Miłość nie wyklucza, miłość różnicuje

Opublikowano: 30.01.2011 | Kategorie: Publicystyka, Publikacje WM, Seks i płeć

Liczba wyświetleń: 715

Jesteśmy uważani lub uważamy się za przeciwników związków jednopłciowych. W szczególności  gejów. Osoby homoseksualne nie przeszkadzają mi, dopóki nie poruszają rzeczywistością społeczną i rozwoju. Gdy zaczyna ona drgać w innym rytmie, niż nadanym przez heteronomę, czuję się zaniepokojona. Nie uważam swojej troski za bezzasadną czy wynikającą z uprzedzeń. Ponieważ budowanie legalnych więzi przekracza życie jednostkowe i wchodzi na poziom społeczny, mam prawo krytykować takie pomysły.

Małżeństwo to nie ramy dla realizacji seksualnej. To pomysł na mikrośrodowisko, które stanie się bezpieczną bazą dla dzieci i zaowocuje wzajemnym oddaniem uwarunkowanym przez komplementarność i zobowiązanie.

TRWAŁOŚĆ WIĘZI

Nie godzę się na legalizację związków pozamałżeńskich, bo zobowiązanie małżeńskie daje wielokrotnie większą szansę na trwałość więzi partnerskiej (4-krotnie), a od tej trwałości zależy szczęście ludzi, zwłaszcza najmłodszych.

Problemu – w moim odczuciu – nie stanowią związki homoseksualne jako takie, ale ich egalitarna idea, która rozkłada małżeństwo (dla przedstawicieli genderu takie obawy są mitologią) na czynniki skonfliktowane z ludzką wolnością – jak można się wiązać na zawsze? Związki pozamałżeńskie nie mają charakteru wyłącznego. Zawsze w nich dzielimy się z kimś lub zmieniamy porządek rodzinny i pokoleniowy. W ich podstawowej strukturze tkwi otwartość i skłonność do przemijania, które tłumaczyć można różną wartością osobowego zjednoczenia i przeżywaniem zobowiązania.

Najbardziej zasadnicze przeszkody na drodze do pełnej jedności między partnerami mogą być w zależności od typu pozamałżeńskiego związku różne. Ciężko mówić o wyłączności w przypadku bigamisty lub biseksualisty. Niespełnienie homoseksualisty polega na dążeniu do zbliżenia z męskim mężczyzną, a okazuje się nim heteroseksualista. Wszystkie te typy relacji zbiegają się we wspólnym mianowniku: braku podstaw pod zobowiązanie, czyli ten etap miłości, który najbardziej wyraża dojrzałość (R. Sternberg).

OTWARTOŚĆ I TOŻSAMOŚĆ

Formalizowanie jakichkolwiek relacji pozamałżeńskich – bigamicznych, kazirodczych, przyjacielskich, uczuciowych, transowych, transgenderowych, heteroseksualnych konkubinatów – nie służy ludzkiej sprawie, gdyż otwiera z konieczności zamkniętą i wyłączną relację małżonków przez zrównanie jednych – istotnych społecznie relacji z drugimi – społecznie nieistotnymi. Między małżeństwem – wspólnotą najdoskonalszą dzięki komplementarności a pozostałymi związkami zostaje w ten sposób zatarta różnica. Małżeństwo jawi się, w tym przewartościowaniu, jako równie warte, a więc gorsze, aniżeli jest w rzeczywistości. Ten obraz małżeństwa dociera do świadomości ogółu, zwłaszcza młodych ludzi, którzy mają się nań zdecydować. Dyfuzja tożsamości małżeńskiej przez taką otwartość, która wkracza w definicję małżeństwa jest nieunikniona i może sprawić, że nigdy tej tożsamości nie osiągniemy, lub że wysiłek małżonków będzie narażony na demotywację.

Odebranie małżeństwom wyłączności na zajmowanie centralnego miejsca w polityce społecznej działa mentalnie. Przestaje pracować tożsamość małżeńska – to jedno. Relacje między małżonkami, w rodzinie ulegają rozproszeniu, bo granice identyfikujące – będący fundamentem pełnej rodziny – związek mężczyzny i kobiety nie oddzielają i nie gromadzą osobno tej mikrospołeczności. Małżeństwo zostaje nie tylko wypchnięte siłą rzeczy z centrum politycznego, ale i oderwane od własnej, pierwotnej narracji przesuwającej się na skali absolutnego oddania i uporządkowania.

Taka jest idea akcji “Miłość nie wyklucza” – totalitarnie inkluzyjna. Geje i lesbijki życzą sobie, aby społeczeństwo, jak wysypisko śmieci kontenerowało każdy pomysł na miłość bez weryfikowania jego sensu i pożytku. Przeszkody w czynnej akceptacji gejów nie leżą wyłącznie po stronie większości, której system odporności i komunikacji nie mieści wszystkich tożsamości, a przed niektórymi z nich się broni. Amerykański naukowiec, Daryl Bem, diagnozuje homoseksualizm, jako charakterystyczny dla odmiennej płci poziom aktywności i schematy myślowe. Problemem gejów jest niedopasowanie płciowe, które skutecznie separuje ich od zasobów społecznych i podmiotowych po stronie własnej płci. Jest to tak bolesna – dla gejów i lesbijek – przypadłość, że nie mają oni odwagi się z nią skonfrontować. Za niedopasowanie płciowe winią społeczeństwo.

Czy będąc ściskanym przez ojca, gej czuje to samo co córka, czy też sytuuje się bardziej po stronie chłopca? Na tym mniej więcej ta niespójność z własnym gatunkiem płciowym polega i tak wkracza w każdy zakamarek życia, które składa się z szeregu usystematyzowanych relacji. Geje i lesbijki im zaprzeczają, bo łatwiej jest je wyprzeć, niż przyznać, że nie ma się ich wykształconych w skryptach postępowania i w obszarze psychicznym.

Chcą stać się tacy jak wszyscy, pomijając zasadnicze różnice, które narzuca męska i kobieca tożsamość – natura.

LUDZKIE RELACJE

Małżeństwo i macierzyństwo (matrimonium) daje początek najważniejszym ludzkim relacjom, które w formule otwartej i zaburzonej przez płynność ról, ich wykluczanie lub rozdwojenie uniemożliwiają ludziom identyfikację w systemie rodzinnym. W związkach kazirodczych jesteśmy dla siebie rodzeństwem i kochankami, w partnerstwie homoseksualnym wyklucza się męża lub żonę, ojca lub matkę, w związkach biseksualnych relatywizuje się jednego z partnerów, w związkach bigamicznych kultywuje nierówność płciową. Eliminacja kluczowych postaci systemu rodzinnego na drodze legalizacji sytuuje nowe układy centralnie i równorzędnie wobec małżeństwa, a przecież równorzędne one nie są. Nie mogą też wyręczyć małżeństwa. A taka informacja płynie z tych działań prawnych: małżeństwo można zastąpić, jakimikolwiek relacjami.

Wszystkie pozamałżeńskie opcje traktowałabym jednakowo za przykładem mieszkańców Texasu, którzy odmówili świadczeń socjalnych konkubinatom homo- i heteroseksualnym. Jest to słuszne, bo przywraca równowagę wynikającą ze sprawiedliwości w stosunku do takich samych typów relacji jak homoseksualizm (np. biseksualnych, crossgenderowych, bigamicznych) charakteryzujących się mylonym z miłością uczuciem i w stosunku do małżeństwa, które integruje uczucie z zobowiązaniem.

SPRAWIEDLIWOŚĆ

Jeżeli chcecie rozchwiać społeczeństwo, odrzućcie sprawiedliwość, od której wychodzi kooperacja, bo równość nie wystarcza. Musi jej towarzyszyć sprawiedliwość. Równość organizuje życie jednostek, sprawiedliwość uczy kooperacji między ludźmi. Wspólnota polityczna – jeżeli nie jest zanarchizowana – sprawiedliwie rozkłada nakłady dając podwaliny pod stosunki społeczne i planuje wspólną przyszłość, którą socjologowie nazywają strategią.

Małżeństwa ponoszą główny ciężar owych dwóch zasadniczych wątków życia społecznego: reprodukcji i współpracy. Geje i lesbijki, nawet tam gdzie mogą, nie przejmują zadań złożonych głównie na osobach heteroseksualnych. Nie są zainteresowani węzłami małżeńskimi i wychowaniem dzieci. W każdym razie w skali populacji LGBT takie zainteresowanie jest wielokrotnie mniejsze. Nie posiadają kompetencji i większość gejów i lesbijek – wbrew temu co pisze się i mówi – kompetentna się nie czuje. (Istnieje silny związek między sprawczością, a ochoczością w podejmowaniu określonych zadań).

Odsetek wychowujących dzieci mężczyzn i kobiet heteroseksualnych, gejów i lesbijek (źródło: joeclark.org/gaymoney/findings/):

– zamężni, żonaci hetero: 42,0%

– niezamężni, nieżonaci hetero: 42,1%

– geje: 11,8%

– lesbijki: 23,9%

Po cóż wywracać porządek prawny skoro przywilej małżeński i tak nie obejmuje statystycznej masy gejów? Czyż nie jest to rozstrajanie funkcjonalności społecznej? Bo koszta tego eksperymentu, który skutkuje rozpadem więzi między ludźmi są ogromne. Czy warto igrać z ludzką tożsamością dla tak niewielkiej grupki?

RZECZ W DEFINICJI

Śledząc informacje ze świata wyraźnie dociera do naszej czytelniczej świadomości dążenie do zniesienia definicji męża, żony, mamy, taty, syna, córki.

Kiedy nie ma granic definicyjnych, zatracają się i treści. Za utratą pojęć osobowych kroczy zanik więzi między osobami. Karykatura relacji wypiera albo relatywizuje interakcje w rodzinie gniotąc je w piekiełku absurdów, tak jak to czynią przeobrażenia z mężczyzny w kobietę, następnie w lesbijkę np. sędzi Kolakowski.

Refleksji nad płciowością nie przeprowadzi wystarczająco głęboko ktoś wychowany na genderze lub tym bardziej rozumujący w kategoriach transgenderu. Kwestię płci należałoby podjąć z punktu widzenia personalisty,  respektując wartość struktury, a nie samego tylko procesu. Tożsamość osób jest dla personalisty przede wszystkim potencjałem wyzwalanym w ustalonej strukturą interakcji. W postnowoczesności tożsamość ulega ciągłej przemianie i o tyle jest ważna, o ile nie wyklucza niczego, nie stawia granic. Jakby sama otwartość, a więc i zmienność dawała jej głębię i znaczenie.

W definicji małżeństwa zbiegają się więc tożsamość, domknięcie i spójność, relacyjność i interakcje związku mężczyzny i kobiety. (Tak jak w związkach pozamałżeńskich otwartość, niespójność, niezobowiązanie). Redefinicja małżeństwa – wymuszona przez zrównanie ze związkami homoseksualnymi, a wraz z nimi z każdą relacją sygnowaną samym uczuciem – pociąga za sobą szereg zmian oddalających od siebie mężczyznę i kobietę.

KOCHAJĄCY RODZIC

Matki i ojcowie eksponowanych na plakatach dzieci kochają je i dlatego z nimi pozują. Co to byłaby za miłość, gdyby akceptowała wszelkie zachowania? Nie musi być to ocena związku syna geja. Wystarczy popatrzeć na funkcję rodziny w przeprowadzaniu dzieci przez kryzysy małżeńskie. Jeżeli córka powie ojcu: tato znalazłam nowe ciacho, to prędzej usłyszy wszystko to, o czym chciałaby zapomnieć. “Zastanów się, przemyśl. Pomyśl ile bólu sprawisz dzieciom”.

Rodzice gejów i lesbijek nie muszą znać statystki rozpadu związków jednopłciowych i przemocy domowej, żeby obawiać się tendencji homoseksualnej u swoich pociech.

Żaden rozsądny rodzic – nawet ten szachowany poczuciem krzywdy i winy (własnym) – który pragnie szczęścia dla swojego potomstwu, nie życzyłby dziecku homoseksualnej ścieżki rozwoju. Rozwój homoseksualisty jest aberracją, czy to na poziomie biologicznym, czy środowiskowym. Nierównorzędne jak sama etiologia homoseksualizmu są zjawiska społeczne związane z homoseksualizmem.

– Decyzja o współżyciu dorosłych osób zawsze rodzi takie same konsekwencje społeczne, kulturowe i ekonomiczne – mówią do nas z plakatu genderowi geje i lesbijki. Mówią nieprawdę.

PODSUMOWANIE

Starałam się odpowiedzieć na pytanie, co  takiego jest w małżeństwie, że jest ono wartościowsze. Próbowałam też objaśnić dlaczego “to” jest w małżeństwie. Jakiekolwiek inne odpowiedzi społeczeństwo odnajdzie jest pewne, że ta instytucja działa i jest potrzebna. Czy jest sens ją zmieniać, osłabiać i zrównywać (redefiniować)?

Autor: Maria Czerw
Źródło: WolneMedia.net


TAGI: , , , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

20 komentarzy

  1. Maria233 30.01.2011 12:31

    “Zabroń samobójstw dzieci homo, dla szczęścia rodziców ! ? Ja godzę się na wszystko i przyjmuję wszystko takie jakie jest ,bo to jest życie PRAWDA .A prawdy nie da się obejść i jej nie zauważać. Zaprogramuj samych Heteryków i będzie światy spokój przemyśl, to swoje ego . Bo spokoju nie będzie . Bez uprzedzeni i oceny innych , zrozumiano!”

    Po co zabraniać. Niech każdy dostanie to co się mu należy. Małżeństwo nie jest dla każdego, tak jak prawo jazdy nie należy się każdemu, kto chce. Równości musi towarzyszyć sprawiedliwość. Inaczej zapanuje chaos.

    Widzę inny problem. Panicznie dbasz o heterogeniczność społeczeństwa. Tylko że w niczym nie wolno popadać w przesadę. Heterogeniczność za wszelką cenę prowadzi do absurdów. Większość nie może płacić swoją tożsamością. A mniejszości nie mogą istnieć wbrew czy poza większością. Homoseksualiści muszą się pogodzić z tym, że ich kondycja nigdy nie będzie centralna społecznie.

  2. Izolda 30.01.2011 12:32

    Zło jest złem, a dobro jest dobrem , bez względu na czas i miejsce. Homoseksualizm jest złem. Kto wypowiada się nt miłości, powinien najpierw ją zdefiniować.Miłość jest twórcza, owocem miłości między kobietą i mężczyzną są dzieci. Miłość wśród homoseksualistów jest niemożliwa – łączy ich, co najwyżej, związek genitalny.
    4.Fenix racja, ale można,bądź trzeba,usankcjonować prawnie i religijnie decyzję dwojga ludzi, którzy postanowili pozostać razem do końca życia.Taka sytuacja rodzi określone skutki.

  3. Maria233 30.01.2011 12:34

    adminie,

    czy dla równowagi podałeś linka do mojego artykułu?

    Czy taka równowaga między materiałami pro i kontra agendzie gejowskiej w ogóle zachodzi tu i w mediach nie wolnych?

  4. Raptor 30.01.2011 12:38

    @Izolda “Homoseksualizm jest złem.”
    Nie jest złem, lecz pewnym nazwijmy to zaburzeniem (oficjalnie nieznane są przyczyny). To istotna różnica.
    Miłość wtedy jest oczywiście możliwa, bo to zjawisko umysłowe i nie zależy od formy posiadacza mózgu.
    Pozdro.

  5. Maria233 30.01.2011 12:50

    Raptor, w artykule nie dyskutuję, co prawda, z kondycją homoseksualną, ale odniosę się do,twojej wypowiedzi. Miłość to zjawisko nieprecyzyjne. Więc na wstępie warto zaznaczyć czy chodzi o miłość między wnukiem a babcią, czy o miłość z elementami więzi seksualnej.

    R. Sternberg rozłożył ją na 3 czynniki: zakochanie, intymność, zobowiązanie. Statystyczny gej nie dociera do fazy zobowiązania (to konstrukt mentalny).

    Więc te różnice – jeśli chodzi o miłość między gejami a heterykami – istnieją.

  6. Maria233 30.01.2011 13:19

    Statystycznie homoseksualiści kilkunastokrotnie częściej nie docierają do tej fazy. Jasne, że rozpad związku dotyczy też heteryków.

  7. Maria233 30.01.2011 13:29

    Fenix, ale ty pleciesz. To nie w tym rzecz ile ciała odkryjemy, ale jaki jest poziom wrażliwości seksualnej po stronie podmiotów. Oczywiście, że jest ona także warunkowany kulturowo. Ale minimalny poziom wrażliwości seksualnej jest wspólny, uniwersalny.

  8. Raptor 30.01.2011 13:29

    @Maria233
    Zgadzam się, termin “miłość” jest tak nieprecyzyjny, jak tylko to możliwe. Te trzy czynniki Sternberga, to również tylko kolejny poziom uogólnienia (trzykrotnie lepsza precyzja, w porównaniu do x-krotnej nieprecyzyjności początkowej 😉 ). Poza tym nieznana mi jest metoda pomiaru rodzaju i intensywności miłości, stąd wszelkie tego typu klasyfikacje nie będą miały raczej odzwierciedlenia w rzeczywistości… będą ładnie brzmiącymi bytami abstrakcyjnymi.

    Wracając do sugerowanego “trójpodziału”, to mogę śmiało założyć, na podstawie obserwacji własnych, że spora część par hetero również nie dociera do tzw. fazy zobowiązania… albo z czasem ten element traci.

    piszesz: “Więc te różnice – jeśli chodzi o miłość między gejami a heterykami – istnieją.”

    Różnice w sposobie miłości (jeśli można tak napisać) istnieją między każdą istniejącą i potencjalną parą osób (relacją) na tej planecie.

    W ogóle, teoretyczne dywagacje o miłości są dość dziwne 😉
    Pozdro.

  9. Maria233 30.01.2011 13:32

    Fenix, to po co mamy politykę społeczną? Możemy przeciwdziałać erozji cywilizacyjnej. W Europie śmiertelność na raka płuc spadła.

  10. Maria233 30.01.2011 13:39

    Raptor

    napisałam, że statystyczne różnice istnieją. Nie lekceważ statystyki, choć oczywiście ma ona swoje ograniczenia. Nie może poszczególnych, znanych ci przypadków uogólniać.

    Definicja Sternberga jest o tyle mocna, że ma silne umocowanie filozoficzne.

  11. Prometeusz 30.01.2011 13:56

    1) Małżeństwo. Mąż+żona.
    2) Legalizacja? Co to znaczy w ogóle? Od kiedy to państwo decyduje, czy to, co dwójka świadomych i dorosłych osób między sobą czyni, jest legalne czy nie?
    3) Adminie: czy pod propagandówkami Czerwonego Sztandaru i CIA oraz innych również zawsze Umieszczasz dla równowagi linki na strony ONR czy innej Falangi?

    Pozdrówka,
    Prometeusz

  12. Raptor 30.01.2011 14:15

    @Maria233
    Powiem tak, znam takie powiedzenie: “największe kłamstwo to statystyka” 😉

    Uważam, że statystyka może mieć wyłącznie zastosowanie w sprawach czysto technologicznych i nie można jej używać w przypadku problemów niemierzalnych – interpretowanych – polegających na wyobrażeniach. To znaczy można używać, ale nie ma to sensu, bo w ogóle nie ma pewności, czy cokolwiek to opisuje. Dlatego generalnie nie biorę pod uwagę statystyk związanych z takimi dziedzinami jak socjologia, psychologia czy polityka (oczywiście z wyjątkami, ale tylko z czystej ciekawości).

    Nie neguję umocowania filozoficznego teorii Sternberga (i innych tego typu teorii), tylko mam poważne wątpliwości odnośnie kwestii praktycznych, związanych z realnymi możliwościami (lub raczej niemożliwościami) rozpoznawania tych zdefiniowanych elementów u ludzi, a co za tym idzie tworzenia jakichkolwiek statystyk na bazie teorii. Dla mnie takie statystyki są po prostu mało wiarygodne. Jeśli nie ma realnego narzędzia (wyłącznie interpretacyjne) do pobierania takich informacji bezpośrednio z konstruktu relacji międzyludzkiej (jakkolwiek to rozumieć), to statystyki mogą być równie dobrze wyssane z palca (ten sam efekt).

    Pozdro.

  13. Sebek 30.01.2011 22:14

    Fenix wara od cudzych dzieci! Dzieci nie są “nasze”, nie należą do społeczeństwa, a do rodziców.

  14. Izolda 30.01.2011 23:16

    9. Raptor twierdzisz, że zachodzi miłość między homoseksualistami ? Co rozumiesz pod pojęciem :miłość ? Jest zaburzenie(zło), czyli jest stan odbiegający od normy (dobro).

  15. Maria233 30.01.2011 23:40

    admin

    Moje linki szły nie byle gdzie, ale pod konkretnymi tezami i je ilustrowały.
    Pytanie o link dotyczyło nie ich, ale twojego pierwszego komenta. Zresztą Prometeusz ci to ładnie wyłożył. Dlatego zapytałam czy pod artykułami LGBT też dla równowagi dałeś przejściówkę do mojego artykułu.
    Absolutnie nie chciałam reklamować czegokolwiek. Nawet nie przyuważyłam, że coś jest z pr…ii

  16. Maria233 30.01.2011 23:43

    „Odnośnie tematu – jestem przeciwny instytucji formalnego małżeństwa. Ludzie powinni z sobą mieszkać dlatego że chcą być ze sobą, z własnej nieprzymuszonej woli, tak długo jak chcą, a nie dlatego, że wymaga tego od nich papierek.”

    Myślisz tak, bo miłość redukujesz do uczucia i jakiegoś zakochania. Miłość to sfera wolitywna: kocham, bo chcę kochać.

    Ale częściowo masz rację. Małżeństwo to instytucja pragmatyczna.
    Ja z większością twojej roboty się zgadzam. Manipulacja debatą publiczną osiągnęła punkt krytyczny. Dlatego przyszłość jest przed takimi komunikatorami jak twój serwis. Nie zgadzam się z twoją anarchistyczną filozofią. Bo jest anarchistyczna i utopijna. Anarchia to nie wyraz wolności, ale braku celu, a więc sensu. Sens osiągamy we wspólnym projekcie, nie tylko indywidualnie.

    „Instytucja małżeństwa nie zapewnia szczęścia rodzinnego ani dobrego wychowania dzieci – zależy to od osobowości i umiejętności ludzi, którzy tworzą rodzinę (rodzina nie musi być komórką tata+mama+dzieci – bo rodziną tworzą też np. ciotki, wujki, dziadkowie).”

    Rodzina to nie tylko proces to także struktura. Sama struktura nie wystarczy, ale bez niej jest jeszcze gorzej. Mylisz się co do mamy i taty. Oni są zawsze obecni w reprezentacjach mentalnych dziecka. Dzieci, którym nie powiedziano o ich biologicznych rodzicach lub im nie dano dostępu do nich w inny sposób były narażone kilkakrotnie częściej na zaburzenia psychiczne. Z matką łączy dziecko więź prenatalna. A matka przenosi na dziecko stosunek ojca. Na tej interakcji nabudowują się następne. Nazywamy to hierarchizacją obiektów. Ale pierwotnym obiektem jest zawsze matka.

    „Dlatego jestem za tym, by zlikwidować formalno-prawne związki małżeńskie. Wtedy takie osoby będą bardziej o siebie dbać, a gdy popsują się między nimi relacje, rozejdą bez tych wszystkich problemów sądowych i czekania latami na rozwód.”

    Rzeczywistość temu przeczy. Fluktuacja partnerska w związkach niesformalizowanych jest czterokrotnie częstsza. Wiesz jaki to kawał roboty dla psychologów? Ludzka wrażliwość i pragnienie wyłączności czynią z nas gatunek podatny na traumę. Nie mówię już co ta otwartość partnerska oznacza dla dzieci. Rozstanie rodziców jest dla nich gorsze od ich śmierci.

  17. Maria233 31.01.2011 00:00

    Raptor, ja staram się reprezentować – jakkolwiek mi to wychodzi – usystematyzowaną wiedzę i unikać takich błędów jak indukcyjny stąd myślę czasami statystycznie.

  18. mr_craftsman 31.01.2011 05:55

    ot, kazuistyczne sofizmaty teoretyków związków międzyludzkich…

    skoro już się odwołujemy do tradycji małżeństwa – to faktycznie, jest to forma stosunków o znaczeniu przede wszystkim społecznym.
    sięgając do Rzymu –
    małżeństwo nie miało też nic wspólnego z miłością, a i z dziedziczeniem też nie zawsze !
    mąż żonę miał szanować, i na odwrót. romans? ależ, czemu nie !
    niewolników – jako głupiutkie pół-zwierzęta – można również było do woli wykorzystać.
    dziedziczenie ? dzieci ?
    nic nie stało na przeszkodzie aby uznać KOGOKOLWIEK za swojego dziedzica!
    usynowienie było aktem całkiem odrębnym od małżeństwa !

    te wszystkie mitologie uświęcenia małżeństwa i inne brednie to efekt fuzji niektórych poglądów stoickich, późniejszych naleciałości chrześcijańskich oraz czasów wieków ciemnych, gdzie barbarzyńcy padali jak muchy i gzili się kazirodczo w ciemnych ziemiankach.
    ze względu na trudy czasów klan był wtedy wszystkim, a w małżeństwie zaczęły odgrywać naczelną rolę – dziewictwo, czystość, wyniesienie kobiety do roli bóstwa(przed ślubem) i do roli rozpłodowej samicy(po ślubie), obsesja dziewictwa i ojcostwa ogarnęła wtedy ciemne barbarzyńskie ludy i zmutowała z surowym germańskim prawem plemiennym.
    to z ciemnych wieków zarazy, głodu, wojen i upadku ludzkości wywodzi się czysto rozpłodowe pojmowanie małżeństwa.
    ten mit funkcjonuje do dziś.
    a małżeństwo u podstaw miało być przede wszystkim wygodą ułatwiającą funkcjonowanie wśród skodyfikowanych zasad rządzących społecznością.

    przestańcie już uprawiać ten rozpłodowy mit.
    ciekawe czy autorka wyrobiła już małżeńską normę spłodzonych dzieci.
    ciekawe, bo jakoś tak jest, że krzyczący moraliści najmniej stosują się do własnych hasełek.

  19. Maria233 31.01.2011 10:52

    Nie przyszło mi do głowy, żeby kogokolwiek tu odpytywać z intymności. Małżeństwo to wolny wybór. Nigdzie nie pisałam, żeby zmuszać do jego zawarcia. Co innego przywileje małżeńskie,k które mają zachęcać i ułatwiać.

    Czemu moja macica nie daje ci spokoju?

  20. Maria233 31.01.2011 11:57

    „(…) skoro już się odwołujemy do tradycji małżeństwa – to faktycznie, jest to forma stosunków o znaczeniu przede wszystkim społecznym.”

    A ja głupia łudziłam się, że to zjawisko przywiązania generuje relację m/k/dz.

    Upraszczasz. Nie potrafisz rozładować konfliktu nature versus nurture.

    Umowa społeczna nałożyła się na filozofię (religię). Filozofia na antropologię, a ta na ewolucję.

    To nasz B. Malinowski stwierdził, że zjawisko legitymizacji stanowi uniwersalne źródło związku „małżeńskiego” we wszystkich kulturach.

    Ewolucjoniści tak wywodzą monogamię:

    Bezradne ludzkie dziecko wymaga długiego okresu intensywnej opieki. Dodatkowo utrata sierści z powodów termoregulacyjnych zajęła matce ręce: ludzkie dziecko musiało być noszone, w przeciwieństwie do małego małpiątka, które samo trzyma się sierści matki (z przedludzkich czasów u naszych noworodków pozostał atawistyczny odruch chwytny). W związku z tym ludzka matka straciła zdolność samodzielnego troszczenia się o pożywienie. Potrzebowała stałego opiekuna. Tak biologia ewolucyjna tłumaczy monogamię wśród ludzi.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.