Moja siostra pogarda

Opublikowano: 14.01.2012 | Kategorie: Media, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 1244

Nigdy nie zapomnę materiału telewizyjnego, przygotowanego przez jedną z wiodących prywatnych stacji, gdy otwarto słynny już peron we Włoszczowej. Szczególnie utkwiła mi w głowie scena, gdy zapytano o zdanie mieszkańców. Dziwnym trafem, jako grupę reprezentatywną wybrano kilku panów zmęczonych życiem, słabo mówiących w ojczystym języku i wyraźnie podlanych alkoholem. Było to jak mrugnięcie okiem do odbiorcy: patrzcie, dla takich osobników marnuje się pieniądze podatnika.

W zmasakrowanym przez bogoojczyźniane deklamacje wierszu „Przesłanie Pana Cogito” poeta zapisał gwałtowne słowa: „niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda / dla szpiclów katów tchórzy – oni wygrają”. Przyznam, że do katalogu tych nieprzyjemnych person dodałbym jeszcze – przykładowo – wykonawców i zamawiających wzmiankowany wyżej materiał „informacyjny”. I całe rzesze im podobnych pomagierów, piewców i pożytecznych idiotów w służbie realnego liberalizmu.

To są rzeczy powszechnie znane, ale warto o nich czasem przypomnieć: jeśli chcecie poczytać lub obejrzeć film o losach ofiar transformacji, np. z popegeerowskiej wsi, dostaniecie z reguły w zestawie obskurny sklep, a przed nim paru leniwych i roszczeniowych pijaków, płaczących rzęsiście za Gierkiem (nie wiedzą, że w dobrym tonie jest płakać ewentualnie po Wilczku). Będą to typy budzące politowanie i praktycznie pozbawione cech osobowościowych. Nawet ustawieni na pierwszym planie byli chłoporobotnicy, czyli „pańszczyźniani”, muszą sprawiać wrażenie statystów (uwielbiam, gdy słowo „pańszczyźniani” z uroczą kon-liberalną wyższością wymawiają czytelnicy i epigoni redaktora Ziemkiewicza, każdy jak wiadomo pan z panów i magnat z magnatów).

Bo, w gruncie rzeczy, w porządku ideologicznym i społeczno-ekonomicznym III RP nieudane dzieci transformacji są wyłącznie szarą masą, nawozem pod nowy, wspaniały świat. Gdzie drwa rąbią, wióry lecą, konieczne koszta transformacji, itd., itp.; liczy się ekonomia, elastyczność, e-zdolności, ewentualnie znajomości. Może te ostatnie najbardziej. A jakimi znajomościami może dysponować były pracownik PGR, z organizmem zniszczonym wieloletnią harówką dla Polski Ludowej? Teraz nieszczęsny w wójcie swojej gminy ledwie rozpozna dawnego towarzysza sekretarza, który kocha(ł) tamtą i tę Polskę: miłością trochę może szorstką, w pewnych kręgach nazywaną brzydko pieprzeniem. Jakie znajomości może mieć były szeregowy członek „Solidarności”, dziś pechowo rencista? Pod baldachimem obnoszą proboszcza dawni partyjniacy i lokalni „liderzy opozycji”, on stoi w kościele daleko z tyłu. No i dobrze, przynajmniej jest jak w Ewangelii. Jakie znajomości może mieć szwaczka z Łodzi, zatrudniana „z łaski” na czarno, samotnie wychowująca dwójkę, trójkę dzieci? Pech, ma tylko podniszczone mieszkanie w zabiedzonej kamienicy, a w nim kolorowy telewizor. Na szczęście są jeszcze polskie seriale. Kochamy polskie seriale – to dzisiejsze opium dla ludu.

A właśnie, co do „koniecznych kosztów transformacji”: dziwnym trafem ponieśli je nie architekci owego procesu, lecz rzesze kobiet i mężczyzn (na kogo wypadnie, na tego bęc!). Otóż te rzesze muszą być szare, sformatowane, niezbyt widoczne i nie nazbyt wyraziste, bo gdyby ci ludzie mieli swoje twarze, własne życiorysy, ludzkie przeżycia, aspiracje, tęsknoty, dramaty i namiętności – rozerwaliby linię i melodię transformacyjnej kołysanki; mantry, usypiającej społeczne sumienie. To muszą być „nierobotni popegeerowcy”, zniszczeni ludzie z Włoszczowej, w domyśle śmierdzące lenie i nieroby, życiowe niedojdy i patałachy – zupełnie inny gatunek człowieka, niż biznesmeni o szerokich karkach (mdliło mnie na ich widok w latach 90.), panowie publicyści kręcący nosami na miejską komunikację („Boże, jak tam śmierdzi!” – bo śmierdzi im ta masa człekokształtna, albo polakopodobna, albo nieeuropejska), pretensjonalne damulki od charytatywy-recydywy i synkowie i córuchny beneficjentów transformacji, po rodzicach dziedziczący zwykle pogardę do państwa i zdolność żerowania na nim – da się przecież jeszcze coś wydoić z tej wychudłej krowy mlecznej rasy biało-czerwonej, nazywanej Polską.

I jak ma mnie nie opuszczać moja siostra pogarda, gdy na co dzień i od święta widzę to rozpanoszone towarzystwo, bucowate i zadowolone z siebie, przekonujące (nie tylko) z wiodących gazet i telewizji, że najlepszym remedium na nędzę prywatyzacji jest jeszcze więcej prywatyzacji, że liczy się jedynie osobista korzyść i sukces, albo że lewicowość jest akceptowalna, gdy kolorowa i bez jaj, a Polska to i owszem, ale pod warunkiem, że w pakiecie weźmiesz „Solidarność”, lecz z Akcji Wyborczej, wolny rynek, miłość do Margaret Thatcher i uroczy slogan przyjemniaczków tnących gałąź, na której siedzą: „Donald, gdzie są niskie podatki, koleżko?”. Jak to gdzie są? Tam, gdzie być powinny, czyli w kieszeni bossów, u których robicie za pożytecznych idiotów.

Jak ma mnie opuścić moja siostra pogarda, gdy jedyną odpowiedzią na skrzek rzeczywistości jest bicie w bogoojczyźniane tam-tamy (prędzej niebo spadnie nam na głowę, niż zmienią Polskę na lepsze ronda i ulice Jana Pawła II i „Solidarności”), albo „tout va bien”, wyśpiewywane przez medialnych dandysów za odpowiednio gruby szmal. Jak nie odczuwać pogardy wobec powszechnych praktyk budowania coraz wyższych murów milczenia wokół wszystkiego, co wypada poza obraz Polski, sformatowanej pod interesy oligarchów i polityków?

Przed świętami do furtki zadzwonił mężczyzna w średnim wieku. Zapytał o złom, zostawił wizytówkę: „Zbyszek. Wywóz ZŁOMU, sprzątanie piwnic i strychów”. Wysoki, solidnie zbudowany mężczyzna. Pomyślałem, jak dobrze byłoby opisać jego historię i filozofię życia. Czy zbieraniem złomu zarabia na rodzinę? Na chleb i mleko dla dzieci? Na alkohol i papierosy? Na jedno i drugie? Gdzie mieszka? Ile zarabia? Na co wydaje pieniądze? Czy jeździ na wakacje? Jaki ma zawód wyuczony? Kim jest?

Oczywiście, pana Zbyszka nikt nie zaprosi na galę small biznesu. Podobnie wałbrzyskich biedaszybników. A to przecież tacy właśnie ludzie radzą sobie jak potrafią w polskiej rzeczywistości, wypychani na margines, oficjalnie nieobecni. Bo nie pasują ani do współczesnej propagandy sukcesu, ani do „stylu życia”, wedle którego nawet ubogi absolwent prywatnej uczelni, z taką sobie znajomością języka obcego, powinien starać się o pracę – bo ja wiem – marketingowca, pracownika mediów, handlowca. I w tanim garniturze, oblepiony potem i wymuszoną przebojowością sprzedawać ludziom polisy na życie, albo na godny pogrzeb. I patrzeć z góry na pana Zbyszka, taszczącego z kolegą z czyjejś piwnicy stary, zakamieniony i zardzewiały bojler.

W najgorszym razie taki absolwent prywatnej uczelni może podawać frytki w MacDonaldzie, tam zaczynając karierę od „pucybuta do milionera”. A jeśli pechowo nie zostanie milionerem? To załapie się może na zarobki w okolicach dwóch tysięcy z hakiem i szczęśliwy założy rodzinę. Albo wyjedzie lub zasili szereg „niewidzialnych Polaków”. Wtedy jego dzieci będą dostawać „szlachetną paczkę” na Boże Narodzenie i oglądać w telewizji tłustego Santa Clausa z reklamy wiodącego napoju gazowanego: jowialnego i dobrodusznego jak wszystkie dobrodziejstwa realnego liberalizmu razem wzięte. I będą klaskać w łapki Santa Clausowi, nie wiedząc, że robią to ku czci potwora. Tak to już bywa nie tylko w horrorach. A może któregoś pięknego dnia, gdy już nasz absolwent lekko posiwieje, podejdzie na ulicy do podstarzałego już pana Zbyszka i zapyta, czy nie mógłby mu pomóc pchać wózka ze złomem. Bo PKB, owszem, wciąż rośnie, ale akurat jego nie stać na lekarstwa dla żony, która właśnie ciężko zachorowała, z pewnością wskutek programowego nieróbstwa i objadania się cukierkami, jak to zwykle wedle liberałów chorują ludzie biedni.

Oczywiście, ktoś powie, że całą tę historię wyssałem sobie z palca. Cóż, nie da się ukryć, że prawdziwy jest tylko pan Zbyszek i jego wizytówka w moim portfelu. Bo przecież – w rzeczywistości – PKB rośnie, ten milion, co wyjechał na emigrację zarobkową, to tylko tak dla hecy, rozwarstwienie wcale nie wzrasta, biednych nie widać w galeriach handlowych (a jeśli już to są to pijacy, a każdy pijak to menel i złodziej), ani na zamkniętych osiedlach, a pani zza lady w spożywczaku zawsze jest uśmiechnięta. Któraś już z rzędu pani: bo uśmiech zostaje, zmieniają się tylko jego – że tak to nazwę – nosicielki. Cóż, takie czasy, nic nie poradzimy, że ładny uśmiech ważniejszy dziś od człowieka.

A gdy tak mnie męczy moja siostra pogarda i ten uśmiech realnego liberalizmu, biorę do ręki wizytówkę pana Zbyszka i mimo wszystko raźniej robi mi się na duszy. Bo ta wizytówka jest jak kawałek rzeczywistości, rozsadzający śpiewną transformacyjną kołysankę.

Autor: Krzysztof Wołodźko
Źródło: Nowy Obywatel

O AUTORZE

Krzysztof Wołodźko (ur. 1977) – na ogół publicysta, bloger (www.consolamentum.salon24.pl). Pisał i/lub pisze m.in. do „Trybuny”, „Pressji”, „Znaku”, portalu ngo.pl. Uczestnik cyklu dokumentalnego „System 09” i „System: rewolucja Solidarności”. Stały współpracownik „Nowego Obywatela”.


TAGI: , , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

7 komentarzy

  1. Il 14.01.2012 14:15

    tytuł zniżający wm do brukowca.
    nie oglądać tv, nie płacić abonamentu. życie będzie spokojniejsze i łatwiejsze.

  2. planeswalker 14.01.2012 17:16

    Dużo negatywnych emocji. Tylko po co? Tak zmiany na lepsze są tylko trudniejsze. Chyba lepiej podawać rozwiązania, niż biadolić. Tworzyć z miłością i z miłości. Pogardzie mówię: precz!

  3. cuszima 14.01.2012 20:05

    Pogardę, jeśli dobrze zrozumiałem tej nowej “elity”, do biedaków ludzie wrażliwi czują na każdym kroku. Mimo bajek o równości przed Bogiem,czy haseł o wolności i braterstwie świat jest pełen podłych ludzi. Czasem wydaje się, że zwykły kundelek ma więcej cech ludzkich. W naszym kraju wydaje się, że wynika to także z nieświadomości co do własnych korzeni. Wieki ciemnoty zrobiły swoje a i literatura dołożyła swoje. Choćby bajki Sienkiewicza. Faktem jest, że bardziej popularne, niż prawda opisywana przez Prusa. Czytając Sienkiewicza nikt nie wyobraża sobie siebie w roli tej choćby, czerni. Za to jako Kmicic, Wołodyjowski jak najbardziej. Ponad 90% Polaków to jednak, niestety potomkowie pańszczyźnianych. Poczuwając się przynależnym do wybrańców, każdy taki jeden z drugim, gdy uda mu się coś osiągnąć, rżnie pana cała gębą. Może odreagowuje swoje wiekowe upokorzenia?

  4. 8pasanger 15.01.2012 09:39

    Żyjemy w czasach pogardy jedni to widzą inni nie.Czas tworzenia szwadronów śmierci do zabijania bezdomnych jeszcze nie nadszedł ale faszyści już się mobilizują.

  5. red74 15.01.2012 13:50

    Jestem szefem firmy zajmującej się marketingiem internetowym. Wiem że obserwacje autora są może trochę przerysowane ale oddają rzeczywistość. Po prawie 15 latach w swojej branży widzę kompletne wyobcowanie rzeczywistości w której żyję od realnego świata 20 km od Warszawy. Obraz mediów gdzie nie ma kryzysu i wszystkim ( mimo obiektywnych trudności) żyje się dobrze jest kompletną obłudą. A my żyjemy w kloszu kompletnie ignorując to co dzieje się na zewnątrz kontrolując saldo w banku. Mogę jedynie chronić swoje dziecko przed własnymi błędami ucząc otwartości na świat.

  6. Rozbi 15.01.2012 17:05

    Bez znajomości i pieniędzy rodziców udało mi się wyrwać z marnego blokowiska i zarabiać poważne pieniądze. Nie wpasowuje się w przedstawiony wyzej schemat.

    Rzeczywistość jest taka jaką sobie stworzymy i na jaką mamy ambicje. Nie chce być chamski – ale życie jest kwestią wyborów.

    Bieda jest była i zawsze będzie.

    Jeśli ktoś twierdzi że 20 lat temu żyło się lepiej… to taką rzeczywistość sobie wykreował i w takiej rzeczywistości będzie trwać.

  7. red74 15.01.2012 18:01

    Rozbi wszystko się zgadza to co robimy zależy od nas samych. Też pochodzę z miejscowości mniejszej niż dwa bloki w wawie. Chodzi o sytuację dotyczącą osób które nie z własnej woli zostały odcięte od nurtu w którym my sobie dobrze radzimy. Nie ma dla nich żadnej oferty: edukacyjnej, nie mówię już o pracy…Gdzie tumiwisizm jest sprzedawany genetycznie bo nie ma innej alternatywy. O to chodzi a nie o to czy ja czy ty wyrywamy się z małych miejscowości kreujemy sobie fajnie rzeczywistość.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.