Naciski amerykańskiej ambasador na polski rząd trwają
Co to oznacza, że lek jest refundowany? To mianowicie, że producent ustala sobie cenę leku np. 500 zł za opakowanie, podczas gdy pacjent w aptece płaci za to opakowanie, przykładowo 10 zł. Znaczy to, że budżet państwa, a konkretnie NFZ, dopłaca producentowi do tego leku kwotę 490 zł.
Szczegóły sojuszu polsko-amerykańskiego nabierają coraz to nowych rumieńców. Najpierw nasz najukochańszy sojusznik skopał nas przy okazji ustawy o IPN, potem wydał nas na pastwę żydowskich roszczeń przyjmując słynną ustawę 447, następnie rozkazał, co wolno a czego nie wolno robić ze stacją TVN, teraz natomiast zmusił polski rząd do wpisania na listę leków refundowanych leku produkowanego przez amerykańską firmę.
Co to oznacza, że lek jest refundowany? To mianowicie, że producent ustala sobie cenę leku np. 500 zł za opakowanie, podczas gdy pacjent w aptece płaci za to opakowanie, przykładowo 10 zł. Znaczy to, że budżet państwa, a konkretnie NFZ, dopłaca producentowi do tego leku kwotę 490 zł. Jest to, dla firm farmaceutycznych, świetny interes. Gorzej jednak z zasobami polskich podatników.
O sprawie napisał „Fakt”. Okazuje się, że ambasador USA w Polsce, Georgette Mosbacher, bardzo lubi pisać listy do polskich władz. Bo to, jak podaje dziennik, właśnie w liście skierowanym do ministra zdrowia, wyraziła życzenie wpisania leku na listę medykamentów refundowanych. „Rozumiem, że firma (…) spełniła wszystkie niezbędne procedury przy składaniu wniosku o refundację (…). Rozumiem również, że wiceminister Marcin Czech polecił umieszczenie leku Tecentriq na liście refundacyjnej” – cytuje fragment listu „Fakt”. Lobbing pani ambasador dotyczy leku na raka płuc, produkowanego przez firmę Genetech, spółkę-córkę koncernu farmaceutycznego Roche. Według „Faktu”, lek wcześniej został odrzucony przez Komisję Ekonomiczną ze względu na „niedoszacowanie kosztów przez producenta i to, że Roche nie zaproponował dostatecznie dużego rabatu”.
Przypomnijmy, że kilka tygodni temu pani ambasador USA, Mosbacher, dała polskim politykom ze szczytów władzy instrukcję, co wolno a czego nie wolno mówić o amerykańskiej stacji TVN nadającej w Polsce, po czym – jak się okazuje – zasugerowała tymże władzom, jakiego statusu oczekiwałaby u nas dla amerykańskich firm.
Portal DoRzeczy.pl informuje właśnie, że roszczenia USA wobec Polski nie dotyczą tylko stacji TVN, ale także całego amerykańskiego biznesu. Portal pisze, że „Amerykańska ambasador naciskała na ministrów i urzędników rządu, aby wprowadzić takie zmiany przepisów, które stawiałyby amerykańskie firmy działające w Polsce w uprzywilejowanej pozycji”.
Jesienią tego roku na dywaniku u pani ambasador wylądować mieli politycy partii rządzącej, w związku z pracami nad nowelizacją ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych i prawnych. Rozmówca DoRzeczy.pl tłumaczy to tak: „Pani ambasador zapraszała na spotkanie w sposób, który sprawiał wrażenie, że to bardziej polecenie służbowe. Żywo interesowała się jak przebiegają prace nad zmianami w przepisach. Dociekała. A potem padło bardzo zaskakujące żądanie. (…) Pani ambasador bardzo wyraźnie, otwartym tekstem zadeklarowała, że nie powinno być tak, że wszystkie podmioty funkcjonujące na polskim rynku płacą podatek w podobnej wysokości. Mówiła, że polski i europejski rynek jest trudny dla amerykańskich firm i oczekiwała, że wprowadzone zostaną rozwiązania zmniejszające wysokość obciążeń podatkowych dla firm pochodzących ze Stanów Zjednoczonych. Ambasador oczekiwała, że nowe przepisy w efekcie postawią amerykańskie podmioty w uprzywilejowanej pozycji wobec polskich firm. Mówiła m.in o Uberze”.
Rozmówca DoRzeczy.pl nie zna ostatecznej reakcji polskiego rządu, choć, jak przyznaje, „oferta” pani ambasador wywołać miała sporą konsternację w jego szeregach. Jedyną reakcją polskiego rządu był przeciek listu pani ambasador w sprawie stacji TVN. Polski rząd najwidoczniej nie miał odwagi z otwartą przyłbicą zaprotestować przeciwko takim ingerencjom, więc posłużył się przeciekiem, by choć w ten sposób sobie ulżyć. No i przy okazji ujawnił, że pani Mosbacher w listach do polskich władz popełnia błędy ortograficzne.
Autorstwo: P
Źródło: ProKapitalizm.pl