Łódzcy radni przegłosowali likwidację 16 szkół

Opublikowano: 25.02.2011 | Kategorie: Edukacja, Wiadomości z kraju

Liczba wyświetleń: 979

Jak informuje internetowe wydanie “Dziennika Łódzkiego”, pomimo obecności na sali obrad protestujących rodziców i nauczycieli, w środę łódzcy radni przegłosowali likwidację 16 szkół na terenie miasta. Protestujący zwrócili się do wojewody o unieważnienie ich uchwały w tej sprawie.

Już rano na sali obrad Rady Miejskiej pojawili się uczniowie, nauczyciele i związkowcy z likwidowanych szkół. Protestujący z transparentami krzyczeli i gwizdali. Urzędnicy i radni musieli przekrzykiwać rozwścieczony tłum. Sama debata nad likwidacją szkół trwała prawie dziesięć godzin. Dorota Szafran, wicedyrektor wydziału edukacji, prezentując projekt, chwilami była zagłuszana przez gwizdy i okrzyki protestujących. Na sali było ponad 40 strażników miejskich i policyjni tajniacy, władze nie zdecydowały się jednak na próbę usunięcia protestujących.

Radni SLD trzy razy próbowali odesłać projekt do komisji edukacji i statutowej, nie zgodzili się na to radni koalicji PO PiS stanowiący większość w radzie.. Przepadł też wniosek o wstrzymanie debaty do czasu, aż przeprowadzone zostaną konsultacje. Samo głosowanie odbyło się późnym wieczorem. Projekt przeszedł – jedynie radni SLD głosowali przeciwko.

Wczoraj protestujący nauczyciele, uczniowie i rodzice ponownie zjawili się pod łódzkim magistratem, jednak Straż Miejska nie wpuściła ich do budynku urzędu miasta. Udało im się za to złożyć u wojewody wniosek o unieważnienie uchwały łódzkiej Rady Miejskiej w sprawie likwidacji i łączenia szkół.

Według relacji wspierających protesty związkowców z oświaty, kiedy ludzie zaczęli gromadzić się przed urzędem, strażnicy powiedzieli im, że wiceprezydent Marek Cieślak zarezerwował dla nich jedną z sal magistratu. – Kiedy jednak po kilkunastu minutach chcieli wejść, aby skorzystać z oferty, dowiedzieli się, że ten sam wiceprezydent Marek Cieślak zamknął salę dla interesantów.

Delegacja protestujących poszła natomiast do wojewody, gdzie złożono wniosek o unieważnienie uchwały. Wojewoda Jolanta Chełmińska zapowiedziała zbadanie zasadności uchwał o likwidacji łódzkich szkół. Wojewoda ma na to 30 dni.

Źródło: Czarny Sztandar


TAGI: , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

10 komentarzy

  1. arkebuz 25.02.2011 09:06

    To jest właśnie reforma oświaty;redukcja 30% szkół, zwiększenie liczebności klas, redukcja przedmiotów nauczania, uczenie byle czego, itd. Reforma wyraźnie przyspieszyła.

  2. MiB 25.02.2011 11:11

    Żeby przypadkiem ktoś rządzących nie zredukował… widać podoba im się scenariusz Libijski :/

  3. dr_Nos 26.02.2011 03:13

    Można dowiedzieć się ze strony internetowej miasta Łodzi, iż działa tam ponad 300 szkół różnych szczebli (podstawowe, gimnazjalne, ponadgimnazjalne). Zamknięcie 16 szkół nie wiadomo jakiego typu, bo autor tego nie podał, stanowiących ok. 5% wszystkich szkół.
    Jak wiemy, obecnie w owych szkołach kształcą się osoby urodzone w latach 1992-2004, a więc podczas niżu demograficznego. Dlatego też redukcje etatów oraz likwidowanie części placówek są w takiej sytuacji oczywiste. Jedyną sporną kwestią jest skala owej redukcji.
    Oczywiście protesty są uzasadnione, bo zupełnie zrozumiała jest chęć posyłania dziecka do podstawówki jak najbliżej domu. Nie oznacza, to że protestujący mają rację.

  4. sciabor 26.02.2011 13:18

    dr_Nos Mieszkam w małej miejscowości, u mnie tez ma zostać zlikwidowana szkoła podstawowa dla klas 1-3. 3km dalej znajduje się Szkoła Podstawowa wraz z Gimnazjum, przedszkolem w osobnym budynku. Mówisz, że skoro 3km dalej jest szkoła to po co utrzymywać małą wiejską placówkę do której chodzi mało uczniów. A Ja Ci odpowiem. W naszej małej szkole w klasie jest kilku kilkunastu uczniów. Nauczyciel jest w stanie dopilnować każdego ucznia. W sąsiedniej szkole w klasie 1 jest ponad 30 uczniów i jeden nauczyciel. Dorzućmy naszych uczniów. To co u nas by stanowiło 2-3 klasy tam jest jako jedna. Czyli automatycznie mamy gorszą jakość nauczania. W naszej szkole byli tylko uczniowie klas 1-3 nie było starszych dzieci. W szkole sąsiedniej chodzą uczniowie w wieku od 6 do 16lat. Jak ty sobie wyobrażasz 6 latka na korytarzu z uczniami 16 letnimi. Jako przykład mogę podać zabawę choinkową dla uczniów sąsiedniej szkoły. Ci 16 latkowie się upili na tej zabawie, kto wiem może nawet były inne środki odurzające. W szkole obok szerzy się przemoc wobec młodszych oraz liczne są kradzieże. Ponadto śmiem twierdzić, że uczniowie naszej małej szkoły pomimo tego, że to tylko klasy 1-3 w przyszłości osiągają lepsze wyniki nauki w porównaniu z uczniami z tamtej szkoły. Po ukończeniu klasy 3 nasi uczniowie przechodzą do Gimnazjum w tamtej szkole i dlatego gołym okiem widać po osiąganych wynikach w nauce. Przypominam, że opisuję sytuację w małej miejscowości, aż strach pomyśleć co się będzie działo w skali całego kraju.

  5. dr_Nos 26.02.2011 16:46

    Odniosłem się tylko do miasta Łodzi, gdzie działa ok. 200 podstawówek i likwidacja kilku procent spośród nich, oznacza że klasy innych szkół zwiększą się maksymalnie o kilku uczniów.
    Co do mniejszych miejscowości, to rzeczywiście jest gorzej, bo i też słabiej rozwinięty jest tam transport publiczny i ciężej jest dojeżdżać. Jakość nauczania nie zależy tylko od ilości uczniów w klasie. Równie ważna jest jakość pedagogów i nie jest zbyt łatwo zachęcić dobrych nauczycieli do pracy na głębokiej prowincji, zwłaszcza że w mieście może sporo dorobić na korepetycjach.
    Ten problem nie jest nowy. Idealnego rozwiązania nie ma.

  6. dr_Nos 26.02.2011 16:53

    I jeszcze zapomniałem dodać a propos łączenia 6- z 16-latkami w jednej szkole.
    To nie jest nic nowego i nie jest to błędem obecnie rządzących. W starym systemie z 8-letnią podstawówką do którego sporo osób wzdycha było podobnie i rozdział ten na szczęście załatwiły gimnazja. Sam pamiętam smród papierosów w łazience. Niestety nie każdą gminę stać na 2 budynki, więc robią zespół szkół i dalej jest po staremu.

  7. sciabor 26.02.2011 21:38

    Mam siostrzenice która ma 7lat (siostra nie posłała jej do 1 klasy w wieku 6 lat). Moim zdaniem dzisiejsza edukacja jest nic nie warta. Na szczęście w przedszkolu i zerówce siostrzenica miała normalną panią. Dzieci nauczyły się podstawowych liczb oraz poznały literki. W pierwszej klasie jest już grubo połowa roku a dzieci nie poznały literki “B”, pocieszające, że “A” poznali. W książkach mają kolorowanki, a na lekcjach się bawią zabawkami. Dziecko w domu powinno się bawić, a u Mnie to w domu czyta książki, na ścianie w pokoju mam mapę Polski i czasami opowiadam jej o naszym kraju. A w szkole pani posadzi je przed komputerem i sobie grają w gry niby edukacyjne, normalne to nie jest moim zdaniem. Niestety tu nie chodzi o kadrę nauczycielską a o odgórnie narzucony program nauczania. Ja pamiętam, jak siedziałem i czytałem z mamą przy stole w kuchni, bo bym oberwał jedynkę w szkole i od ojca pasem. A teraz bezstresowe nauczanie, a minęło tylko 20lat. Ciekawe co będzie za kolejne 20 lat.

  8. dr_Nos 26.02.2011 23:35

    Porównując siebie sprzed iluś tam lat do dzieci, które obecnie uczą się na jakimś etapie ciężko być obiektywnym, ponieważ samemu panuje się od wielu lat nad tymi umiejętnościami i są one oczywiste, a dla dzieci które się tego uczą już niekoniecznie. Wiele osób ma skłonność do przesadzania: “a za moich czasów to…”.
    Programy nauczania muszą się zmieniać, kwestia tego w jaki sposób i czego mają uczyć. Sposób osiągnięcia tego celu jest drugorzędny.
    Dlaczego nie korzystać z komputerów, skoro teraz świat na nich jest oparty? A to że 20 lat temu nie każda uczelnia wyższa, a co dopiero podstawówka je posiadała bo ich nie było, jest słabym argumentem przeciwko.

  9. sciabor 27.02.2011 00:38

    No bez przesady dziecko nie uczy się w szkole alfabetu. A jak biorą literki to nie po kolei. Zapytałem siostrzenice czy zna alfabet, to nie zna. Nie potrafi ułożyć po kolei literek. Co dwa tygodnie chyba dzieci mają testy, siostrzenica zawsze ma “A”. Bo teraz nie ma ocen tylko substytut oceny, chmurki, słoneczka itp. U nas jest od A do D. Jak uczeń umie to ma A, a jak zły to ma D. Siostrzenica ma “A”, bo w domu dużo z siostrą się uczy, jest w pierwszej klasie a potrafi liczyć i czytać. Mam porównanie z innymi dziećmi, jak rodzic nie siądzie z dzieckiem to się w szkole nie nauczy. Nie twierdze że komputer jest złym narzędziem w nauce. Ale widziałeś może to co serwują tym dzieciom? W internecie są już bardziej rozwijające rzeczy.

    “Programy nauczania muszą się zmieniać, kwestia tego w jaki sposób i czego mają uczyć.”

    Dlaczego muszą się zmieniać programy nauczania? Ramy powinny pozostać te same, zmianie powinny podlegać tylko te rzeczy, które zmieniają się w obecnym rozwoju technologii. A zmieniono wykaz lektur? Uczniowie teraz nie muszą czytać całych książek, tylko poznają fragment lub opracowania. Wprowadzony został język obcy już od 1 klasy podstawowej (zmiana może i dobra, ale dziecko nie umie jeszcze ojczystego języka a już uczy się obcego). Zaniżane są kryteria nauczania z roku na rok. Przykładem może być egzamin gimnazjalny, lub maturalny. Kiedyś Licea lub uczelnie wyższe organizowały rekrutację. Teraz Rekrutacja ta została zlikwidowana i średni lub nawet mierni uczniowie bez problemów dostają się do renomowanych Liceów lub na Studia. Na maturze obniżono poziom poprzez ulgi różnego typu: nie trzeba wykazać się wiedzą z całości tylko z części poznanej wiedzy, uczeń wcześniej przygotowuje prezentację więc wie z czego będzie pytany. Aby zdać maturę trzeba co najmniej 30% punktów 🙂 Jednym słowem nie można teraz nie zdać matury. Są też dobre zmiany np. to że prace są ocenianie przez niezależnych nauczycieli.

  10. dr_Nos 27.02.2011 01:27

    W różnych szkołach, w różnych miejscach różnie bywa. Odgórnie narzucony program to jedno, a jego realizacja to drugie. Moje siostrzenice np. potrafiła czytać po przedszkolu. Kolejność nauczania liter też nie jest najistotniejsza, tak jak to czy oceną jest “A”, “5” czy jakieś słoneczko.

    “Uczniowie teraz nie muszą czytać całych książek, tylko poznają fragment lub opracowania.”
    Poznają fragmenty, ale nielicznych lektur. Opracowania we własnym zakresie. 15 lat temu ludzie też zdawali maturę bez czytania całych lektur.

    “Przykładem może być egzamin gimnazjalny, lub maturalny. Kiedyś Licea lub uczelnie wyższe organizowały rekrutację. Teraz Rekrutacja ta została zlikwidowana i średni lub nawet mierni uczniowie bez problemów dostają się do renomowanych Liceów lub na Studia.”
    Program gimnazjum od czasów wprowadzenia tego typu szkół, czyli już od ponad 10 lat się znacząco nie zmienił. Jestem pewien, że jeśli chodzi o matematykę to nie zmienił się wcale. Wiem, bo udzielam korepetycji gimnazjaliście, który korzysta z takiej samej książki jak ja 8 lat temu.
    Oczywiście mógłbym pompować swoje ego pisząc jak to on głupi jest bo wyciąga 3, a ja w jego wieku miałem same 5 i 6 z takich samych zadań, ale to nie ma sensu, bo nie każdy musi chwytać matematykę w lot, no i też po tych latach umiem dużo więcej i to czego on nie rozumie, dla mnie jest oczywistą oczywistością.

    A propos rekrutacji na studia, to nie została ona zniesiona, tylko zmieniona. Decyduje konkurs świadectw maturalnych i na najbardziej oblegane kierunki dalej jest się trudno dostać. Dalej istnieją egzaminy wstępne z przedmiotów, których kandydat nie zdawał na maturze. Najczęściej dlatego bo nie mógł, bo nie istnieje takowy z rysunku odręcznego, jaki się odbywa na wydziałach architektury.
    Widziałem i rozwiązywałem przygotowując się do matury arkusze egzaminacyjne na uczelni, na której obecnie studiuje z przełomu lat ’80 i ’90. Wielkiego wrażenia na mnie nie wywarł i myślę, że nie przestraszyłby też większości maturzystów zdających te przedmioty jako rozszerzone dałaby sobie z nimi radę. Moim zdaniem różnica poziomów między starą a nową maturą jest wyolbrzymiana na siłę przez malkontentów.
    Dewaluacja wyższego wykształcenia wynika głównie z poziomu uczelni prywatnych, na których “kształci się” 2/3 z 2 milionów wszystkich studentów. Na państwowych poziom, wcale tak bardzo nie spadł. Jeśli się zmieni zasada finansowania “od łebka”, to wcale nie będzie gorszy niż wcześniej.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.