Międzymorze – zapomniana idea niezależności narodowej i stabilizacji regionalnej

Opublikowano: 27.01.2009 | Kategorie: Polityka, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 1741

I. SEDNO KONCEPCJI

Istotą koncepcji Międzymorza jest dążenie do stworzenia w Europie Wschodniej (Środkowo-Wschodniej), rozumianej jako obszar między Rosją a Niemcami, bieguna siły mogącego równoważyć moc jednego z tych dwóch sąsiadów. Celem tworzenia takiego bieguna jest zabezpieczenie się przed imperialnymi zakusami tychże i stworzenie warunków dla nieskrępowanego rozwoju narodów regionu.

Kraje omawianego obszaru często dzieli się na dwa subregiony, z Karpatami jako linią graniczną: obszar właściwego międzymorza bałtycko-czarnomorskiego (Estonia, Łotwa, Litwa, Polska, Białoruś, Ukraina) oraz segment dunajsko-bałkański. Oba subregiony zbiorczo określa się też jako obszar ABC: Adriatyk, Bałtyk, Morze Czarne.

Poza czynnikami geograficznymi, gospodarczymi (z konieczności pominę je) oraz kulturowymi – o których niżej, podstawowym elementem tworzącym jedność obszaru jest fakt, że stanowił on i stanowi nadal przedmiot stałej ekspansji Rosji i Niemiec, a historycznie także Szwecji i Turcji. Przy tym elity polityczne – i chyba znaczące części, o ile nie przytłaczająca większość narodów rosyjskiego i niemieckiego – traktują ekspansję na ten obszar jako prawomocną, o czy świadczą także ich doktryny geopolityczne („Mitteleuropa”, „Lebensraum”, „doktryna Breżniewa”, „bliska zagranica”).

Próby realizacji koncepcji Międzymorza po 1918 r. wiązały się z falami demokratyzacji w Europie Środkowej (1918-1921 i 1989-1991), dlatego też potocznie wiąże się tę ideę z pomysłem eksportu demokratycznego wzorca ustrojowego na wschód. Nie jest to ścisłe – tak bywało, ale tak być nie musi, bowiem celem pomysłu „międzymorskiego” jest niepodległość, zaś demokracja stanowi tu sprawę wtórną. Możemy sobie wyobrazić że np. demokratyczny kontrkandydat Łukaszenki na Białorusi byłby jednocześnie kandydatem pro-moskiewskim, więc w takim wypadku zwolennicy Międzymorza poparliby Łukaszenkę, jako zapewniającego – we własnym interesie – odrębność Białorusi od Rosji.

Międzymorze należy też rozpatrywać jako polityczny wyraz odrębności kulturowej Europy Środkowej (Wschodniej) od obu sąsiadów. Jakkolwiek politycznie jest ono projektem skierowanym głównie przeciw imperializmowi rosyjskiemu – większość jego państw, w ściślejszej wersji doktryny, graniczy z Rosją – to jednak kulturowo jest ono projektem antyokcydentalistycznym.

Nie zgadzam się z tezą określającą ten obszar jako przejściowy między Wschodem (Eurazją) a Zachodem, w którym to widzeniu swoistość obszaru polega na „rozwodnieniu” na nim stopnia zachodniości, a zatem miarą swoistości byłby tu brak cech własnych. Zwróćmy uwagę na to, co kulturowo wyróżnia ten obszar (swego czasu zebrał te elementy Jan Łukaszów, właśc. T. A. Olszański, na łamach „Międzymorza”). Po pierwsze, silny element agrarny w kulturze narodów obszaru. Są to prawie bez wyjątku narody, które albo odbudowały swoje warstwy wyższe, po długiej przerwie, na bazie chłopskiej (wszyscy poza Polakami i Węgrami, po części Rumunami) albo ich warstwą wyższą była związana z kulturą wsi szlachta – jak właśnie u tych trzech „wyjątków”. Wszędzie natomiast mieszczaństwo miejscowe było słabe, składające się w przeważającej mierze z obcego etnicznie elementu, tym samym – z wyjątkiem Czech – mieszczańskie cechy są osłabione w kulturowym obrazie narodów regionu.

Po drugie, jest to Europa słowiańska – i tylko pozornie przeczy temu przykład Krajów Bałtyckich, Węgier i Rumunii. Ich silny związek z kulturami słowiańskimi, w tym także fakt wchłonięcia przez etnosy węgierski i rumuński znaczących elementów słowiańskich w toku własnego stawania się, jest dobrze znany.

Po trzecie, to, że w XX w. wszystkie kraje regionu zostały poddane komunizmowi – najbardziej niszczycielskiemu eksperymentowi społecznemu w znanej historii ludzkości – ujednoliciło doświadczenie społeczne omawianych narodów, ułatwiając zrozumienie między nimi.

Po czwarte wreszcie – wszędzie dominuje tu pojęcie narodu określanego w kategoriach etnicznych (antropologicznych) w przeciwieństwie do Europy Zachodniej, gdzie mamy częściej rozpowszechnioną koncepcję narodu politycznego. Członkiem narodu jest ten, kto jest z nim związany przez pochodzenie, język i wspólną kulturę (często także religię), wspólnota obywatelstwa ma mniejsze znaczenie.

II. HISTORYCZNE FORMY KONCEPCJI W POLITYCE POLSKIEJ

Pomijając historyczne antecedencje, po raz pierwszy projekt Międzymorza jako część ideologii państwowej pojawił się w polityce Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego w latach 1918-1922.

Potocznie utożsamia się go z federalizmem, nie całkiem słusznie. Federalizm zakładał bowiem stworzenie wspólnego państwa federalnego z krajów dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów, pomysł Międzymorza mówi zaś o związku niepodległych państw, jest też zakreślony szerzej.

Traktat Ryski (1921) oznaczał jak wiadomo rezygnację z tej koncepcji – nie całkowitą, bo pozostała ona zarówno w myśli politycznej, jak i w cichej praktyce pewnych instytucji państwa polskiego okresu II Rzeczypospolitej. W wojsku, przygotowując się do wojny z ZSRR (co do agresywnego charakteru tego państwa nikt nie miał wątpliwości), stworzono instytucję „oficerów kontraktowych” – byli to wojskowi pochodzący z narodów podbitych przez ZSRR, nie będący obywatelami polskimi, lecz służący na kontrakcie. Przewidywano, że w wypadku wojny z ZSRR do jednostek polskich będą się zgłaszać żołnierze Armii Czerwonej, chcący walczyć przeciwko bolszewizmowi. Dowodzenie oddziałami złożonymi z takich właśnie żołnierzy (mogących stanowić zalążki armii sojuszniczych) miano powierzyć oficerom kontraktowym – z uwagi na ich narodowość i to że nie mając obywatelstwa polskiego byliby bardziej wiarygodni. Wspierano również czasopisma emigracji z ZSRR, nie tylko zresztą z narodów Międzymorza, bo także ludów Kaukazu, Uralu, a nawet kałmuckie. Z organizacjami niepodległościowymi tejże emigracji współpracował rzecz jasna również wywiad.

Omawianą koncepcję podjęło środowisko młodego pokolenia konserwatystów skupionych wokół pism „Bunt Młodych” i „Polityka” (Jerzy Giedroyć, Adolf Bocheński). Ideę międzymorską kojarzymy w tym okresie słusznie z obozem piłsudczykowskim, warto jednak nadmienić, że na gruncie obozu narodowego mieliśmy do czynienia z pewnym wariantem tej koncepcji – wyrażonym w tekście znanego działacza i publicysty międzywojennej endecji Adama Doboszyńskiego, pt. „Wielki naród”. Praca wyraża przekonanie o możliwości stworzenia na bazie Słowian Zachodnich, Ukrainy, Litwy i Białorusi „wielkiego narodu” tj. narodu politycznego, analogicznego do pojęcia „naród brytyjski”, nie niwelującego odrębności Anglików, Walijczyków czy Szkotów. Autor ów był także zwolennikiem związku takiego „wielkiego narodu” z resztą międzymorza bałtycko-adriatycko-czarnomorskiego, w luźniejszej formie.

Należy jednak podkreślić, że te działania do 1939 r. były marginesem całokształtu polityki polskiej, nastawionej raczej na obronę wersalskiego status quo. Inaczej było w późniejszej myśli politycznej polskiej emigracji, gdzie różne koncepcje federacji środkowoeuropejskiej miały wielu wpływowych zwolenników, z premierem gen. W. Sikorskim włącznie. Przejawem żywotności tej koncepcji był podpisany w 1942 r. układ o konfederacji Polski z Czechosłowacją, pozostały jedynie na papierze z racji późniejszego rozwoju wydarzeń. Koncepcja „Międzymorza” była podnoszona przez emigrację polską także po 1945 r., zresztą w różnych wariantach. Niezależnie od realnego oddziaływania na życie intelektualne w kraju (w wypadku paryskiej „Kultury” można mówić o znaczącym oddziaływaniu na elity inteligenckie), wpływ struktur emigracyjnych na realną politykę był jednak zerowy.

Koncepcja ta uległa ożywieniu w myśli politycznej w kraju z chwilą powstania w 1979 r. Konfederacji Polski Niepodległej (KPN – pierwszej od ubezwłasnowolnienia PSL w 1947 r. opozycyjnej partii politycznej). Nawiązując wprost do politycznego dorobku nurtu niepodległościowego (piłsudczykowskiego), nie mogła pozostać obojętna na jego dorobek geopolityczny. Zwłaszcza, że wobec wysunięcia programu niepodległości, sprawa rozpadu ZSRR, a następnie uregulowania problemów, jakie w wyniku tego zdarzenia mogły się pojawić, narzucała się jako zagadnienie kluczowe. Do programu międzymorskiego z mniejszą lub większą otwartością nawiązały niektóre inne środowiska opozycyjne po 1980 r., kiedy perspektywa rozpadu ZSRR (i „obozu socjalistycznego” w ogóle) stawała się coraz bardziej widoczna. Były to zwłaszcza „Solidarność Walcząca”, inne grupy niepodległościowe poza KPN – Polska Partia Niepodległościowa (PPN), Liberalno-Demokratyczna Partia „Niepodległość (LDP „N”), środowisko warszawskiego pisma „Niepodległość”, Grupa Polityczna „Samostanowienie”, a także niektóre socjalistyczne (Wolność Sprawiedliwość Niepodległość – WSN), z zastrzeżeniami Polska Partia Socjalistyczna (PPS) oraz drobne inicjatywy opozycyjne, specjalizujące się w problematyce „wschodniej”. Do tych ostatnich należy zaliczyć m.in. grupę pism w założeniu podejmujących problematykę regionu, jak „ABC”, „Międzymorze”, „Nowa Koalicja”, „Obóz”. Trzeba jednak zaznaczyć, że program ten podejmowała zdecydowana mniejszość opozycji.

Po 1989 r. koncepcja „Międzymorza” pozostała oficjalną doktryną geopolityczną KPN – najsilniejszej struktury z grupy tych, które ów pomysł popierały, wobec marginalizacji SW oraz PPN i LDP „N”, a następnie ich zaniku.

Partia ta, oprócz samego propagowania idei, podjęła również pewne działania praktyczne. W Kijowie w lipcu 1994 r. powołano Ligę Partii Krajów Międzymorza (LPKM), grupującą partie niepodległościowe z 6 krajów (Białorusi, Estonii, Litwy, Łotwy, Polski, Ukrainy). Z partii polskich, poza KPN-em, wziął udział w tej inicjatywie Ruch Trzeciej Rzeczypospolitej (RTR) oraz marginalna Polska Partia Republikańska – Trzecia Siła. Kongresy LPKM odbyły się w 1995 (Jarosław n. Sanem), 1996 (Mińsk Białoruski) i w 1997 r. (Kijów). Podjęto też próbę wydania wspólnego biuletynu, ukazały się 2 numery. Inicjatywa ta zamarła pod koniec lat 90. wskutek przemian politycznych w krajach regionu – w tym marginalizacji głównych animatorów projektu.

Należy odnotować, że do idei tej nawiązywały niektóre niepolityczne inicjatywy społeczne, podejmujące problematykę Europy Środkowej – jak utworzone przez osoby związane m.in. z SW i LDPN Fundacja Wschodnia „Wiedza” (1990 r. – Piotr Hlebowicz, Piotr Pacholski) czy nastawiony na współpracę w szczególności z Tatarami Krymskimi i Kazańskimi Instytut im. Gen. Macieja Sulkiewicza (1991 r.). Do tej kategorii należało też istniejące od 1988 r. „Towarzystwo Pomost”, które na początku lat 90. uruchomiło efemeryczne wydawnictwo „Międzymorze”. Kierowane przez prof. Jerzego Damrosza Stowarzyszenie Współpracy Narodów Europy Wschodniej „Zbliżenie” w swoim statucie mówiło o współpracy Polski z Białorusią, Estonią, Litwą, Łotwą, Ukrainą – wg określenia jego byłego prezesa, „ideę Międzymorza miało w podtekście”. Środowisko byłych działaczy LDPN z Łodzi zorganizowało w 1995 r. w tym mieście sesję poświęconą problematyce bezpieczeństwa krajów Europy Środkowej (w intencji m.in. popularyzacji projektu międzymorskiego), z udziałem dość znanych działaczy antykomunistycznych z Estonii, Łotwy, Litwy, Białorusi, Ukrainy, Czech, a także przedstawicieli polskich partii i środowisk politycznych, zwłaszcza niepodległościowych. Inicjatywa miała być cykliczna, powołano Fundację Wolności w celu zbierania środków na jej kontynuację, skończyło się jednak tylko na tym spotkaniu.

Inicjatywy te na ogół uległy zanikowi po kilku latach, wskutek braku wsparcia ze strony państwa i niemożności znalezienia innych sponsorów. W nowej rzeczywistości niemożliwa jest poważniejsza społeczna działalność bez choćby półprofesjonalizacji, co wiąże się z kosztami. Poza państwem i samorządami – gdzie przyznawaniem środków rządzą kryteria polityczne lub koteryjne – i Kościołem, poważnym sponsorem mogły być w omawianym okresie jedynie fundacje zachodnie (Fundacja Batorego i fundacje niemieckie, także ambasada Holandii). Ich mocodawcy zaś nie mieli rzeczywistego interesu w popieraniu ww. inicjatyw, nawet jeżeli używali podobnej frazeologii („pojednanie”, „dialog” itp.), bowiem ich celem (Fundacji Batorego przede wszystkim) był eksport na Wschód wzorca zachodniego a nie podmiotowość Europy Środkowo-Wschodniej. W wypadku fundacji niemieckich celem jest realizacja określonych interesów niemieckiej racji stanu, trudno zatem oczekiwać, aby inwestowali w struktury wspierające czy upowszechniające pomysł mogący tej racji stanu zaszkodzić.

Jakkolwiek idea ta była głoszona przez siły, które nigdy nie sprawowały władzy, to jednak należy zaakcentować pewne inicjatywy oficjalnej polityki III RP (1989-2004), które można traktować jako mniej lub bardziej świadome nawiązanie do tej idei. Zaliczam do nich Inicjatywę Środkowoeuropejską (Heksagonale) i CEFTA. W mniejszym stopniu Grupę Wyszehradzką – głównie z uwagi na ograniczony potencjał tejże i deklarowany cel grupy, jakim było wspieranie się krajów grupy na drodze do Unii Europejskiej, czyli de facto współpraca w likwidowaniu podmiotowości regionu. Zasadniczo jednak polityka polska nastawiona była po upadku komunizmu na wejście do głównych struktur świata zachodniego, tj. NATO i UE. Alternatywne wobec tego koncepcje – a Międzymorze jest taką alternatywą zwłaszcza wobec UE – były zasadniczo odrzucane przez establishment. Jeżeli pewne elementy tej koncepcji były wykorzystywane, to raczej jako służebne wobec idei okcydentalizacji Europy Środkowo-Wschodniej.

Wejście większości krajów omawianego obszaru do UE w zasadzie przekreśliło możliwość realizacji tej koncepcji w przewidywalnej przyszłości. Chociaż należy pamiętać, że nie wyklucza to stworzenia bloku regionalnego w ramach Unii, nadal zresztą istnieją instytucjonalne ramy ułatwiające współdziałanie w tym duchu, stworzone przed wejściem do UE, jak choćby Grupa Wyszehradzka, które można napełnić nową treścią, już w nowym układzie politycznym.

III. MIĘDZYMORZE DZIŚ I JUTRO

Co pozostało z tej koncepcji dzisiaj, poza wspomnianymi mglistymi nadziejami?

Wydaje się, że pisząc o Międzymorzu czy o jakiejkolwiek polityce polskiej, zakładającej niepodległość i podmiotowość, należy zacząć od pytania bardziej ogólnego – czy naród polski naprawdę tej niepodległości sobie życzy. Odpowiedzią nie jest deklaracja, lecz zdolność do wysiłków i poświęceń dla osiągnięcia deklarowanego celu.

Naród w referendum europejskim 2004 r. dobrowolnie z niepodległości zrezygnował. Można długo pisać o przyczynach słabości opcji narodowej i niepodległościowej, ale sam fakt przegranej przez ten obóz – pozostaje niezbity. Polska jest krajem, w którym posłem zostaje ktoś taki, jak Gadzinowski, a ktoś taki, jak Morawiecki czy Gwiazda, musi rezygnować z życia politycznego z braku środków i poparcia. Krajem, w którym służba narodowi a nie obcym fundacjom czy wpływowym lobby o charakterze międzynarodowym, jest prostą drogą do marginalizacji politycznej z etykietką oszołoma. Za taki kształt swojego kraju odpowiadają przede wszystkim Polacy i to oni (tj. jakość polskiego materiału ludzkiego) stanowią warunek sukcesu wszelkiej polskiej polityki, w tym międzynarodowej.

Wprawdzie wybory 2005 r. pozwalają mówić o pewnym narodowym przebudzeniu, a w każdym razie dają nadzieję, że pogrzebana zostaje tzw. III RP, ów pokraczny bękart układu z Magdalenki. Zwróćmy jednak uwagę na ograniczony społecznie zasięg tego przebudzenia – wystarczy przypomnieć sobie frekwencję wyborczą. Dodajmy, że w przeciwieństwie do analogicznego „odruchu spłoszonej błogości”, który zaowocował próbami naprawy państwa w okresie stanisławowskim i po 1926 r., zdecydowanie wroga wysiłkom ozdrowieńczym jest większość elity intelektualnej kraju. Targowiczanie po wkroczeniu wojsk rosyjskich w 1792 r. częstokroć groźbami zmuszali szlachtę do złożenia podpisu na akcesie do Targowicy. Podpisy na „Liście 250 intelektualistów”, wzywającym do rezygnacji z obrony interesu narodowego w imię integracji europejskiej – zostały złożone dobrowolnie.

Zauważmy jeszcze, że podejmujemy próbę naprawy w warunkach państwa niesuwerennego, co samo w sobie wzmacnia wątpliwości w kwestii ich sukcesu. Przy uwzględnieniu powyższego, rozważania nad pomysłem międzymorskim mają sens, szczególnie przy założeniu klęski projektu superpaństwa europejskiego. Nie ulega bowiem wątpliwości, że przeciwnikami tego projektu są nie tylko imperialiści rosyjscy, ale zwolennicy superpaństwa europejskiego i chyba wszyscy politycy niemieccy.

Dlaczego imperialiści rosyjscy – jest to oczywiste i nie wymagające tłumaczenia. Zauważmy jednak, że mimo ewidentnych sukcesów Putina w przezwyciężaniu smuty (poskromienie oligarchów, ograniczenie samorządności podmiotów Federacji, powtórny podbój Czeczenii) i w polityce międzynarodowej (układ gazowy z Niemcami, dobre stosunki z USA i Chinami, członkostwo w G-8) – nadal nie zmienia się tendencja demograficzna do systematycznego zmniejszania się liczby Rosjan, co roku o ok. 800 tysięcy. Biorąc pod uwagę sąsiedztwo z Chinami oraz już istniejącą obecność nie tylko kapitału chińskiego, lecz także kilkumilionowej społeczności chińskiej na Syberii (z tendencją wzrostową), w perspektywie pokolenia wizja utraty części Syberii na rzecz Chin w takiej czy innej formie, jawi się jako całkiem realna. Wreszcie siła gospodarki rosyjskiej opierająca się w dużej mierze na surowcach, jest zależna od światowych cen na nie. W dającym się przewidzieć czasie będą one wysokie, nie można jednak wykluczyć załamania tych cen – wskutek np. uruchomienia nowych złóż albo upowszechnienia bardziej oszczędnych technologii – a wówczas gospodarkę rosyjską czeka wstrząs.

Dodatkowo Rosja po odejściu od komunizmu nie ma oferty ideologicznej dla powtórnej odbudowy Imperium. Mimo urzędowego wsparcia, prawosławie nie wyszło z kryzysu po komunizmie. Zresztą wobec wykształcenia się prawosławia ukraińskiego oraz rozwoju kościołów protestanckich na Ukrainie i Białorusi, a także grekokatolicyzmu na Ukrainie – wątpliwe jest, by prawosławie było tym fundamentem ideologicznym, na którym można by oprzeć odbudowę imperium. Mógłby być taką ofertą eurazjatyzm – ale oznaczałoby to zerwanie z nadziejami części elit na okcydentalizację Rosji, powtórzenie dokonań Piotra I. Z kolei konsekwentna okcydentalizacja utrudnia dziś politykę imperialną, inaczej niż to było w XVIII w. Wydaje się, że przez dłuższy czas Rosja jest skazana na „cywilizacyjny dryf”, co utrudni jej działania na rzecz reintegracji obszaru postsowieckiego (przynajmniej na interesującej nas tu jego części), stwarzając pole i dając czas dla działań samych jego mieszkańców.

O tym, że Międzymorze z punktu widzenia polityki niemieckiej jest koncepcją zbędną, także chyba nie trzeba przekonywać. Zwróćmy uwagę na zbieżność interesów niemieckich i rosyjskich – oprócz pewnej komplementarności gospodarczej (z jednej strony rozwinięta i energochłonna gospodarka, z drugiej – dostarczyciel prawie niewyczerpanych surowców energetycznych). Jeżeli założymy, że celem polityki niemieckiej jest odzyskanie strat – także niematerialnych, jak pozycja międzynarodowa – poniesionych w wyniku klęski w II wojnie, to trudno sobie wyobrazić odzyskanie ich w Europie Środkowej, gdyby region ten wytworzył silną strukturę polityczną. A taka struktura byłaby też nie na rękę Rosjanom, stąd współdziałanie niemiecko-rosyjskie przeciw krajom Międzymorza – zwłaszcza Polsce jako potencjalnemu liderowi regionu – jest czymś naturalnym.

Na tym tle należy również widzieć wprowadzenie Europy Środkowej do UE, co dokonało się także dzięki działaniom RFN („naszego najlepszego adwokata w UE” – jak pisała euroentuzjastyczna prasa; ciekawe, że nikt nie zapytał, o co jesteśmy oskarżeni i jakie będzie honorarium). Wprowadzenie to miało ubezwłasnowolnić politycznie kraje regionu, także w kontekście rywalizacji UE z USA i większej sympatii do USA krajów „nowej Unii”.

Dochodzimy do ostatniej grupy przeciwników projektu międzymorskiego, jakim są zwolennicy UE jako superpaństwa. W odróżnieniu od poprzednich, raczej nie przedstawiają sobą określonego interesu państwowego bądź narodowego, lecz pewien projekt ideologiczny. UE bowiem jest także projektem ideologicznym – ostatnie 2 lata naszego tam pobytu wystarczająco tego dowodzą. Jest to projekt o charakterze demoliberalnym, zwrócony przeciw wszelkim silnym tożsamościom narodowym i religijnym, dążący do stworzenia tożsamości „europejskiej”, wykorzeniającej narodowe. Projekt Międzymorza musi budzić niechęć tych środowisk co najmniej z dwóch powodów.

Po pierwsze, z powodu nazwijmy to „kulturowego” – narody go tworzące, wskutek wspomnianego wyżej wspólnego doświadczenia komunistycznego, są bardziej przywiązane do swojej tożsamości, tylekroć realnie zagrożonej. Niechętnie więc wyrzekną się owej tożsamości na rzecz europejskiego mirażu, zwłaszcza gdy widzą, że bywa on narzędziem, za którym kryją się także narodowe interesy członków starej UE. Po drugie – mają też doświadczenie hegemonii rosyjskiej. Skłania je to do współpracy z USA, które nawet jeżeli budzą zastrzeżenia, są jednak doceniane jako sojusznik dysponujący nie tylko realną siłą, ale i wolą jej użycia. A UE jako projekt geopolityczny ma wypchnąć Amerykanów z Europy.

Czy wobec tego rodzaju sił, posiadających przecież swoje niezwykle wpływowe ekspozytury w Polsce – by podać „Gazetę Wyborczą” jako pars pro toto – projekt międzymorski ma jeszcze jakieś szanse? Wydaje się, że pytanie jest inne: czy niepodległa Polska ma jeszcze jakieś szanse? Ale odpowiedź na tak postawione pytanie należy bardziej do samej wspólnoty Polaków niż do pojedynczych publicystów.

Autor: Tomasz Szczepański
Źródło: “Obywatel” nr 3 (29) 2006


TAGI:

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.