Mentzen marzy o płatnych studiach

Sławomir Mentzen chce płatnych studiów. Sam skończył studia za darmo na państwowej uczelni, gdzie „szczęśliwie” wykłada jego ojciec. Teraz, gdy ma już wszystko, chce, żeby rachunek zapłaciło kolejne pokolenie – młodzi, których często ledwo stać na wynajem pokoju, jedzenie i bilet miesięczny.

W swoim „idealnym świecie” Mentzen widzi studia jako produkt luksusowy – dla tych, których stać. W rozmowie z Krzysztofem Stanowskim powiedział wprost: „studia powinny być płatne”. Powołał się przy tym na USA i Wielką Brytanię, kraje, w których młodzi dźwigają na plecach kredyty, które można by przeliczyć na kilkaset tysięcy złotych. Nie dodał, że w tych samych krajach długi studenckie rujnują całe pokolenia.

W Wielkiej Brytanii przeciętny absolwent kończy studia z długiem sięgającym około 45 tysięcy funtów – czyli ponad 225 tysięcy złotych. Rząd wydłużył okres spłaty dla nowych pożyczek do 40 lat – czyli niemal całego życia zawodowego. W praktyce oznacza to, że wielu Brytyjczyków nigdy nie spłaci pełnej kwoty – a dług ciągnie się za nimi przez większość życia.

W USA około 45 milionów osób spłaca kredyty studenckie, a łączny dług sięga 1,6 biliona dolarów, czyli około 6,5 biliona złotych – to aż 6500 miliardów złotych. Taki dług przygniata całe pokolenie, które przez dekady nie może kupić mieszkania, założyć rodziny ani normalnie żyć. I właśnie taki model edukacji Mentzen chciałby wprowadzić w Polsce. Ale tego oczywiście już nie powiedział.

Za to powiedział coś innego: że „biedniejsi i tak już płacą”, a „bogatsi mają za darmo”. Więc czesne niby wyrówna szanse. Cóż, ktoś tu nie rozumie różnicy między patologią systemu a pretekstem do jego jeszcze większego popsucia. To tak, jakby stwierdzić, że skoro ludzie toną w błocie po kolana, to warto dorzucić im worek cementu na plecy – będzie sprawiedliwiej. Mentzen próbuje wmówić, że problemem nie są nierówności edukacyjne, tylko to, że zbyt wielu jeszcze może studiować. W jego logice: skoro niektórzy muszą łączyć naukę z pracą, to niech wszyscy zapierdalają.

Kandydat Konfederacji sugeruje też, że jak ktoś jest biedny, to „może dostać stypendium”. Serio? W Polsce stypendium socjalne to zwykle od 1000 do 1600 zł miesięcznie – często mniej niż wynajem pokoju w dużym mieście a przecież dochodzą też inne koszty.

A stypendium rektora za wyniki w nauce? Dostaje je tylko 10% studentów z najwyższą średnią albo z sukcesami naukowymi czy sportowymi. Większość studentów nie ma szans się załapać – zwłaszcza ci, którzy muszą pracować, żeby się utrzymać.

W USA, na które tak chętnie powołuje się Mentzen, rzeczywiście działają setki prywatnych fundacji edukacyjnych – wielkich, bogatych, z tradycją. Pomagają tysiącom studentów, bo są częścią dużego systemu. Nie jest to też oczywiście takie kolorowe, bo fundacje często mają swoje kryteria, preferencje i ograniczenia, które nie gwarantują wsparcia każdemu potrzebującemu.

W Polsce takiego systemu nie ma. Ani takich pieniędzy, ani takich struktur. U nas jesteś zdany na gołą uczelnię i własny portfel. I to się nie zmieni tylko dlatego, że Mentzen coś sobie wymarzył.

Mentzen nie mówi o tym, że osoby z mniejszych miast i wsi już dziś mają pod górkę. Że samo wynajęcie pokoju w Warszawie czy Krakowie to często 2 tysiące złotych. Że dojazdy, jedzenie, książki, życie – wszystko drożeje. I że wielu studentów nie ma wyboru: pracują w tygodniu, studiują zaocznie w weekendy, śpią po 4 godziny. Do tego mają słuchać, że to luksus, za który jeszcze powinni zapłacić?

Ironią losu jest to, że Mentzen sam skończył studia za darmo. I to nie gdziekolwiek, tylko na publicznej uczelni, gdzie jego ojciec jest profesorem. Jego doktorat – krótki, nijaki – był obroniony w miejscu, gdzie zna wszystkich. Skończył, odebrał dyplom, podziękował podatnikom i teraz mówi „a teraz wy płaćcie”. Oto „równość szans” według Sławomira Mentzena.

A młodzi? Wielu z mojego pokolenia go popiera. Nie dlatego, że chcą płacić – bo nie chcą. Ale dlatego, że uwierzyli w jego opowieść o rzekomej wolności i niby to sprawiedliwym państwie. Tyle że w tej wizji państwo nie pomaga – tylko stoi z fakturą i pałą.

To nie jest pomysł na nowoczesną Polskę. To pomysł na państwo, w którym studia są dla dzieci bogaczy, a reszta ma się cieszyć, że może pracować na umowie śmieciowej i płacić za leczenie u znachora. W którym dostęp do wiedzy zależy od tego, ile rodzice mają na koncie. W którym jeśli jesteś biedny, to znaczy, że zasługujesz na biedę – i na nią cię właśnie skazano.

Wizja Mentzena to nie przyszłość. To pogrzeb mobilności społecznej, wyrok na aspiracje tysięcy młodych ludzi i sygnał: nie liczcie na pomoc. Radźcie sobie sami. Chcecie się uczyć? Pożyczcie na to, a potem spłacajcie pół życia. Chcecie żyć godnie? Zapomnijcie o wsparciu – bo w jego „idealnym świecie” nie ma darmowych studiów, nie ma darmowej opieki zdrowotnej, nie ma żadnych zasiłków ani ulgi dla młodych. Jest za to płatna edukacja, likwidacja płacy minimalnej, praca ponad normę, przymusowe szkolenia wojskowe i karanie kobiet 10-letnim więzieniem za aborcję – nawet po gwałcie.

Marzenie Mentzena to szlaban dla całego pokolenia. I jeśli komuś się wydaje, że ten manipulator reprezentuje interes młodych – to lepiej, żeby przeczytał raz jeszcze, co ten naprawdę mówi. Bo może się okazać, że jego „idealny świat” to dla jego wyborców zwyczajne piekło.

Autorstwo: Julian Mordarski
Na podstawie: YouTube.com
Źródło: Trybuna.info