Mój problem z Bogiem

Opublikowano: 24.06.2014 | Kategorie: Publicystyka, Wierzenia

Liczba wyświetleń: 883

Kiedy zbierałam materiały do książki o kanonach naukowych i zadręczałam setki badaczy na najlepszych uniwersytetach kraju pytaniami o to, jakie ich zdaniem są najważniejsze witaminy i minerały biegłości w ich dziedzinach, jedno powtarzające się przesłanie wbiło mnie w rodzaj otępienia z migającymi disneyowskimi gwiazdkami w oczach. Biolodzy, geolodzy, fizycy, chemicy, astronomowie czy inżynierowie, dosłownie wszyscy moi rozmówcy umieszczali na czele swojej listy życzenie, by ludzie rozumieli naukę, z naciskiem na szałową ideę Darwina. Błagali mnie: Proszę powiedzieć ludziom, że ewolucja jest faktem. Proszę im wyjaśnić, że są przytłaczające dowody na rzecz ewolucji i że zrozumienie ewolucji służy jako podstawa naszego rozumienia wszelkiego życia na tej planecie.

Innymi słowy naukowcy chcieli, żebym przyłożyła się do prób zmiany koszmarnej statystyki, o której ciągle słyszą, a wskazującej na to, że o wiele więcej Amerykanów wierzy w anioły, diabły i złośliwe duchy niż dowody na rzecz ewolucji.

Według niedawnego badania opinii publicznej 82 procent Amerykanów jest przekonanych o rzeczywistym istnieniu niebios (a 63 procent sądzi, że tam właśnie udadzą się po śmierci); 51 procent wierzy w duchy; ale tylko 28 procent przekonuje teoria ewolucji.

Naukowcy uważają, że to straszne — to dziwaczne niedocenianie przez społeczeństwo jednego z największych i najbardziej niezachwianych odkryć nauki: o tym jak powstaliśmy my i wszystko co żywe — i mają rację.

Nie mogę jednak powstrzymać irytacji na ograniczenia, jakie większość z nich nakłada na swoje narzekania. Chcą mianowicie powiększyć liczbę ludzi uznających ewolucję — bez konfrontowania kilku innych istotnych statystyk o kosmogonii religijnej Ameryki, ujawnionych przez badania opinii publicznej.

Na przykład niewielu naukowców martwi się, że około 77 procent Amerykanów twierdzi, że Jezus narodził się z dziewicy w akcie partenogenezy, przeczącym wszystkiemu, co wiemy o genetyce i rozmnażaniu się ssaków. Nie załamują również rąk nad 80 procentami Amerykanów, którzy wierzą w zmartwychwstanie Jezusa i odsyłają do diabła prawa termodynamiki.

Nie, większość naukowców nie jest zainteresowana konfrontacją z samymi fundamentami chrześcijaństwa. Narzekają na irracjonalne myślenie, pogardzają “nauką” kreacjonistów, przewracają oczami nad fascynacją Ameryki astrologią, telekinezą, zginaniem łyżek, reinkarnacją i UFO, ale są tolerancyjni, pełni szacunku, i rewerencji wobec większości aktów magicznych, które zdobyły imprimatur przez włączenie do Biblii.

Wielu chętnie wskazuje na to, że Kościół Katolicki udzielił poparcia teorii ewolucji i nie widzi konfliktu między wiarą w Boga i w boskość Jezusa a koncepcją ewolucji w drodze doboru naturalnego. Jeśli kupuje to papież, to przyczyna oporu większości Amerykanów wobec ewolucji musi mieć mniej wspólnego z religią, a więcej z marną kampanią reklamową.

Tak więc w sprawie głównych religii monoteistycznych i irracjonalności leżącej u podstaw wielu z podstawowych zasad religii naukowcy odkładają na bok szpilki, prychnięcia i niecierpliwe domaganie się dowodów, a zamiast tego przywdziewają uspokajający sweter aktora prowadzącego program dla dzieci w publicznej telewizji. Zapewniają publiczność, że religia i nauka nie są ze sobą sprzeczne, ale że reprezentują odrębne “magisteria”, jak to bardzo niespójnie formułował nieżyjący już Stephen Jay Gould.

Nikt nie będzie żądał od ludzi, by zrezygnowali ze swojej wiary religijnej, z wiary w wieczną duszę wraz z nieśmiertelną pamięcią każdego meczu piłki nożnej, który wygrały ich dzieci, i każdej chwili spędzonej na zabawie z psem. Nikt nie będzie drwił z ich religijnych przekonań. No cóż, jeśli chcesz wierzyć, że któregoś dnia będziesz siedział na niebiańskim bankiecie z twoim dawno zmarłym ojcem po prawej ręce i Jane Austin po lewej — i że będzie ona miała ochotę na rozmowę z tobą przez następne sto milionów lat albo więcej — to jest to twój prywatny relikwiarz i nie jesteśmy od tego, żeby włamywać się do niego łomem.

Przypatrzmy się bardzo różnemu traktowaniu dwóch pytań przedstawionych na forum internetowym Cornell University noszącym tytuł: “Zapytaj astronoma”. Na pytanie “Czy w oparciu o istniejące dowody większość astronomów wierzy w Boga?” astronom Dave Rothstein odpowiada, że jego zdaniem “współczesna nauka zostawia wiele miejsca na istnienie Boga (…) miejsca, w które ludzie wierzący w Boga mogą wpasować swoją wiarę w ramy naukowe bez tworzenia żadnych sprzeczności”. Podaje Wielki Wybuch jako koncepcję przynoszącą pociechę tym, którzy chcą wierzyć w jej odpowiednik z Księgi Rodzaju, i probabilistyczne dziedziny mechaniki kwantowej jako coś, co podnosi możliwość “Boga interweniującego za każdym razem, kiedy dokonuje się pomiaru”, zanim dochodzi do wniosku, że ostatecznie nauka nigdy nie może dowieść istnienia lub nieistnienia boga, a wiara religijna nie ma — i nie powinna mieć — “nic wspólnego z rozumowaniem naukowym”.

O ile mniej aksamitna jest odpowiedź czytelnikowi pytającemu, czy astronomowie wierzą w astrologię. “Nie, astronomowie nie wierzą w astrologię” odpowiada gniewnie Dave Kornreich. “Uważają ją za niedorzeczne oszustwo. Nie ma żadnych dowodów, że działa, a jest mnóstwo dowodów, że nie działa”. Dr Kornreich kończy swoją pogardliwą tyradę twierdzeniem, że w nauce “nie potrzeba powodu, żeby w coś nie wierzyć”. Sceptycyzm jest “pozycją wyjściową” i “dowodu żąda się, kiedy ma się zostać przekonanym o istnieniu czegoś”.

Innymi słowy ciężar dowodu spoczywa całkowicie na fanach horoskopów, biednych naiwnych dupkach; podczas gdy od rzesz ludzi wierzących w taki czy inny sposób, że boska inteligencja prowadzi każdy skaczący lepton, nie wymaga się żadnego dowodu, nie muszą oni przezwyciężać żadnego sceptycyzmu, nie muszą się martwić. Jako wierzący możesz znaleźć delikatne poparcie swojej wiary religijnej w niedawnych odkryciach — to jest, jeśli jesteś skłonny do zmieniania swoich przenośni i definicji zgodnie z wymaganiami najnowszych danych, do wyszukiwania nowych nisz ignorancji i wieloznaczności, żeby je wypełnić gęsim puchem wiary, i zaakceptować, że mimo pewnych akapitów Starego Testamentu, świat jest bardzo stary, nie wszystko w naturze zostało zrobione w tydzień i (proszę podkręcić mikrofony!) Ewolucja Ma Miejsce.

A jeśli w rozległym targowisku nauki nie znajdujesz uzasadnienia dla swojego wybranego bóstwa czy dla swojej najbardziej cenionej wersji życia pozagrobowego, to jest to także w porządku. Nie ma potrzeby tracić wiary, kiedy od początku szukało się w złym miejscu. Nauka nie może ci powiedzieć, czy Bóg istnieje, ani gdzie pójdziesz po śmierci. Nauka nie może ostatecznie wykluczyć opcji niebios z balonikami napełnionymi helem i włosami jak z reklamy szamponu Brecka dla wszystkich. Nauka w żadnym razie nie chce być kojarzona z przerażającymi myślami, jak na przykład możliwość, że świadomość dana ci na blisko stulecie przez pofałdowany, galaretowaty i przemijający organ w twojej czaszce, może po prostu być całą historią ciebie i wszystkiego o tobie. Nauka nie jest arogancka. Nauka zajmuje się dającym się obserwować wszechświatem i dającymi się sprawdzać hipotezami. Religii zostaje irracjonalna panika o północy. Ale o ewolucji słyszeliście, prawda?

No to dlaczego większość naukowców unika krytykowania religii, mimo że potępiają magiczny sposób myślenia? Po pierwsze niektórzy badacze sami są tradycyjnie pobożni, utrzymując koszerną kuchnię czy idąc do komunii w każdą niedzielę. Przyznaję, że jestem zaskoczona za każdym razem, kiedy spotykam religijnego naukowca. Jak może wprowadzony w tajniki laboratoryjnego warsztatu doktor nauk, który po południu robi marmoladę z prezentacji genomu nicieni przedstawionej przez kolegę na PowerPoint, a potem idzie do domu, czytać w liczącej dwa tysiące lat, rojącej się od sprzeczności kronice o odkryciu zasługującym na meta-Nobla jak “wskrzeszenie ze zmarłych” i mówić: o rety, to brzmi przekonująco? Czy taki poczciwy doktor nie zastanawia się, jak wyglądała grupa kontrolna?

Naukowcy to jednak znacznie mniej religijne towarzystwo niż populacja amerykańska, a im wyżej wspinasz się na Olimp jajogłowych tym większa proporcja ateistów, agnostyków i innych rozmaitych pogan. Według badania z 1998 roku, opublikowanego w “Nature” tylko 7 procent członków prestiżowej Amerykańskiej Akademii Nauk wyrażało wiarę w “osobowego Boga”. (To ciekawe, że nieco większa liczba – 7,9 procenta — twierdziła, że wierzy w “osobową nieśmiertelność”, co może mówić równie wiele o nadętości ich naukowego ego, jak o czymkolwiek innym.) Innymi słowy, ponad 90 procent naszej elity naukowej nie modli się o boskie poparcie, niezależnie od tego jak bardzo chcą zdążyć z publikacją przed rywalem.

A jednak tylko garstka niewiernych publicznie ujawnia swoją niewiarę lub krytykuje religię, z godnymi uwagi i elokwentnymi wyjątkami w postaci Richarda Dawkinsa z Oxfordu i Daniela Dennetta z Tufts University. Dawkins i Dennett nie zyskali zbyt wielkiej przychylności swoich kolegów za poglądy antyklerykalne; pewien astronom, z którym rozmawiałam, powiedział o Dawkinsie: “Czyż to nie prawdziwy kaznodzieja parafialny ze szkoły dyszących ogniem piekielnym i siarką?”

Dlaczego więc większość naukowców milczy w sprawie religii? Prawdopodobnie chodzi o coś bliskiego staremu, wiernemu refleksowi układu limbicznego nazywanemu “instynktem samozachowawczym”. Przez stulecia nauka dobrze sobie żyła dzięki kształtowaniu swojego wizerunku rezerwy i obiektywności, bycia ponad religią, polityką, biznesem, dobrymi manierami. Naukowcy chcą, by ich zostawić w spokoju, żeby mogli wykonywać swoją pracę, olśniewać swoich kolegów i zatrudniać absolwentów uniwersyteckich do mycia szkła laboratoryjnego.

Kiedy dochodzi do walki poza murami, naukowcy ostrożnie wybierają swoje krucjaty. Dobieranie się do Uri Gellera czy raelian jest rozrywką bez ryzyka, łatwiejszą niż naśmiewanie się z wydziału socjologii. Zwalczanie obozu kreacjonistów jest dużo trudniejszą i mniej przyjemną walką, ale ci naukowcy, którzy się tego podjęli, uważają, że mają bezpośrednią stawkę w debacie i mają prawo ją podjąć, ponieważ kreacjoniści, a ostatnio adwokaci teorii “inteligentnego projektu”, twierdzą, że w swej metodologii są równie naukowi jak naukowcy.

Kiedy jednak nastolatka o nazwisku Darrel Lambert wyrzucono ze skautów za to, że jest ateistą, naukowcy nagle przypomnieli sobie te wszystkie żele, których muszą dopilnować, i ciemną materię, którą muszą znaleźć, i siedzą cicho. Lambert wyjaśnił powody, dla których został ateistą, mimo dzieciństwa spędzonego na lekcjach o Biblii i w młodzieżowych grupach kościelnych. W 9 klasie miał lekcje biologii i zamiast poświęcać się studiowaniu zarysów biustonosza siedzącej przed nim dziewczynki, naprawdę nauczył się nieco biologii. A to, czego się nauczył, przekonało go, że Biblia pełna jest… krótkich opowiadań. Niektóre z nich są dobre, niektóre inspirujące, niektóre wręcz pikantne, niemniej wszystkie są fikcją. Za jego przenikliwe, przemyślane i naukowe spojrzenie na życie i za odmowę sfałszowania danych i po prostu skłamania skautom o swoich myślach o Bogu — jak mu niektórzy doradzali — Darrel Lambert powinien był otrzymać stojącą owację od całej społeczności naukowej. Zamiast tego musiał zadowolić się wywiadem z Connie Chung, nadanym bezpośrednio po reportażu o rodzinie Gambino.

Naukowcy mają dostatecznie ważny powód, by uważać, że muszą unikać wizerunku antyreligijnego, prionowego organizmu, zdecydowanego na zniszczenie najświętszej jałówki w Ameryce. W końcu badacze uniwersyteccy pasą się na pastwiskach podatników. Jeśli w najmniejszym choćby stopniu śledzą wiadomości, zauważyli z pewnością wzrastającą gotowość konserwatywnych polityków i szeregu wysoce motywowanych organizacji religijnych do wtrącania się do naukowej działalności — zmieniając internetową stronę informacyjną dla konsumentów przy National Cancer Institute, żeby aborcja wyglądała jak przyczyna raka piersi, czym oczywiście nie jest, lub zapełniając naukowe ciała doradcze anty-aborcyjnymi “uzdrowicielami wiarą”.

Niedawno mało znany klub o nazwie “Koalicja tradycyjnych wartości” zaczął przeczesywać opisy projektów wspieranych przez Krajowy Instytut Zdrowia i zgłaszać zażalenia do przychylnie nastawionych kongresmanów na te projekty, które uznali za moralnie “zgniłe”, w większości badania nad zachowaniami seksualnymi i zapobieganiu AIDS. Kongresmani z kolei rozpoczęli szereg przesłuchań, wzywając urzędników Instytutu, by zapytać, kogo na Boga obchodzą perwersje indiańskich homoseksualistów, na co badacze odpowiedzieli, jak to, ale przecież badania zostały zatwierdzone przez zespół ekspertów naukowych i, hm, społeczność Indian północnoamerykańskich otrzymuje zbyt mało uwagi i pomocy i ma teraz prawdziwy problem z AIDS. Jak dotąd projekt uniknął skreślenia, ale nagi pokaz pobożnie wyszczerzonych zębów z pewnością musiał przestraszyć najbardziej nawet zadziornego, wolnomyślnego profesora, wygodnie usadowionego na stałym etacie. Manipulowanie opisem darwinizmu w podręcznikach szkolnych to jedna rzecz. Ale grozić odebraniem ocenionej przez środowisko dotacji naukowej! Ten Dan Dennett; to jest trochę pompatyczny gaduła, prawda?

Niemniej w rezultacie wzdrygania się i kapitulacji przychodzi kolejny łomot. Nie wystarcza teraz, by kandydaci na prezydenta mimochodem wspominali o swojej “wierze”. Teraz dziennikarz z “Newsweeka” uważa za swój przywilej, jeśli nie obowiązek, żądać od Howarda Deana odpowiedzi: “Czy uważa pan Jezusa Chrystusa za syna Boga i wierzy w niego jako w drogę do zbawienia i wiecznego życia?” W mojej osobistej bajce Dean, który jest lekarzem i plasuje się gdzieś w typie Scientificus, mógłby zagrzmieć: “No cóż, przy jego poglądach na wielbłądy i bogaczy z pewnością nie głosowałby na republikanów!” albo mógłby odpowiedzieć: “Nie, ale słyszałem, że ma kompleks Mela Gibsona”. Dr Dean mógłby mówić o swoich pacjentach, którzy doznali udarów i stracili samą istotę swojej osobowości oraz o tym, że widział absolutnie zasadniczą rolę mózgu dla poczucia bycia jednostką. Mógłby wyrazić wątpliwość, czy “ja” przeżywa mózg, ale, tak już jest, życie idzie dalej, życie jest większe, silniejsze i lepiej wyposażone niż jakikolwiek Bush w kombinezonie i jesteśmy częścią dzikiej, kłębiącej się rzeki życia, nasze cząsteczki były cząsteczkami dinozaurów, a przedtem gwiazd, i nie jest to nonsensowna bajeczka, jest to potwierdzona rzeczywistość.

Na nieszczęście dla mojego urojonego spektaklu dr Howard Dean nie miał żadnego wyboru i musiał potakiwać, że tak, z pewnością widzi Jezusa jako syna Boga, chociaż przynajmniej zrobił unik w kwestii wiecznego życia pokornie mamrocząc o tym, że jego zbawienie nie zależy od niego.

Mogę być ateistką i może mi imponować, że dzięki konsekwentnemu rygorowi nauki, której brew — podobna do brwi Spocka — zawsze uniesiona jest w powątpiewaniu, wiele nauczyliśmy się o wszechświecie. Niemniej dostrzegam, że tu czy tam, tam czy tu, wszędzie jest pełno niewyjaśnionych dziwów. Dlaczego jest tak dużo ciemnej materii i ciemnej energii w wielkim Wszechświecie i dlaczego kosmolodzy nie mogli im dać wystarczająco niepodobnych nazw, bym mogła je odróżnić? Dlaczego istnieje coś zamiast niczego, i dlaczego tak wiele z tego znajduje się na moim biurku? Żeby już nie wspomnieć stałego misterium e-maili, jak na przykład, dlaczego codziennie przychodzi do mnie powiększający się wykładniczo spam, z którego dziewięć dziesiątych stanowią zachęty, bym powiększyła wypustkę ciała, której nie posiadam?

Rozumiem, że nauka nie ma wszystkich odpowiedzi i nie udaje, że je ma, i jest to jedna z rzeczy, za które ją kocham. Ma ona jednak dość dobre pojęcie o tym, co jest prawdopodobne czy możliwe, a dziewiczych porodów oraz ponownych narodzin cieśli po prostu nie ma na tej liście.

Czy istnieje boska inteligencja, odrębna od wszechświata, ale w jakiś sposób kierująca wszechświatem, albo przy jego powstaniu, albo przez podkręcanie jego parametrów? Brak dowodów. Czy sam wszechświat jest Bogiem? Czy wszechświat jest świadomy siebie? My jesteśmy tutaj. Jesteśmy świadomi. Czy to czyni z nas Boga? Czy teraz moja córka będzie musiała chodzić do szkoły kwakrów?

Nie wierzę w życie po śmierci, ale chciałabym wierzyć w życie przed śmiercią. Chciałabym wierzyć, że któregoś dnia porzucimy przesądy i urojenia, jak również telewizyjne programy ewangelistów. Także naukowcy chcieliby w to wierzyć. Chwilowo jednak jeszcze bardziej chcą uzyskiwać naukowe dotacje.

Autorka: Natalie Angier
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Źródła oryginalne: The American Scholar, Secular Humanism
Źródło polskie: Listy z naszego sadu

O AUTORCE

Natalie Angier pracuje w dziale naukowym “The New York Times”. Jest laureatką nagrody Pulitzera i autorką książek Natural Obsessions, The Beauty of the Beastly, Kobieta: geografia intymna (przekład Barbara Kopeć-Umiastowska, Prószyński i S-ka, Warszawa 2001) i mającej się niebawem ukazać The Canon: A Whirligig Tour of the Beautiful Basics of Science.


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

13 komentarzy

  1. Radek 24.06.2014 15:15

    Najciekawsze jest ostatnie zdanie. Czyli można się zasugerować, że po to powstał artykuł. W sumie cel podobny jaki przyświeca księżom… przekazać ludziom otuchę, wiedzę i zarobić na tym. Wielki myśliciel Indii, Shankaracharya już ponad tysiąc lat temu pisał o kapłanach i mnicha, że wszystkie te ich przebierania się są dla brzucha.

  2. Komzar 24.06.2014 15:26

    Ależ oczywiście, że w tych przekomarzaniach chodzi o kasę. Religie skompromitowały się już dawno a mimo to zarabiają sporo.
    Nauka kłamie jak umie i w chwili obecnej robi głównie badania i ekspertyzy na zlecenie – nie żeby uczciwe ale takie które wniosek mają założony w kontrakcie przed badaniami.
    Taka jest nasza codzienność i takie są fakty. Tak więc cokolwiek mówi oficjalnie jedna czy druga strona to nie dlatego, że chce się rozwijać czy poszukuje prawdy ale by się dorwać do większego kawałka tortu.

    Jak ktoś ma wątpliwości to niech popatrzy jak żyją naukowcy realnie zajmujący się swoją profesją – najczęściej zarabiają niewiele. To samo tyczy duszpasterzy z powołania.

  3. bXXs 24.06.2014 16:36

    Ale mentalny gniot. Populistyczne roztrząsanie populizmów i programów. Wyjaśnieniem tego jest Syjonistyczny New York Times i laureatka tzw Pulicera.
    Co ma wspólnego nauka (akademicka) z wiedzą?
    Co ma wspólnego religia z bogiem?
    Co ma wspólnego teoria ewolucji z adaptacją?

    “Atom to najmniejsza, nie! podzielna cząsteczka we wszechświecie” 30 lat temu, kto w to nie wierzył powtarzał chemie w podstawówce.
    Czy ktoś wierzy, że naukowcy posiadają wiedzę, czy jej poszukują – wiecznie.

    ” i popełnił całopalenie wołu, bo Bogu miły jest ten zapach” 😀 Amen. Religia używa koncepcje Boga jak Kuba rozpruwacz noża. Duchowość jest bliska Baga a Religia bliska biznesowi w stylu Amway.

    Widziałem na wlasne oczy jak teoria ewolucji pada przy naturalnym fakcie adaptacji.
    Jeżeli nie potrafisz sie adaptować do nowego środowiska/ sytuacji giniesz nawet jeżeli jesteś najsilniejszy itp.
    Twardziele i “specjaliści” załamujący sie w sytuacjach gdzie potrzebna była tylko adaptacja, która wynika z otwartości i zrozumienia sytuacji. Wygrali ci którzy byli pokorni i wierzyli w możliwość przetrwania.
    Polecam prace i wykłady Bruce Lipton, które wiele wyjaśnią w tej materii.

    JEJ problem z Bogiem jest problemem NYTimes. Ten wpływowy szmatławiec kontrolowany przez bandę Rockeffeller itp jest znany z szerokiego manipulowania masową świadomością baranów czytających to. Udział USA w WWII, Wietnam…agresja na Irak, Iran, Syrie, wspieranie organizacji bandyckich i usprawiedliwianie zbrodni przeciwko ludzkości to jest NYT.
    Nagrody Pulicera, Nobla czy Oskary są tak bardzo zdyskredytowane przez nominowanych oszustów, zbrodniarzy czy filmy propagandowe jakich by sie niepowstydził Gebbels.

    Ateizm, sreizm, debilizm…wszystkie te izmy i naukowe nazwy i określenia są tylko limitacją czegoś co nie ma limitów, granic ani nie podlega czasowi.
    Ehhh i po lunchu 😀

  4. kroton 24.06.2014 20:32

    “Nie wierzę w życie po śmierci,….”

    Nie ma czegoś takiego jak śmierć.
    To co określa się mianem śmierci, jest tylko opuszczeniem przez żywą istotę (duszę) obecnie zajmowanego przez nią ciała.

    Każdy będzie mógł się o tym sam przekonać, gdy przyjdzie na niego czas.
    Przekona się o tym również i autorka tych powyższych dywagacji.

  5. skyhigh 25.06.2014 09:19

    polecam film dok. “chłopiec który żył już kiedyś”

  6. AcidKiller 25.06.2014 10:24

    Tym właśnie się różnią. Religia to wiara, czyli wierzenia, których nie ma podstaw do uznania za prawdziwe lub wierzenia, których fałszywość możemy potwierdzić. Nauka zaś to wierzenia absolutnie pewne, bądź udowodnione na podstawie dowodów naukowych. Religie, czyli wszystkie bóstwa, obrzędy itp. wymyślił sobie człowiek. Człowiek, który nie mógł czegoś wyjaśnić, zrozumieć. Człowiek, który czuł się samotny i niepotrzebny. Człowiek, który nie mógł znaleźć sensu w swoim życiu. A, że ktoś to wykorzystał do zarabiania pieniędzy to już tylko nasza naiwność i głupota. Polecam obejrzeć “Ateista u Księdza”, bardzo ciekawa prawie 2h rozmowa.

  7. agama 25.06.2014 11:02

    Religia prowadzi do wiary, a wiara może się przerodzić w niebezpieczny fanatyzm. Wiara bez religii jest spoko, póki niepraktykująca narzucania czegokolwiek komukolwiek.

  8. kroton 25.06.2014 17:33

    @AcidKiller ” Nauka zaś to wierzenia absolutnie pewne, bądź udowodnione na podstawie dowodów naukowych. ”

    Jeśli coś jest pewnikiem, to nie ma tu miejsca na wiarę. Albo wierzysz albo jesteś pewny.

    Udowodnij, że coś ot tak sobie powstało z niczego. Udowodnij teorię Wielkiego Wybuchu czy choćby Darwina? Udowodnij, że bez udziału inteligentnej osoby mógł powstać ten tak poukładany, perfekcyjnie działający wszechświat.

    Pokaż mi choć jedną rzecz, która znajduje się na Twoim biurku, a która powstała sama z siebie, a za której powstaniem nie stoi jakaś inteligentna osoba. Sadzę, że będziesz miał problem aby takową znaleźć.

    Ja takowej u siebie nie znajduję. Wszystko ktoś skonstruował i wyprodukował.

    A nauka próbuje usilnie udowodnić, że ten cały wszechświat nie ma konstruktora, że powstał z chaosu. A przecież w obrębie naszego życiowego doświadczenia, nic takiego nie ma miejsca.
    Więc co tu wymaga więcej wiary:
    – to, że coś powstało z chaosu, a czego w żaden praktyczny sposób nie można potwierdzić, ani udowodnić, nawet na przykładzie najmniejszej rzeczy?
    – czy to, że za powstaniem każdej rzeczy, maszyny, czegokolwiek, stoi twórca? A czego przykłady widzimy praktycznie w koło w każdej chwili?

    Weź wysyp na placu kilka ciężarówek cegieł, dodaj ileś tam kilo cementu, piasku, żelaza, desek, polej to wszystko wodą i zamieszaj. Wróć za miesiąc i zobacz czy powstał z tego dom. Jakie są szanse, że tak się stanie? Zerowe.
    A nawet jeśli by dziwnym trafem powstał,to przecież to Ty byleś przyczyną pierwotną, bo dostarczyłeś produktów.

    Zatem wiara w niektóre naukowe teorie, wymaga więcej fanatyzmu, niż przekonanie, że to materialne stworzenie jest po prostu dziełem inteligentnej osoby. To przekonanie wynika, i znajduje oparcie, w zwykłym zdrowym rozsądku.

    I nie mam tu na celu negowanie wielu wspaniałych osiągnięć ludzi nauki. Nie o to chodzi.

  9. kroton 25.06.2014 17:42

    @agama
    “Religia prowadzi do wiary, a wiara może się przerodzić w niebezpieczny fanatyzm. Wiara bez religii jest spoko, póki niepraktykująca narzucania czegokolwiek komukolwiek”

    Religia bez wiedzy to fanatyzm. Wiedza bez religii, to zwykle spekulacje umysłu.
    Jedno powinno iść w parze z drugim.

    Wiara, sama w sobie, nie jest czymś niebezpiecznym, jak to sugerujesz. Przecież Ty również w coś wierzysz. Czy to w Boga, czy też w to, że Go nie ma. Tak czy siak jakiś rodzaj wiary występuje.

  10. Murphy 25.06.2014 18:52

    @kroton: “perfekcyjnie działający wszechświat”

    Jakoś nie bardzo widzę, by był on perfekcyjny skoro już na Ziemi widać jego niedoskonałość. Dla przykładu dlaczego musi być tak by jedna istota musiała pożerać inne by sama przeżyć? Czy to jest doskonałość? Wg mnie raczej jakaś ułomność.

    A co do religii to wogóle ich być nie powinno, bo wprowadzają tylko zamęt i zniewolenie.
    Jeśli już to zamiast tego powinni istnieć “duchowi przewodnicy” którzy by pomagali ludziom w ich duchowym rozwoju.

  11. kroton 26.06.2014 11:08

    @Murphy
    Świat sam w sobie jest doskonały. To tylko z powodu naszej ograniczonej wizji zdaje się on niedoskonałym.

    W rzeczywistości nie istnieje coś takiego jak zabijanie dla przeżycia. Nie istnieje unicestwianie jednej istoty przez drugą. Wszystko bowiem jest energią, a energii nie można unicestwić w żaden sposób. Również energia nie potrzebuje innej energii aby istnieć. To co nazywamy zabijaniem jest niczym innym jak tylko unicestwianiem jakiejś formy, tymczasowo utworzonej z materialnej energii. Znika dana forma, ale energia jako taka pozostaje. Ta sama energia służy do utworzenia jakiejś innej tymczasowej formy.
    Przebywająca w danej, tymczasowej formie jaźń (dusza), to czym jesteś, istnieje wiecznie i nie potrzebuje nikogo zjadać, aby istnieć. To, że akurat wydaje nam się, że musimy coś jeść aby przeżyć, wynika ze stanu świadomości jaki w tej chwili posiadamy. Jest to manifestacja tego stanu świadomości, i wynikających z tego faktu pragnień. Własnie dlatego znajdujemy się na tym określonym planie istnienia. Bardziej rozwinięte osoby wcale nie muszą zabijać aby żyć.
    Nawet wśród żyjących na ziemi można zobaczyć tych, którzy zabijanie ograniczyli do minimum i żyją. Osoby, które odżywiają się samymi owocami nie zabijają drzew, po to, aby zjeść jabłko, gruszkę czy banana. Rozwinęły inną świadomość i odżywiają się inaczej.

    Mylisz religię z instytucjami, które na bazie religii powstały.
    Religia, czyli “ponowne połączenie”, jest procesem, którego celem jest połączenie świadomości indywidualnej żywej istoty (duszy) z Duszą Najwyższą (Bogiem).
    To samo znaczenie ma słowo joga – łączyć. Joga to nic innego jak proces, którego celem jest połączenie się Bogiem.
    Zatem religia i joga są tym samym.

    Inna rzeczą są instytucje, które na bazie religii wyrosły, i które to niestety wykorzystywane są często do manipulowania ludźmi, wykorzystywania do jakichś ambicjonalnych celów, sterowania, wojen itd. To nie ma nic wspólnego z prawdziwym celem religii.
    Bóg jest jeden, i nie jest on ani chrześcijański, żydowski, muzułmański, hinduski czy czyjkolwiek. Żaden naród, czy nacja, nie jest Jego wybrańcem, ani szczególnie Mu miła, czy niemiła. Jest On jednakowy dla wszystkich. Jest to nasz najlepszy przyjaciel i dobroczyńca. Wszyscy prawdziwi duchowi nauczyciele mówią właśnie o tym, i nauczają właśnie tego.

  12. skyhigh 27.06.2014 12:15

    kroton – popieram, jedzenie to używka dla ludzi i zwierząt – najsilniejsza ze wszystkich

  13. AcidKiller 27.06.2014 20:23

    @kroton
    “Jest On jednakowy dla wszystkich. Jest to nasz najlepszy przyjaciel i dobroczyńca.”
    Czyli sugerujesz że bóg był przyjacielem także m.in. Hitlera i Stalina. Skoro jest “dobroczyńcą” to dla czego nie powstrzymał masowych mordów. Dlaczego w średniowieczu siłą chrześcijanie nawracali niewinnych pogan, wybijali im zęby, torturowali itp.

    “Udowodnij, że coś ot tak sobie powstało z niczego. Udowodnij teorię Wielkiego Wybuchu czy choćby Darwina? Udowodnij, że bez udziału inteligentnej osoby mógł powstać ten tak poukładany, perfekcyjnie działający wszechświat.”
    Udowodnij, że to właśnie bóg stworzył świat

    @Murphy
    “A co do religii to w ogóle ich być nie powinno, bo wprowadzają tylko zamęt i zniewolenie.”
    Zgadzam się.

    “Dla przykładu dlaczego musi być tak by jedna istota musiała pożerać inne by sama przeżyć? Czy to jest doskonałość? Wg mnie raczej jakaś ułomność.”
    To nie ułomność, lecz wola przetrwania.

    “Jeśli już to zamiast tego powinni istnieć „duchowi przewodnicy” którzy by pomagali ludziom w ich duchowym rozwoju.”
    A po co komu „duchowi przewodnicy”? Człowiek nie ma przecież duszy. Sami powinniśmy się rozwijać i powoli zrozumieć ten świat

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.