia). Ale „powtórka iracka” już nie powiodła się Amerykanom w przypadku Syrii czy nawet Libii (gdzie dalej utrzymuje się bałagan i rozlew krwi). USA, Izrael i ich sojusznicy, najwyraźniej zaskoczeni skalą i gwałtownością rewolucji islamskich, podejmują nieustannie gorączkowe wysiłki celem ich przyhamowania. Widać to dramatycznie przez pryzmat najnowszej ostrej konfrontacji militarnej między Palestyną a Izraelem. Zamiary USA powiodły się tylko częściowo w przypadku Egiptu, gdzie proamerykańska armia odsunęła od władzy Bractwo Muzułmańskie, które nieco wcześniej obaliło Hosni Mubaraka i przejęła ster rządów – zresztą, nie wiadomo, na jak długo? Jednakże strategia amerykańska spaliła całkowicie na panewce w przypadku Afganistanu (totalny bałagan, rozlew krwi, wizja powrotu do władzy talibów i wielkie zniszczenia) oraz w Iraku (jeszcze gorzej).

Tymczasem trzeci etap analizowanego procesu rewolucyjnego zapoczątkowany został całkiem niedawno, właśnie w Iraku. Oto bowiem, dnia 29 czerwca 2014 r., Abu Bakr al–Baghdadi, znany iracki przywódca religijny (tzw. dżihadowski), liczący sobie wówczas 43 lata, proklamował, w meczecie w Mosulu, utworzenie suwerennego Islamskiego Państwa (Kalifatu) Iraku i Lewantu – ze stolicą w tymże Mosulu oraz przybrał godność Kalifa Ibrahima i ogłosił się przywódcą swych wyznawców. W przyszłości – Kalifat ma objąć wszystkich muzułmanów całego świata, czyli łącznie około 2 mld wiernych. To stanowi absolutnie nową i niezwykle poważną jakość w stosunkach międzynarodowych. Jest ona znana w świecie także pod nazwą ISIS[1] (Islamic State of Iraq and Syria lub Islamic State of Iraq and al–Sham).

Trudno byłoby zrozumieć istotę i sens analizowanego procesu i trzeciego etapu rewolucji islamskich bez przypomnienia chociażby kilku podstawowych pojęć i definicji z tej materii. I tak, Prorok Mahomet utworzył Islam – obecnie największą spośród wielkich religii świata – w roku 620 n.e., na zachodnich obszarach dzisiejszej Arabii Saudyjskiej. Od samego początku, Islam był pomyślany jako religia i jako formuła państwowa zarazem (zgodnie, zresztą, z dewizą obowiązującą kiedyś w Polsce: cuius regio, eius religio czy też z zawołaniem francuskiego króla Ludwika XIV: l’Etat c’est moi – państwo to ja). Tylko niepoprawni i zaślepieni fanatycy antyislamscy mogą kwestionować potęgę tej religii oraz jej wpływ na rozwój naszej cywilizacji. Ale jednocześnie, poważną słabością Islamu są jego podziały wewnętrzne, szczególnie między sunnitami i szyitami. Daje to negatywnie znać o sobie także w trakcie obecnego islamskiego procesu rewolucyjnego.

Wśród wszystkich muzułmanów na świecie, przeważają zdecydowanie sunnici (80 – 90 proc. ogółu wyznawców Allaha i jego Proroka Mahometa). Jednak w różnych krajach proporcje te układają się rozmaicie. Największym państwem islamskim jest Indonezja (252 mln mieszkańców, z czego sunnici stanowią prawie 99 proc.). W Iranie jest odwrotnie: 90 proc. szyitów i 10 proc. sunnitów. W Iraku – 65 proc. szyitów (i oni – póki co – rządzą), 20 proc. sunnitów (na czele z nowym Kalifem) i 15 proc. Kurdów. Nic dziwnego, więc, że Iran udziela poparcia swym irakijskim braciom w wierze w obecnej konfrontacji z Kalifatem sunnickim (ISIS). Dla porównania – Arabia Saudyjska (strażnik najświętszych miejsc Islamu) liczy ponad 30 mln obywateli, spośród których sunnici stanowią około 90 proc. Panujący ród Saudów jest, naturalnie, wyznania sunnickiego. Został on założony w roku 1447 przez Muhammada ibn Sauda i – jak wynika z wielu materiałów źródłowych – korzenie tego rodu są żydowskie. Jeśli tak, to łatwiej zrozumieć bliskie powiązania i współpracę władców Arabii Saudyjskiej z USA oraz z Izraelem i z lobby żydowskim na świecie. Sytuację, dodatkowo, komplikuje fakt, iż – w ramach każdej z obydwu głównych orientacji islamskich – występują rozmaite odłamy, ugrupowania i interpretacje, których wspólnym mianownikiem jest jednak Święty Koran (Holy Qur’an).

Przeważający zdecydowanie sunnici uważają, iż najlepszymi muzułmanami byli apostołowie (by tak rzec) Proroka Mahometa, zaś fundamentem Islamu jest Święty Koran i nauki apostolskie. Z kolei, szyici są zdania, że Ali, zięć Proroka Mahometa, był jego następcą (w Kalifacie) wyznaczonym przez Allaha (Boga) i jemu też oddają cześć. Nie trudno przewidzieć, iż siły antyislamskie skrzętnie wykorzystują we własnych interesach podziały i rozbieżności występujące w tej wielkiej religii i rozgrywają brutalnie niesnaski, szczególnie, między sunnitami i szyitami. Pryncypialne różnice teologiczne, merytoryczne i metodologiczne występują, w zasadzie, we wszystkich religiach świata. Nic w tym dziwnego. Jednakże, biorąc pod uwagę miażdżącą przewagę ilościową i jakościową sunnitów w Islamie oraz przebogate tradycje i doświadczenia Kalifatu islamskiego, można prognozować, iż najnowsza próba jego renesansu nie jest skazana a priori na niepowodzenie. Czymże więc jest owa instytucja Kalifatu?

Chalifa, po arabsku, znaczy sukcesja, następstwo, czyli państwo islamskie zarządzane przez najwyższego przywódcę religijnego i państwowego. Islam nie toleruje jednoczesnego istnienia dwóch najwyższych przywódców. Kalif jest więc następcą Proroka Mahometa, najważniejszym przywódcą religijnym i politycznym wiernych. Przychodzi przy tym na myśl niewielka analogia pomiędzy instytucją kalifa a instytucją katolickiego papieża, który jest traktowany jako kolejny następca św. Piotra, z tą wszakże różnicą, że władza państwowa papieża ograniczona jest wyłącznie do Citta del Vaticano). Zdaniem sunnitów, kalif powinien być wybierany bezpośrednio przez wiernych lub przez ich przedstawicieli; natomiast szyici są zdania, iż kalif powinien być wyznaczony przez Allaha z grona rodziny bezpośrednich następców Proroka Mahometa. To zasadnicza różnica. Należy jednak podkreślić, iż – w początkach Islamu – występowały przebłyski demokracji bezpośredniej w oparciu o Szurę[2], niezależnie od prawa islamskiego – Szarija.

W historii, kolejne imperia islamskie określane były właśnie mianem kalifatów (również: królestw, chanatów, sułtanatów itp.). Wśród nich, głównymi kalifatami były: Raszidunów (632 r. – 661 r.), Omajadów (661 r. – 750 r.), Abasydów (750 r. – 1258 r.), Otomanów (1517 r. – 1924 r., obalonych w Turcji przez Mustafę Kemala Ataturka), Ahmadidża (1908 r. – 2014 r.) oraz ISIS (2014 r. – …). Podkreślam niezwykle dynamiczne rozszerzanie się Islamu w świecie, praktycznie od samego początku jego istnienia. Np. szczyt świetności pierwszego Kalifatu przypadł w roku 655. Wtedy obejmował on już swym zasięgiem rozległe obszary Azji Środkowej, Bliskiego Wschodu, Afryki Północnej i nawet Europy (południowy kawałek Hiszpanii). Zaś w czasach ww. drugiego Kalifatu, w jego zasięgu znalazła się już prawie cała Hiszpania. Współcześnie, nie należy zapominać, iż mocarstwami islamskimi są także Indie i Chiny. Systematycznie wzrasta liczebność i znaczenie muzułmanów w Europie (obecnie: 58 mln = około 8 proc. ogółu ludności) i w Ameryce Północnej (obecnie: 10 mln = około 3 proc. ogółu ludności). Nietrudno wyobrazić sobie, jak prezentowałaby się dziś ekspansja, pozycja i wpływy Islamu w świecie bez ww. rozczłonkowania oraz różnic teologicznych i światopoglądowych występujących w tej religii?

I jeszcze jedna zasadnicza kwestia wymagająca bardziej szczegółowego wyjaśnienia i właściwej interpretacji – nie tylko w kontekście rozważań nt. nowego Kalifatu. Kwestia ta budzi masę kontrowersji, szczególnie w świecie nieislamskim, gdzie – z reguły – prezentowana jest prawie wyłącznie w czarnych barwach. Chodzi mi o dżihad. Kategoria ta wymieniona jest aż 41 razy w Świętym Koranie. Sprawa jest więc bardzo poważna pod każdym względem i – jako taka – zasługuje na obiektywne i spokojne spojrzenie. Najogólniej rzecz biorąc, dżihad należy definiować jako jeden z nadrzędnych obowiązków religijnych wiernego muzułmanina: walczyć na modłę (sposób) Allaha, czyli zgodnie z nakazami boskimi. Pojęcie to nie może być kojarzone, insz Allah, wyłącznie z walką zbrojną, czy – jeszcze gorzej – z terroryzmem uprawianym przez niektórych fundamentalistów czy fanatyków islamskich. Bowiem dżihad można praktykować także przy pomocy instrumentów kulturalnych, intelektualnych, psychologicznych itp., czy też – po prostu – piórem. Uczestnik dżihadu określany jest mianem: mudżahid (mudżahedin – w liczbie mnogiej). Znamienne, iż w ich szeregi wstępuje coraz więcej młodzieży z Europy, z Ameryki Północnej czy nawet z Australii.

Rozróżniamy dwa główne rodzaje dżihadu: – wewnętrzny, to walka duchowa (myślowa), niejako z samym sobą i zewnętrzny, rozumiany, głównie, jako walka fizyczna (zbrojna) przeciwko prześladowaniom i uciskowi oraz przeciwko wrogom Islamu (tzw. święta wojna). Co więcej, niektórzy uczeni mężowie, teologowie i teoretycy Islamu twierdzą wręcz, iż dopuszczalny jest jedynie dżihad defensywny a nie ofensywny. Ponieważ siły zbrojne nowego Kalifa preferują też ww. drugą odmianę dżihadu – to, z tego względu, w propagandzie nazywa się ich czasami dżihadystami. Nie należy ukrywać jednocześnie, iż w świecie Islamu nasilają się elementy, tendencje i ugrupowania radykalne a nawet konfrontacyjne, które dążą do zjednoczenia wszystkich Muzułmanów na Ziemi, do zapewnienia im „historycznej chwały” oraz które sprzeciwiają się sekularyzacji (ześwieczczeniu), laicyzacji i westernizacji – najogólniej rzecz biorąc. Stanowi to pożywkę dla tych ośrodków zachodnich i antyislamskich, które gloryfikują perspektywę „starcia/zderzenia kultur”, czyli, de facto, wojnę religijną na wielką skalę. Jednak niezwykle istotne jest to, iż zdecydowana większość muzułmanów świata usposobiona jest pokojowo i koncyliacyjnie w stosunku do wyznawców innych religii („niewiernych”), co – zresztą – jest zgodnie z literą i z duchem Świętego Koranu.

Tymczasem jednak, nasila się ostra konfrontacja militarna między sunnickimi bojownikami Kalifatu (ponad 100.000) a wojskiem i siłami bezpieczeństwa szyickich władz irackich. Ostateczny wynik tej konfrontacji jest jeszcze dość trudny do przewidzenia – ale dotychczasowe zdobycze bojowników są poważne i znaczące. Pozycja Nouri al–Maliki, premiera Iraku, jest raczej nie do obrony. Kandydatem sunnitów na to stanowisko jest Salim al–Jubouri. Decyzja należy do parlamentu. Wojska szyickie nie będą, w stanie powstrzymać ofensywy bojowników nowego Kalifatu. Nie obędzie się chyba bez „pomocy” amerykańskiej. Tego Barack Obama obawia się bardzo – jak diabeł święconej wody. Nie chce wracać do Iraku z wojskiem – bo wie, czym to pachnie (także w kategoriach wyborczych).

Agresja i okupacja amerykańska w Iraku (z udziałem polskim) na nic się nie zdała – ale kosztowała ogromne pieniądze i bardzo liczne (niepotrzebne) ofiary w ludziach (cywilnych i wojskowych). Blamaż i strategic miscalculation USA w Iraku daje się tylko porównać do klęski w Wietnamie. Przypominam: US Army wkroczyła do Iraku w marcu 2003 r. (pod swingowanym pretekstem posiadania przez ten kraj broni masowej zagłady). Wycofanie wojsk amerykańskich stamtąd nastąpiło w grudniu 2011 roku. Bilans 10–letniej agresji i okupacji amerykańskiej w Iraku jest straszliwy: ponad 220.000 ofiar ludzkich (cywilnych i wojskowych) oraz koszty wojny w wysokości ponad 2,2 bln USD! A krew w Iraku leje się dalej. Nie ma też pewności zagwarantowania amerykańskich interesów naftowych i gazowych w Iraku oraz bezpieczeństwa Izraela od tamtej strony. Zamiast wprowadzenia na ziemi irackiej demokracji a l’americaine, coraz wyraźniej rysuje się na horyzoncie wizja Kalifatu islamskiego!

Bojownicy Kalifatu kontrolują już znaczne obszary Iraku i zachodniej Syrii oraz większość najważniejszych miast irackich i zbliżają się do Bagdadu. W swojej „kolejce” na przyłączenie do Kalifatu czeka też Jordania, Liban, Kurdystan i in. Dżihadyści opanowali już iracko–jordańskie przejścia graniczne. Otwierają ponownie banki i urzędy państwowe oraz – krok za krokiem – przejmują władzę polityczną na „wyzwolonych” terenach. Dla przypomnienia – ostatni Kalifat w Bagdadzie upadł w roku 1258 (!) – w wyniku najazdu Mongołów. Propaganda zachodnia i antyislamska wyolbrzymia powiązania nowego Kalifatu z al–Qaedą, przypominając, iż jednym z nadrzędnych dążeń nieżyjącego Osamy bin Ladena było utworzenie takiegoż właśnie Kalifatu. Może dlatego właśnie Osama zapłacił za to życiem.

Cytuje się też, w tym kontekście, wypowiedzi Aymana al Zawahiriego, obecnego przywódcy al–Qaedy, który stwierdził: „utworzenie nowego Kalifatu oznaczać będzie punkt zwrotny w historii naszego globu – w walce przeciwko imperium Stanów Zjednoczonych i żydowskiemu panowaniu nad światem…” („the Wall Street Journal”, z dnia 30 czerwca 2014 r.). Celem strategicznym Kalifatu jest także obalenie laickich (świeckich) reżimów w świecie Islamu. Jeśli tak, to niepewny byłby los Turcji oraz islamskich państw zakaukazkich. Dotykamy tu więc dobrych ale delikatnych interesów i powiązań Rosji ze światem Islamu. Pewne jest już jedno: na naszych oczach dokonuje się zasadnicza zmiana układu sił na Bliskim i na Środkowym Wschodzie, w Afryce i gdzie indziej, co nie pozostanie bez zasadniczego wpływu na konfiguracje globalne i na dalsze kształtowanie się tegoż układu. Takiego efektu – w swej irracjonalnej strategii i filozofii antyislamskiej Izrael i Stany spodziewały się jak najmniej – ale sami się do tego walnie przyczynili; usiłując obecnie kamuflować tworzenie nowego Kalifatu, m.in., kolejną odsłoną tragedii palestyńskiej i ostrego konfliktu zbrojnego między obiema stronami tej tragedii.

Dość długo zastanawiałem się nad najważniejszymi przyczynami makro przemian i procesów, które prowadzą do utworzenia nowego Kalifatu. Udało mi się wyodrębnić dwie spośród nich, chyba najważniejsze, moim skromnym zdaniem:

Po pierwsze analizowane procesy wynikają, przede wszystkim, z samej natury, żywotności i dynamizmu Islamu, co padło na podatny grunt dramatycznej sytuacji gospodarczo–społecznej i kryzysu globalnego we współczesnym świecie. W tym sensie, neoliberalizm – główny winowajca kryzysu i nieszczęść trapiących ludzkość – jest, niejako, „współtwórcą” obecnego renesansu Islamu. Powiada się niekiedy, iż – w przeważającej mierze – jest on religią ludzi poniżanych, poniewieranych i biednych – poszukujących ratunku. Islam może im to zapewnić. Ponadto, atak na wieżowce WTC w Nowym Jorku (11.09.2001 r.) przyniósł pewien, raczej mało oczekiwany skutek, a mianowicie: wielkie przebudzenie dumy, wartości i świadomości Islamu oraz dwumiliardowych mas muzułmanów w świecie.

Tymczasem USA, wykorzystały ww. dramat nowojorski – jako pretekst do walki z „terroryzmem – głównie – islamskim” („War on Terror”) – ale efekty tej walki są godne pożałowania. Np., po 13 latach polowania na bojowników al–Qaedy i na talibów w Afganistanie, w Pakistanie czy gdzie indziej, terroryści szaleją w całym świecie – jak nigdy dotąd (posiadają, rzekomo, broń nuklearną). Ponadto, nie należy zapominać, iż autorzy, promotorzy i uczestnicy procesu renesansu Islamu dysponują potężną bronią gospodarczo–finansową w postaci olbrzymich złóż ropy naftowej i gazu, czym mogą szachować państwa potrzebujące tych surowców. W sumie, prawie 70 proc. światowych rezerw ropy naftowej i gazu znajduje się na obszarach państw islamskich. To około 20 razy więcej niż w państwach zachodnich. W pierwszej 10. światowej największych producentów i eksporterów tych surowców strategicznych znajduje się 6 państw islamskich: Arabia Saudyjska, Iran, Irak, Kuweit, Libia i Nigeria. To mówi samo za siebie i stanowi dowód na to, iż – bez normalizacji stosunków z Islamem – benzynowa i elektryczna cywilizacja zachodnia skazana jest na zagładę;

Po drugie renesans Islamu, trzeci etap rewolucji islamskich i – w szczególności – utworzenie nowego Kalifatu oraz dążenie do jego przekształcenia w instytucję ogólnoislamską (globalną) – jest szokującym świadectwem klęski dotychczasowej polityki i strategii zachodnio–amerykańsko–izraelskiej w tej materii. Skutki są odwrotne od zamierzonych. Poczynając od utworzenia suwerennego Państwa Izrael (a niektórzy powiadają, iż jeszcze od czasów wypraw krzyżowych), Zachód usiłował utrzymywać i umacniać swe pozycje na Bliskim i na Środkowym Wschodzie, chyba nawet bardziej niż w kolonizowanej Afryce czy w innych regionach świata. Ale pierwsza dotkliwa porażka USA w tym zakresie nastąpiła wraz z upadkiem imperium szachinszacha w Iranie i ze zwycięstwem rewolucji islamskiej tamże. Potem nastąpiła już cała seria naftowo–gazowych niepowodzeń zachodnio–amerykańskich, które znamy prawie z autopsji: Libia, Irak, Syria, Bahrain czy nawet Egipt, który nie posiada większych złóż ropy naftowej. W gestii amerykańskiej pozostaje jeszcze Arabia Saudyjska (nie wiadomo, jak długo?); ale – za to – przyszłość i bezpieczeństwo Izraela jest niepewne i zagrożone, jak wynika z analizowanych procesów.

Oficjalny Waszyngton nie posiada programu i nie prowadzi racjonalnej polityki globalnej – nawet zgodnie z interesami USA i ich sojuszników. To niepojęte. Prezydent Barack Obama, sam pochodzenia islamskiego, próbował nawet zapoczątkować „nowe otwarcie” wobec Islamu (por.: jego wykład na Uniwersytecie Kairskim, dnia 04.06.2009 r.). Jednak, w praktyce nic z tego nie wyszło. Lobby izraelskie i żydowskie sparaliżowało „nowe otwarcie” B. Obamy. Zamiast tego, Waszyngton zaostrzył posunięcia i akty militarne wobec wielu państw islamskich i swą sławetną wojnę z terroryzmem (w podtekście – głównie – islamskim). Nie dziwota więc, iż jest tak, jak jest, czyli źle i coraz gorzej. Zauważam, iż konserwatyści i Republikanie w USA, znacznie ostrzejsi w sprawach islamskich niż Demokraci, krytykują coraz bardziej niedowład i impotencję rządu B. Obamy oraz samego Prezydenta – osobiście w zakresie polityki zagranicznej i stosunków USA z Islamem. No, ale – jeśli nawet Republikanie przejmą władzę, to – w analizowanej materii – nie będzie wcale lepiej. Źle by to wróżyło całemu światu. Mam jednak cichą nadzieję, iż – po ewentualnym dojściu do „Ściany Płaczu” i w obawie przed rozbiciem głów o nią, i Zachód, i Stany, i Izrael (oraz wszyscy zainteresowani), zdołają pójść po rozum do głowy i nie dopuścić do najgorszego.

Naturalnie, jest bardzo wiele innych przyczyn i przesłanek renesansu islamskiego, rewolucji tego rodzaju oraz tworzenia Kalifatu regionalnego i globalnego – ale skupmy się jedynie na tych najważniejszych – ww. Żałuję, iż w Polsce występuje prawie totalna ignorancja i nieświadomość w kwestiach Islamu i renesansu islamskiego, że przeważa jego prezentowanie raczej w wypaczonych i w ciemnych barwach. Wierzę, przeto, iż moje skromne rozważania politologiczne w tej delikatnej acz doniosłej materii, ułatwią Czytelnikom zrozumienie i obiektywne rozpatrywanie tych ważkich problemów, które mieć będą bardzo duży wpływ na losy naszego i wszystkich przyszłych pokoleń.

Autor: Sylwester Szafarz
Źródło: Przegląd Socjalistyczny

PRZYPISY

[1] Ciekawostką antyczno–historyczną jest fakt, iż – 3.100 lat p.n.e. – Isis była egipską boginią zdrowia, małżeństwa i miłości, czczoną, szczególnie, w Delcie Nilu.

[2] Szura – konsultowanie, po arabsku. Kategoria szury, wymieniania w Świętym Koranie, jest jedną z 4 podstawowych zasad w Islamie. Trzema pozostałymi są: sprawiedliwość, równość i godność człowieka.


TAGI: ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

1 wypowiedź

  1. bXXs 15.07.2014 16:40

    Dla mnie jakością Koranu są jego wyznawcy. Hipokryci i święte krowy. Islam jest najszybciej rozwijającą się religia na świecie! Tak! Bo rozsadni I wykształceni ludzie zdają sobie sprawę, że jak narobisz sobie dzieciaków to Ty musisz o nie zadbać a nie Allah! Popatrz na Islamski poziom edukacji! Ci ludzie są masą która w desperacji I ciemnocie zniszczy całą planetę. Przeludnienie ziemi i generowanie śmieci i zanieczyszczeń jest ściśle powiązane z reprodukcją.
    Skoro Islam jest kolejną religią pokoju to co do cholery robił Mahomet na dziesiątkach wojen?!
    Skoro kiedy Islam zapanuje na ziemi będzie globalny pokój a wszyscy muzułmanie żyją w radości i szczęściu to dla czego uciekają z tego raju?! Skoro w Pakistanie jest ponad 90% muzułmanów to jakim cudem mają tam tyle zbrodni, korupcji, zepsucia , biedy…pedofili nie ma bo dziecko poślubione (tymczasowo – na jedną noc) z 70 letnim dziadem ma seks z mężem a tam nie ma gwałtu)…
    Te wszystkie religie są takie czarujace i ideistyczne ale ociekaja piekłem.

    Ps . Ramadan? , więc mają posiłki po zachodzie słońca do wschodu, wszystko zgodnie z kalendarzem ksiezycowym a ich symbol to półksiężyc to coś mi tu śmierdzi wampiryzmem.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.