Lawinowo rośnie otyłość wśród dzieci

Opublikowano: 21.10.2012 | Kategorie: Wiadomości z kraju, Zdrowie

Liczba wyświetleń: 629

Dietetycy biją na alarm. Jeszcze 5 lat temu 11-12 procent dzieci cierpiało na otyłość, obecnie wskaźnik ten wynosi już 18 proc. Według danych Światowej Organizacji Zdrowia aż 29 proc. polskich 11-latków ma nadwagę. Obecnie nikt nie kontroluje tego, czy żywność sprzedawana i podawana dzieciom w szkołach zawiera szkodliwe składniki, powodujące nadwagę i otyłość. Mają to zmienić przepisy, nad którymi pracuje Sejm.

Według badań Światowej Organizacji Zdrowia przeprowadzonych w 39 krajach, Polska znalazła się na siódmym miejscu od końca pod względem wskaźnika otyłości wśród dzieci. Lawinowo rosnącą liczbę otyłych dzieci potwierdzają także dietetycy.

– Przyjmuje się, że około 18 proc. dzieci i młodzieży ma otyłość, a w większych miastach nawet co czwarte dziecko – mówi Agencji Informacyjnej Newseria Hanna Stolińska z Instytutu Żywności i Żywienia. – Jeszcze pięć lat temu otyłych dzieci było 11-12 proc.

Sejm rozpoczął prace nad zmianami w ustawie o bezpieczeństwie żywności i żywienia, które mają na celu wprowadzenie zakazu sprzedaży i podawania w przedszkolach i w szkołach produktów zawierających: syntetyczne substancje słodzące, zawarte w napojach gazowanych i energetyzujących, tłuszcze trans, produktów zawierających ponad 1,25 g soli lub 0,5 sodu na 100 g (czyli chipsów, słonych paluszków, popcornu i słonych przekąsek) oraz wzmacniacze smaku.

Eksperci uważają te zmiany za słuszne, ale wskazują na ich niedopracowanie.

– Nie są podane konkretne wartości wszystkich składników, których nie będą mogły zawierać produkty w sklepikach szkolnych i to wymaga jeszcze dyskusji ekspertów – mówi Hanna Stolińska. – Dotyczy to przykładowo kwasów tłuszczowych trans. Na opakowaniu nie jest podana ilość tych kwasów, ale znajdują się one na przykład w twardych margarynach, z których są wytwarzane drożdżówki, ciasteczka i paluszki kupowane w sklepikach szkolnych.

Dlatego eksperci są zdania, aby w toku prac w Sejmie przeanalizować ilość danych składników w poszczególnych produktach. W przeciwnym wypadku niemożliwe będzie nałożenie sankcji na sprzedających.

– Myślę, że w przepisach należy podać konkretne produkty, których nie wolno sprzedawać w sklepikach szkolnych – dodaje Hanna Stolińska.

Obecnie dużym problemem w praktyce jest całkowity brak kontroli nad tym, jakie produkty żywnościowe sprzedaje i podaje się dzieciom w szkołach.

– Nikt tego nie kontroluje – przyznaje dietetyczka z Instytutu Żywności i Żywienia. – Jedynie stacja sanitarno-epidemiologiczna może kontrolować to, co znajduje się w stołówkach szkolnych.

Proponowana w nowelizacji kara za nieprzestrzeganie zakazu sprzedaży szkodliwych produktów żywnościowych w szkołach będzie wynosiła do trzydziestokrotnego przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego w gospodarce narodowej za rok poprzedzający. Kary w tej wysokości są przewidziane obecnie za inne naruszenia przepisów ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia.

Według nowego prawa dyrektor szkoły będzie mógł rozwiązać umowę, na podstawie której podmiot zewnętrzny serwuje lub prowadzi na terenie szkoły sprzedaż żywności i napojów niedozwolonych.

W ocenie ekspertów w praktyce trudne jest egzekwowanie sankcji dla sprzedających niezdrową żywność i produkty żywnościowe.

– Dlatego warto postawić na edukację żywieniową i to zarówno dzieci, rodziców, jak i nauczycieli, tak aby to oni dokonywali wyboru, co kupują w sklepikach szkolnych – uważa dietetyk.

Oprócz zakazu sprzedaży i podawania szkodliwych produktów żywnościowych, nowelizacja ma wprowadzić również zakaz ich reklamowania. Wszystkie te zakazy mają obejmować przedszkola, szkoły podstawowe oraz gimnazja i innych placówki opiekuńczo-wychowawcze oraz oświatowo-wychowawcze, zarówno publiczne, jak i prywatne. Będą one dotyczyć żywności sprzedawanej w sklepikach, ale również w automatach znajdujących się na terenie szkół.

Wprowadzony ma być także zakaz podawania posiłków zawierających szkodliwe składniki w stołówkach szkolnych, co dotyczyłoby zarówno posiłków przygotowywanych na miejscu, jak również dostarczanych do szkół przez firmy cateringowe. Podobne przepisy są wprowadzane w innych krajach. Zakaz sprzedaży niektórych produktów w szkołach obowiązuje m.in. w Kanadzie, na Łotwie, we Francji oraz w Anglii.

Źródło: Newseria


TAGI: , , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

5 komentarzy

  1. jasmin 21.10.2012 10:38

    Dzieci otyłe,to dzieci ludzi,którym powodzi się trochę lepiej.I mamusia zamiast rano ciepłej i zdrowej zupki to 20zł. i kup sobie pociecho ciacho.

  2. XXIRapax 21.10.2012 12:02

    Taaa… Szkolne sklepiki są największym generatorem problemu otyłości u dzieci.
    W normalnych sklepach przecież sprzedawana jest zdrowa żywność, którą spożywają zdrowi, nie otyli ludzie, którzy nie karmią nią swoich pociech.
    Aż chce się powiedzieć:
    Gdyby nie tych kilka zapalnych regionów na Świecie, byłby on taki piękny:)

  3. przemex 21.10.2012 13:36

    Otyłość jest dobra. Człowiek otyły to człowiek chory a przecież takich właśnie potrzebuje nasza gospodarka, aby aptekom i big pharmie żyło się lżej. Po cholerę wydawać miliardy na trucie chemtrailsami jak wystarczy dać śmieciowe żarcie i ludzie sami, za własne pieniądze się wytrują.

    btw. tu mi kaktus wyrośnie jak administracyjnie coś z tym zrobią …

  4. sfisol 22.10.2012 09:04

    Problem się zaczyna już w niemowlęctwie jak dziekco płacze a rodzice zamiast się zastanowić o co chodzi, to napychają dzieciaka “flipsami”. Dziecko uczy się od razu, że na stres najlepsze jest zapychanie się.

  5. goldencja 23.10.2012 12:47

    W parku, w kinie, u znajomych, u rodziny, wszędzie widzę, że dzieciakom wciska się słodycze, colę i inne świństwa, żeby kupić trochę czasu dla siebie. Dzieci cierpią przez głupotę własnych rodziców.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.