Konserwatywna bajka o smoku

Opublikowano: 25.02.2013 | Kategorie: Gospodarka, Publicystyka

Liczba wyświetleń: 1196

Polityka deprecjonowania ludzi pobierających zasiłki to krok do uznania wszystkich beneficjentów pomocy państwa za zbędny balast oraz zatrucie toksyczną retoryką debaty publicznej w Wielkiej Brytanii, umożliwiające rządzącym demontaż resztek państwa dobrobytu.

Bestia pojawiła się na Wyspach nagle. Potwór co prawda nie zieje ogniem, ale i tak budzi odrazę pracującego ludu miast i wsi. Ogromny, nienasycony, nieznający lęku gad zamiast owiec i dziewic pożera owoce wytwarzane przez pracujących w pocie czoła, porządnych Brytyjczyków. Przed totalnym spustoszeniem Wielką Brytanię ratują jedynie błękitni rycerze drewnianego stołu umieszczonego w twierdzy przy Downing Street 10. Pięknolicy David William Donald Cameron, szlachetny George Gideon Oliver Osborne oraz nieustraszony George Iain Duncan Smith. Wierny zazwyczaj giermek Davida – Nicholas William Peter Clegg – od walki ze smokiem tym razem się dystansuje. Na krucjatę wyrusza więc tylko trójka niezłomnych muszkieterów. Monstrum czeka. Bestia też jest gotowa. A imię jej – Skiver.

Skiver to w wolnym tłumaczeniu darmozjad. Oszust. Bumelant uchylający się od pracy. Pasożyt wyłudzający zasiłki. Wyzyskiwacz pomocy społecznej nielegalnie i niemoralnie czerpiący profity z ciężkiej pracy uczciwych ludzi – striversów. Osób, które, dla odmiany, wypruwają sobie żyły za pensję minimalną. Pracusiów, którzy w powszechnym, choć błędnym przekonaniu utrzymują całą armię nierobów, na podatkowych barkach dźwigając niekompetentnych urzędników, pracowników sektora publicznego i bezrobotnych. Striversi to wieloetatowcy. Ciągle zaganiani, przepracowani i przemęczeni. Sól brytyjskiej ziemi. Tej ziemi.

Skivers vs. strivers – to fraza, która w ostatnim miesiącu zagnieździła się w centrum debaty publicznej na Wyspach. Jeszcze kilka lat temu słowa te były niemal zupełnie nieużywane. Na początku 2013 r. weszły jednak do powszechnego języka, politycznego słownika oraz medialnej narracji. Wypromowane przez ministra pracy i emerytur Iaina Duncana Smitha szybko zostały podchwycone przez media, społeczeństwo oraz liderów partii opozycyjnej. Antagonizowanie grup społecznych znajdujących się na samym dole drabiny społecznej to proces przemyślany. Rządzącym Wielką Brytanią konserwatystom dominująca w 2013 r. narracja i zarządzanie społecznymi negatywnymi emocjami pozwalają na prowadzenie antyspołecznej polityki oraz postawienie pod ścianą partii opozycyjnej. Deprecjonowanie i dehumanizowanie bezrobotnych uwalnia rządzących od problemów rynku pracy, odciągając uwagę opinii publicznej od kiepskiej kondycji brytyjskiej gospodarki i nieskutecznej polityki rządu. A społeczna złość kanalizowana jest w kierunku ludzi zależnych od pomocy państwa. Podział my – oni, zazwyczaj przejawiający się wrogością społeczeństwa do establishmentu, został zastąpiony podziałem na pracowitych i leniwych. Lepszych i gorszych obywateli. Pożytecznych członków społeczeństwa i darmozjadów. Ten podział jest jednak nie tylko społecznie szkodliwy, politycznie nieodpowiedzialny i kulturowo niebezpieczny, ale opiera się przede wszystkim na fałszu.

Już w 2011 r., zaraz po tym, jak kanclerz George Osborne ogłosił plan cięć wydatków budżetowych, poparcie dla torysów wzrosło z 35 proc. do 39 proc., a prawie połowa społeczeństwa (47 proc.) uważała, że rządowy plan oszczędnościowy jest słuszny. Dziś, kiedy notowania partii rządzącej są poniżej sondażowego poparcia dla labour, torysi mają nadzieję, że podobny manewr pozwoli im na polityczną kontrofensywę. Umiejscowienie w centrum debaty publicznej frazy „skivers vs. strivers” kilka tygodni przed ogłoszeniem przez Iana Duncana Smitha wstrzymania zasiłków na dzieci dla rodzin mających przychody powyżej 50 tys. funtów rocznie oraz ograniczenia wzrostu pozostałych świadczeń socjalnych do 1 proc. rocznie przez najbliższe trzy lata ma za zadanie umiejscowić Partię Pracy po złej stronie barykady jako „obrońców darmozjadów”. Lewica, która głośno sprzeciwia się proponowanym cięciom, w zamyśle prawicy powinna jawić się społeczeństwu jako partia nieodpowiedzialna, obciążająca budżet, planująca nierozsądne „rozdawnictwo społeczne”. To dobra, a przede wszystkim skuteczna politycznie taktyka. Na przestrzeni lat bowiem w brytyjskim społeczeństwie nastąpiła erozja społecznej solidarności. W wyniku trudności ekonomicznych sympatia opinii publicznej do bezrobotnych stopniowo topniała. Sondaże pokazują, że nawet osoby o niskich dochodach, a więc te, które same pobierają świadczenia, takie jak chociażby Working Tax Credit albo dodatki mieszkaniowe, oburzają się na „rozbuchany brytyjski system socjalny”, twierdząc, że zbyt wiele środków trafia do „niewłaściwych osób”. Za każdym razem kiedy rząd ogłasza cięcia, do boju wyruszają polityczni spin doktorzy, puszczając w ruch tabloidalnego potwora, który z chęcią połyka „szokujące dane” i cyklicznie publikuje opowieści o „wielopokoleniowych nigdy niepracujących rodzinach” oraz o „oszustach nielegalnie wyłudzających świadczenia społeczne”. Ta narracja wzmacnia powszechne przekonanie, że na rządowych cięciach najwięcej stracą ci, którzy przez lata wykorzystywali państwo i uczciwych podatników.

Opinia publiczna jest jednak wprowadzana w błąd. Kiedy minister pracy i emerytur Iain Duncan Smith mówi o „problemie bezrobocia przechodzącego z pokolenia na pokolenie”, sugerując, że są ludzie lepsi i gorsi, determinowani biologicznie, świadomie dezinformuje. Liczba gospodarstw domowych, w których nie pracują zarówno rodzice, jak i dorosłe dzieci, wynosi zaledwie 1 proc. I to nie jest 1 proc. całego społeczeństwa, ale 1 proc. ogółu bezrobotnych. Brak wiedzy i dezinformację społeczną jeszcze lepiej obrazują badania TUC (Trades Union Congress), według których ludzie są przekonani, że wydatki na osoby bezrobotne stanowią 41 proc. budżetu ministerstwa pracy, podczas gdy w rzeczywistości jest to zaledwie 3 proc. Jeszcze gorzej wygląda kwestia potencjalnych oszustów. Opinia publiczna sądzi, że co trzeci bezrobotny wyłudza zasiłki bezpodstawnie, mimo że zaledwie promil beneficjentów świadczeń socjalnych dokonuje takich praktyk. 0,7 proc. według TUC i jeszcze mniej – 0,3 proc. według raportów Ministerstwa Pracy i Emerytur. Rząd walczy więc zaciekle z oszustami, którzy niemal nie istnieją. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że ma o tym kompletną wiedzę. Partia konserwatywna wspólnie z konserwatywną prasą wspólnie kreują mitycznego potwora, który jest równie rzeczywisty jak smok z bajki. Dramat polega jednak na tym, że wymachując budżetowym toporem niby w kierunku niebezpiecznej i groźnej zjawy, obcinają realne byty i głowy. Ścigając i tropiąc widmo, dopadają rzeczywistych ludzi, świadomie zabijając pozostałości państwa socjalnego.

Zamach na brytyjskie państwo opiekuńcze (Welfare State) był szybki i skuteczny. Zgon nastąpił 7 stycznia. Dokładnie tydzień po jego siedemdziesiątych urodzinach. Cudowne dziecko liberała Williama Beveridge’a miało być w zamyśle czymś w rodzaju siatki bezpieczeństwa dla tych, którzy balansując na trudnej życiowej linie, stracą równowagę. Zbudowane na powojennej refleksji oraz solidaryzmie społecznym przez 70 lat pomagało wszystkim. Każdy mógł liczyć na bezpłatną edukację, służbę zdrowia, renty, emerytury, dodatki wychowawcze i opiekuńcze, a ci, którzy na drabinie materialnej znajdowali się niżej, także na mieszkanie komunalne i zasiłki. Atakowane i krytykowane przez konserwatystów od początku lat 80., oparło się nawet Żelaznej Damie. Poległo od pchnięcia dokonanego przez Davida Camerona. Zmiana w świadczeniach socjalnych wprowadzona przez brytyjski rząd jest w praktyce końcem państwa opiekuńczego. Cięcia mają przynieść oszczędności rzędu 4 mld funtów. Stracą jak zawsze biedni. Ale nie tylko oni.

Według rządowego raportu cięcia odczuje 300 tys. pielęgniarek, 150 tys. nauczycieli, 40 tys. żołnierzy. Institute for Fiscal Studies (IFS) przewiduje dodatkowo, że do końca kadencji tego parlamentu liczba dzieci żyjących na granicy ubóstwa wzrośnie do 400 tys., zaś liczba dzieci żyjących poniżej progu ubóstwa zwiększy się o pół miliona. Prof. Jonathan Bradshaw z Uniwersytetu w Yorku (Social Policy) w swoim raporcie „Benefits uprating and living standards” ostrzega też, że polityka rządu spowoduje postępującą degrengoladę społeczną i znaczące obniżenie standardu życia. Rozprawia się także z kolejnym społecznym, medialnym i politycznym mitem, jakoby osoby bezrobotne otrzymywały zasiłki większe od pensji tych, którzy pracują. W rzeczywistości zasiłek dla poszukujących pracy stanowi dziś zaledwie 11 proc. średnich dochodów w Wielkiej Brytanii. W 1948 r. było to 18 proc. średnich dochodów, w latach 1960. – 20 proc., a w roku 1979 – 22 proc. Realnie więc na przestrzeni lat zasiłek dla bezrobotnych w stosunku do średniej pensji zmalał o połowę. Zwiększyło się za to bezrobocie (trzykrotnie w stosunku do czasów powojennych) oraz proporcja osób pracujących za najniższe wynagrodzenie (z 10 do 20 proc.). Zaś liczba tych, którzy nie mogą znaleźć pracy dłużej niż rok (long-term unemployment), w stosunku do roku 2011 wzrosła o 146 proc.

Rządowa kampania informacyjna oraz pozorowana walka z nierealnym smokiem – leniwym beneficjentem państwa socjalnego, to tak naprawdę tylko zasłona dymna. Zaciemnienie gospodarczego obrazu. Ucieczka rządzących od odpowiedzialności za fatalny stan brytyjskiej ekonomii oraz złych decyzji podjętych na początku kadencji. Decyzji, jakie dziś krytykowane są nawet przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy (IMF), który zaniepokojony jest skalą cięć w Wielkiej Brytanii i ostrzega, że duszenie popytu będzie miało katastrofalne skutki dla rozwoju, zwiększenia zatrudnienia oraz wzrostu gospodarczego niezbędnego do zwalczenia deficytu. Mimo to odurzone konserwatywnym narkotykiem brytyjskie społeczeństwo zmianom proponowanym przez torysów cały czas przyklaskuje. W czasach kiedy zmieniono politykę z mechanizmu rozwiązywania problemów i zarządzania państwem w mechanizm omijania problemów i zarządzania emocjami ludności, rozwiązanie problemu przychodzi wraz z jego demonizacją. Tak było z sektorem publicznym, emigrantami i bezdomnymi. Tak jest teraz z bezrobotnymi. Tyle tylko, że kampania przeciwko tym, którzy „wyłudzają” zasiłki, to pierwszy krok do uznania wszystkich beneficjentów pomocy państwa za zbędny balast. To zasianie polityki deprecjonowania tych zależnych od państwowej pomocy oraz droga do prowadzenia złej i nieskutecznej polityki społecznej.

Autor: Radosław Zapałowski
Źródło: eLondyn


TAGI: , ,

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć "Wolne Media" finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji "Wolnych Mediów". Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

11 komentarzy

  1. religiatoPCPdlaludu 25.02.2013 11:09

    Jak ładnie tłumaczy JKM, rząd nie ma własnych pieniędzy. Żeby komuś dać najpierw musi zabrać. No to komu służą cięcia wydatków i podnoszenie podatków?

  2. poprostujakub 25.02.2013 11:29

    Międzynarodowy Fundusz Walutowy jest instytucją która o pomocy nie powinna się wypowiadać, bo jej rady wpędziły już w spiralę zadłużenia kilka krajów.
    Dalej – czym się różni sprawiedliwość od sprawiedliwości społecznej? Tym samym czym krzesło od krzesła elektrycznego. Jeśli ludzie nie chcą płacić na bezrobotnych, to nikt nie ma prawa ich do tego zmuszać.

    A na koniec: skąd w “państwie opiekuńczym” bierze się bezrobocie:
    http://dwagrosze.com/2013/02/produkcja-bezrobocia-w-socjalizmie.html

  3. MilleniumWinter 25.02.2013 22:33

    @xxx31
    Jak masz zamiar tak bez sensu chędożyć to dlaczego nie rzucisz pracy i nie żyjesz sobie “jak lord” jak inni bezrobotni?
    BYŁEM PONAD ROK BEZ PRACY, ZASIŁEK STRACIŁEM PO PÓŁ ROKU. WYSOKOŚĆ ZASIŁKU 586 ZŁ NETTO.
    Gdyby nie praca żony to mieszkałbym pod mostem (jak bym znalazł wolne miejsce) i jadł to co inni wyrzucili.
    Więc z łaski swojej. NIE PIERDOLCIE O KRZEŚLE ELEKTRYCZNYM.

  4. ppp 25.02.2013 22:39

    podobna taktyka jak w stosunku do obcych (http://wolnemedia.net/spoleczenstwo/chlopcy-ktorzy-nienawidzili-obcych/), jak się zaczyna źle dziać to społeczeństwo się burzy więc żeby nie wyszło na ulice to się znajduje chłopca do bicia, raz jest to “pakistaniec” innym razem bezrobotny itd

    @MilleniumWinter rzecz w tym że nie wszyscy są tacy jak ty, znajdą się tacy którzy na tym systemie żerują, ciekawe ile nastolatek w Wielkiej Brytanii celowo zaszło w ciążę żeby dostać mieszkanie?

  5. MilleniumWinter 25.02.2013 22:43

    PS. Na ten mój półroczny zasiłek przez 10 lat potrącano mi składkę z wynagrodzenia. Tak więc de facto sam sobie wypłacałem zasiłek.

  6. MilleniumWinter 25.02.2013 22:46

    @ppp
    Czyli uważasz że dlatego że banda urzędników nie potrafi wyłapać naciągaczy i oszustów należy tych uczciwych skazać na śmierć? Tak na śmierć bo brak środków do życia najczęściej prowadzi do śmierci lub wejścia w konflikt z prawem.
    PS. Ciekawe jakim cudem system ten działał jeszcze 30 lat temu. Co się zmieniło? Gdzie przesunęły się zyski z pracy?

  7. poprostujakub 25.02.2013 23:38

    @MilleniumWinter
    Zasiłek ma być głodowy, ażeby pogonić delikwenta do roboty. A że roboty nie ma? No cóż, jak się chce “darmowego” lekarza, “darmową” szkołę i inne “darmowe” rzeczy, to się okazuje że koszt zatrudnienia pracownika wynosi więcej niż wartość wytworzonych przez niego dóbr…
    Co się zmieniło? Ano to, że kiedyś był “wyzysk” i były pieniądze na utrzymanie nielicznych bezrobotnych, a teraz każdy chce “godną płacę”, więc pracodawcy nie zatrudniają, więc nie ma pieniędzy…

  8. MilleniumWinter 25.02.2013 23:45

    @poprostujakub
    Powtarzasz hasła z TV. Żal 🙁
    A wystarczy sprawdzić krotność zarobków prezesów w stosunku do zarobków personelu średniego kiedyś i obecnie. Gdy pracujący zarabiają grosze to i grosze odprowadzają do budżetu. Kiedyś zarobki były wyższe a jednak ludzie mieli pracę ponieważ za te zarobki kupowali produkty innych osób z otoczenia. Na tym polega rozumne gospodarzenie. Nie na tym że pieniądze zarobione w Polsce trafiają do Chińczyka czy Hindusa a zyski z firmy do Amerykanina czy Izraelczyka.

  9. ppp 26.02.2013 09:46

    @MilleniumWinter

    “Czyli uważasz że dlatego że banda urzędników nie potrafi wyłapać naciągaczy i oszustów należy tych uczciwych skazać na śmierć?”
    nie, zdecydowanie tak nie uważam, należy szukać metod żeby tych nieuczciwych odsiać, np. podnieść płace minimalne do akceptowalnego poziomu (lub określić odpowiednio wysoki próg płacy minimalnej dla bezrobotnego) i w przypadku gdy delikwent ma możliwość podjęcia takiej pracy a nie chce to sorry;

    “Nie na tym że pieniądze zarobione w Polsce trafiają do Chińczyka czy Hindusa a zyski z firmy do Amerykanina czy Izraelczyka”
    to jest taki nacjonalizm ekonomiczny, rozumiem że jesteś też przeciwny firmom których siedziby są w Polsce a oddziały za granicą?

  10. ppp 26.02.2013 09:50

    a zarobki prezesów powinno się obciąć lub podnieść zarobki personelu niższego szczebla, proponuje ustanowić przepis określający stosunek płacy prezesa i szeregowego pracownika tzn. że np. zarobek szeregowego nie może być niższy niż 1/50 płacy pracodawcy

  11. cetes 26.02.2013 19:35

    Trzeba zacząć od podstaw, czyli płacić pracownikom za pracę, a nie tylko za przyjście do niej.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz.
Jeśli już się logowałeś - odśwież stronę.