Mass media naczelnym orężem ogłupiania – 2

Opublikowano: 20.04.2019 | Kategorie: Media, Polityka, Publicystyka, Publikacje WM

Liczba wyświetleń: 777

Pozwoliłem sobie zrobić rajd po najpopularniejszych portalach informacyjnych. Przyznam szczerze, że zrobiłem to z wielkim trudem, ponieważ babranie się w tym gnoju informacyjnym nie jest niczym przyjemnym.

Rzuciły mi się w oczy następujące rzeczy:

1. Chaos informacyjny. Cały ogrom artykułów z chwytliwymi tytułami, lecz z równie bezużyteczną treścią. Trudno tam znaleźć coś wartościowego, kupa, jak ja to określam, “pierdologii” bez ładu i składu. Zwykła papka medialna niewymagająca od czytelnika myślenia, robiąca z głowy burdel.

2. Straszenie, straszenie i jeszcze raz straszenie. Informacje tam zawarte przeważnie wywołują negatywne emocje takie jak strach, oburzenie, nienawiść, a czasem po prostu umysłowe zakotłowanie. Serio, ile można w kółko Macieju czytać o morderstwach, gwałtach, katastrofach, wojnach, politycznych utarczkach lub kolejnego odcinka z cyku “mondrości wielkich celebrytów”? O straszeniu nieistniejącym zagrożeniem ze strony Rosji i urojonych epidemiach odry czy grypy już nawet nie piszę, bo to szczyt medialnej bezczelności i załgania.

Badanie z 2014 roku autorstwa NPR, Robert Wood Johnson Foundation i Harvard School of Public Health wykazało że zdaniem aż 40% spośród 2505 respondentów ankiety oglądanie, czytanie i słuchanie wiadomości jest jednym z największych stresorów codziennego życia. Jedynie żonglowanie rozkładem czasu zajęć członków rodziny i słuchanie o wyczynach polityków uznano za gorsze stresory (odpowiednio 48 i 44% ankietowanych). Pomyślcie o tym, zanim postanowicie zrobić sobie przegląd serwisów informacyjnych. Oto co można tam znaleźć. Screeny z portalu Interia.pl (po lewej) oraz WP.pl (po prawej).

Nie łudź się, na innych portalach nie jest lepiej. Sam zdecyduj czy chcesz się karmić takim toksycznym szambem…

Jak mawiał rzymski poeta Lucjusz Akcjusz: “Niech nienawidzą, byleby się bali!” (łac. “Oderint dum metuant”) – manipulacja. Rozwinę ten punkt dużo bardziej, gdyż to bardzo skomplikowana sprawa, a cały ten punkt sprowadza się do dwóch poprzednich. To nie jest raczej dla nikogo nowością, że media robią z ludzi bezmózgów. To jasne jak słońce. Problem polega na tym JAK to robią.

W tej chwili nasuwają mi się słowa Bertranda Russella: “Jeśli pięćdziesiąt milionów ludzi mówi głupstwa, nie przestają być one głupstwami!”.

Na początek zacznijmy do fake newsów.

Taki przykład: “Amerykański oficer, gen. Kuf Drahrepus, skrytykował działania Antoniego Macierewicza jako Ministra Obrony Narodowej. Powiedział “w naszym kraju nie do pomyślenia jest, by ktoś tak niekompetentny pełnił tak ważną dla kraju funkcję”.”

Okazuje się, że to nie jest żaden generał, a… aktor porno! Nazywa się Johnny Sins znany jako “Łysy z Brazzersów”. Tutaj dowiecie się więcej o tym żałosnym fake newsie, bo takich perełek z “panem generałem” jest znacznie więcej.

Inny przykład – Benedykt XVI – Bóg nie żyje, jesteśmy sami”. Nie ma żadnych źródeł tej wypowiedzi. A jak nie ma wiarygodnych źródeł, to nawet nie ma po co czytać tego bełkotu. Zresztą, gdyby rzeczywiście tak powiedział, to media na całym świecie od razu by o tym trąbiły. Szczególnie te lewicowe. Tak na marginesie – ten post ma 42 tysiące udostępnień! Bez komentarza…

Tego jest naprawdę tak wiele, że aż nie wiem co jeszcze wymienić. Wystarczy sobie poczytać jak “uśmiercono” Tadeusza Sznuka, Baracka Obamę, Benedykta XVI, Maćka Musiała, Franciszka Pieczkę itd. itp.

Sam osobiście wpuściłem w sieć fake newsa, w którym uśmierciłem Georga Sorosa. Wiem, że to brzydko z mojej strony, ale chciałem dać co niektórym delikwentom porządną nauczkę na przyszłość. Przeraziło mnie, gdy zobaczyłem jak wiele osób dało zrobić się w balona… Nie ma się co dziwić łatwości z jaką mass media mącą ludziom w głowach.

Miano “fake newsów” pasuje jak ulał do sondaży wyborczych, tyle że tu można dodać jeszcze coś na kształt syndromu sztokholmskiego albo typowej logiki “małpy Janusza”. Jeśli dałoby się zajrzeć do umysłu typowego polskiego wyborcy i wyczytać powody dla którego głosuje na tą czy tamtą partię, w znacznej części przypadków byłoby to coś w stylu:

“Zrobię na złość tym cholernym PIS-iorom/Platfusom i zagłosuję na PO/PIS, cha, cha, cha!”

“Kurde, skoro wszyscy moi sąsiedzi zagłosowali na partię X, to ja też na nią zagłosuję! Nie będę wychodził przed szereg. To na pewno mądrzy, kompetentni ludzie.”

“W telewizji chwalą tego polityka, więc oddam na niego głos. Na bank wyprowadzi nasz kraj na prostą!”

“Aaa tam! Pójdę na te wybory i na kogoś tam zagłosuję. To w końcu mój obywatelski obowiązek!”

“Zagłosuję na nich, bo dają nam kasę za nicnierobienie (patrz – logika PIS-u).”

Myślicie że to przejaskrawione? W takim razie przyjrzyjcie się sobie i otoczeniu. Gdyby Polacy faktycznie przejrzeli na oczy i rozgryźli grę w jaką gra z nami “magdalenkowa banda” to już dawno wszyscy siedzieliby w zimnej celi bez okien o chlebie i wodzie.

Nie wierzcie ślepo sondażom, bo w przeciwnym razie każdy z was zostanie wpuszczony w inny krzak pokrzyw. Rzućmy więc prościutkim przykładem. Załóżmy więc sobie że w którymś z sondaży 75% osób popierałoby Donalda Tuska. Wow! Spójrzcie jakie ma poparcie w Polsce! Wszystko fajnie pięknie… Jest tylko taka mała drobnostka – na ILU osobach przeprowadzono ten sondaż i co równie ważne – w jakich środowiskach? No bo nie oszukujmy się – jeśli ktoś przeprowadzi taki sondaż w pobliżu demonstracji KOD-u, albo na terenach gdzie jest dużo sympatyków PO to wynik będzie właśnie taki. Zależy na co dany sondaż jest nacelowany. 60-70% osób popierających jakiegoś polityka i partię wydaje się pozornie bardzo wysokim wynikiem, ale gdy okaże się że sondaż przeprowadzono na tysiącu, pięciuset czy nawet stu osobach (przypomnę – Polska ma 30-kilka milionów mieszkańców!), wtedy nawet przeciętny Jan Kowalski szybko dojdzie do wniosku, że został wystrychnięty na dudka.

Wybitny włoski teoretyk polityki Giovanni Sartori (1924-2017) zauważa że ludzie (szczególnie ci, którzy oddają stery swojego umysłu mass mediom) często zmieniają swoją opinię i mogą nie wyrażać swojego stanowiska z którym się mocno utożsamiają (np. żeby nie wyjść na odszczepieńca). Czasem też taki Janusz czy Grażyna palną coś na “odwal się” żeby się od nich odczepili, a bywa i tak że mówią to, co zasłyszeli w telewizji (tu zależy z jaką stacją sympatyzują). Wychodzi więc na to, że sondaże to samonapędzająca się manipulacyjna machinacja o ogromnej sile rażenia! Nie odzwierciedlają one faktycznych poglądów narodu, zaś wiele z nich jest robionych “na zamówienie” na zasadzie “klient nasz pan”. Jeśli dołożyć do tego bezwartościowe bąkanie bandy filistrów którzy mają wszystko gdzieś, to już w ogóle nie ma o czym gadać.

To jeszcze i tak nie koniec! Nawet słupkami raczą manipulować. Ten troszku wydłużą, ten przykrócą. 10% wygląda jak 25%, 25% zaś jako tylko troszkę mniejsze od 50%… Zresztą, przyjrzyjcie się temu obrazkowi, a potem wyciągnijcie wnioski.

I tak to mniej więcej wygląda. Sposobów na manipulowanie sondażami wyborczymi jest ogromny wachlarz. Zainteresowanych odsyłam do artykułu pt. “Jak się “robi wyniki” sondaży i badań”. Facet pracował w kilku firmach zajmujących się sondażami i badaniami rynku, więc raczej wie o czym pisze.

Inna popularna technika manipulacji to atakowanie (np. wrogów politycznych) sloganami które wywołują negatywne emocje. Jest to nic innego jak granie na uczuciach odbiorcy. Weźmy sobie na przykład (nie)szanowną panią Kopacz, która porównywała PIS do niemieckiego NSDAP. Nie ma chyba Polaka któremu partia NSDAP kojarzyłaby się choćby w najmniejszym stopniu pozytywnie, prawda? Tutaj zaś islandzka gazeta “Stundin” nazywa uczestników Marszu Niepodległości (z 2018 roku) “neonazistami” i “faszystami”. Zgadnij, z czym później będzie się na zachodzie kojarzył typowy Polak?

Krótko mówiąc – chcesz coś lub kogoś oczernić, zgnoić i ośmieszyć? Żaden problem! Porównaj go (w zależności od tego do kogo chcesz trafić i kogo chcesz zdyskredytować) z nazistą, komunistą, rasistą, spiskowym oszołomem, “kolorowym” lewakiem lub “katolskim” prawakiem. Do wyboru, do koloru. Ważne by dany slogan kojarzył się możliwie jak najbardziej negatywnie jak najszerszej grupie ludzi.

Jedno z praw profesora i prekursora polskiej cybernetyki Mariana Mazura (1909-1983) mówi jasno: “Jeśli ludzie nie mogą dojść do porozumienia, to świadczy to, że istnieje u nich rozbieżność terminologii albo rozbieżność interesów”.

Jeden ze znajomych nauczył mnie, że bez jasno określonych definicji konkretnych rzeczy, zjawisk czy ideologii ludzie nigdy nie dojdą do porozumienia. Rozbieżność interesów jest rzeczą oczywistą. Tu chodzi o terminologię. Przykładowo – amerykański patriota uchodzi za przykład wzorowego obywatela. Co innego polski patriota, któremu polskojęzyczne i zagraniczne media notorycznie przyklejają łatkę faszysty, ksenofoba i fanatycznego szowinisty. Mamy tu do czynienia z tzw. “Wielkim Kwantyfikatorem”, czyli sprowadzania czegoś do konkretnej, sztywnej (najczęściej negatywnej) kategorii.

Skutków stosowania “Wielkich Kwantyfikatorów” nie trzeba szukać daleko. Wystarczy spojrzeć na dwa obozy – prawicę i lewicę. Non stop wyzywają się od nazistów, komuchów i faszystów, przy czym 95% z nich w ogóle nie wie co te słowa oznaczają. Nikt nie ma jasno określonej definicji, dzięki czemu można do woli grać sobie na nerwach. Zdrowy rozsądek nie ma tu czego szukać…

Wspomniany prof. Mazur w swojej książce “Cybernetyka i charakter” mądrze podkreśla że: “Zrozumienie umożliwia zastąpienie nieracjonalnych działań lub bezradności przez działania racjonalne.” No właśnie… Zrozumienie… Powrócę do tego w następnych częściach

A słyszałeś może o tzw. “technice kanapki”? Istnieją dwa rodzaje tej techniki – kanapka motywacyjna i kanapka zniszczenia. My skupimy się na tej drugiej technice. O co w niej chodzi? W dużym skrócie ujmując – manipulant wciska pomiędzy krytyczną ocenę kogoś lub czegoś pochwałę, w efekcie czego powstaje wokół niego złudzenie obiektywizmu. Człowiek przestaje wówczas patrzeć, czy to co mówi dana osoba ma ręce i nogi. Jego czujność zostaje uśpiona.

A teraz wyobraźmy sobie taki oto scenariusz – w jakimś tam programie telewizyjnym lub radiowym rozpoczyna się dyskusja na temat bezpieczeństwa szczepień. Każdy wie jak grząski i emocjonujący jest to temat. Do studia zaprasza się trzech klakierów farmaceutycznych (najlepiej z tytułami profesora, dla większego prestiżu), którzy jak katarynki będą nawijać że szczepienia to cud, miód i malina, że są pieczołowicie przebadane, że nie ma się czego bać i inne tego typu oklepane formułki. Z drugiej strony zaprasza się lekarza obiektywnie patrzącego na ten temat, który będzie zwracał uwagę na ewentualne zagrożenia z nimi związane, apelował do rodziców by się edukowali i czytali ulotki szczepionek, nie przechylając się jednocześnie w żadną skrajność. No i teraz pojawia się następujący problem – ludzie z natury wolą być po stronie większości, więc zwrócą się raczej ku opinii tych trzech “ekspertów”. Poziom merytoryczny tego lekarza, choćby nie wiem jak wysoki i rozbudowany był – nie ma tu aż tak wielkiego znaczenia. Jeśli jeden człowiek mówi że coś jest czarne, ale trzech z kolei mówi że coś jest białe to przeciętny Janusz i Grażyna Kowalscy zwrócą się ku tej drugiej opcji. Dlaczego? Bo jest ich więcej, ot cała filozofia. Każdy trzeźwo myślący ekspert od manipulacji wie, że przeciętny człowiek nie ma ani ochoty ani czasu przekopywać się przez hałdy badań naukowych oraz skrupulatnie weryfikować każdą napotkaną informację. Wolą łykać ścieki serwowane im przez media. Niestety.

Można też pójść na całość i zaprosić do dyskusji przedstawicieli tylko jednego z opisanych stanowisk (w tym przypadku zdecydowanie tego pierwszego!). Można wtedy łgać ile wlezie, gdyż nie mają przed sobą żadnego antagonisty.

Ale to i tak nie jest szczyt bezczelności mass mediów. Bywa i tak że dyskutantów po prostu się… podstawia. W skrócie – osoba A płaci osobie B dużą sumę pieniędzy (albo np. obiecuje jakieś lukratywne stanowisko), po czym instruuje ją co ma mówić przed kamerami, kogo oczernić lub ośmieszyć.

Pamiętacie tą biedniutką kilkunastoletnią dziewczynkę Nayirah al Sabah, która 10 października 1990 roku przed komisją Kongresu USA lamentowała nad losem noworodków, którzy okrutni iraccy żołnierze rzekomo wyrzucali z inkubatorów i pozwalali umierać im na podłodze? Później całą tą historię opowiedział żołnierzom prezydent George Bush Senior i USA po raz kolejny ruszyło, ekhm… “walczyć o wolność i prawa człowieka”. Wszystko fajnie, pięknie tylko jest kilka malutkich mankamentów. Po pierwsze – panna Nayirah nigdy nie pracowała jako wolontariusz w irackich szpitalach. Po drugie – jakoś nadzwyczaj dobrze posługiwała się angielskim i to do tego z amerykańskim akcentem! Po trzecie – lekarz pracujący w tym szpitalu zaprzeczył, jakoby całe to barbarzyńskie zdarzenie w ogóle miało miejsce. Po czwarte – Nayirah al Sabah była (to oczywiście przypadek, hehe…) córką ambasadora Kuwejtu w USA. I tym oto sposobem światowy żandarm 17 stycznia 1991 rozpętał w Iraku “Pustynną Burzę”, wykorzystując jako pretekst tą podłą mistyfikację.

Kolejna pułapka w jaką możemy wpaść to żonglerka słowna. Jak by wam to opisać? Hmm… Stany Zjednoczone zaczadzone manią imperializmu topią pół świata w morzu krwi i ognia – zachodnie ściekomedia nazywają to heroiczną walką o pokój i demokrację.

Jednak gdy w miejscu Stanów Zjednoczonych postawimy Rosję, definicja zmienia się diametralnie. Wtedy jest to barbarzyństwo, zbrodnia i kolejny z miliarda miliardów dowodów na to, że Putin to inkarnacja Stalina. Co innego jakby posłusznie ośmieszał i sprzedawał Rosję tak jak pijaczyna Borys Jelcyn. Wtedy byłby wspaniałym politykiem i “demokratą”.

Wspaniałym przykładem takiej gry słów jest przyklejanie niepokornym, szukającym prawdy ludziom łatki teoretyka spiskowego. Bardzo prosty i niestety skuteczny zabieg. Jak myślisz? Jaki obraz wyświetli się przeciętnemu Kowalskiemu przed oczami na dźwięk słów “teoria spiskowa”? Od razu wyobrazi sobie pomyleńca z foliową czapką na głowie który drżąc jak galareta wpatrując się w niebo, oczekując na UFO i ponowne przybycie Jezusa Chrystusa na Ziemię formie strasznego Reptilianina.

Sprawdź proszę w Wikipedii definicję teorii spiskowej. Cytuję fragment tekstu: “Teoria spiskowa – próba wyjaśnienia zdarzenia, przebiegu wydarzeń lub sytuacji stojąca w opozycji do powszechnie uznanej wersji, wynikająca z przeświadczenia o istnieniu spisku, czyli zakamuflowanej działalności grupy osób, które rzekomo zawarły tajne porozumienie dla osiągnięcia jakiegoś celu, zatajając prawdę przed opinią publiczną.”

Teorie spiskowe są więc z definicji mglistymi przypuszczeniami, domysłami i gdybaniem bez ładu i składu. Rozdzielmy więc od rzeczywistych faktów bzdurne teorie takie jak teoria płaskiej ziemi (dla mnie absolutny number one wśród bzdur!), rzekomo istniejące przed wiekami Imperium Lechickie czy nazistów na Księżycu. Pewnie spytacie – a co jest tymi “rzeczywistymi faktami”? Poczytajcie choćby o historii powstania FED-u, Wielkiej Farmie, projekcie MKUltra, aferze Watergate, wspieranie niemieckich zbrodniarzy przez Watykan oraz bandyckich inwazjach USA na Iran (Operacja Ajax), Jugosławię (Operacja Allied Force) czy Irak (Operacja Pustynna Burza). Wrzucanie wszystkich “teoretyków spiskowych” do jednego worka ma jeden zasadniczy cel – wmówienie ludziom że absolutnie każda rzecz, której przyklei się łatkę “teorii spiskowej” jest głupim bzdetem dla oszołomów, niewartym uwagi. Włącz lepiej “Wiadomości” albo “Fakty” w TVN. My ci powiemy co jest prawdą! To wspomniane już “Wielkie Kwantyfikatory”. W tym przypadku “teoretyk spiskowy” = debil i oszołom.

Czy aby na pewno chemtrails to tylko mrzonka, hm?

Innym przykładem jest II wojna światowa i teksty typu: “1 września 1939 roku na Polskę napadli naziści!” Yyyy… Każdego który głosiłby przy mnie podobne “mądrości” zaprowadziłbym za rękę do mapy z 1939 roku i zapytał wprost: “Pokaż mi proszę, gdzie jest to państwo nazistów? Całe życie szukam i doszukać się nie mogę! Jak w ogóle się ono nazywa? Nazipolis? Naziland? No proszę, pokaż mi!”.

Będąc przy II wojnie światowej natychmiast przed oczami staje mi parszywy slogan “polskie obozy śmierci”. Pytam się teraz – czy obozy na terenach w Austrii nazywane są “austriackimi”? Albo na terenie Czech – “czeskimi”? NIE! Tylko w Polsce są to “polskie” obozy śmierci. A, przepraszam! W Niemczech również nie są one niemieckie! No gdzież tam! To “nazistowskie” obozy śmierci! Swoją drogą – jak uważacie? Czy niedawne słowa Andrei Mitchell (przynajmniej raczyła za nie przeprosić…) mówiące, że powstanie Żydów w getcie warszawskim było skierowane przeciwko “polskiemu i nazistowskiemu” reżimowi jest objawem jej ciasnoty umysłowej, czy może to celowo zaplanowana masowa akcja gnojenia Polski? Odpowiedzcie sobie na to pytanie sami…

Gra słów może działać też w drugą stronę. Budzące grozę słowo “depopulacja” zamienia się na “politykę zrównoważonego rozwoju”. Inny przykład – słowo “islamski terrorysta” zamienia się na “człowiek chory psychicznie”. Najlepiej jeszcze pochodzący z Polski, Niemiec czy Szwecji. No bo gdzie tam z Somalii albo Syrii! Mała dygresja – uważasz że depopulacja jest no… teorią spiskową? Tak? Nawet księciunio William wraz ze swoim dziadziusiem namawia do ograniczenia populacji ludzkości. Tłumaczy to… dobrem zwierząt! Rozumiecie to?! Wielcy tego świata przejmują się zwierzątkami! Jakie to słodkie! Serio, baśń o Czerwonym Kapturku byłaby dla mnie bardziej wiarygodna.

W tym artykule z kolei widać poziom “rzetelności” informacji jakie serwuje nam szechterowa “Gazeta Wyborcza”. Artykuł ma co prawda kilka lat, ale i tak pasuje tutaj jak ulał. Obnażono tutaj dość prostacką manipulację – “francuskie media” rzekomo wyrażały swoje obawy dotyczące rządów PIS-u. Chodziło tu o gazety “Le Mande” i “Liberation”. Ta druga lamentując doszła do wniosku: “Polacy mają dość Europy, a powstałą sytuację – powrót konserwatystów do władzy – streszcza krótko: szczypta obietnic socjalnych, posypana ksenofobią, z dodatkiem tradycyjnej obyczajowości katolickiej”.

Później jednak wyszło Szydło z worka. Portal ZelaznaLogika.net dotarł do źródeł z których wynikało że te artykuły pisali… Polacy! Cytuję: “Cytowani dziennikarze nazywają się Jakub Iwaniuk i Maja Żółtowska. Przy czym pierwszy z nich – piszący dla lewicowego “Le Monde” Jakub Iwaniuk – pracował swego czasu dla… portalu Wyborcza.pl. Natomiast Maja Żółtowska od lat pisze francuskiego centrolewicowego “Libération” – i już w 2007 r. pisała teksty atakujące PiS, m.in. za pomysł lustracji w mediach”.

Tak oto robi się z Polaków debili. Szkoda nawet strzępić gębę. Gazeta Wybiórcza – i wszystko jasne!

Żeby nie było że jadę tylko po jednej stronie medalu – stronniczość i hipokryzja propisowskiej “Gazety Polskiej” normalnie parzy w oczy! Jeszcze mają czelność pisać na jej okładce “Strefa wolnego słowa”. Cha, cha, cha! Zapomnieli dodać “według PIS-u”.

Ciąg dalszy nastąpi

Autorstwo: KreonAlfa
Źródła: WStroneSwiadomosci.blogspot.com, WolneMedia.net


TAGI: , , , , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

1 wypowiedź

  1. janpol 21.04.2019 00:09

    “Jeden ze znajomych nauczył mnie, że bez jasno określonych definicji konkretnych rzeczy, zjawisk czy ideologii ludzie nigdy nie dojdą do porozumienia. Rozbieżność interesów jest rzeczą oczywistą. Tu chodzi o terminologię.” Bardzo ciekawi mnie kim jest autor 🙂 ? Czyżby to mój znajomy? A może gdzieś w Polsce jest jeszcze jeden (co najmniej, mam nadzieję), który walczy z “nowomową”, goebbelsowsko – czerwońcową propagandą stosującą mieszanie pojęć czy tzw. “poprawnością polityczną”.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.