Kijów – rok po Majdanie i utracie Krymu
Przylatuję do Kijowa. Jest końcówka maja 2015 roku. Ostatni raz byłem tu w marcu 2013. Pamiętam ogromne śniegi, paraliż miasta i odwołane loty. Siedziałem wtedy na najwyższym piętrze hotelu i przez dwa dni wypatrywałem lepszej pogody, aby wrócić do Warszawy. Miałem przeczucie, że w tym roku coś się stanie ważnego.
Rewolucja wybuchła w listopadzie. Potem obserwowałem wydarzenia na Majdanie, rewolucję godności i wojnę z Rosją, z perspektywy internauty. Moimi głównymi źródłami wiedzy to pół-amatorskie portale i stacje telewizyjne jak Hromadske.tv (obywatelska inicjatywa Mustafy Najema i jego kolegów „niepokornych dziennikarzy”, którzy za Janukowicza tracili jeden po drugim pracę w mediach „głównego nurtu”. Hromadske uważam za jeden z najlepszych kanałów obywatelskiej komunikacji. Telewizja jest tylko w sieci, ale cieszy się ogromnym szacunkiem wśród Ukraińców. Oglądam też czasem Espresso.tv, inicjatywę nieco bardziej profesjonalną i z większym budżetem, organizowanym przez posła do Rady Mykołę Kniażyckiego i wpieranym między innymi przez jego polskich przyjaciół biznesowych (Michał Broniatowski i Krzysztof Stanowski).
Już na drodze do centrum miasta wyraźne zmiany. Dwa lata temu na bilbordach przy drodze były reklamy wódki i rozebrane panienki, które reklamowały wszystko inne. Teraz widzę apele o modlitwę, deklaracje patriotyczne, prośby o wsparcie armii. Ale nie ma w Kijowie atmosfery wojny. Ludzie zachowują się normalnie, żyją normalnie. Kawiarnie i restauracje pracują tak jak wcześniej. W sklepach i centrach handlowych jedyne co się rzuca w oczy to liczne skarbonki i plastikowe urny z prośbą o wsparcie żołnierzy na froncie, pomoc rannym oraz rodzinom ofiar.
Spotykam Pawła Sałygę – swojego starego przyjaciela z celi nr 21 w Mińsku w 2006 roku. Ze swoją dziewczyną Marianą oprowadzaj mnie po Majdanie i okolicach. Pokazuje, gdzie stał na barykadzie, gdzie Mariana robiła kanapki, herbatę i pomagała sanitariuszom. Opowiada jak bardzo się bał, nie wstydzi się swojego tchórzostwa, gdy zapadł na dwie godziny pod barykadą jak zaczęli strzelać w ich stronę. Rzeczywiście obrońcy Majdanu mieli już 18 lutego poszczególne sztuki broni, najczęściej myśliwskiej i z dwóch stron świstały kule. W nocy z 19 na 20 lutego było najbardziej dramatycznie, wydawało się, że Berkut i milicja rozgniecie ich, ale stało się coś dziwnego. Cud? Paweł nie wiedział stojąc na barykadzie, że nastąpiło polityczne przesilenie i władza się zwija. Wtedy ruszyli Instytucką do góry w naiwnym przekonaniu, że z całym tłumem dojdą do dzielnicy rządowej. I wtedy się zaczęło. Na jego oczach osuwali się na ziemię koledzy. Paweł przyległ do ziemi, a potem pełzając wrócił do swojej bezpiecznej barykady pod Michałem Archaniołem.
Nie pojechał na wojnę na Wschód, uważa się za kiepskiego żołnierza. Przez wiele miesięcy leczył rany i traumę. Zimą wyjechał z Marianą do Indii i Sri Lanki. Wrócili właśnie na początku maja i zastanawiają się jak zacząć normalne życie. Tymczasem nie usypiające widmo wojny i nowej fali rosyjskiej agresji nie pozwala na spokojne układanie sobie życia.
Dzisiaj Pawła urodziny, zaprasza na wieczór do baru w centrum miasta. Spotykam jego najbliższych, Matkę, siostrę. Kolegów i koleżanki ze studiów i z pracy na uniwersytecie. Przyjaciół z wypraw rowerowych. Ponad dwadzieścia osób. W toastach na cześć Pawła przypominają jego odwagę, uzdolnienia, i to czego się od niego nauczyliśmy. Ja się też wiele nauczyłem, mimo że dzieli nas różnica pokoleń. Jego postawa w 2006 roku na Płoszczy w Mińsku i na Majdanie w Kijowie sześć lat później są przykładem odwagi tam gdzie człowiek zdaje sobie sprawę ze swojej słabości tchórzostwa.
Potem dyskusja w szerszym gronie o UPA. Koledzy Pawła dziwią się skąd w Polsce taka czarna legenda ludzi, którzy nic do Polski nie mieli a walczyli słusznie z Sowietami. Opowiadam historię swojej rodziny z Wołynia i tłumaczę, że moja Mama do końca swojego życia nienawidziła Ukraińców. Patrzą na mnie zdumieni. Tak, przyjaciele mogą sobie takie rzeczy mówić otwarcie, trzeba łamać bariery i iść do przodu. Przyznają mi w końcu rację, że u nich takiej otwartej dyskusji o przeszłości brakuje.
W telewizji mecz transmitowany z Warszawy, cała sala najpierw wrzeszczy z radości, potem się smuci. Tłumaczę na wszelki wypadek, że Krychowiak to obywatel Francji (hi, hi, hi, i tak nikt nie wierzy).
Żegnam się z Pawłem. Wracam z Kijowa z prezentem z Majdanu. Artefakt rewolucji godności. Zamówiony w ubiegłym roku – gdy intensywnie rozmawialiśmy z Pawłem przez telefon – kamień z ulicznego bruku, zapakowany w folię. Tak, aby zachował zapach rewolucji. Czuć rzeczywiście smród palonych opon, benzyny i gazu łzawiącego. Paweł mówi, że to zapach napalmu, który poranił mu ramię i spalił kawał skóry.
Po powrocie do Warszawy czytam, że Rosja znów gromadzi siły na granicy z Ukrainą.
Autorstwo: Mariusz Maszkiewicz
Źródło: FundacjaWiP.wordpress.com