Miłość a nauka

Opublikowano: 08.02.2009 | Kategorie: Nauka i technika

Liczba wyświetleń: 790

Miłość. O to czym już niedługo będą ekscytowały się media ze względu na zbliżające się święto zakochanych, czyli tzw. Walentynki.

Nie da się ukryć, że to niezwykłe uczucie fascynuje każdego z nas i wszyscy mamy nadzieję, iż także nam będzie dane go doświadczyć. Jednakże miłość z punktu widzenia nauki kryje w sobie więcej tajemnic niż mogło by nam się wydawać, a nasze postrzeganie tego zjawiska często zawiera w sobie wiele mitów i uproszczeń. Dziś zatwardziały sceptyk, jakim jestem, pod wpływem romantycznej atmosfery przedstawi wam pewien problem związany z miłością, którego nie da się wyjaśnić za pomocą czysto naukowego, a dokładnie socjobiologicznego ujęcia tego fascynującego zjawiska.

Zanim zajmiemy się głównym problemem jaki chcę poruszyć w tym artykule – musimy uzmysłowić sobie jak wygląda miłość z punktu widzenia nauki. Ci którzy obawiają się pozbawienia tego uczucia aury tajemniczości niech lepiej przestaną czytać.

Miłość jest dziełem związków chemicznych, neuroprzekaźników. Za odczucia towarzyszące stanowi zakochania odpowiada fenyloetyloamina. To ten związek wywołuje euforyczne doznania sprawiające, że zakochany człowiek niemalże “unosi się nad ziemią”. Strukturą i działaniem przypomina amfetaminę. Ma własności odurzające, powoduje euforię, podniecenie, a także niepokój. Miłość nieodwzajemniona, odrzucenie naszych zalotów może mieć fizjologiczne skutki podobne do tych, jakie wywołuje przerwanie przyjmowania narkotyku przez osobę uzależnioną.

Jednym z mitów dotyczących miłości jest związek fenyloetyloaminy oraz zakochania z czekoladą. Otóż czekolada zawiera w swoim składzie fenyloetyloaminę. Kiedyś pokutował pogląd, że zjedzenie dużych ilości tego przysmaku może wywołać efekt podobny do zakochania. To mit, w który nadal wierzy wiele osób (w tym grany przez Ala Pacino diabeł z amerykańskiego “Adwokata diabła”). Otóż zbyt mała ilość tej substancji z czekolady dociera do mózgu, aby mogło to wywołać efekt jaki daje zakochanie. Podarowanie czekoladek komuś, kto wpadł nam w oko, nie sprawi, iż automatycznie rzuci nam się w ramiona.

Naukowcy mają jednakże i złą wiadomość. Poziom fenyloetyloaminy systematycznie spada po okresie zakochania i nasz rozkwitający związek może się skończyć zanim na dobre się rozpocznie, jeśli przewodniej roli w związku nie przejmą oksytocyna i wazopresyna. Te dwa związki odpowiadają za uczucie przyzwyczajenia, które pozwala nam spędzić całe życie z drugą osobą, mimo iż znamy jej wady, a czasem doprowadzają nas one do szału.

Tyle naukowej wizji miłości. Teraz coś czego naukowo w prosty sposób wyjaśnić się nie da.

Z punktu widzenia socjobiologii miłość jest środkiem, który ma umożliwić przetrwanie naszych samolubnych genów. Dlatego mężczyzna jest mniej wierny. Jego genetyczny bagaż predysponuje go do przekazania swoich genów jak największej liczbie partnerek, gdyż wtedy szanse, iż jego genotyp przetrwa, są największe. Natomiast strategia kobiety wymaga zatrzymania przy sobie partnera, aby pomógł on utrzymać dziecko, aż będzie ono w stanie przekazywać dalej swoje geny. Dwie zupełnie różne strategie. Rozpowszechnienie związków monogamicznych pokazuje najlepiej, iż kobiety odniosły tu zwycięstwo.

Wracając jednakże do mężczyzn – skoro z punktu widzenia socjobiologii jego geny niejako “nakazują” mu zapłodnienie jak największej ilości partnerek, niezrozumiały staje się fakt, że mężczyźni dłużej i bardziej cierpią po tym, jak ich zaloty zostaną zignorowane, lub ich związek rozpadnie się (rzecz jasna jeśli sami tego nie chcieli). Mężczyźni odkochują się z większym trudem i dłużej trzymają się straconej sprawy. Wskazują na to badania Hilla z 1976 r. Liczba mężczyzn popełniających samobójstwo z powodu zawodu miłosnego jest w Polsce czterokrotnie wyższa niż liczba kobiet.

Założenia socjobiologii wymagały by, aby mężczyźni nie przeżywali tak długich i intensywnych cierpień jak to się dzieje, lecz prawie natychmiast powinni szukać innej partnerki, która gwarantowała by przetrwanie ich genów. W tym przypadku jednak (nie wiadomo dlaczego) samolubne geny, których jedynym celem jest nieśmiertelność, kopiowanie samych siebie w jak największej liczbie egzemplarzy w jak najkrótszym czasie, przegrywają z czymś co nie jest niczym innym, niż sposobem na zapewnienie im nieśmiertelności – z MIŁOŚCIĄ. I z tą zagadką, która daje nadzieję na to, iż nie jesteśmy, jak sądził Dawkins w “Samolubnym genie”, jedynie opakowaniem dla naszych genów, zostawiam was moi drodzy czytelnicy i życzę wam wiele miłości.

Polecam książkę “Psychologia miłości” B. Wojciszke, gdzie ten problem męskiego cierpienia w wyniku zawodu miłosnego został poruszony.

Autor: Mariusz Sobkowiak
Źródło: Lewacki Blog


TAGI:

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

3 komentarze

  1. mr_craftsman 08.02.2009 21:25

    i znów zabrakło ważnej formuły “moim zdaniem” czy “niektóre teorie głoszą”. tak naprawdę nie wiadomo czy neuroprzekaźniki są przyczyną czy jedynie jednym ze skutków stanu umysłowego.
    eksperyment z badaniem zależności decyzji od aktywności mózgu dowiódł, że decyzje powstają niejako poza mózgiem. może podobnie jest z miłością, a mózg jest jedynie urządzeniem odbiorczym..?

  2. Raptor 08.02.2009 21:35

    Bardzo możliwe. Ciężko to jednak obecnie jednoznacznie zmierzyć.

  3. Fafi 09.02.2009 14:23

    Cieszy mnie ten tekst, bo jest pozytywny i jakiś taki, rzekłbym, humanistyczny 🙂

    W dzisiejszych czasach jest spora medialno-popularno-naukowa “presja” na redukcję życia emocjonalnego, seksualnego i związków międzyludzkich, aby sprowadzić to wszystko do prostej chemii, przez co wielu ludzi dewaluuje znaczenie swoich własnych uczuć i doświadczeń. A to nie jest postęp, to jest regres, wręcz ewolucyjne uwstecznienie, bo zbliżamy się tym do sposobu funkcjonowania zwierząt o niższym stopniu ewolucyjnego rozwoju. I śmiem twierdzić, że niektórym (albo i wielu?) obniża to jakość życia, psychiczne samopoczucie i ogólnie hamuje rozwój. Ponadto, te wszystkie teorie o strategiach seksualnych kobiet i mężczyzn, o genach itp. – jak się nad tym zastanowić, to czego one uczą ludzi? Jakie im dają wskazówki co do postępowania w życiu? Czy to w dłuższej perspektywie czasowej przynoszą nam szczęście? Owszem, mogą to być wyjaśnienia czy wytłumaczenia naszego postępowania, ale czy dobrze jest gdy stają się jego przyczyną? Niech się każdy zastanowi sam.

    Te teorie o neuroprzekaźnikach, propagowaniu genów itd…. niezbyt mnie to przekonuje. Za duże uproszczenie, widać gołym okiem, że z naszym ludzkim doświadczeniem ma to co prawda wiele wspólnego, ale jest to tylko częściowe wytłumaczenie. Przyjęcie poglądu, że miłość i związki to tylko neuroprzekaźniki albo “samolubne geny” to wg mnie nieuzasadniona naukowo redukcja rzeczywistości do prostych mechanizmów, modeli, które akurat wydają się naukowcom być prawdziwe i zrozumiałe. Wyjaśnienia takie mogą być wystarczające w odniesieniu do innych zwierząt, ale nie dajmy się ogłupić – jeśli nasze własne doświadczenie odnośnie nas samych, ludzi, mówi nam co innego, to trzeba trzeźwo spojrzeć na całą sytuację i nie dać się omamić, że to tylko chemia i biologia.

    Ostatecznie, nawet jeśli to tylko chemia i biologia, to jakże piękna i wzbogacająca życie 🙂

    Na koniec mała uwaga o tym, jak używany język na nas wpływa i kształtuje naszą samoświadomość.

    Zwrot “samolubny gen”, tak popularny w potocznym języku, to jakiś dziwny językowo-poznawczy potwór. Samolubni mogą być ludzie, ewentualnie inne istoty posiadające umysł na odpowiednim stopniu rozwoju (świadomość ja i nie-ja). Geny nie są żywe, nie są istotami, nie mają świadomości ani rozumu i przypisywanie im ludzkich cech to umyślne bądź nie, ale jednak nieporozumienie. Geny to łańcuchy aminokwasów. Mówienie, że geny są samolubne to jak mówić, że śnieg jest samolubny, albo kamienie są samolubne – jest to równie wielki bezsens. Niestety, ten zwrot wszedł do powszechnego użycia i niepostrzeżenie za każdym użyciem sugeruje on ludziom, że nasze geny są samolubne, więc i my w swej istocie jesteśmy samolubni. Zauważasz, co się dzieje w Twoim umyśle, gdy to czytasz, słyszysz, wypowiadasz?…

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.